wtorek, 30 czerwca 2015

Zamień problem na wyzwanie




"Usuń ze swojego słownika słowo PROBLEM
i zastąp słowem WYZWANIE,
życie stanie się nagle bardziej ekscytujące"


A. Camus

Chciałam się z Wami tym podzielić. Często piszę, byście swoje kłopoty zamieniali na wyzwanie. Ciągle jestem za to krytykowana, że robię zabawę z biedy. Ostatnio miałam sympatyczną okazję spotkania z Jankiem Melą, ba!, nawet miałam możliwość porozmawiać z nim. Jak dla mnie, to jest żywy przykład człowieka, który zamienia problem na wyzwanie. Ja przy nim poczułam się jak rozkapryszone dziecko, które marudzi i skarży się na rzeczywistość. Ten człowiek przeszedł tak wiele, a mimo to stawia czoło wyzwaniom. Nie idzie po łatwiźnie np. nosi buty sznurowane, nie na rzepy, co było by dla większości oczywiste, ale on stwierdził, że nie lubi takich butów. Woli zwykłe wiązane i nauczy się je wiązać jedną ręką. Bo kalectwo i niepełnosprawność to dwie różne rzeczy. Niepełnosprawny, to osoba, której brakło wzroku, słuchu, ręki, nogi..... Zaś kaleką może być każdy z nas. Nie musi nam brakować zmysłów lub części ciała byśmy nim byli. Kalectwo jest w głowie! Janek Mela tak właśnie postrzega różnicę pomiędzy niepełnosprawnością a kalectwem. Słuchanie chłopaka, który tak wiele przeszedł w życiu, a mimo to potrafi za każdym razem się podnieść i iść dalej, daje człowiekowi "mega energię". Teraz ktoś powie, fajnie, fajnie - ma sponsorów, zwrócili na niego uwagę ludzie sławni i dzięki temu jest mu łatwiej. Naprawdę? Jest mu łatwiej, niż nam?! Myślę, że nie można się równać z kimś, kto nie ma ręki i nogi, mając wszystkie zmysły i kończyny i mogąc ich sprawnie używać. Jakiś czas temu czytałam książkę Cejrowskiego. Przyznaję, że nie wiedziałam, iż facet ma tylko jedno płuco. I co myślicie, że dzięki temu ktoś go zauważył, dzięki temu rozpoczął swoją przygodę z podróżą? Ile osób tak naprawdę od zawsze wie, że on nie ma jednego płuca od szóstego roku życia? A mimo to spełnia swoje marzenia. Czy rozpoczął swoje podróże z wypchanym portfelem i sponsorami? Nie! Ruszył bez pieniędzy z zaszytymi 200$ w ubraniu, które musiał zwrócić ojcu z odsetkami. Ale ruszył. Potem życie pomału zaczęło się zmieniać. A jak wielu z nas siedzi na kanapie i ZAZDROŚCI, siedzi i ZAZDROŚCI innym, wszystkim, którzy mają, choć odrobinkę lepiej niż on! Zamiast się zebrać i zacząć tworzyć plan. Sama osobiście przejechałam wiele lat temu 300 km autostopem przez Polskę, co prawda nie była to ekstremalna zagraniczna podróż, ale odbyłam ją bez gorsza w kieszeni, z bochenkiem chleba w plecaku i słoikiem dżemu. Trafiłam na ludzi, którzy dali torbę owoców i warzyw, jakoś dałam radę. Podróżowałyśmy we cztery młodociane dziewczyny. Bywały chwile, gdy utknęłyśmy na kompletnym odludziu i trzeba było iść 30 km, ale co to jest te 30 km dla młodości. Spałyśmy w sadzie u księdza. Dałyśmy radę, do dziś jest co wspominać. Z mężem podróżowaliśmy często, prawie za jeden uśmiech i dało się. Dużo zwiedzaliśmy, nie mając pieniędzy. Pieniądz to nie wszystko, najważniejsza jest chęć i wiara w powodzenie zamierzenia. Niedawno usłyszałam w radiu słuchacza, który dzwonił z zapytaniem, jak pozyskać sponsora na wyprawę dokoła świata. Prowadzący zapytał - ile masz lat (23 padła odpowiedź), czy jesteś w pełni sprawny i zdrowy (tak - podała odpowiedź). No to na co czekasz? Pakuj plecak i ruszaj, idź ile dasz radę, może ktoś cię podrzuci, pracuj za każde pieniądze lub wyżywienie i nocleg, a możesz w ten sposób zwiedzić cały świat, nie marnuj życia, bo masz tylko jedno, spełnij swoje marzenie. Na co słuchacz odpowiedział - pracować, fizycznie, eeee, bo ja wiem, wolę poszukać sponsora. No i to jest kwintesencja leniwej postawy ludzkiej, jak coś wymaga wysiłku, wyrzeczeń, to może ja poczekam, po marudzę, ponarzekam..... Szkoda tylko, że życia nie przewiniesz i nie wrócisz człowieku do tych młodzieńczych lat. Ten przykład wiąże się z problemami finansowymi. Po co się męczyć, żyć oszczędnie, rzucać sobie wyzwania, kombinować, szukać dodatkowych oszczędności, rezygnować z wygody, szukać dodatkowego dochodu. Lepiej po marudzę, pojęczę i pozazdroszczę innym.


Jak dla mnie to narzekanie, jęczenie i zazdroszczenie, to jest również kalectwo! Kalectwo, które siedzi w głowie. Pamiętajmy, że zazdroszcząc komuś jego życia nigdy nie wiemy, jaką on przeszedł drogę by się znaleźć w tym miejscu, w którym jest. Każdy z nas może spełniać marzenia, wystarczy ruszyć się z kanapy i starać się wytrwać w ich realizacji. Nie ważne ile razy po drodze upadniemy!! Pamiętajcie, aby Wasze życie nie przeszło obok Was i zgarnęło przy tym Waszych marzeń. 
Większość spędza życie na wymówkach, pojechała bym gdzieś ale......, odłożyła bym kasę, ale....... Wymówki, wymówki, wymówki!!! A potem mamy pretensję do całego świata, że na nas nie czeka. 
Ani życie, ani dzieci, ani przyjaciele nie będą czekać, aż nam się zachce chcieć. Ich czas jest równie cenny i nie miejcie pretensji, że coś tracicie. Nie możecie tylko biernie czekać, aż coś się samo wydarzy. 

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Placki z kaszy gryczanej czyli nic się nie zmarnuje :)



Dziś chcę Wam zaproponować kolejną pozycję z serii - nie marnujemy jedzenia, nie wyrzucamy nic!
Moją ulubioną kaszą jest kasza gryczana, ale bardzo często ugotuję jej za dużo, więc wymyślam co z tych resztek potem zrobić, by nic się nie zmarnowało. 
Kolejny mój pomysł to placki z kaszy gryczanej, można je podać na słodko lub słono. Moje dzieci uwielbiają z miodem lub jogurtem.





Składniki: 

  • 1,5 szklanki kaszy gryczanej (bez różnicy czy jest palona, czy nie)
  • 2 jajka
  • 2 łyżki masła/margaryny/oleju/oliwy dowolnie do wyboru
  • 2 łyżki mąki (ja użyłam ryżowej oczywiście pszenna jest jak najbardziej ok)
  • tłuszcz do smażenia

Wszystkie składniki wrzucam do miski, mielę je blenderem (można kasze mielić w maszynce, a następnie wszystkie składniki zwyczajnie wymieszać). Jeśli ciasto jest za gęste dodajemy w zależności od preferencji żywieniowych wodę lub mleko, tak by masa przypominały placki ziemniaczane. Smażymy niewielkie placki po obydwu stronach na złoto. Można dodać do masy odrobinę drożdży, otrzymamy coś w stylu blin gryczanych. :) 

środa, 17 czerwca 2015

Nie ma uniwersalnej recepty dla każdego na wyjście z długów



Kilka lat temu, gdy sięgnęliśmy dna zadłużenia i postanowiliśmy dalej już nie brnąć, rozpoczęliśmy poszukiwania porad, co dalej, jak działać, przecież są tacy ludzie jak my, co wpadli w spiralę kredytową. Wiem, wiem powiecie, ale głupota, kto da się w to wrobić, Polak jest nierozsądny leci po kredyty i nie myśli. Ale za nim wydacie wyrok skazujący na wieczne potępienie każdego, kto wpadł w taki „kanał” postarajcie się go zapytać dlaczego, co się stało, że tak wylądował i ma problemy finansowe. Zatem zaczęliśmy poszukiwania porad. Najpierw trafialiśmy na blogi typu skąd wziąć kasę na kredyt za mieszkanie, a tam rada – kup drugie, wynajmij i spłacaj kredyt. No jasne, ale za co mam kupić mieszkanie, skoro nie mam pieniędzy na codzienne potrzeby i rachunki? Następne, na które trafialiśmy to porady w stylu – spłać kredyt, który najwięcej kosztuje, zyskasz pieniądze i spłacaj kolejne, no i znowu wielkie oczy, ale skąd mam wziąć na jego spłatę? Kolejne porady to były w stylu twórz oszczędności – ok, ale my nadal nie mamy na życie i rachunki, z czego tworzyć oszczędności? Poczuliśmy się bezradni, 8 lat temu nie znaleźliśmy rady jak zacząć, by spłacać kredyty. Pamiętam jak po raz pierwszy obejrzałam jakiś angielski albo amerykański program o wychodzeniu z długów i nagle mnie oświeciły. Jasne trzeba przemyśleć wydatki, co ściąć, z czego możemy zrezygnować. Od lat prowadzimy budżet domowy, więc łatwiej się zorientować a co wydajemy i gdzie można zaoszczędzić. Usiedliśmy do prac tworzenia biznes planu dla naszej rodziny. Wyrzuciliśmy całkowicie żywienie na mieście, zamawianie jedzenia do domu, kupowanie gotowych potraw, rezygnacja z wysokiego abonamentu tv na podstawowy, zmiana taryf telefonów, zmiana taryfy dostarczania netu, więcej chodzić niż jeździć autem – paliwo to ogromny koszt. To były pierwsze kroki na drodze do zmniejszenia wydatków, dzięki tym ruchom zaczęliśmy dopinać miesiąc. Nie mieliśmy jeszcze możliwości, ani nic spłacić, ani odkładać, zatem należało ciąć dalej, koniec z mówieniem – muszę kupić, najpierw sprawdzam, czy nie mam w domu, czy nie mogę zrobić, czy nie mogę pożyczyć.  Koniec z kupowaniem czasopism, książek, alkoholu, słodyczy, wakacji z wyżywieniem w porządnym ośrodku (wybieraliśmy agroturystykę lub np. opiekowaliśmy się psem w zamian za mieszkanie nad morzem lub ktoś nas przenocował np. w Krakowie), koniec z wypadami do kina, teatru, pubu, koncerty itp. Książki z biblioteki, filmy z netu lub pożyczone od znajomych, ewentualnie zakupione w promocji (zasada nie więcej niż 10 zł kosztuje). Po kolejnym takim okresie zaczęły pojawiać się kwoty, które zostawały, więc zaczęliśmy od spłacania kart kredytowych i debetów (to nas najwięcej kosztowało). Kolejny krok to kupować jak najmniej ubrań, ubrania dla dzieci mieliśmy po innych dzieciach, dla nas albo przerabiałam, albo kupowałam w sklepach używana odzieżą, albo szyłam, robiłam na drutach czyli wytwarzałam. Zmiany w diecie, mięso z ubojni koszt ½ ceny w sklepie, pieczywo, ciasta, słodycze tylko domowe, mrożonki, przetwory z sezonowych owoców i warzyw kupowanych a targu, od rolnika, otrzymanych od działkowców itp.. Takie działania dały po zmniejszeniem wydatków, poprawę zdrowia, więc nie wydawaliśmy pieniędzy na lekarstwa. Kolejny ruch to szukanie bezpłatnych rozrywek dla naszej rodziny by nie tkwić w domu i nie rozdrapywać bólu braku kasy. Okazało się, że można znaleźć różne warsztaty dla dzieci, sale zabaw w centrach handlowych, pokazy parzenia kawy z degustacją, zajęcia w bibliotece, bezpłatne dni w muzeach, festyny, pokazy policji, straży, warsztaty kulinarne w restauracjach. Naprawdę sporo można znaleźć bezpłatnych rozrywek, owszem wymaga to śledzenia sytuacji w necie, ale coś za coś. Potem wpadliśmy na pomysł własnego ogródka, uprawy kiełków w zimie. Znaleźliśmy sobie hobby (to ważne by mieć się, czym zająć w wolne wieczory). Dla dzieci zajęcia w MDK-u gdzie opłaty są niskie, więc nie wydawaliśmy majątku na zajęci dodatkowe dla dzieci. W wakacje korzystaliśmy z basenu w cenie 3 zł za dziecko. Ogólnie szukaliśmy bezpłatnych lub tanich rozrywek.  Gdy dzięki naszym zmianom w życiu nasze finanse zaczęły przyrastać, wtedy mogliśmy skorzystać z rady zawartych na większości portali o wychodzeniu z długów. Ale by to móc zrobić zupełnie zminimalizowaliśmy nasze wydatki i nie jest to proces, który trwał miesiąc czy dwa, by zauważać błędy, jakie popełniamy musimy dokładnie analizować nasze wydatki. Nie ma uniwersalnej zasady dla każdego, jeden musi zrezygnować z butów za 200 zł, a inny w ogóle z zakupu ich. Po za tym każdy nas jest inny i ma inną tolerancję ascezy, każdy ma inne priorytety i rzeczy, bez których nie jest w stanie się obejść. Każdy ma inną odporność, inne widzenie świata, nie ma jednej gotowej recepty dla każdego. Ale jedna zasada na pewno jest uniwersalna przy wychodzeniu z długów – musimy zredukować nasze wydatki do minimum, a uzyskane pieniądze wykorzystywać do spłaty długów. Jak daleko jesteście w stanie się posunąć, jak bardzo jesteście zdesperowani, jak szybko chcecie to osiągnąć to już Wasza indywidualna sprawa.  Internet obecnie jest pełen złotych rad, pomysłów i kursów. Ja osobiście powiem tylko, że z radami jest jak butami jeden lubi trapery i jest mu w nich wygodnie a drugi powie, ale ciężkie one są, wole trampki.  Wychodzenie z długów musi być „szyte na miarę” owszem warto szukać pomysłów, ja również ich szukałam. Niektóre są dość ekstremalne zaczerpnięte np. z programu „Mego Sknery”, ale je dopasowałam do siebie, by to mnie było wygodnie. Podobnie jest z moim blogiem pisze go w celu opowiedzenia Wam jak ja sobie radzę z problemem finansowy, ale nie są to rady dla każdego, dla wielu to ekstrema, dla innego to szczyt rozrzutności, a dla innego zupełnie niezrozumiała głupota, a dla kilku osób pomocna dłoń.  Pamiętajcie, że wychodzenie z długów to powolny proces, to praca całej rodziny, pełna wyrzeczeń i dyscypliny, nie jest to dziedzina wolna od porażek i upadków. Wierzcie mi, że nikt z poważnych problemów finansowych nie wychodzi prosta drogą, nikt nie robi tego ze śpiewem na ustach. Nie damy rady pozbyć się długów, gdy bez zmian w naszym życiu. Musimy minimalizować wydatki, najlepiej zwiększać dochody i cały czas działać według planu, skrupulatnie i dokładnie. Ja po latach ścisłej ascezy widzę światło, nie światełko w tunelu, widzę, że moja przyszłość może być zwyczajna, bez obciążenia, bez myślenia, co włożę do garnka.

Mąż mi przypomniał, że dla niego przełomem w wychodzeniu z długów była chwila gdy uświadomił sobie, że 5 zł to nie jest tylko 5 zł, ale aż 5 zł. Czyli świadomość, że każdy grosz przybliża nas to celu. Nie ma małej, bez znaczenia kwoty, każda złotówka jest ważna. 

Wystarczy mocno chcieć, bo chcieć to móc!!! Nie wolno porzucać nadziej i nikt tego nie zrobi za Was, żaden doradca, jeśli Wy nie będziecie tego chcieli z całego serca, bez taryfy ulgowej, bez drogi na skróty!!!!!!

wtorek, 16 czerwca 2015

Najłatwiejszy sernik na zimno




Ostatnio rodzina jest nadal w stanie zachwytu nad wiejskim mlekiem, takim żywym, tłustym i gęstym. Jogurty z niego są po prostu hitem, skoro są hitem to w niedzielę zrobiłam szybki sernik, taki super ekspresowy. Do zjedzenia był po 2 godzinach, co prawda, ale pracy przy nim na 15 minut wszystkiego. Wcześniej dostałam w prezencie od teściowej formę do sernika na zimno. Ogólnie podchodziłam do niej sceptycznie, lubię prostotę, a to jakieś takie dziwne. Leżało w spiżarce chyba rok i okazało się, że sernik wychodzi w zabawnym kształcie, co prawda muszę zmienić kolejność wlewania do formy składników, ale po za tym w porządku.




  
Przepraszam za kolor zdjęcia, nie zwróciłam uwagi, że rolety są zasłonięte i wyszedł zielonkawy 
odcień, galaretki były pomarańczowe z jogurtem, a na wierzch truskawkowa.




Składniki:
  • 4 małe jogurty naturalne (gęste) lub dwa duże
  • 3 galaretki



Rozpuszczamy dwie galaretki w 300 ml wody i studzimy, następnie mieszamy z jogurtem (ja wymieszałam zwyczajnie łyżką) i wlewamy do formy, odstawiamy do lodówki. Jak już masa jogurtowa jest stężała to rozpuszczamy kolejną galaretkę (można i więcej jak ktoś lubi galaretkę) w 300 ml wody i studzimy, następnie delikatnie wylewamy na jogurtową masę i odstawiamy do lodówki.  Można oczywiście dodać owoce, biszkopty pokruszyć na spód, ale ja robię wersję bez zbożową takich ciast, a owoce właśnie dzieci pochłonęły ostatnią truskawkę, więc nie miałam pod ręką. 



poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rowerem przed siebie......nareszcie!



Rower…….
Tyle ostatni pisałam o swoim strachu przed jazdą do miasta na rowerze, a bo to ścieżek nie ma, a pobocza, a tiry. Niestety padł mi samochód i sytuacja sama zażądała, bym wsiadła na rower i pojechała do miasta, nie jeździłam kilka lat, rower stał w kącie i niszczał. Nie było wyjścia, trzeba było koła dopompować, kurz z roweru wytrzeć i ruszyć w drogę.  No, więc wsiadłam i pojechałam 5 km w jedną stronę, do miasta i z powrotem, po drodze natrafiłam na wypadek – zderzył się bus z osobowym autem, trzy karetki pogotowia, dwie straże pożarne, policja, na szczęście tylko drobne rany u uczestników wypadku, droga zupełnie zablokowana, auta kierowane objazdem, a my z synem boczkiem i szybko ominęliśmy zator. Okazało się, że z boku jest wąska ścieżka, której nie widać z asfaltu, ale dla roweru wystarczy, więc musieliśmy około 1,5 km jechać tylko niebezpiecznym odcinkiem. No i wpadliśmy w trend jazdy na rowerze, czemu wcześniej tak panikowałam, ale głupota, po co było tracić pieniądze na paliwo? Syn zachwycony, on chce teraz tylko na rowerze. Rany ile zalet ma taka podróż, zwiedzałam okolicę, nie wydawałam pieniędzy na paliwo, nie denerwowałam się korkiem, dobre dla zdrowia. Owszem ma i swoje wady zajmuje więcej czasu, nie mogę przewieść większych zakupów, w czasie nie pogody nie jest już tak miło, słońce praży w upale jest nie fajnie, w czasie deszczu zupełnie nie fajnie, ale i tak nam się podoba :) Od czwartku udało mi się przejechać w sumie około 30 km na rowerze, nie jest to dużo, ale po latach bez roweru to całkiem nieźle. Żałuję, że tyle lat unikałam roweru, wolałam chodzić pieszo, niż wsiadać na rower.  Zupełnie w tej chwili nie rozumiem swojego podejścia. Ile mogłam przez te lata oszczędzić na paliwie, jedynie na swoje usprawiedliwienie mam, że dzieci ciągle wydawały mi się za małe na takie wycieczki w pełnym ruchu samochodowym. Syn ma 13 lat i już całkiem nieźle sobie radzi, córka ma 11 lat i jeszcze się boi, więc na razie jeździmy po wsi, lesie i okolicy gdzie nie ma dużego ruchu samochodowego. Niestety nie możemy wsiąść wszyscy na rowery i jechać całą naszą piątką na wycieczkę, najstarszy syn nie jest w stanie utrzymać równowagi, a gdy miał rower trójkołowy nie podporządkowuje się kierunkowi jazdy całej grupy. On ma swoją wizję drogi. Może uda nam się wymyślić samoróbkę tandemu i dzięki temu mógłby jechać z mężem, ale nie w tym roku niestety. Na razie jeździ na hulajnodze, gdy rodzeństwo go nadzoruje na rowerach.

Jeśli macie opory przed rowerem, spróbujecie wsiąść na rower i ruszyć przed siebie, może i Wam się spodoba. Mnie się spodobało, ale to wiadomo rzecz gustu, a o gustach się nie dyskutuje :)




Przepraszam, ale nie zapisałam skąd jest zdjęcie. 
Autora bardzo przepraszam, jeśli to będzie problem to usunę. 



czwartek, 11 czerwca 2015

Koktajl truskawkowy



Ciąg dalszy truskawkowego szaleństwa:) Moja rodzina uwielbia truskawki i w sezonie zjada ich sporo, zaś ten koktajl jest wyjątkowy, bo powstał z naszych własnych truskawek oraz z jogurtu zrobionego w domu z prawdziwego wiejskiego mleka. Udało mi się znaleźć rolnika, który sprzedaje po za warzywami mleko i jajka. Kupiłam na próbę u niego 6 litrów i przyznam i okazało się hitem. Dzieci oszalały na punkcie tego mleka, jogurt wychodzi gęsty, maślany, zupa mleczan tłusta i treściwa. Ogólnie do mleka krowiego mam zastrzeżenia pewne, ale to raczej do mleka sklepowego, bo to prawdziwe, żywe wiejskie mleko bije na głowę wszystkie inne. Kupiłam 6 litrów we wtorek, dziś mam 1,5 litra w lodówce i 2 litry kwaśnego czekają na zrobienie sera, czyli zostanie mi ½ litra dziś wieczorem po zrobieniu sera. Muszę zamówić kolejne 6 litrów J Polecam poszukać takiego rolnika, znam osoby, które jadą 20 km rowerem by kupić raz w tygodniu mleko, ser, śmietanę prosto od producenta mleka J







Skład koktajlu jest prosty: truskawki i jogurt naturalny, nie dodałam cukru tylko łyżkę miodu. Wszystko zmiksowałam i do szklanek J Pyszny sycący, bez sztucznych dodatków mleczny napój. Dzieci pochłonęły po dwie szklanki. 


środa, 10 czerwca 2015

Sernik na zimno z twarogu



Sezon letni, chętnie się chwyta za sernik na zimno. Wcześniej robiłam go zazwyczaj z jogurtów, ale tym razem zrobiłam z twarogu domowego. Zniknął w 30 minut, wraz z wylizaniem blachy przez dzieci. 




Owszem nie wygląda imponująco, może powinnam użyć więcej galaretki na wierzch, ale i tak wszystkim smakował.

Składniki:
  • 1/2 kg sera białego (mielimy dwukrotnie)
  • 3 jajka
  • 1/2 szklanki cukru pudru
  • 3 galaretki 
  • 100 g masła
  • owoce

Dwie galaretki rozpuszczamy w 200 ml. wody, odstawiamy do wystudzenia. Masło ucieramy z cukrem, następnie dokładamy żółtka (jajka wcześniej myję płynem do naczyń), wszystko dokładnie ucieramy, dodajemy zmielony biały ser i mieszamy dokładnie masę. Białka ubijamy na sztywną pianę. Do masy serowej dodajemy wystudzoną galaretkę i białka, całość mieszamy i przelewamy do tortownicy wysmarowanej masłem. Następnie układamy owoce w masie i odstawiamy do zastygnięcia w lodówce. Gdy masa jest sztywna rozrabiamy galaretkę w 300 ml wody i studzimy, gdy jest chłodna, przelewamy na masę serową i odstawiamy do lodówki do czasu, aż całość stężeje. Smacznego!!

wtorek, 9 czerwca 2015

Minimalizm w moim wydaniu......




Życie bez pieniędzy?
Czy da się żyć bez pieniędzy, w sumie nie, bo po za jedzeniem trzeba zapłacić rachunki, więc trzeba by zostać bezdomnym, by żyć bez pieniędzy.  
Za to na pewno można zmniejszyć nasze potrzeby, no bo czym są właściwie nasze potrzeby głównie nakręcę je choroba konsumeryzmu. To reklamy, wszędzie nas osaczające, oraz inni ludzie nakręcają do wydawania pieniędzy. Wyobraźcie sobie, że żyjecie samotnie w lesie bez dostępu do cywilizacji (bez kablówki, Internetu, telefonu).  Czego będzie Wam wtedy potrzeba? Czy będziecie potrzebowali super ciuchów, tv 50’, marmuru na podłodze, fryzjera, wizyty u kosmetyczki, szybszego komputera, nowego telefonu, błyszczącego auta itd. Oczywiście, że nie najważniejsza będzie żywność, ogrzewanie, dostęp do wody.  Czyli bez nakręcania nas do posiadania zmniejszają się potrzeby i wymagania.  Często wpadamy w pęd chęci posiadania, chcemy lepiej, więcej, szybciej. Lepiej, więcej, szybciej, od kogo/czego/po co? Mam za sobą wiele lat lotu na oślep właśnie za tym więcej, lepiej, szybciej, mogę z całą mocą powiedzieć PO CO? TO GŁUPOTA!!!! Minimalizm wbrew przekonaniom wielu daje WOLNOŚĆ!! Taką prawdziwą wolność, od kredytów, banków, lęku przed kradzieżą, otaczając się drogimi przedmiotami pojawia się lęk przed kradzieżą zniszczeniem, więc one nas w sumie niewolą.  Ja jestem minimalistką, mój mąż nie, co prawda przez lata zmniejszył swoje oczekiwania do stanu posiadania, podchodzi bardziej rozsądnie, ale jest w nim odrobina jeszcze szaleństwa „więcej/lepiej/szybciej” ale zupełnie już w nim nie ma pędu za tym by było najnowsze, najdroższe i sam nie do końca wiedział po co, po prostu uwielbiał posiadać super narzędzia, aparat, kamerę, aż nagle zrozumiał, że to bez sensu.  Dla mnie szczęście to fakt, że nie przyjdzie komornik, że mogę dobrze się odżywiać, że mam, w co się ubrać, że jestem zdrowa, mam kogo kochać i jestem kochana, że mogę się rozwijać itd. Samochód to dla mnie środek transportu, chętnie jeździła bym rowerem, ale obecnie jest u nas niebezpiecznie, wąska droga, mijające się tiry i w tym rowerzyści walczący o przeżycie to nie dla mnie i nie dla dzieci. Nie ma porządnego pobocza, ścieżki rowerowej, chodnika, więc ani rower, ani piesza wycieczka nie wchodzą w grę, pozostaje jechać te 5 km samochodem do sklepu, biblioteki i MDK-u, do busa też muszę dojść 1,5 km. Zimą to już zupełnie ekstremalne było by to przeżycie, albo i nie życie. Owszem chętnie korzystam z udogodnień typu mikser, pralka, zmywarka nie jestem typem masochisty, ale minimalisty.  Nie chcę się przywiązywać do rzeczy materialnych, cenię sobie relacje z drugim człowiekiem, choć to również minimalizuję do zdrowych relacji, porządkuję swoje życie i „pozbywam” się toksycznych związków z innymi ludźmi.  Zastanówcie się ile osób ma zły na Was wpływ, na Wasze samopoczucie, poczucie własnej wartości, rywalizujecie z nimi, osaczają Was, chcą Was na wyłączność, lub staracie się spełnić ich oczekiwania.  Nie warto zatruwać siebie i swojej rodziny takimi relacjami. Czasem mniej znaczy więcej! Spotykając się z ludźmi chcemy dzielić się wzajemnie swoimi emocjami, wzajemnie sobie pomagać, się wspierać, wysłuchać opowieści, przeżyć. Czyli zdrowe relacje na zasadzie wymiany.  Po co się świadomie zadręczać, spotykać z ludźmi, którzy oceniają nasz ubiór, fryzurę, to ile im daliśmy, co robimy, na co dzień, jak żyjemy. Ludzi, którzy są głównie nastawieni na krytykę, na stawianie nam wymagań. Ja wychodzę z takich relacji, mam za sobą kilka takich doświadczeń, z pewnych układów wiałam szybko w inne się wikłałam, bo tak wypadało, bo miałam poczucie obowiązku, ale ja się pytam, po co? Ale zeszłam z toru głównego, o pieniądzach, choć może nie całkiem, bo często takie toksyczne relacje wiążą się z finansami. Chcemy nie wypaść gorzej, zadowolić prezentem, więc wydajemy pieniądze na nowe ciuchy, fryzjera, prezenty, coś nowego do domu, wystawna kolacja, wypad w drogie miejsce i udajemy, że stać nas na to.  A potem bywa gorzkie rozczarowywanie, bo wyszarpaliśmy się na prezent, a obdarowany rzuca krytykę na temat prezentu, albo zgłasza, że nie działa jak by sobie tego życzył. 
Co to jest szczęście?
Dla każdego na pewno coś innego, ale tak zupełnie serio, jak spojrzymy w siebie czy pieniądze to najważniejszy składnik szczęścia? Czy posiadanie przedmiotów to najwyższa wartość?  Jak dla mnie nie!!!! Dla wielu miarą sukcesu jest stan posiadania, a nie zadowolenie z życia, czy też poczucie spełnienia.

Gdy zaczyna Was dopadać depresja związana ze stanem posiadania w kieszeni pomyślicie, co jest tego przyczyną. Czy tylko i wyłącznie Wasze oczekiwania, czy też wkręt społeczny i oczekiwania innych? Może warto zrobić porządki w swoim życiu i pomyśleć, dlaczego się tak spinamy i chcemy więcej, lepiej, szybciej. Czy w tym wszystkim macie jeszcze czas i chęć na to by żyć, wychowywać dzieci, mieć przyjaciół. Wsłuchajcie się w siebie. Zastanówcie się jak wyglądają Wasze relacje z innymi, jak słuchacie swoich dzieci, ile o nich wiecie, czy tak naprawdę je znacie, czy nie tracicie życie na dążenie do sprostania cudzym oczekiwaniom, a nie Waszym!! To pytanie zadajcie sobie sami, przemyślcie je dokładnie, nie kierujcie się impulsem, bo to on popycha nas to wydawania pieniędzy, a pytanie jest naprawdę ważne i warto się dokładnie nad nim zastanowić!

Minimalizm dla wielu to życie w ascezie, co jest ogólnie źle akceptowane przez otoczenie. Dla wielu to dziwactwo, dla innych jakaś manifestacja, udowodnienie czegoś. Jaki odsetek ludzi uważa minimalizm za ucieczkę od konsumpcjonistycznego pędu? Raczej niewielu, nadal dla większości to przegięcie i dziwactwo, bezsensowne umartwianie się. Jak dla mnie to nie ma nic wspólnego z umartwianiem się, najpierw trzeba zmienić myślenie, postrzeganie świata, hierarchię ważności, a potem oceniać minimalistów. Inaczej to rozmowa „ze ślepym o kolorach”


"„Ludzie mogą was nienawidzić za to, 
że jesteście inni i nie żyjecie według społecznych standardów, 
ale w głębi duszy chcieliby mieć na tyle odwagi, by zrobić to samo” A. Purdy" 


Życie bez pieniędzy 




poniedziałek, 8 czerwca 2015

Wiosenny koperek przydomowego ogródka




Pierwsza w tym roku porcja koperku z ogródka, a ściśle to z pod foli. Koperek został wyrwany, umyty i posiekany, zapakowałam go, jak co roku w pudełka po lodach i hop do zamrażarki.




Kolejny 3 tygodnie wcześniej został posiany i już wzszedł, tym razem już nie pod folią tylko w gruncie. Mrożę każdy koperek z ogródka, potem świetnie się wyjmuje, pachnący latem i posypuje ziemniaki lub dodaje do zupy/sosu. Mam jeszcze resztki zeszłorocznego, własnego koperku bez sztucznych nawozów i oprysków. To zupełnie inna, jakość rośliny. Płacę za torebkę nasion 0,90 zł i mam pachnącą przyprawę do dań.:) Koperek można hodować wszędzie, nawet na balkonie. Polecam!




To już 500 postów, ale jesteście wytrwali i nadal czytacie. Dziękuję!!

wtorek, 2 czerwca 2015

Propozycje kolacji z XX w.




Dziś pokażę Wam propozycje kolacyjne z książki „ Śniadania i kolacje na cztery pory roku”. Ja uwielbiam wchodzić w ten klimat lat 70-80 propozycje są zazwyczaj proste, nie zawsze zdrowe np. parówki obecnie to paczka chemii w foliowej osłonce, ale pewnie te parówki kiedyś były trochę inne, może dopakowane tekturą, ale związków chemicznych domyślam się, że miały mniej. W książce są również propozycje śniadaniowe, ale dziś chcę pokazać Wam kolacje, bo można je wykorzystać na posiłek obiadowo-kolacyjny po powrocie z pracy.

   Babka ziemniaczana z wędliną, surówka z czerwonej kapusty, herbata

       Parówki z serem, sos musztardowy, surówka z porów, kasza gryczana, herbata

    Ryba z pomidorami, fasola szparagowa, pieczywo, herbata

       Krokiety z ryby, sos grzybowa, pieczywo razowe, herbata

       Gołąbki z sera i kapusty, pieczywo, herbata

       Zapiekanka z makaronu i sera, surówka z rzodkwi, herbata

       Kotlety z sera i ryżu, zielenina, pieczywo razowe, herbata

       Pierogi z owocami, kefir

      Placki gryczane z jajkiem, surówka z porów, kefir

     Makaron z owocami, kefir

     Naleśniki na drożdżach, kefir

     Placki ziemniaczane z jabłkami, herbata

     Zapiekanka z ziemniaków i jaj, sałata, kefir

    Bliny gryczane, zielenina, mleko kwaszone

     Kalafior podsmażany na maśle z ziemniaczkami, kefir


Kilka propozycji kolacyjnych jest ich tam oczywiście dużo, dużo więcej, wybrałam po kilka z każdego zakresu – mięsny, rybny, mączny i warzywny. Może się komuś przyda jakiś pomysł.


poniedziałek, 1 czerwca 2015

Dzień Dziecka




Dziś Dzień Dziecka!!! 

Życzę Wam byście, choć w ten dzień odnaleźli dziecko w sobie i mogli zapomnieć o troskach, smutkach i problemach…… Zróbcie coś dobrego również dla siebie, bądźcie, choć dobrzy dla siebie samych, dziś sobie odpuśćcie!!! Jeśli macie dzieci postarajcie się być po prostu z nimi, nie napinajcie się na to by wszystko było idealne, najważniejsze to odpuścić sobie i dzieciom. Dziś miejcie po prostu znowu po 10 lat i bawicie się!!! Jak mieliście 10 lat nie myśleliście o tym ile macie w kieszeni, czy rodzice mają długi, czy starczy do końca miesiąca i właśnie dziś o tym wszystkim nie myślcie.  
Dziś nic nie naprawiamy, nie porządkujemy, dziś się bawimy!! 
Wyłączcie komórkę, komputer i idźcie „grać w gumę” z dziećmi
Ja tak właśnie planuję zrobić!!



Czary Mary niech się spełni J