Domowe jedzenie. Tak ostatnio patrzyłam na pracującą w kuchni córkę i zastanawiałam się jak z przygotowaniem domowego jedzenia radziły sobie nasze matki i babki (w tamtych czasach to kobiety głównie zajmowały się w domu, obecnie zależy wszystko od umowy między partnerami). Jestem z pokolenia które dorastało jeszcze w czasach kartek na żywność i kolejek po masło i papier toaletowy, bez gotowych dań i jedzenia na telefon, obydwoje rodziców w tamtych czasach najczęściej pracowała, bo taki był trend że tylko „niebieskie ptaki” nie pracują, pamiętam, że z mojej klasy w szkole podstawowej tylko jedna mama nie pracowała na etacie. Większość rodzin w Polsce nie posiadała własnego samochodu, komunikacja miejska jeździła jak chciała przemieszczanie się przez miasto często trwało dość długo. W domach szczytem techniki była sokowirówka i mikser. Mimo tych wszystkich różnego rodzaju przeciwności w większości domów obiad na stole był codziennie, często dwudaniowy. Pieczono ciasta, robiono przetwory na zimę, suszona grzyby, owoce. Dostępność produktów była różna, a nadal wyprawiano uroczystości rodzinne w domach i to wcale nie na 3 osoby, ale często dość huczne imprezy. Pamiętam, że w dzień imienin moja mama, ciotki, babki i nasi znajomi zawsze byli gotowi na ewentualnych gości – ciasto, jakaś sałatka, coś mocniejszego, herbata kawa, czasem śledzik. Ale ciasto było obowiązkowe by nikt nas nie zaskoczył, dziś prawie wymarły zwyczaj. Dodajmy, że nie zawsze można było na szybko wyskoczyć do cukierni i coś kupić, najczęściej były to domowe wyroby. Pamiętaj jeszcze początki moje jako gospodyni, prześcigałyśmy się ze znajomymi i rodzina tym co lepszego same zrobimy na takie imprezy imieninowe. Nie chodziło tu o to kto coś lepszego i egzotycznego kupi, ale co będzie umiał zrobić, na takich uroczystościach kwitł handel wymienny przepisami, były to pewne i sprawdzone przepisy. U mnie w domu co niedziele był dwudaniowy obiad z deserem, gotował go tato, tak jakoś się utarło, że w tygodniu gotowała mama a w niedzielę tato. Nie było pralek automatycznych, pierwszą jaką mieliśmy była to pralka pół automatyczna, czyli nie odwirowywała prania, ale był to niemal cud techniki, ale wcześniej nie chodziliśmy brudni, było co tygodniowe wielkie pranie, wraz ze sprzątaniem, robiliśmy to całą rodziną. Obecnie mamy samochody, gotowe dania, wszystko w sklepach, różne urządzenia pomagające nam w gotowaniu, praniu, prasowaniu a czasu mamy co raz mniej. Nie stoimy w kolejkach, nie cerujemy skarpet, nie pierzemy ręcznie, a żyjemy w ciągłym biegu, nie mamy czasu gotować obiadów domowych. Dlaczego tak się dzieje, czy problemem są media które nam pożerają czas? Czy pracujemy za dużo, ale czy tak naprawdę poświęcają wszyscy na prace 12 godzin dziennie? Gdy byłam dzieckiem i młodą żoną nie wiele było w tv, Internetu w Polsce nie było, nie wszyscy mieli telefony. A spotkania towarzyskie kwitły, wszyscy o wszystkich wiedzieli wiele, może czasem więcej niż obecnie, bo to co ludzie sprzedają na mediach społecznościowych to często wersja demo nie mająca nic wspólnego z realiami.
Ostatnio byłam u lekarza i pyta mnie lekarka – jak oceniam poziom stresu – mówię, że wysoko, na co pani, że obecnie 80% społeczeństwa żyje w stałym stresie i niedoczasie.
Jaka jest
tego prawdziwa przyczyna? Może macie na to odpowiedź?