Jak Wam idzie nie marnowanie żywności? Udaje się w 100%, czy
nadal macie wpadki? Już wiele razy pisałam, jak bardzo nie cierpię wyrzucania
jedzenia. Staramy się tak planować posiłki by nic nie wyrzucać lub ponownie
przetworzyć resztki (tak wiem dla wielu to żenujące jadać resztki już mi o tym
pisano – jaki ja mam smutne życie bo jem resztki). Ale wracając do meritum
sprawy, jak planujecie zasoby dodatków do pieczywa? Z obiadami prościej bo
robimy jadłospis i można całkiem dobrze zaplanować ilość produktów. Ale dodatki
do chleba to już inna sprawa, wiem wiele osób wychodzi z założenia a co tam
najwyżej wędliną się psa nakarmi (my nie karmimy, bo jedzenie ludzkie nie jest
dobre dla psiaka, przyprawy, konserwanty itd.). Zatem trzeba bardzo rozsądnie
podejść do tematu. Wiem lubimy wszyscy otwierać pełną lodówkę, ale moja duża
lodówka jeśli by była pełna to 100% coś bym w końcu wyrzuciła. Mam dużą
lodówkę, bo na weekend szykuję zawsze więcej jedzenia, na święta, na spotkania
ze znajomymi itp. Wiem, że na co dzień luzy w lodówce są nie ekonomiczne, bo
jest w sumie większe zużycie prądu, ale
szkoda mi również napychać lodówkę zbędnym jedzeniem.
Jeśli chodzi o asortyment kanapkowy mam zasadę by w lodówce zawsze było – mięso/wędlina/pasta rybna (z tych dodatków góra dwa, nigdy więcej niż trzy), jajka, ser żółty/biały, warzywne dodatki (obecnie to głównie kiszony ogórek, bo zimą nie jadamy pomidorów i świeżych ogórków)/ papryka konserwowa/kiełki domowej hodowli oraz keczup, musztarda i majonez. Po za tym zawsze jest pod ręką domowy dżem i miód. Staram się by ilości w lodówce starczały na około 3 dni, mam zawsze zamrożoną wędlinę, pasztet, rybę wędzoną na pastę. Tak wygląda u nas zestaw codzienny. Wiem, że otwierając naszą lodówkę można powiedzieć, ale pusto, mimo to zawsze mamy kilka opcji tego co możemy zjeść. W tej chwili w lodówce mam pieczeń z karczku, pastę rybną, ser żółty, jajka, ogórki kiszone, odrobinę wędzonego boczku który zużyje jutro na jajecznice. Dla wielu to nie wiele, dla nas dość. Nie kupuję właściwie wcale wędliny gotowej, sami robimy wędzonki, pieczenie i pasztety. Pasty również są domowej produkcji. Oczywiście mam inne rzeczy w tej chwili w lodówce, pizzę z niedzieli, zupę z niedzielnego obiadu którą zjemy dziś, śledzie w solance, jogurt naturalny, masło, majonez, keczup, musztardę, ogórki konserwowe i takie tam drobiazgi.
A jak to wygląda u Was?
Oj też mam pusto :) staram się nie jadać pieczywa, ale w zimie jakoś tak ciężej zrezygnować z węglowodanów :D
OdpowiedzUsuńNie kupuję gotowych "smarowideł" z nabiału, robię pastę z twarogu z dodatkiem szczypiorku (mrożony z ogródka) i kiełków, pasty z ciecierzycy z dodatkiem sezamu, zamiast żółtego sera wolę kupić "mięso z Muminka" czyli mozarellę, robię pastę rybną z makreli i jajka. Do tradycyjnych pasztetów nigdy nie wiem jakie mięso wybrać i ile, dlatego głównie robię pasztety roślinne.
O tak! U mnie jeśli lodówka pełna, zawsze coś ląduje w koszu. Jeśli mam mniej produktów, to wykorzystuje do końca, a poza tym, jestem wtedy bardziej tworcza- a to pasta jajeczna, a to jajecznica, a to jajka na kanapce albo chlep opiekany w jajku🙂
OdpowiedzUsuńRobię zakupy raz w tygodniu i w piątek zawsze lodowka pełna. Właściwie mam dwie, jedna wypełniam produktami na obiady w drugiej trzymam potrawy śniadaniowe i na kolację:sałata, pomidory, papryka, sery i twaróg, sucha wędlina, kabanosy, ryby wędzone jajka, dżemy, jogurty. W ciągu tygodnia wszystko ładnie znika lub ląduje na zapiekance. Niczego nie wyrzucam i niczego w tygodniu dodatkowo nie kupuję. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńU mnie w lodówce są zawsze serki śmietankowe chrzanowe bo to nasz ulubiony smak lub naturalne - do dżemu na kanapkę ( kupuję na promocjach zawsze większą ilość), jest dżem , trochę sera żółtego, wędlina jeśli upiekę lub kupię w dobrej promocji,zdarza się kupować extra szynkę na przecenach terminowych wtedy biorę większą ilość i mrożę,kiedy się kończy wyciągam z zamrażarki . Ogórki kiszone - zima oprócz rzodkiewek to jedyne warzywo do kanapki. Jest też trochę twarogu świeżego . Uwielbiam serki wiejskie,często kupuję na promocjach gdy kosztują ok.1,30 sztuka i zajadam się nimi i rano i wieczorem.
OdpowiedzUsuńJa mam pakowarkę próżniową, kupne wędliny dzielimy na porcje i zamykamy próżniowo. Nie jest to tani sposób bo torebki sporo kosztują, ale nic się nie wyrzuca no i jadąc na wakacje nawet samolotem można zabrać dobre gatunkowo wędliny. Bardziej oszczędzamy czas niż pieniądze, bo dzięki temu zakupy wędliny robimy raz na 10 dni, ale przy pracy zawodowej 8-9 godzin dziennie to ważne.
OdpowiedzUsuńŻenujące są takie chamskie komentarze pod Twoim adresem. Ja nie marnuję jedzenia z uwagi choćby na szacunek do środowiska, natury i z uwagi na wiele innych czynników. Dzisiaj nie miałem "nic" w lodówce. Znalazło się awokado, kilka suszonych pomidorów, szczypiorek i z tego powstała wspaniała pasta śniadaniowa do pieczywa.
OdpowiedzUsuńU mnie w lodówce zawsze jest wędlina, ser i jajko. Ostatnio często kupuje mięsko na promocjach i piekę, idealne do kanapek(przyprawy według uznania) no ogólnie cena wędliny w sklepie jest szokująca a smak bardzo średni. Zakupy robię różnie. Wtedy kiedy mam braki. Mam taki system, że jadąc na zakupy zawsze kupuje coś ekstra do szawki "na czarną godzinę" a t o paczka ryżu czy makaronu, a to puszka pomidorów, czy groszek konserwowy... Coś co może postać a nie jest drogie. Zawsze ma ten żelazny zapas.
OdpowiedzUsuńDzisiaj wydałam kupę kasy na wiosenne buty dla naszej trójki. I aż mam kaca moralnego... Ale coz...buty u nas muszą być porządne
Ja też należę do tych, którzy w żenujący sposób żywią się resztkami. I wcale nie uważam mojego życia za smutne.
OdpowiedzUsuńU mnie dziś w lodówce: polędwiczka dojrzewająca (własnej roboty), kawałek pasztetu wege (od przyjaciółki), kawałek żółtego sera, pół kostki białego i jajka. Z dłuższym terminem spożycia słoik z karkówką i słoiczek smalcu z jabłkami, też własnej produkcji. Do tego dodatki: masło, 2 rodzaje musztardy, kawałek parmezanu, pasta tahini (do hummusów), oliwki, kapary. Na parapecie szczypiorek, natka i kiełki. No i miód.
Przy jednoosobowym gospodarstwie wystarczy do chleba na co najmniej tydzień. Zawsze mam jakieś suche strączkowe (ciecierzyca, fasola, soczewica), pestki (słonecznik, dynia, sezam), 2-3 puszki sardynek albo innych rybek, czasem wędzoną makrelę - namiętnie robię różne pasty do chleba.
Jestem maniaczką robienia przetworów. Mam własne ogórki kiszone, ze 3 rodzaje ogórków kanapkowych, paprykę marynowaną, grzybki, suszone pomidory, kilka rodzajów keczupu, nie mówiąc o sałatkach i różnych półproduktach do ciepłych dań (typu leczo). Przetwarzam resztki (pasty, sałatki, pasztety, buliony), robię wędliny, wekuję, mrożę, pakuję próżniowo (worki kupuję w rolkach na allegro. Można znaleźć różne szerokości, i odcina się, ile potrzeba). Majonezu nie kupuję, jak jest potrzebny, to robię sama.
Nie wyrzucam jedzenia, staram się gospodarować w duchu "zero waste" (nie tylko w kuchni).
Pani blog śledzę od jakiegoś czasu. Podziwiam i kibicuję. Jast pani inspiracją dla wielu osób. Pozdrawiam
U mnie w domu jest 5 osób. Zakupy nauczyłam się robić co 2 tygodnie. W międzyczasie jedyne co kupuję, to warzywa i owoce - ale też nie zawsze. Wyliczyłam już ile potrzebuję sera, wędliny, masła itp. Staram się kupować większą ilość, gdy jest promocja - oczywiście biorę tylko to, co jemy. Mam wielką zamrażarkę, więc większość zapasów tam ląduje i jest sukcesywnie wyciągana. Chleb i bułki piekę sama - w zapasie mam mąkę i drożdże. Resztki chleba i zeschnięte bułki kładę na grzejnik, potem robię z nich bułkę tartą. Znikoma ilość żywności się u nas marnuje - najczęściej jest to jakiś pomidor, który z niewyjaśnionych przyczyn się nadpsuł. Ląduje on jednak w kompostowniku, więc i z niego jest pożytek :) Pod koniec 2 tygodnia mamy tylko światło w lodówce i muszę się wykazać kreatywnością, ale dzięki temu wyjadamy wszystko.
OdpowiedzUsuń