Jak już człowiek myśli, że będzie dobrze, to musi dostać kijem
po plecach by wiedział gdzie jego miejsce. Ja tak niestety często mam i nie życzę
nikomu takich huśtawek emocjonalnych.
Długo zastanawiałam się, czy o tym pisać, mam wiele emocji z
tym związanych, na dodatek dość sprzecznych. Pod koniec sierpnia wyjechaliśmy w
czwórkę w góry na kilka dni by jeszcze odetchnąć i zregenerować zdrowie męża
który wcześniej pracował fizycznie po 12 godzin, a ma swoje jednak 53 lata. Młodszy
syn nie chciał z nami jechać, został w domu z psem, miał się nim opiekować i to
wszystko. Góry powitały nas deszczowo, no cóż chcieliśmy trochę iść w góry by zresetować
umysł i mieć więcej energii. Pierwszego dnia, a właściwie popołudnia dzwoni do
nas syn i pyta o ubezpieczenie mojego samochodu, okazało się, że w dość
bezmyślny sposób rozbił moje auto które miało być owszem jego, ale za jakiś
czas (kiedy będzie gotowy na samodzielne go utrzymanie), obecnie się nim
dzieliliśmy, a ja miałam dostać młodsze autko, a tym miał syn jeździć na
uczelnię i sam je utrzymywać.
Zbieraliśmy na samochód dla mnie bym mogła mieć młodszy
model, ten samochód miał 13 lat. Z racji, że od nas autobusy kursują do miasta
co godzinę, a syn na uczelnię ma około 20 km musiało być kolejne auto w
rodzinie, więc postanowiliśmy mu oddać moje które było w idealnym stanie z
niskim przebiegiem i garażowane. Niestety samochód został zakwalifikowany do
kasacji całkowitej, obniżono nam 20% wypłaty za kolizję spowodowaną przez
młodego kierowcę który ma prawo jazdy od stycznia. Pozostałości nikt nie chciał
kupić sprzedaliśmy w śmiesznej cenie na części. Z racji, że syn musi dojechać na
uczelnię kupiliśmy samochód jemu, a ja zostałam z niczym, bo finanse się
skurczyły ekstremalnie.
Mam mieszane uczucia, z jednej strony cieszę się
przeogromnie, że syn wyszedł z tego cało, wielu dziwi się temu, że zupełnie nic
mu się nie stało, co aż przeczy logice. Z drugiej strony jestem wściekła na
niego za to co zrobił.
Mieliśmy się trzymać z dala od kredytów, ale niestety
sytuacja nas zmusiła do tego. Finanse zostały mocno nadszarpnięte, a ja nie mogę
z niepełnosprawnym synem podróżować komunikacją, miałam na jesień mieć nowszy samochód,
składaliśmy pieniądze na niego ale życie zweryfikowało wszystko. Obecnie z
racji, że samochód jest zakupiony na syna, na niego ubezpieczony, on go
utrzymuje nie chcę korzystać z niego, zwłaszcza, że on nim jeździ na uczelnię,
a za chwilę będzie jeździł do pracy. Najstarszy syn wymaga stałych wizyt u
lekarzy, obecnie mam pod opieką mojego tatę który został sam, do tego moja
teściowa ma problemy z noga więc też trzeba się nią zająć, do tego musze co jakiś czas załatwić coś służbowo
do pracy, a zostałam bez auta.
Obecnie bardzo ciężko jest kupić samochód w dobrej cenie,
mój poprzedni był trzyletnim samochodem po leasingu w bardzo dobrym stanie jak
nowy, jeździłam nim 10 lat. Chciałam teraz zakupić coś podobnego, ale ceny
takich samochodów z racji problemów z nowymi strasznie wzrosły, niestety musimy
ponownie wejść w kredyt. Tak się cieszyliśmy, że został nam już tylko kredyt
hipoteczny.
W sumie nie wiem czy powinniśmy kupować synowi samochód,
znajomi twierdzą, że nie, że on sam powinien tym razem sobie kupić samochód, bo
za własne się szanuje, a ja powinnam kupić sobie za to co uzbieraliśmy i za to
co udało nam się zyskać z poprzedniego sprzedaży.
No i tu robi się u mnie ostra mieszanka uczuć, stało
się kupiliśmy samochód synowi, ja nie
mam samochodu, on wyszedł z wypadku cało, mój samochód został skasowany przez
jego brawurę.
A tak się cieszyłam, że się stabilizujemy finansowo, jak to
dobrze, że potrafię oszczędnie żyć. Czy
już jesteśmy do końca życia skazani na bujanie się w kredytach?
Jak bardzo życie jest nieprzewidywalne....
Wybacz, ale dlaczego kupiliście samochód synowi, skoro Ty bardziej go potrzebujesz, zwłaszcza, że to syn rozbił auto? Dla mnie ta sytuacja jest chora, on w żaden sposób nie poniósł konsekwencji swojego zachowania a Ty cierpisz najbardziej. Czy to jest sprawiedliwe i ok? No nie. Poza tym wszyscy straszą wzrostem kosztów kredytów więc dobrze się nad tym zastanów. Moim zdaniem autem powinniście na razie się dzielić, bo to syn spowodował, że Ty auta nie masz. No i podejrzewam, że sporo dołożyłaś mu do tego auta. To jest bardzo przykra sytuacja, ale to Twój syn narobił Ci kłopotów i powinien ponieść konsekwencje, nie pakuj się w kolejny kredyt bo Ty będziesz mieć kolejny stres i obciążenie, a jego niczego to nie nauczy.
OdpowiedzUsuńTak jak napisałam nie do końca czujemy się ok z zakupem samochodu synowi, ale stało się.
UsuńJa myślę,że syn jest na tyle rozsądny, że rozumie sytuację i w głowie mu się nie przewróci. Raczej doceni, że został przez Was wsparty. Natomiast też wymagałabym dzielenia się autem, nic młodemu nie będzie, jak raz na dwa tygodnie na przykład pojedzie komunikacją publiczną. A co do kosztów, na pierwszym roku może być trudno, ale później pewnie będzie mógł dorabiać i współspłacac kredyt. Wszystko się ułoży. A co do Waszej decyzji, w tej sytuacji chyba nie ma idealnej, nie ma co rozmyślać. Trzymajcie się.
OdpowiedzUsuńWspółczuję sytuacji. Dobrze że syn wyszedł cało z tego wypadku. Wszystko się ułoży !
OdpowiedzUsuńZwazywszy na ceny samochodow, rosnace (a wrecz-wirujace) ceny paliwa,oc itd -trzeba sprawe dobrze przemyslec.Wszyscy eksperci finansowi ostrzegaja przed kredytami na konsumpcje...Zreszta teraz czasy bardzo niepewne.Ale oczywiscie to musi byc Wasza decyzja.Jakakokwiek podejmiecie- bedzie dobra :)
OdpowiedzUsuńmyślę,że syn powinien jeździć na uczelnię komunikacją publiczną,a ty miec samochód.On dostał nagrodę za rozbicie Twojego auta.Powinien poniesc konsekwencje rozbicia auta.To niech on ma trudniej ,nie Ty.Rozbił auto,,swoje,, więc teraz powinien miec trudniej.I jeszcze jedno -jaka pewność,że kolejnego nie rozbije?
OdpowiedzUsuńTakiej pewności to nigdy nie ma. To losowe sytuacje....
OdpowiedzUsuńRozumiem twoja rozterkę, ale sytuacja wymaga żeby to syn odczuł konsekwencje swojego postępowania (raz piszesz że bezmyślnie się to stało a później że brawura- to jak w końcu było?)
OdpowiedzUsuńNa uczelnię dojeżdżałam 100km nie mając prawka ani samochodu. Do tej pory nie mam i jakoś żyję. Nie rozumiem po co mu samochód do jazdy max 20km? Nie no,uderz się w pierś i powiedz sobie czy to jest faktycznie w porządku?
Dla mnie to już jest rozpieszczanie na maksa, syn ma elegancko i z górki w życiu ;) teraz niech trochę popracuję na swój samochód.
W innym wpisie napisałaś że syn pracuje i na wakacje pojechał ze znajomymi nad morze. No to teraz czas na odkładanie na własny samochód :) najpierw obowiązki, później przyjemności.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego mimo wszystko życzę, czasami warto się zastanowić, bo pomagając można tylko bardziej zaszkodzić.
Pozdrowienia!
Hej! Nie popadaj w paranoję depresyjną! Naprawdę NIC SIĘ NIE STAŁO!!!! Dzieciak żyje, jest zdrowy. Mało masz problemów zdrowotnych w rodzinie? Masz doskonale wychowane dzieci i bardzo dobrze o tym wiesz! Wypadek na 100% nauczył go rozumu za kierownicą. Od lat czytam Twojego bloga i jedna rzecz bardzo mi sie nie podoba - bardzo często piszesz tak jakby dopadała Cię jakaś depresja. Kurczaki KOBIETO!!!! Już jest doskonale!!! Teraz życie rzuca Ci pod nogi kłody jakie umiesz bez większego wysiłku przeskoczyć. Doceń to. Mogło się stać tyle dramatycznych nieszczęść. Było by tyle bólu i łez. A tak jest tylko maleńka czkawka z finansami! A samochód musisz sobie kupić. Polecam multiplę :p byle jeździło, dużo nie paliło i dało trochę ulgi. Zazartuj czasem z takich sytuacji, nawet z przekąsem i nie roztrząsaj sie nad pierdołami! Bo to pierdoły są! Znasz na pewno kogoś kto dziecko stracił, za to poważnego upadku nigdy nie miał…. Myśle ze każdy kogoś takiego zna . Ściskam cieplutenko. Wysyłam paczkę dobrego humoru!!!
OdpowiedzUsuńDzięki!! Myślę, że taki "kopniak" czasem jest potrzebny :)
UsuńDzięki.
OdpowiedzUsuń