czwartek, 4 września 2025

Kawałek po kawałku – tworzymy nasz zielony azyl

 


Mój ogród w tym roku przypomina pustynię.

Poza jabłonkami, porzeczkami, aronią i winogronem – niczego nie udało się zebrać. Borówki, wiśnie i czereśnie zjadły ptaki, a sroki dobierają się nawet do jabłek prosto z drzewa, nie tylko do tych spadłych.




Wciąż trwa przebudowa ogrodu – na razie powstała kostka i kończony jest trawnik z nawadnianiem. Potem zacznie się nasza część pracy, czyli sadzenie roślin. To jednak proces rozłożony na lata – jesień tego roku, kolejna wiosna i znów jesień… bo przy takiej ilości wszystko naraz to koszt prawdziwej fortuny.

Nie wybieram drogich, rzadkich odmian, a mimo to przy większych ilościach koszty rosną w mgnieniu oka.

  • Kosaciec – od 6 do 14 zł/szt., a potrzebuję około 25 sztuk → daje to 150–350 zł.
  • Tulipany – pakiet 50 sztuk kosztuje od 50 do 150 zł.
  • Szałwia omszona – chcę posadzić około 30 sztuk, przy cenie 8–16 zł/szt. to 240–480 zł.

Tylko trzy gatunki, a razem od 440 do 980 zł!

Do tego np. sosny bośniackie – minimum 50 zł/szt., a planuję 6. Cena zależy od wielkości, więc pojawia się dylemat: wybrać mniejsze i tańsze, czy od razu większe, ale znacznie droższe. Początkowo myśli się: „To tylko 20 czy 30 zł, luz”, ale gdy wchodzi się w skalę hurtową, koszty stają się naprawdę odczuwalne. To trochę jak z gniazdkami w domu – jedno nie stanowi problemu, ale gdy trzeba kupić 30, robi się poważna kwota.

Od lat oszczędzałam na roślinach ozdobnych, inwestując tylko w jadalne. Teraz, po 18 latach, przyszedł czas na upiększenie przestrzeni. W domu również pojawiły się rośliny ozdobne – już nie tylko te użytkowe na parapetach. To dla nas duża zmiana i nowy etap.

To wszystko wymaga czasu i cierpliwości, ale wierzę, że krok po kroku stworzymy ogród naszych marzeń.

Czekam z niecierpliwością na dzień, kiedy będę mogła usiąść w cieniu drzew i powiedzieć: było warto.

Dzielę się z Wami moim światem – od ogrodu, przez oszczędzanie i gotowanie, po szycie i urządzanie domu. Jeśli chcecie symbolicznie mnie wesprzeć, możecie postawić mi wirtualną kawę.  To dla mnie piękny znak, że to, co robię, ma dla Was wartość.


poniedziałek, 1 września 2025

Moja noc na SOR. Kilka znaków zapytania, które we mnie pozostały

 


Kilka dni temu trafiłam na SOR z podejrzeniem zawału. 

Po podaniu mi leków wystąpiła ciężka reakcja anafilaktyczna – i to właśnie z tym musiał się mierzyć personel, ból w klatce był spowodowany nagłym nietypowym dla mnie skokiem ciśnienia i nie znane są do dziś przyczyny tego nagłego wzrostu ciśnienia. 

Serce po badaniach okazało się całkiem zdrowe.  Lekarka prowadząca stwierdziła, że to typowe dla niskociśnieniowców, że przy nagłym skoku ciśnienia "rozpadają" się. 



Ale to, co zobaczyłam wokół, dało mi do myślenia. Obok mnie siedziała pani z ostrym bólem brzucha, która przez wiele godzin domagała się badania sodu (chciała go zrobić, bo i tak musi robić co miesiąc, więc by miała z głowy)… a potem przyznała, że od wielu lat jest na diecie bezglutenowej, ale zrobiła sobie „wyskok” i zjadła dwie jagodzianki (ale lekarzowi się nie przyznała, stwierdziła - ach zapomniałam powiedzieć). Inna osoba zgłosiła utratę słuchu, winę zrzuciła na ciśnienie – a okazało się, że miała po prostu „korki” w uszach.

To pokazuje, że na SOR często trafiają osoby, które nie mówią lekarzom całej prawdy albo traktują to miejsce jak szybką ścieżkę do badań. A przecież SOR powinien służyć ratowaniu życia.

Nie potępiam tych ludzi – każdy ma swoje powody. Ale jeśli chcemy, by ten system działał, potrzebne są dwie rzeczy: uczciwość pacjentów i więcej personelu, który przy takiej liczbie chorych nie zawsze ma czas na długi wywiad.

I jeszcze jedno – system opieki zdrowotnej w Polsce wymaga reformy. Pacjent powinien mieć realny dostęp do diagnostyki w przychodniach i szpitalach planowych, by nie musiał uciekać się do takich desperackich, często bezsensownych podstępów na SOR.

SOR to nie jest miejsce do nadrabiania diagnostyki. To miejsce, w którym ktoś obok może właśnie walczyć o życie. 


Dzielę się z Wami moim światem – od ogrodu, przez oszczędzanie i gotowanie, po szycie i urządzanie domu. Jeśli chcecie symbolicznie mnie wesprzeć, możecie postawić mi wirtualną kawę.  To dla mnie piękny znak, że to, co robię, ma dla Was wartość.


czwartek, 28 sierpnia 2025

Być sobą we współczesnym świecie – wyzwanie i dar

 


Bycie sobą w dzisiejszych czasach bywa trudniejsze niż kiedykolwiek. Świat wokół nas pędzi, pokazując wzorce: idealne ciała, perfekcyjne kariery, nieskazitelne życie w social mediach. W tym huku porównań łatwo zapomnieć, kim naprawdę jesteśmy.




A przecież bycie sobą to nie luksus ani kaprys – to akt odwagi. Codzienne wybory: mówić „tak” temu, co czujemy, i „nie” temu, co nas nie definiuje. Patrzeć w lustro i akceptować siebie z wadami, śladami doświadczeń i własnym rytmem.

Nie jest to droga łatwa. Spotykamy krytykę, niezrozumienie, czasem sami wątpimy, czy nasze wybory mają sens. Ale każdy moment, w którym pozostajemy wierni sobie, jest małym zwycięstwem. To wtedy czujemy prawdziwą wolność i radość – niewymuszoną, prawdziwą, naszą. 

Być sobą nie oznacza rezygnacji z rozwoju ani wycofania się z życia. Wręcz przeciwnie – to fundament, na którym budujemy autentyczne relacje, pasje i szczęście. W świecie pełnym oczekiwań i wzorców, bycie sobą to najcenniejszy prezent, jaki możemy sobie dać.

I choć trudne, to jedyna droga, która naprawdę prowadzi do spełnienia.

Od wielu lat trenuję bycie sobą, to trudna droga, przy ocenach z zewnątrz. Od 2 lat nie farbuję włosów, mam siwe w 100%, to była trudna decyzja, decyzja wymagająca można powiedzieć odwagi i samozaparcia. Teraz spotykam się z różnymi reakcjami od bardzo, bardzo pozytywnych do trudnych do zaakceptowania. Takie jest życie, nie wszystko musie się wszystkim podobać, każdy ma do tego prawo. Ja czuję się teraz wolna, tak naprawdę wolna, nie mam przymusu pójścia do fryzjera, wstydu z powodu odrostów, taka wolność wewnętrzna. 

Bycie sobą to nie egoizm ani wymówka w stylu: „robię, co chcę”.

To troska o siebie, o swoje przekonania i życie w zgodzie z tym, kim naprawdę jesteśmy – a nie z tym, co dyktują trendy czy oczekiwania innych.


A czym dla Ciebie jest bycie sobą – troską o siebie czy walką z oczekiwaniami świata?

Czy zdarzyło Ci się, że Twoja autentyczność była mylona z egoizmem?

Gdzie według Ciebie kończy się „bycie sobą”, a zaczyna brak szacunku do innych?

 Jak Ty dbasz o to, żeby pozostać sobą, nie podążając ślepo za trendami?

Dla mnie to troska o siebie, o podążanie za swoimi przekonaniami, za tym, o czym marzę i czego pragnę – a nie za tym, co akurat podsuwa moda czy oczekiwania innych. Może jest w tym ziarno egoizmu, ale czy mamy całe życie tylko się dopasowywać? 


Jeśli Ci się spodobało to co czytasz i masz ochotę mnie wesprzeć, to będzie mi bardzo miło gdy postawisz mi wirtualną kawę…