poniedziałek, 31 lipca 2017

Siła jest w Tobie, musisz ją znaleźć!!



W życiu wielu z nas przychodzi taki dzień, że zostajemy z pustą kieszenią, niespełnionymi marzeniami i ogromnymi pretensjami do świata. Niestety często to wszystko dzieje się trochę na nasze życzenie, trochę z braku niefrasobliwości, gonienia za cudzymi marzeniami, brakiem równowagi wewnętrznej itd. My również w długi wpadliśmy na własne życzenie, poszliśmy na całość, trochę pomógł nam los i rodzina, ale to my byliśmy głównym motorem naszej trudnej sytuacji. Ale by podołać trudom i to nie ważne czy finansowym, czy zdrowotnym, życiowym trzeba znaleźć własna wewnętrzna równowagę, spokój i pogodzenie się ze stanem rzeczy, następnie musimy sobie jasno wyznaczyć cel, to, co chcemy osiągnąć, nie skupiamy się na samym celu, ale na działaniach by do niego dotrzeć. Czyli nie myślimy tylko chce wyjść z długów, ale nad tym jak chce z nich wyjść. Trzeba uzmysłowić sobie, że jutro jest tylko w naszych rękach i na gwiazdkę z nieba nie mamy, co liczyć, lub na ogromny spadek po krewnym. Czekanie na cud nas spowalnia, to my możemy dokonać cudu, a nie czekać na niego, siła jest w nas. Pierwszy ważny krok w drodze do spełniania naszego celu jest uzmysłowienie sobie faktu, że nikt po za nami nie weźmie na barki naszych problemów, możemy mieć tylko partnera w niedoli, ale nie oddamy wszystkiego komuś. Następnie trzeba dokładnie obejrzeć nasz problem z każdej strony, jeśli są to długi to musimy je sobie wszystkie spisać nie omijając żadnych, nawet tych na kwotę 50 zł to też dług. Następnie musimy zastanowić się, jakie mamy możliwości finansowe, ile musimy, co miesiąc wydać, podkreślam musimy, a nie chcemy. Potem przeliczamy różnice pomiędzy tym, co zarobimy, a tym, co wydamy, jeśli coś zostanie zaczynamy za ta kwotę spłacać długi, jeśli nic nie zostanie musimy szukać oszczędności, dodatkowego dochodu. Nieraz słyszę – a po co mi pozbywać się długów, umrę i po temacie, no cóż, ja nie chce zostawić swoich dzieci z problemem moich długów, jestem z mężem dorosła i bierzemy pełną odpowiedzialność za nasze czyny.
Pamiętajcie, że podstawą radzenia sobie z „zakrętem życiowym” jest pogodzenie się z samym sobą, wygaszenie pretensji do całego świata, złości, agresji, żalu. Taka postawa nie tylko utrudnia radzenie sobie z problemem, ale niszczy nasze zdrowie, nasz umysł to potężne narzędzie. Pomyślcie, że medycyna stosuje w badaniach placebo, czyli również stawia na siłę naszej sugestii. Zatem jeśli będziemy przepełnieni złymi emocjami, wciąż szukali winnych, byli ustawieni do otoczenia roszczeniowo, to będziemy nie tylko niszczyć relacje z innymi, ale przede wszystkim niszczyć siebie od wewnątrz. Warto zbliżyć się do ludzi, na których nam zależy, których kochamy, zrobić rachunek życia, może poszukać niespełnionego marzenia, które w sumie jest w zasięgu ręki, ale odkładaliśmy je, bo nie było czasu, to cudownie nasz leczy. Niektórzy zaczynają biegać, nie wymaga to pieniędzy, a daje czas oderwania się, wyciszenia, poczucia kontroli.
Człowiek to niesamowita istota, możemy wiele zniszczyć, ale również wiele dobra siać. Warto usunąć ze swojego otoczenia osoby, przedmioty, czynności, które nas trują w przeróżny sposób. Musimy nauczyć się mówić o naszych problemach, oczekiwaniach, emocjach.  Nie duśmy wszystkiego w sobie, na pewno każdy z Was ma w swym otoczeniu osobę, której to może powiedzieć wszystko. Mówmy o tym, co nas boli, mówmy o tym, co nas raduje. Nie kryjcie się za maską – maski bywają różne, znam super kobitę, która wypełnia swoja osoba całą przestrzeń, pozornie wydaje się pustą, bezczelną osobą, ale to tylko maska, pod maską to ktoś, kto dużo wie, czyta, jest wrażliwa, ma dużo problemów i to wszystko chowa. Ale jak długo można wszystko chować, czy nie zaciera się już granica pomiędzy maską a jej prawdziwą naturą, może czas rozwiązać problemy, zmierzyć się z nimi, poszukać równowagi?



Nie jestem fachowcem w tej dziedzinie, pisze tylko z własnych doświadczeń. Ja chowałam się za maską bycia nikim, może jak mnie nie widać to problemów nie ma. Ale one były, dotarło do mnie, że czas mija, a moje problemy z dzieciństwa, wieku nastoletniego wpływają na moje dorosłe życie, ograniczają mnie, nie pozwalają mi być sobą. Potem do tego dołączyły się problemy ze zdrowiem dzieci, finansowe, brak wsparcia rodziców, teściów, rodzeństwa.  Dotarło do mnie, że obwinianie ich wszystkich to tylko wymówka, to ja musze się rozliczyć z moimi problemami, z moja przeszłością. Nie napisze, Wam, że dałam radę, że już jest super, to nie takie proste, demony z szafy, co jakiś czas mi wypadają i dusza przerażeniem. Takie demony ma chyba każdy z nas. Ważne by znaleźć siłę w sobie i otworzyć tą szafę, mnie za rękę trzyma mąż, a ja jego, więc jest łatwiej nam z nimi się mierzyć. Tylko musimy się przyznać do tego, że je mamy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak takie zaschnięte problemy mają wpływ na nasze dorosłe życie, na prace, związki, zjednywanie sobie ludzi, samoocenę itd. Warto podjąć ten trud i rozliczyć się z przeszłością, by trzasnąć potem drzwiami i zostawić tylko te wspomnienia, które dają nam siłę. Wczoraj to wczoraj, a jutro jest nieodgadnione i pełne nadziei i na jutro mamy wpływ na wczoraj już nie, więc, po co się zadręczać…..

Trochę tak filozoficznie pisze, ale tak jak już wspominałam, miałam okazję zwolnić, nabrać dystansu i dostrzec, że wokół mnie jest tak wielu wspaniałych ludzi, którzy są ze mną zupełnie bezinteresownie, którzy chcą dać cos od siebie mimo, że ja nie daje im nic….. 

piątek, 28 lipca 2017

Życie....



Za mną kilka dni urlopu. Wyjechaliśmy do rodziny na Podlasie, miłe są te spotkania po latach, wymiana doświadczeń, przepisów kulinarnych, pogaduchy o dzieciach wspaniały czas.
Trochę zaniedbałam pisanie na blogu, ale każdemu jest potrzebna przerwa i odrobina dystansu.
Dotarło do mnie, że każdy z Was czyta i interpretuje we właściwy dla niego sposób, ja mogę napisać o kurce a ktoś zinterpretuje, że ja marzę o zjedzeniu jej i mam krwiożercze myśli. Jesteśmy różni, każdy widzi to, co chce widzieć, a nie to, co ja widzę i chce przekazać.  Nabrałam całkiem rozsądnego dystansu, wiem, że następnym razem komentarze osób atakujących mnie lepiej zostawić Wam pod dyskusje niż samemu się z tym bić, bo ja widzę to po swojemu, nie jestem obiektywna.



Wiele osób pisze do mnie bardzo ciepłe słowa np.:

 „Dobry wieczór:)
Pani blog jest jedynym znanym mi blogiem, który warto czytać. Proszę mi wierzyć, trochę tych blogów podczytywałam/podczytuję. Bez nachalnych reklam, skromny, prosty (to zaleta!), przebogaty w naprawdę potrzebne informacje...Usiadłam przy komputerze z myślą zaplanowania jadłospisu dla rodzinki na przyszły tydzień... i od razu pomyślałam o tym miejscu:). Dlatego piszę, z nadzieją, że doda to Pani, chociaż odrobinkę więcej chęci do pisania (domyślam się, że brakuje czasem chęci lub/i czasu). Chciałabym by i moje dzieci udało się nam wychować w oparciu o najważniejsze wartości, w miłości przede wszystkim. Bardzo dziękuję za bloga. Pozdrawiam”
„Uff, przeczytałam twój blog od deski do deski. Sporo mi to zajęło, ale to jeden z najbardziej wartościowych blogów, jakie znalazłam w sieci. Kopalnia pomysłów na oszczędne życie. My spłacamy dwa kredyty, których chcielibyśmy się pozbyć jak najszybciej. Nie jest źle, stać nas nawet na wakacyjne wyjazdy, ale kredyty nam ciążą. Podobnie jak Wy, mam troje dzieci. Syn ma 21 lat i studiuje informatykę, starsza córka właśnie zdaje maturę, młodsza jest w drugiej klasie szkoły podstawowej. Pewnie jesteśmy w podobnym wieku.  Jeśli masz ochotę, napisz do mnie, też mam parę sposobów, na tanie życie.  Pozdrawiam ciepło całą rodzinkę”
„Cześć!
No muszę się odezwać. Ostatni wpis mnie zmotywował. Jesteś/jesteście niesamowici!!!Właśnie na tym polega życie, aby w trudnych chwilach skupiać się na rozwiązywaniu problemów i jednoczeniu rodziny. Naprawdę jest Was, za co podziwiać. Cóż mogę powiedzieć. Czytam Twojego bloga od kilku dni, jak znajduje chwile. Wielka inspiracja i wiele odpowiedzi na moje pytania zadawane samej sobie. Pisze, aby podziękować za bloga i chęć dzielenia się.”


Takich ciepłych słów jest więcej, dzięki takim słowom otuchy piszę dalej. To one mnie motywują. Przepraszam, że pozwoliłam sobie na publikację Waszych listów do mnie, ale jest ich, co raz więcej i chce się nimi podzielić z innymi.

Niektórzy zarzucają mi, że pozostawiam bez komentarza ich wiadomości, te cierpkie i pełne goryczy oraz pretensji do mnie. Zastanawiam się czasem czy reagować w jakiś sposób, często nie robiłam nic, ale dziś już wiem, będę je publikować i tu na blogu i na FB (pominę oczywiście wulgarne teksty, bo i takie się zdarzają). Jeśli ktoś ma jakiś problem z tym, co napisałam lub napisze, niech nie kryje się za fałszywą tożsamością, niech ma odwagę poddać się ocenie innych. Każdy ma prawo do swojego zdania, tylko proszę o jedno zastanówcie się czy piszecie na podstawie tego, co Wy sobie wyobrażacie, czy tego, co ja przekazuję.  Atak anonimowy, zastraszanie pamiętajcie, że to metoda ludzi słabych.  Jeśli komuś nie odpowiada to, co ja pisze, to w sumie czy jest przymus czytania, czy wyładowywanie się na mnie jest tylko niezadowoleniem z moich tekstów, czy też, osobistą frustracją i rozładowaniem napięcia. Żyjemy szybko, ale czy chcemy szybko umierać? Czy nie warto zwolnić i odetchnąć niż nakręcać się przez ostre komentarze, życie jest za krótkie by tracić na to czas i zastanawiać się, jak komu dołożyć. Żyjcie tak jak jest dla Was wygodnie, czerpcie z życia, nie gońcie za złudnym rozładowaniem napięcia. Nie traćcie czasu na nijakie w Waszym mniemaniu osoby, na pewno otaczają Was ludzie godni uwagi i waszego czasu.

Szkoda życia, żyjcie pełną piersią, czujcie naturę, innych żywych ludzi, śmiejcie się, smucicie, spełniajcie się, żyjemy w ciągłym pędzie, warto się zatrzymać i poszukać tych, dla których warto….

środa, 19 lipca 2017

Domowe jedzenie - tanie i zdrowsze



Często nie mamy czasu, chęci, czujemy się gorzej i zrobienie obiadu domowego bywa trudne. Chwytamy wtedy za coś gotowego, a potem mamy wyrzuty sumienia, czujemy się nie fajnie z tym, bo miało być zdrowo i oszczędnie, a my polegliśmy.  Ja na takie dni mam zestaw dań szybkich, staram się mieć coś w słoiku lub mrożonego, właśnie na dzień, kiedy nie mam czasu, chęci, zapału lub musi to zrobić ktoś inny z domowników nie ja. Polecam metodę gotowania więcej np. sosu mięsnego lub warzywnego i część mrozimy lub pasteryzujemy, ja chętnie pasteryzuję takie sosy, bo nie tracę czasu na odmrażanie, wlewam do garnka i dogotowuję makaron, ryż, kasze lub ziemniaki, wyjmuję np. buraczki ze słoika z domowych wyrobów lub ogórki, paprykę i mam szybki domowy obiad, bez stresu i wyrzutów sumienia. Pasteryzuję również np. wywar z mięsa gotowanego do pasztetu dzięki temu mam szybką bazę do zupy, mogę wrzucić ziemniaki i warzywna mrożonkę i po 30 minutach mam gotową zupę. Podobnie robię z innymi zupami również zaprawianymi śmietaną. Jak zostanie z obiadu pasteryzuję i odstawiam do lodówki, będzie na dzień, kiedy brak czasu i chęci na gotowanie.
Mam też szybkie dania bez wcześniejszych przygotowań
Makaron z sosem pomidorowym – wystarczy przesmażyć cebulę z dowolna wędlina lub mielonym mięsem, dokładam koncentrat, przyprawy odrobinę wody w tym czasie gotuje makaron/ryż i gotowe danie w 30 minut.
Ziemniaki, jajko sadzone i szpinak/marchewka/brokuły – gotujemy ziemniaki, warzywa z mrożonki i smażymy jajko. Porządny obiad na szybko. Tani i zdrowy.
Ryż z owocami – dowolne owoce w sezonie letnim, ryż wymieszany na gorąco z masłem, cukrem i cynamonem przekładam warstwami z owocami, polewam śmietaną i do pieca na 30 minut. Szybko, tanio, zdrowo i dzieci kochają tą zapiekankę.
Makaron z czosnkiem i ziołami – gotuje makaron, ścieram czosnek, mieszam z oliwą i ulubionymi ziołami, mieszam wszystko razem z odsączonym gorącym makaronem. Najszybszy obiad, jaki znam. Dokładam czasem oliwki posiekane, chili w płatkach, czasem posypię posiekanym jajkiem gotowanym, żółtym serem tartym lub fetą. Zależy, co mam pod ręką.



Naprawdę nie musimy stać godzinami w kuchni by jeść domowe obiady. Owszem lubię gotować, ale nie zawsze mam na to chęć i czas, zatem sięgam po domowe gotowce lub szybkie dania robione od podstaw w domu.

Domowe dania są naprawdę zdrowsze i tańsze. Smak łatwo dostosować do domowników, nie jemy konserwantów i wzmacniaczy smaku, wiemy, kiedy to danie zostały przygotowane, z jakich składników. Możemy sami dostosować te składniki, które są wskazane dla naszych domowników, a nie godzić się na to, co daje nam producent. Polecam domowe obiadki. 

środa, 12 lipca 2017

Zbiory, zbiory....




Zbiory w ogrodzie zaczęły się już na całego. Codziennie przynoszę coś do domu i mogę z tego przygotować posiłek. Dziś będzie leczo na kolację, bo mamy wysyp cukinii i kabaczków.
W sobotę taki mały zbiór był z naszego ogrodu, ogórki trafiły do kiszenia, porzeczki do ciasta i babeczek, cukinie na grilla, rzodkiewki i bób do prawie natychmiastowej konsumpcji.




Dziś zebrałam 4 kg ogórków, czyli razem już około 15 kg zebraliśmy z ogrodu, tym razem wrzucę w słoiki do kiszenia, niedługo jedziemy na krótki urlop będzie jak znalazł.


Uwielbiam pracę w ogrodzie, zbiory W tym roku 37 kg czerwonej porzeczki zebraliśmy, wydawało się, że będzie, z 50, ale sporo spadło w czasie burz. Wino nastawione, sok w słoikach. Truskawki dzieci jadły przez miesiąc codziennie, niestety borówki nam pomarzły i nie będzie zupełnie nic, no cóż tak to bywa z naturą. Inne uprawy dają jednego roku więcej zbiorów, zaś inne malutko. W tym roku ogórki i cukinie nas obdarzają obficie. 

Dopisek z dnia 19.07 - mam już 22 słoiki litrowe ogórków kiszonych z własnego ogrodu na zimę. W tym roku nie muszę kupować ogórków do zimowego kiszenia, na krzakach mam sporo jeszcze ogórków, więc za 3 dni będzie kolejnych 5 słoików. 

wtorek, 11 lipca 2017

Chleb z mąki gryczanej



Dziś chcę się podzielić z Wami przepisem na ulubiony chleb moich chłopaków. Jest to chleb bezglutenowy, co prawda ja nie używam w celu jego wypieku certyfikowanych mąk, bo u nas nie jest problemem sam gluten, ale pszenica i żyto u chłopaków. Kupuję mąki głównie firmy Melvit. Chleb ładnie zachowuje świeżość przez 2-3 dni, raczej go nie mrożę, bo odrobinę się kruszy, piekę więc małą brytfankę – keksówkę by został zjedzony bez mrożenia.



Składniki:
  • 100 g skrobi ziemniaczanej/mąki ziemniaczanej
  • 100 g maki kukurydzianej
  • 300 g maki gryczanej
  • 1,5 łyżki cukru
  • ¾ łyżki soli
  • 4 łyżki siemienia lnianego całego (można dodać różne nasiona)
  • 25 g drożdży świeżych
  • 550 ml wody letniej



Mieszam najpierw wszystkie suche składniki, następnie dodaję drożdże i wodę, całość dokładnie wyrabiam łyżką, odstawiam na 20 minut w ciepłe bez przeciągów miejsce. Blaszkę smaruję smalcem, ale można dowolnym tłuszczem lub wyłożyć papierem (niestety do papieru się mocno przykleja i nie lubię potem odrywać chleba). Po upływie 20 minut mieszam dokładnie chleb i przekładam do foremki, odstawiam na 5 minut. Po tym czasie rozgrzewam piecyk do temperatury 230 stopni (chleb ma czas dalej rosnąć, bo mój piecyk potrzebuje około 14 minut by rozgrzać się do takiej temperatury). Wstawiam chleb i ustawiam czas 10 minut, po tym czasie zmniejszam temperaturę do 210 stopni i piekę jeszcze 45 minut. Wyjmuję chleb zaraz po upieczeniu i studzę na kratce. 

piątek, 7 lipca 2017

Takie tam.....



Dziś jedno dziecko kończy turnus kolonijny, a jak to ja, biegam po kuchni i przygotowuję smakołyki dla córci, bo Gwizdka tęskni za domowym jedzonkiem. Zamówiła sobie domowe hamburgery i ciasto pleśniak z tego przepisu
Marzy o kąpieli w wannie, swoim pokoju i domowej ciszy. Dobre są takie rozstania, każdy zatęskni i doceni to, co ma. Wyjazd był tylko tygodniowy, ale pełen emocji i nowych wyzwań. 






czwartek, 6 lipca 2017

Dary natury



Jak ja kocham czas, gdy ogród zaczyna nas żywić. Uwielbiam to szybkie wyjście z miska do ogrodu i wracam z cudownymi darami natury. Niektórych darów jest aż nadto, z dwóch krzaków zebraliśmy 13 kg czerwonej porzeczki, a czeka od zbioru jeszcze 7 krzaków. Jeden pojemnik z winem nastawiony, lubimy to nasze domowe wino, znajomi równie chętnie sięgają po nie w czasie wizyt u nas. Udało nam się już zebrać 4,5 kg ogórków gruntowych, nareszcie z własnej uprawy kiszone ogórki, ale w następnym roku będziemy je uprawiać, jako pienne.  Na stałe już podbieramy z ogrodu włoszczyznę, szczypior, bób. Za tydzień będzie nowy wysyp rzodkiewek, kalarepy. Mam nadzieję, że na sobotniego grilla ze znajomymi zerwę kilka cukinii już. Pomidory niestety jeszcze zielone są, za to już duże i okazałe. Na krzaczkach dojrzewa czarna porzeczka, myślę, że na sobotnie ciasto już będzie akurat dojrzała. Niestety w tym roku nie będziemy mieli owoców z drzew po za wiśniami, wszystko nam pospadało. No cóż tak bywa, natury nie da się sterować, jeśli chcemy jeść naturalne jej produkty.



Praca w ogrodzie bywa ciężka, czasem nie mamy na nią akurat w tym momencie ochoty, ale uspokaja, a potem daje tylko satysfakcji ze zbiorów. Nie opryskujemy roślin żadną chemią, nawozimy też naturalnie, a w tym roku niewiele podlewamy przyroda sama dba o roślinność. Już robię plany, co będzie rosło na parapetach zimą, jakie podejmę eksperymenty, co będzie nowością na zimowym parapecie.
Do pracy w ogrodzie trzeba dojrzeć, nie zmuszajcie swoich dzieci, jeśli chcą pomóc korzystajcie, pokazujcie im, pozwólcie obserwować siebie, ale nic na siłę. My pozwalamy się dzieciom przyłączyć do prac ogrodowych, zachęcamy, ale nie zmuszamy. Nie jesteśmy w sytuacji, że od upraw w ogrodzie zależy nasz byt, więc, po co zniechęcać dzieci. Córka uwielbia np. siać, ale pielić już nie lubi, więc siej, sadzi, a potem chętnie zbiera i zjada, bo cieszy ją, że sama siała i wyrosło. To nic, że potem my dbamy o rośliny, to nie jest ważne, ona ma swoją satysfakcję i niech tak będzie. Ona przychodzi i patrzy jak pielę, nawożę, wie, że samo sianie to nie wszystko. Na razie doświadcza cudu natury, że z nasionka, cebulki rodzi się piękna roślina, a potem ją zajada ze smakiem.
Za rok posiejemy z córką więcej bobu, uwielbimy go i nawet udało się nie opryskiwać go, sam się obronił przed mszyca, a ja mu tylko odrobine pomogła zlewając silnym strumieniem jego dzikich lokatorów, bez pozwolenia na wynajem.
Polecam uprawę warzyw, ziół obojętnie czy mamy ogród, balkon czy tylko parapet. Pielęgnacja ziół na parapecie i ich zbiory tez dają niemałą satysfakcję. Mam znajomą, która uprawia na parapecie ostre papryczki, szczypiorek, pietruszkę, bazylię, oregano, tymianek i z całkiem niezłym efektem. Ma małe mieszkanie, więc nie ma innych roślin w nim po za jadalnymi. Mówi, że tak jest fajniej i rozsądniej.
Jak widać wystarczy chcieć, a Internet jest pełen niesamowitych pomysłów. Teraz jest moda na własne warzywa i zioła, więc pomysły się mnożą. W Ikei widziałam ostatnio jakieś pomoce do domowych upraw ziół, nie pamiętam jak to dokładnie wyglądało, ale wiem, że przechodziłam koło takich cud.

Próbujcie, jeśli choć odrobinkę Was pociąga własna uprawa roślin jadalnych, owszem ponosi się i porażki, natura to nie pasmo sukcesów. Ale bez ryzyka nie ma efektów. 

środa, 5 lipca 2017

Wspomnień czar....


Dziś tak nostalgicznie, ale ta piosenka daje mi energię gdy upadam, 
gdy nie mam sił. Wstaję i biegnę dalej z całych sił. 


To nic! To nic! To nic!
Dopóki sił,
Jednak iść! Przecież iść!
Będę iść!

To nic! To nic! To nic!
Dopóki sił,
Będę szedł! Będę biegł!
Nie dam się!



Lubię taką muzykę, chętnie słucham poezji śpiewanej, uwielbiam Stachurę. Wczesna młodość spędzałam na obozach harcerskich, koncertach typu Yapa. To był dobry czas, to był czas gdy kształtował się mój światopogląd. 
Do dziś spotykamy się z ludźmi z tamtych lat, przybyło nam siwych włosów i zmarszczek, ale błysk w oku, idee, pomocne dłonie są nadal. 



wtorek, 4 lipca 2017

Urodziny




Za mną kolejne urodziny. Rodzina wszystko zaplanowała w tajemnicy i udało im się, nie wydali fortuny, owszem prezent tez dostałam. Córka upiekła ciasto włożyła w nie świeczki, maż przyrządził z synem kolację, posprzątali dom i przybrali balonikami. Dzieci przygotowały mi kąpiel pachnącą w oprawie świec, a mąż od siebie dołożył lampkę wina. Wspaniałe są takie chwile, pełne spokoju i relaksu. Nie muszą dużo kosztować, wystarczy troszkę pomyśleć. Dzieci wraz z mężem zrobiły burzę mózgów i wymyślili właśnie taki scenariusz. Takie urodziny czasem mocniej zapadają w pamięć niż huczne i drogie przyjęcie. Bardzo ich kocham, tak bardzo się starali. Dziękuję!!

Ja generalnie mam zazwyczaj dziwne przygody w dzień urodzin, ale nie tym razem. Gdy byłam dzieckiem nie miałam przyjęć, tortów itp. Wakacje nie sprzyjają takim atrakcjom. A gdy już byłam dorosła w urodziny prześladował mnie dziwny pech, może zostało to przełamane…. :)