piątek, 31 października 2014

Nie marnujemy jedzenia - pasta z ryby w puszce


Czasem bywa, że w lodówce zostanie resztka rozpoczętej ryby w puszce, przestaje być atrakcyjna i godna zainteresowania przez domowników. Jest na to rad by ryba nie wylądowała w śmietniku :) 
Wystarczy zrobić pastę z ryby, można ją robić z twarożkiem lub  jajkami gotowanymi na twardo. 
Wczoraj właśnie robiłam taką pastę rybną, bo w lodówce za słoikiem  ogórkami skryła się resztka ryby w puszce - szprot w oleju. 

Użyłam:
  • 4 jajek
  • 1 cebuli
  • około 6 szprotek w oleju
  • łyżkę posiekanego szczypiorku
  • 2 łyżki majonezu
  • pieprz do smaku
Ugotowałam jajka na twardo, a następnie starłam je tartce do warzyw, rybę rozgniotłam widelcem, cebulę pokroiłam w drobną kosteczkę i wszystkie składniki wymieszałam razem. Doprawiłam do smaku pieprzem i gotowe :) Można zamiast jaj użyć białego sera jeśli jest pod ręką. Do takiej pasy nie musi być tylko i wyłącznie ryba w oleju, w zalewie pomidorowej też się będzie nadawała, pasta dzięki temu będzie miała wyraźniejszy smak. Moja dzieci często i tak pastę rybną polewają keczupem, więc od razu powstaje wersja dwa w jednym :) 

czwartek, 30 października 2014

Halloween kit czy hit?



Dziś o Halloween, ostatnio sporo zrobiło się zamieszania w mediach w temacie tego święta. Obchodzić, nie obchodzić? Wielu zadaje sobie pytanie. Ja odpowiem - my nie obchodzimy tego święta z kilku powodów o których napiszę później. Wiele osób słysząc, że nie obchodzimy tego święta reaguje dość często  negatywnie, wręcz zaczepia o kler, dewotyzm itp. No cóż, ja odpowiadam tylko - "wolność Tomku w swoim domku".

Ostatnio w naszej polskiej kulturze mocno zakorzeniają się obce zwyczaje i obrzędy, pojawiają się nowe święta, zaś odchodzą w nieznane nasze własne obrzędy, bo ilu jeszcze chodzi kolędników w dzień wigilii Bożego Narodzenia? Ilu przebierańców biega w ostatki? Zaś w to miejsce wskoczyły przebieranki diaboliczno - demoniczne zwane Halloween. Jako dzieciak biegałam przebrana w ostatki od domu do domu wyśpiewując pod drzwiami. Teraz, mimo, że mieszkam na wsi nigdy do moich drzwi nie zapukał przebieraniec. Czemu zamieniliśmy jedne przebierańce na drugie, co w tych rodem z horroru jest tak ekscytujące, pociągające. Przebieramy małe dzieci w diabełki, wampirki, kościotrupy, zombi i co tam wskoczy do głowy demonicznego i strasznego. Czy ma to na celu oswajanie dzieci z ciemną stroną mocy? Ze złem, demonem, śmiercią? Przyznam, że zupełnie nie mam pojęcia o co chodzi w naszym narodzie z tym szałem na punkcie Halloween.

Teraz odrobinę faktów na podstawie źródeł internetowych:

"Dokładna geneza Halloween nie jest znana. Może nią być rzymskie święto na cześć bóstwa owoców i nasion (Pomony) albo z celtyckiego święta na powitanie zimy. Według tej drugiej teorii Halloween wywodzi się z celtyckiego obrządku Samhain. Ponad 2 tys. lat temu w Anglii, Irlandii, Szkocji, Walii i północnej Francji w ten dzień żegnano lato, witano zimę oraz obchodzono święto zmarłych.
Druidzi (kapłani celtyccy) wierzyli, iż w dzień Samhain zacierała się granica między zaświatami a światem ludzi żyjących, zaś duchom, zarówno złym, jak i dobrym, łatwiej było się przedostać do świata żywych. Duchy przodków czczono i zapraszano do domów, złe duchy zaś odstraszano. Ważnym elementem obchodów Samhain było również palenie ognisk. Na ołtarzach poświęcano bogowi resztki plonów, zwierzęta i ludzi. Paląc chciano dodawać słońcu sił do walki z ciemnością i chłodem. Wokół ognisk odbywały się tańce śmierci. Symbolem święta Halloween były noszone przez druidów czarne stroje oraz duże rzepy, ponacinane na podobieństwo demonów. Sądzi się, iż właśnie z potrzeby odstraszania złych duchów wywodzi się zwyczaj przebierania się w ów dzień w dziwaczne stroje i zakładania masek. Czarownice w towarzystwie czarnych kotów przepowiadały przyszłość."

  

Z tego co znalazłam w internecie, na ziemiach słowiańskich w tym okresie wyprawiano święto dla zmarłych, bo wierzono w to iż otwiera się brama pomiędzy światem żywych i zmarłych. Zapraszano więc zmarłych na przyjęcie, które raczej odbywało się w gronie rodzinnym, nie znalazłam wzmianek o bieganiu w przebraniu od chałupy do chałupy i w ogóle przebieraniu się za demony, diabły, wampiry itp. Zresztą w ówczesnych czasach ludzie z dużym szacunkiem podchodzili do granicy między światem żywych i umarłych i nie był to powód do robienia sobie żartów. 

Moja rodzina nie obchodzi święta Halloween, bo nie widzimy zupełnie umiejscowienia go w naszej kulturze i obrzędowości. Mamy duży szacunek do świata umarłych, dzień ten spędzamy na przypomnieniu sobie osób które zmarły w naszej rodzinie, opowiadamy o nich, oglądamy zdjęcia. Nie stawiamy dyni z zapalona świeczką, nie wieszamy nietoperzy, czaszek i czarownic. Mamy dużo pokory do nieznanego nam świata magi i nie podejmujemy ryzyka, by sprawdzić faktyczność jej istnienia. 
Generalnie irytuje nas kolejna gratka na zarobek, pełna komercjalizacja tego święta i ogólnie idące za tym zyski finansowe, nie chcemy dać się wkręcić w ten kult i pozwolić na wyciąganie pieniędzy z naszych kieszeni. 
Podobne zdanie mamy w temacie Walentynek. Są to święta zapożyczone z innych kultur. Przyznam, że boleję nad odchodzącymi w zapomnienie naszymi rodowitymi świętami. Wspomnijmy choćby dzień imienin tak hucznie kiedyś obchodzony, dziś dość niemrawo to już działa, zapominamy o tych świętach. 
Słowianie mają imprezową dusze i w naszej kulturze jest wiele świąt zachęcających do zabawy, nie musimy szukać innych. 
Zgodnie z przysłowiem "Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie" :) 








środa, 29 października 2014

Mrożona brukselka


Udało mi się kupić okazyjnie 3 kg brukselki (tylko tyle zostało) całość za 4 zł (po targowaniu). Z racji, że brukselkę w naszej rodzinie jem tylko ja więc uznałam, że te 3 kg to zupełnie dobra ilość. Przyniosłam do domu, umyłam , obrałam z brzydkich liści, a właściwie listków, zagotowałam gar wrzątku i siup na 3 minuty gotowania. Następnie cała gorąca brukselka wskoczyła do zimnej wody z lodem tam sobie spokojnie wystygła, następnie podzieliłam na porcje, włożyłam do woreczków i do zamrażarki :) Teraz mam swoją własną, zdrową przekąskę. Po za tym brukselka przemrożona traci goryczkę, więc będzie jeszcze smaczniejsza. Polecam! 


W tym roku udało mi się zamrozić - buraki, brokuły, kalafior, fasolkę szparagową, śliwki, dynię, włoszczyznę i brukselkę. Będzie co wyjmować na zimowe obiady. 

poniedziałek, 27 października 2014

Moja ostatnia zdobycz z SH


Około tygodnia temu wyszukałam w SH golf, weszłam tego dnia do sklepu  wizją, że dziś nie wyjdę bez zakupów, muszę coś znaleźć. Pierwszy wieszak, pierwszy "rzut" okiem i widzę, właśnie to o co mi chodziło, n jesienne chłody do tego rozmiar dokładnie mój, a cena łoł cen idealna, stan idealny, no nie ma co się wahać chwytam i ruszam do kasy, a po drodze zaczepia mnie pani i zaczyna nagabywać do rezygnacji z zakupu, bo córka jej pokazała w czasopiśmie że chciała by coś takiego, bo to modne. O nie, trudno, modne, nie modne, dla mnie nie istotne, moja zdobycz, moje polowanie. :) 
KUPIŁAM i mam. Pani przeszła wcześniej obojętnie koło sweterka, więc to moje polowanie było :) Wydałam na golf całe 12 zł. 





niedziela, 26 października 2014

Pesto z suszonych pomidorów i pestek słonecznika


Dziś ekskluzywna wersja pesto :)  z suszonych pomidorów. Lubimy je, jest smaczne i aromatyczne, choć do najtańszych nie należy.

Potrzebujemy:
  • 1 słoik suszonych pomidorów w oliwie
  • 2 ząbki czosnku
  • 1/2 szklanki pestek słonecznika (łuskane)
  • 2 łyżki startego, żółtego sera
  • 2 łyżki wody
  • 1/4 łyżeczki chili

Pomidory razem z oliwką przelewamy do naczynia w którym będziemy wszystko mielić, następnie dokładamy obrany czosnek i resztę składników. Ja blenderem mielę wszystko na jednolitą masę, następnie doprawiamy do smaku - sól, chili. Czasem dodaję 1/2 łyżeczki ziół prowansalskich. Podaję pesto ze spaghetti lub penne, całość posypuję startym, żółtym serem. Taka porcja pesto wystarcza na 5-7 porcji makaronu. najlepiej pesto wymieszać jeszcze w garnku razem z wycedzonym makaronem, a następnie nałożyć na tależe i posypać serem. 

poniedziałek, 20 października 2014

Pogoń za......


Ostatnio z synem przerabiałam temat z historii "Życie w Łodzi w XIX wieku". Omawiając ten temat dotarło do mnie, jak bardzo niedoceniany tego co mamy. Ciągle marudzimy, że mamy mało, gonimy za lepszym. Ludzie żyjący wtedy pod "obcasem" fabrykantów mieli całe mieszkanie mniejsze niż mój jedne pokój, ubrań całą rodziną mniej niż jedno z moich dzieci lub ja, a mimo to ciągle chce się więcej. Przyznaje, że zrobiło mi się wstyd, jak można marudzić, chcieć więcej, uważać się za ubogiego, w kryteriach tamtej epoki większość z nas była całkiem zamożnymi ludźmi. Chodzimy najedzeni, mamy ciepło (wiem, że niektórzy powiedzą, jakie ciepło, przecież mam w domu na stałe 18 stopni. Myślicie, że oni mieli aż tyle w zimie), mamy buty w których chodzimy na co dzień a nie od święta. Nasze dzieci moją prawo, a wręcz obowiązek nauki pisania, czytania, nie muszą iść do pracy w wieku lat 5. Wiem, że na świecie nadal w tym wieku dzieci idą do pracy zamiast do szkoły, ale pisze tu akurat o europejskich standardach. Popatrzcie jak wiele się zmieniło w standardzie życia. Czy uważacie, że Wy pracujecie ciężej, a mniej zarabiacie od ówczesnego robotnika? Podam Wam przykład - pensja tygodniowa pracownika z fabrycznej hali wynosiła tyle co co cena dwóch bochenków chleba. Ile zarabiacie obecnie?? Większość tyle to ma za godzinę pracy, a nie tydzień. 

Kolejnym bodźcem do przystanięcia i zastanowienia się był program w tv "Kossowski inicjacja" w odcinku który oglądałam wcielił się w człowieka bezdomnego, żył jako bezdomny przez 48 godzin. Nie ukrywa, że zrobiło to wszystko na mnie wrażenie, jak usłyszałam o ludziach żyjących po 16 lat w tunelach ciepłowniczych (czy czymś takim, nie pamiętam do końca) to nie byłam w stanie sobie wyobrazić co mogło by mnie zmusić do takiego życia. Kossakowski po dobie jako bezdomny zjadł najprostszą wersję zapiekanki i stwierdził, że w życiu nie jadł nic tak smacznego. Jak bardzo szybko przewartościował swoje potrzeby. 

Całość tych przemyśleń zmusiła mnie do zadania pytania - dlaczego ciągle chcemy więcej i więcej, nie zadowalamy się tym co mamy. Nasze pragnienia nas zatruwają?

Bezsensu, trzeba każdy dzień witać z postawą zwycięscy - wstałem rano, mogę chodzić, mam co jeść, w co się ubrać, do kogo przytulić, nie kapie mi na głowę - jestem zwycięzcą!! :) 

"(...) ciesz się z wszystkiego z tego co masz, daj ludziom pogodną twarz....."




piątek, 17 października 2014

Kurczak w musztardzie i miodzie z kolendrą



Wczoraj zrobiłam na obiad udka kurczaka według przepisu Pascala, no nie całkiem dokładnie według tego przepisu, zmodyfikowałam go na moje warunki i możliwości. 

Użyłam: 
  • 12 udek kurczaka
  • pół słoiczka musztardy 
  • łyżeczkę mielonej kolendry
  • 2 łyki oleju rzepakowego
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1/2 łyżeczki czarnego, zmielonego pieprzu
  • 3 ząbki czosnku starte na drobno
  • 1 łyżeczkę miodu
Zmieszała wszystkie składniki marynaty i wrzuciłam do tego kurczaka, dokładnie wymieszałam by cały kurczak był pokryty marynatą. Odstawiłam do lodówki na kilka godzin, myślę, że najlepiej było by zrobić to sobie wieczorem a na drugi dzień już tylko upiec. Po kilku godzinach ułożyłam kurczaka w brytfannie i zapiekałam 45 minut w temperaturze 180 stopni. Rodzina zachwycona nowym wydaniem kurczaka. Podałam z zapieczonymi ćwiartkami ziemniaków (już i tak piekłam mięso w piecyku to wrzuciłam wcześniej ziemniaki, a następnie dołożyłam kurczaka, co 15 minut zamieniałam blachy w piecu tak by i kurczak i ziemniaki były rumiane. Do tego podałam sałatkę z pomidorów i sos czosnkowy. 

środa, 15 października 2014

Ubrania z SH - frajda i ekonomia


Wiele razy już pisałam o ubraniach z drugiej ręki. Musze przyznać, że kupuję tam ubrania nie tylko ze względów ekonomicznych, ale również z powodu ich indywidualności, a jeśli dodatkowo coś w nich przerobię stają się tylko moimi ciuchami. Nie lubię jak większość kobiet spotkać się na imprezie z kimś tak samo ubranym, niestety zakupy w sieciówkach mocno zbliżają nas do takiej sytuacji. Uwielbiam klimat tych sklepów, nie są to już śmierdzące, zatęchłe lokale gdzie człowiek odczuwa panikę z powodu atakujących jego zmysłów zapachów obrazów. Obecnie ubrania wiszą na wieszakach, nie cuchną stęchlizną i do tego są to markowe, dobrej jakości ciuchy. Uwielbiam ten dreszczyk w chwili gdy przekraczam próg sklepu i spoglądam po wieszakach - co dziś wypatrzę, co kupię, a do tego nie wydam fortuny. Wcześniej szukałam ubrań tylko i wyłącznie na mój rozmiar, bezsensu, ciężko kupuje się ubrania w rozmiarze 36/38 mniejsze i większe owszem, ale nie w tym, więc poddałam się i kupuję t co mi się podoba i oceniam czy da się to zmniejszyć np. Jak wracam do domu czuję się jak zdobywca, triumfalnie wyciągam zdobycz z torby i z zadowoleniem przyglądam się jej i analizuję co dalej. Zdarza mi się owszem wyszukać rozmiar, fason idealny, ale to nie zbyt często. Mam kurteczkę w wojskowym stylu w rozmiarze, kolorze i fasonie idealnym zakupioną za całe 11 zł. Lubię ubrania z SH, są już pozbawione toksycznej zawartości z produkcji, są niepowtarzalne, mają duszę i do tego kosztują niewiele. A dodatkowo jestem eko kupując ubrania z drugiej ręki, ogólnie muszę przyznać, że takie zakupy są w pełni w zgodzie ze mną - nie wydaję dużo pieniędzy, nie zaśmiecam ziemi, mam coś nietuzinkowego, mam szansę na własną twórczość i to wszystko daje mi ogromną satysfakcję. :) 

wtorek, 14 października 2014

Zamrażanie warzyw i owoców - nie marnujemy jedzenia


Ja ostatnio mrożę większe ilości warzyw z racji oszczędności, ale mam dużą zamrażarkę wiec mogę sobie na to pozwolić. Ostatnio za prawie 3 kg kalafiora zapłaciłam 1,5 zł mrożąc go w porcjach po 1/2 kg otrzymuję 6 paczek w cenie 1,5 zł, zimą za taką samą ilość musiała bym zapłacić najmniej 15 zł, zatem mrożąc warzywa w sezonie oszczędzać będę zimą. 
Ale nie o tym chciałam napisać. Aby oszczędzać możemy kupować odrobinę więcej warzyw np. kupując dużego kalafiora płacimy zasadniczo o 1/3 ceny więcej, a często jest to dwa razy więcej. Kupując dużego kalafiora możemy uznać, że nie zjemy go, ale to nie szkodzi. Zwyczajnie możemy jedną część zjeść, a drugą zamrozić. Dzielimy kalafiora na mniejsze kawałki, wrzucamy do wrzątku na 3 minuty, a następnie przekładamy do zimnej wody. Schłodzonego kalafiora osuszamy i wkładamy w woreczki i do zamrażarki. Podobnie możemy zamrozić brokuły, fasolkę szparagową również z tą różnicą, że we wrzątku trzymamy około minuty. Dzięki temu nie musimy nic wyrzucać, zakup większej ilości warzyw i nie wykorzystanie ich nie jest problemem, zamrozić możemy pomidory, marchew, buraki itd. Z owocami jest podobnie, lecz ich nie zanurzamy we wrzątku. Nie musimy się martwić, że przed wyjazdem zostawimy nie wykończone resztki jedzenia, większość z nich możemy zamrozić Mrozić można pieczywo, sosy, kotlety, wędlinę, ciasto itd....

poniedziałek, 13 października 2014

Testowanie kapsułek do prania Vizir - wnioski końcowe


Prałam, rozmawiałam i analizowałam zalety i wady kapsułek do prania. Ogólnie można przyjąć, że jest to produkt ciekawy, pierze efektywnie, pozostawia miły zapach, jest wygodny w użyciu, nie zajmuje dużo miejsca w łazience, ma estetyczne opakowanie, to tyle plusów, niestety jak wiele produktów ten również ma minusy, niestety w moim wypadku minusy przeważają plusy i to dość dla mnie znacznie. Po pierwsze przy mojej twardości wody jestem zmuszona użyć dwóch kapsułek, by uzyskać zadowalające efekty prania, zatem produkt robi się mocno luksusowy, zwłaszcza gdy mówimy tu o praniu dla rodziny z dziećmi, u nas pralka pierze około 5-6 razy w tygodniu, czyli to dość znaczna kwota wychodzi - koszt jednej kapsułki to około 1 zł razy dwa na jedno pranie to już 2 zł, jeśli to przemnożymy przez np. 18 pralek w miesiącu to mamy kwotę 36 zł za same środki piorące, ja nie używam płynów do płukania, więc to jest całkowity koszt, jak dla mnie kwota zbyt wygórowana, zwłaszcza w wypadku gdy ten sam efekt uzyskuję przy użyciu innej chemii piorącej w o połowę niższej cenie. Drugi minus to opakowanie kapsułki, niestety zdarzyło się, że znalazłam opakowanie pod uszczelką lub wklejone i rozmazane po ciemnym ubraniu. Niestety wyglądało to jak za przeproszeniem smarki. Zadzwoniłam do serwisu mojej pralki i zapytałam czy takie kapsułki nie mają złego wpływu na moje urządzenie - odpowiedziano mi, że niestety nie jest to najlepszy pomysł, ponieważ ucierpieć może grzałka, podobną opinię mają w temacie używania kapsułek w zmywarkach. No i tu nachodzą mnie wnioski, czy producent takich kapsułek badał sprawę pod kątem wpływu na urządzenia. Czy tylko badana jest jakość piorąca i nieszkodliwość dla skóry człowieka. Po doświadczeniach z kapsułkami, zostanę przy swoim ulubionym płynie do prania z dodatkiem mydła i poczekam na środek idealny. Niestety cena i opakowanie kapsułek przeważyły dobrą jakość prania. 

czwartek, 9 października 2014

Dżem z czerwonej papryki


Z racji, że udało mi się kupić hurtowo w korzystnej cenie od producenta paprykę czerwoną to szaleję w kuchni z nią :) Zrobiłam dżem z papryki, mam uczulenie na wiele owoców więc szukam alternatywy dla mnie, w "Działkowcu" z 2013 roku natrafiłam na przepis, więc od dzieła. Smak zaskakuje....pozytywnie oczywiście.

Potrzebujemy:
  • 1 kg papryki czerwonej
  • 1 kg cukru
  • 1 łyżka świeżego imbiru
  • 2 cytryny
Oczyszczamy paprykę z gniazd nasiennych i mielimy (ja zmieliłam w maszynce do mięsa), ważymy mus paprykowy i wkładamy tyle cukru ile jest musu (ja miałam 3 kg, ale dołożyłam 2 kg cukru). Zagotowujemy i gotujemy przez około 10 minut, następnie dokładamy imbir i sok z cytryny (w przepisie zalecają jeszcze otartą skórkę z cytryny, ale my nie przepadamy za takim aromatycznym zestawieniem). Całość gotujemy tak długo, aż masa zacznie gęstnieć. Przekładamy do słoików i pasteryzujemy. Smak jak dla mnie super, no i mogę jeść. Na zimę mam już dzięki takim eksperymentom dżem z papryki i marchwi. :) 

wtorek, 7 października 2014

Muffiny z burakami


Mamy pełnię sezonu na warzywa, więc trzeba to wykorzystać. Polecam wam niedrogie, szybkie i zdrowe muffiny z burakami. Ja buraki ugotowałam na obiad i dwa dodatkowe na muffiny, więc nie miałam dodatkowej pracy ;) 

Potrzebujemy 
  • 2 duże buraki (gotowane i starte na drobno)
  • 125 ml oleju
  • 2 jajka
  • 250 g mąki pszennej lub bezglutenowej
  • 100 g cukru
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  • opcjonalnie imbir 1/4 łyżeczki
  • 3 łyżki kakao
Mieszamy wszystkie składniki razem, nakładamy do foremek i pieczemy 20 minut w piecyku nagrzanym do 200 stopni. Wyjmujemy zaraz po upieczeniu, można posypać cukrem pudrem. Muffiny są sposobem na podanie warzyw tym co ich nie lubią :) 

Jesienne wegetariańskie danie


Przy robieniu przetworów trochę miałam mało czasu na produkowanie posiłków dla rodziny, ale przecież musieli coś jeść. wykorzystałam więc produkty które były pod ręką i wyszło całkiem fajne, pożywne danie. 

Potrzebujemy:
  • 4 cebule
  • 4 papryki 
  • 1/2 kg fasolki szparagowej
  • 1/2 kg pomidorów lub koncentrat pomidorowy/ puszka pomidorów w zalewie
  • tłuszcz do smażenia
  • pieprz, sól 
Obieramy warzywa, kroimy drobno, na głębokiej patelni rozgrzewamy tłuszcz, wrzucamy cebulę i chwilkę dusimy ją, następnie dorzucamy paprykę i lekko całość solimy i dusimy pod przykryciem. Następnie wrzucamy fasolkę (pokrojoną w kawałeczki około 3 cm) i pomidory (świeże obieramy ze skórki). Podlewamy szklanką wody i dusimy całość, aż fasolka będzie miękka. Doprawiamy do smaku i podajemy z pieczywem. Sycące, zdrowe danie. Można dodać do niego dynię lub kabaczka/cukinię, oczywiście możemy dodać wędlinę np. resztki z lodówki. J zrobiłam wersję bezmięsną. 

poniedziałek, 6 października 2014

Odmienny sposób na życie


Jakiś czas temu przeczytałam artykuł o pewnej rodzinie. Na pozór zwyczajna, polska rodzina z dużego miasta - żona, mąż, dwoje dzieci, rodzice pracują, dzieci się uczą, wszyscy zabiegani w codzienności. Ale to tylko na pozór tak właśnie wygląda. Artykuł to był wywiad z mężem, ojcem, to on zdradzał swój pomysł na życie. Facet niby człowiek pnący się po szczeblach kariery manager, żyjący w pośpiechu i pędzie dużego miasta. Zaś w weekendy zmienia się w parobka, tak to nazywają na wsi chyba do dziś dnia. Najmuje się do pomocy w gospodarstwie w zamian za płody rolne, nie pobiera wynagrodzenia w żadnej innej walucie jak produkty spożywcze. Czasem wraz z całą rodziną jedzie pracować na wsi, ale zazwyczaj sam. Postanowił oderwać siebie i swoją rodzinę od pośpiechu, gonitwy i stresu. Chce pokazać im inne życie, gdzie czas wyznaczają pory roku. Dzięki temu zmniejszył również swoje wydatki na żywność, zaś żywność ma z pierwszej, zaufanej ręki. Różna jest jego zapłata i praca. Często wywozi gnój, zbiera ogórki, ziemniaki z pola, pakuje zboże w worki, waży ogórki, cebulę, zbiera jabłka, wiśnie itp. Podejmuje się każdej pracy dostępnej w gospodarstwach. w zamian dostaje warzywa, owoce, mleko, jajka, czasem domowe wyroby wędliniarskie, a czasem mięso. Twierdzi, że dzięki temu zachowuje wewnętrzną równowagę, spędza dużo czasu na świeżym powietrzu, pracuje fizycznie, wyhamowuje z codziennego pędu. Dodatkowo nie wydaje na siłownie, leki nasenne, psychoanalityka, oszczędza na żywności i do tego powiększył grono prawdziwych znajomych. Jest zapraszany na uroczystości rodzinne, wydarzenia z życia wsi i okolic. Czuje się częścią żywej społeczności. Swoją przygodę rozpoczął kilka lat temu i dobrze mu z nią....... 

piątek, 3 października 2014

Przetwory, przetwory kolorowe wspomnienie lata...


Dziś zbyt wiele nie napiszę :) Przyciągnęłam z mężem z targu 15 kg papryki, 20 kg fasolki szparagowej, 10 kg buraków i muszę to przetworzyć. Po za tym skrzynkę jabłek, 15 kg cebuli, 6 kg dynię, 20 główek czosnku (piękne duże, nie zmieszczę w dłoni zaciśniętej, po 1 zł sztuka). Za chwilę ruszam do produkcji papryki konserwowej, papryki w pomidorowej zalewie, buraków w słoiki na zimę, oraz fasolkę szparagową do słoików. Uwielbiam te chwile gdy wynoszę nowe produkty do spiżarki. Kobiety od wieków robiły przetwory, w okresie PRL-u prawie wszystkie pracowały również w soboty, miały rodziny, a większość z nich robiło przetwory, to była często jedyna szansa na urozmaicenie diety w ziemie. Całe rodziny były angażowane do produkcji przetworów. Przetwory na zimę w moim domu były przeróżne - włoszczyzna w solance, leczo w słoikach, owoce na kompoty, ogórki kiszone, konserwowe. Mama przynosiła od znajomych różne nowe pomysły na przetwory, czasem wyszły, czasem nie. Teraz  w wielu domach zaginęła ta tradycja, wiele osób mówi, że się nie opłaca......jak dla mnie zawsze opłaca, bo wiem co jem i w jakich warunkach to jest przygotowane. Przede mną jeszcze przygoda z włoszczyzną, kalafiorem, śliwkami, burakami do zamrożenia. Idę do kuchni, bo od 15 mam sporo do załatwienia po za domem i trzeba będzie przerwać pracę. :) 

Tak sobie myślę, że okresie PRL -u nie było co oglądać w tv, nie było internetu, komórek, nie każdy miał telefon stacjonarny, więc co było robić.......przetwory!! :) 

czwartek, 2 października 2014

Kupne nie znaczy lesze.....


Dziś przeczytałam artykuł o oszczędnym życiu. Zaskoczona byłam kwotami tam opisywanymi. Ja na żywienie pięcioosobowej rodziny (dwie osoby dorosłe, dwóch nastolatków i dziecko), wydaje przeciętnie 800-900 zł (mam obecnie lepszą sytuację niż rok temu, więc mogła bym wydać troszkę więcej). W artykule podano kwoty 1100 - 1500 zł i to większość rodzin mniejszych niż moja. Podano te kwoty jako przykład oszczędnego życia. Jak zaczęłam analizować swoje wydatki i policzyłam co bym mogła kupić zwiększając kwotę o 500 - 600 zł miesięcznie to powiem szczerze, że udało mi się zwiększyć wydatki o około 300 zł. Nie zmienię wielu nawyków nawet gdy bym miała nieograniczoną kwotę do dyspozycji. Na pewno nadal bym piekła chleb, robiła jogurty, wędliny, przetwory na zimę, uprawiała ogródek, kupowała od rolników itd. No nie potrafię już tego zmienić. Na urlopowym wyjeździe kupowałam pewne produkty do przygotowania posiłków i rodzina ciągle marudziła na smak, jakość, alergie. Zatem po co mam zmienić co co jest dobre. Artykuł który czytałam zupełnie mnie nie zainspirował, nie pokazał mi nowego pomysłu na oszczędzanie. w czasie urlopu kupowałam gotową wędlinę, po powrocie upiekłam łopatkę i byłam w szoku, że moje dzieci wyrywały sobie kanapki zrobione na domowych chlebie z pieczoną łopatką. Pięć foremek pasztetu wchłonęły przez kilka dni, uznały, że już miały dość sklepowych wędlin, wszystkich w tym samym smaku, chleba po którym źle się czuły i dziwnych pasztetów. Byłam w szoku, myślałam ciągle, że może coś odbieram dzieciom, że wolały by te pachnące, różowe wędliny ze sklepu, że mój chleb czasem wyjdzie gorszy, czasem lepszy. Ciastka gotowe tez ich nie zachwyciły, powiedziały, że wolą jeść ciastka którymi pachnie cały dom i każde ma inny smak.  Kupiliśmy synowi bezpszenne ciastka, nie zjadł ich zaległy na półce w spiżarni, a dziecko samo sobie upiekło nowe w domu. A tu proszę, niespodzianka. Zatem koniec z wyrzutami sumienia, koniec z myślami, że to moja wizja, a nie mojej rodziny!! Oni również wolą naturalne jedzenie, lubią zapach przygotowywanego jedzenia w domu, lubią uczestniczyć w tym procesie. :) 

środa, 1 października 2014

Rodzinna zupa Winiary - testowanie


Stało się podałam na obiad zupę z proszku........ Przeczytałam skład, przeanalizowałam i wyszło mi, że nie jest źle. Podam przykład, skład z opakowania rodzinnej zupy krupnik - płatki jęczmienne 37,5%, mąka ryżowa, suszone warzywa 15% (ziemniaki, cebula, czosnek), sól, odtłuszczone mleko w proszku, aromaty, wędzony tłuszcz wieprzowy, ekstrakt drożdżowy, przyprawy, liść pietruszki, cukier karmelizowany. Są w składzie produkty jak dla mnie lekko kontrowersyjne, ale coś za coś niestety. Na pewno taka zupa nie jest rozwiązaniem na codzienny obiad, ale w sytuacjach awaryjnych lub w czasie wakacji na wyjeździe jest to oferta do rozważenia. Smak całkiem ciekawy, nie jest zbyt mocno przesolony, no może odrobinę, ale my używamy naprawdę niewiele soli, wszyscy u nas dosalają dania. Do przygotowania krupniku potrzebujemy głównie ziemniaki i wodę, dalsze dodatki to wariacje własne już. Ja podałam z podsmażonym boczkiem wędzonym. Na opakowaniu napisane jest, że wystarcza na 6 porcji, no tu bym polemizowała, te 6 porcji owszem, ale pod warunkiem, że zaraz mamy drugie danie, u nas na 5 porcji wyszło delikatnie, fakt w tych 5 to jedna męska, a dwie dla nastolatków. Zupę przygotowuje się szybko, nie wymaga umiejętności kulinarnych, przygotuje ją i nastolatek. Ogólnie jestem przeciwnikiem zup z proszku, gotowych dań, ale ta zupa mnie zaskoczyła i myślę, że czasem można po nie sięgnąć.  Ma do testowania jeszcze barszcz biały, żurek, grochową i kartoflankę.