Długo nic nie pisałam, chyba zbyt wiele sobie postawiłam
spraw na drodze, miałam zwątpienia, słabości, ale udało się wszystko poukładać.
Nadszedł czas po tym wszystkim na wypoczynek, dzieci pojechały na obóz. Więc my
z najstarszym synem w trójkę też postanowiliśmy wyjechać, na kilka dni, ale
jednak. Pierwsze postanowienie było takie, że nic nie gotujemy wykupimy
śniadania, zaś obiady jemy w barach, w sumie na troje nie jest to już aż tak
duża kwota. Po przyjeździe na kwaterę (wybraliśmy agroturystykę) zapytaliśmy o
śniadania, lekko nas zmroziło, kwota 60 zł, co rano to poważny wydatek, więc
zrezygnowaliśmy zwłaszcza, że w pokoju był aneks kuchenny.
Przyszła kolej na obiad niestety odwykliśmy od
dań barowych i nasze żołądki ogłosiły protest, syn na drugi dzień stanowczo
zażądał zakupów w sklepie i przygotowania obiadu w pokoju. Zatem coś szybkiego,
pożywnego i łatwo dostępnego. Weszłam do sklepu owadziego i zakupiłam – dwie paczki
makaronu bezglutenowego, opakowanie karczku, dwa słoiki sosu pomidorowego,
siatkę cebuli, opakowanie pieczarek, śmietanę, sok pomarańczowy, przyprawę grillową,
jogurt naturalny i butelkę oliwy z oliwek, zapłaciłam 67 zł. Miałam produkty na dwa obiady, czyli kwota
całkiem sensowna, w sklepie następnym nabyłam ponad pół kilograma porządnej
swojskiej kiełbasy z małej masarni za kwotę 10 zł oraz w pobliskiej piekarni 2
bochenki chleba gryczanego bez pszennego za kwotę 8 zł. W tym momencie byłam posiadaczką prowiantu na
trzy obiady (oraz pieczywo na śniadanie) za 85 zł. Pierwszego dnia zrobiłam
karczek duszony z pieczarkami i śmietaną podany z makaronem (z domu mieliśmy ogórki
z ogrodu), więc zrobiłam mizerię, drugiego dnia użyłam sosu ze słoików i
makarony, trzeciego zaś poddusiłam kiełbasę z cebula i zjedliśmy ja z
pieczywem. Nie spędziłam wielu godzin w
kuchni, nie wydałam zbyt wiele również nie odchorowaliśmy posiłków
przygotowanych w nieznany nam sposób.
Kolejnego dnia zdecydowaliśmy się pójść na obiad do baru, ale omówiliśmy
posiłek z kucharzem, wydaliśmy 60 zł na naszą trójkę zjedliśmy naprawdę smaczny
i pożywny obiad, czyli mieliśmy za sobą 5 obiadów, z czego 3 domowe 2 w barze.
Jak widać można wyżywić się za niewielkie pieniądze, nie trzeba zaraz na
urlopie szastać pieniędzmi. Nasza dieta oraz nawyki mimo wszystko kierują nas
do domowego samodzielnie przygotowanego jedzenia. Dzieci po powrocie z obozu również uznały, że
odwykły już od żywienia zbiorowego i od dodawania do dań przyprawy uniwersalnej.
Syn skarżył się na biegunki, córka na
bóle brzucha i tak to skończyła się nasza przygoda z jedzeniem po za domem. A ja z radością powróciłam do swojej ukochanej
kuchni i obserwowania jak moje „pisklaki” ze smakiem zjadają, co im podam, a
córka przy kolacji pyta, co będzie dobrego na śniadanie – dziś była owsianka z
cynamonem i jabłkami, wczoraj gofry bananowe. Naprawdę lubię gotować, piec i patrzeć
jak im smakuje.
Wow, ciekawa jestem gdzie byliście? Bo z mojego doświadczenia wynika, że raczej trudno poza dużymi miastami nabyć nietypowe produkty. A już szczególnie trudno o chleb bez domieszki pszenicy. A Tobie udało się dostać gryczany - super :)
OdpowiedzUsuńChleb gryczany kupiłam w niepozornej piekarni w małej miejscowości Międzylesie. Chleb żytni kupowałam swobodnie w Bystrzycy Kłodzkiej i Kłodzku.
UsuńNa pewno masz racje. Dla mnie najwiekszym problemem jest wymyslenie jadlospisu. Przesylam pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńDla mnie czasem tez bywa to trudne, mam odpływ weny, ostatnio przeżywałam wewnętrzny kryzys, ale już jest ok.
UsuńCieszę się, że wróciłaś do pisania :) Czekałam na kolejne wpisy :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam chyba od deski do deski Twojego bloga i super się tu u Ciebie czuję :)
Ania
Co to sklep owadzi?
OdpowiedzUsuńBiedronka :)
Usuń