Ostatnio miałam okazję spotkać się z grupa ludzi chcących
wyjść z długów. Jak zobaczyłam te osoby
pomyślałam – jak to Oni maja długi?? Są świetnie ubrani, ostrzyżeni, kobiety makijaż,
paznokcie, panowie z broda super zadbaną! Początek rozmowy a Oni zaczynają opowiadać
(zupełnie nie pytałam o to, czym przyjechali, jak mieszkają, co robią po pracy
itd. Kolejny znak zapytania, ja tak nie żyje, nie mam takich ubrań, samochodu i
nie robię tego, co Oni po pracy. Próbuję, więc pytać czy są szczęśliwi, czy
czują się spełnieni, no i tu robi się cisza. Ktoś nieśmiało mówi, że nie ma
czasu się nad tym zastanawiać, że w sumie to pochłonięty jest dorównywaniem
innym i umknęło mu to, co On by chciał, część zaczyna mu przytakiwać. Zaczynają
mówić inni, że praca i pęd codzienności zupełnie zabrał im marzenia, zagubili
samych siebie. Pochłonęło ich publikowanie zdjęć na portalach
społecznościowych, że ciągle pokazują swoje sukcesy, osiągnięcia, rysują swoje życie,
jako cudowne i w sumie to sami w to już uwierzyli tylko pojawił się problem – komornik,
który bezlitośnie zaczyna niszczyć to, na co tak ciężko pracowali. Po przejściu do indywidualnych rozmów o
finansach okazuje się, że maja olbrzymie długi, za sobą wiele wydanych
pieniędzy pod wpływem impulsu, promocji lub namowy. Niektórzy po wyliczeniu
opłat nie mają już pieniędzy na jedzenie, komunikację, ubrania, leki i
nieprzewidziane awarie. Ich opłaty, które muszą spłacać są wyższe niż dochody,
na pytanie jak spłacają zobowiązania odpowiadają, że kolejnym kredytem,
niestety zaczęto im grozić telefonicznie, listownie, a u niektórych pojawiły
się pisma od komornika. Nagle upada ich fasada, coś, co budowali płynąc na fali
popularności, a teraz utknęli bardzo głęboko. Niektórzy nie chcą wyjść z tego
stanu, zaczynają pchać się w zaprzeczenie, są wulgarni, krzyczą, że sobie
dawali radę tyle lat to dadzą sobie dalej, myślę, co robić? Odpuszczam, daję
czas na przemyślenia, zostawiam z wydrukiem bilansu, mając nadzieję, że
ochłoną. Wiedzą, że jest źle, ale chyba liczyli, że ktoś za nich spłaci długi i
będą nadal żyli jak chcą. Po między jest kobieta w wieku emerytalnym, zadbana,
miła, spokojna ze łzami w oczach, straciła sporo pieniędzy wydając na zakupy
ratalne na pokazach, kupowała wnuczką różne rzeczy, zapomniała się, nie kontrolowała
ile wydaje, po wyliczeniach wychodzi, że musiała by żyć za 100 zł miesięcznie, proponuję
różne warianty oszczędności, tłumaczę, że czas zapomnieć o pokazach, ale widzę,
że nie słucha, ona już marzy, co kupi wnuczce. Strasznie to smutne (zwłaszcza,
że to nie pierwsza tego typu historia). Reszta zaczyna spisywać pomysły jak wyjść z
długów, jak się ogarnąć, co możemy sprzedać (zazwyczaj są to rzeczy kupione pod
wpływem impulsu, nowe, niepotrzebne). Taka energia mnie podkręca, czuję radość
i siłę tych ludzi, ale cały czas myślę o reszcie, czy sobie poradzą, dokąd
zmierzają? Czemu brną w ten fikcyjny
świat, jak długo dadzą rade, co robią z nami media społecznościowe? Ostatnio
czytałam raport psychologicznego obrazu społeczeństwa w Europie i USA okazuje
się, że wzrosła ilość samobójstw, depresji, załamań nerwowych, natręctw,
agresji itp., Co jest przyczyną? Żywność? Potrzeba bycia naj? Nieradzenie sobie
z presja? Zanieczyszczenie środowiska? Technologia? Nie wiem i nie mnie to oceniać.
Wiem tylko jedno, że portale społecznościowe
to pułapka, czasem zapominamy o realnym świecie i naszym rzeczywistym życiu,
tworzymy tam swój wyimaginowany wizerunek, czekamy na reakcję, gdy jej nie ma
łapiemy dołek, więc szukamy czegoś, co przyciągnie uwagę. Moje postanowienie na
ten i kolejny i kolejny rok, portale społecznościowe traktować, jako miejsce
wymiany informacji o wydarzeniach – koncerty, zloty, spotkania, warsztaty,
medytacje itd. Prywatna rozmowa ze znajomymi, zwłaszcza tymi mieszkającymi po
za Unią Europejską, oraz linkowania postów blogowych. Koniec kropka, to nie jest miejsce do
upubliczniania swojego życia, codzienności, wydarzeń. Można się pogubić, a ja
wolę nie kusić losu.
Opisane wydarzenia są wymieszane i nie dotyczą konkretnie
jedne osoby, jednego spotkania, jednego wydarzenia. Nigdy nie miało miejsca
spotkanie więcej niż trzy osoby naraz. Nie wszystkie spotkania miały miejsce
twarzą w twarz. Na niektórych spotkaniach ja byłam uczestnikiem. Zlepiłam to w
jedną opowieść by ogólnie opisać zjawisko. Niestety fakt jest faktem, wiele
osób żyje na pokaz za nie swoje pieniądze, a nie ma takiej potrzeby, trzeba żyć
by być szczęśliwym, a nie uszczęśliwiać innych. Zastanówcie się choć przez chwilę, czy żyjecie dla siebie, czy na pokaz?? We współczesnym świecie łatwo się zagubić!
mieliśmy kredyt tylko raz w życiu na bardzo krótko, tylko rok czasu, był to stary dom w Norwegii, który wyremontowaliśmy i sprzedaliśmy z zyskiem. Mój mąż mawia, kupuję tylko to na co mnie stać,jeśli nie mam kasy, a chcę mi się - no cóż, znaczy nie będę tego miał. Zyjemy skromnie,ja opiekuje się domem i dziećmi, z Norwegii wróciliśmy do Polski, kupiliśmy tu stary dom i powoli go remontujemy.Mamy oszczedności, nie dotykamy je,mamy mieszkanie, które wynajemujemy, mąz coś tam inwestuje, pracuje, kiedy chcę - ma złote ręcę/ przez 5 lat ciezko pracowalismy w Norwegii, mieszkalismy w małym pokoiku,jezdzieliśmy starym samochodem, dalej z resztą jedziemy samochodem, na naprawy krotych bedzie nas stać bez wiekszych wyrzeczeń. Zyjemy dla siebie, po woli, skromnie, bez szalenst, wypasionych samochodow, wakacji,ale jestesmy wolni,nigdzie nie pędzimy,mąz zajmuje się tym co kocha,ja z resztą tez - lubię być mamą i zoną.
OdpowiedzUsuń"Zyjemy dla siebie, po woli, skromnie, bez szalenst, wypasionych samochodow, wakacji,ale jestesmy wolni,nigdzie nie pędzimy,mąz zajmuje się tym co kocha,ja z resztą tez - lubię być mamą i zoną." Piękne słowa!!!
UsuńTeż przerabiałem temat "życia na pokaz". Otrzeźwiłem się, gdy okazało się, że wyczerpałem limit kredytu odnawialnego w koncie, a na karcie kredytowej pozostało mi do wykorzystania już naprawdę niewiele. Zacząłem szukać rozwiązań i odkryłem wtedy ideę minimalizmu. Od tego czasu naprawdę sporo się u mnie zmieniło, dziś czuję że żyję! Przykre, że marketing i reklama mamią ludzi szczęściem dostepnym za pieniądze, a w rzeczywistości pozbawiają ludzi tego szczęścia. Oby jak najwięcej osób udało się przekonać, że warto żyć zdroworozsądkowo, a nie na zasadzie "zastaw się, a postaw się"!
OdpowiedzUsuńBardzo optymistyczne i dające nadzieję słowa! Już myślałam, że mam kompletnie odmienne widzenie rzeczywistości. To nie oznacza, że nie popełniam błędów.. Mnie odrobinkę łatwiej np. niż mojemu mężowi, ja urodziłam się minimalistka... mam taką wadę od urodzenia :)
UsuńDorota, wyjątkowo trafne spostrzeżenia...
OdpowiedzUsuńW tamtym roku złapałam się na tym, ze umieszczam zdjęcia z wakacji, myślę sobie po co? Komu chcę zaimponować? W połowie wyjazdu przestałam. Od tamtej pory nie dodałam nic osobistego na FB ani na Instagramie. I żyję. Jak ktoś pyta gdzie byliśmy, chętnie opowiem - ale nie musi wiedzieć o tym cały świat. Dzięki temu uczę się cieszyć z danej chwili a nie myśleć jak to "sprzedać" innym.
A o jakich spotkaniach nt oszczędzania piszesz? Chętnie bym wzięła w czymś takim udział. Możesz mi dać znać jak będziesz coś mieć na oku?
Pozdrawiam Iza
Myślę, że wiele osób dało się ponieść szaleństwu na portalach społecznościowych. Do mnie ostatnio dotarło, że to mocno spłyca nasz życie. Owszem chętnie prześlę znajomej prywatnie zdjęcie, ale czy chce to zrobić publicznie? Co do spotkań, miałam kilka razy prośby pomocy w ogarnięciu funduszy domowych i raz byłam na takim spotkaniu, tego spotkania nie poleciła bym...
Usuń