Często piszecie do mnie, że macie dość takiego życia, że nie
chcecie tak żyć, że to wegetacja nie życie, że jak ja śmiem czerpać przyjemność
z oszczędnego życia. Kiedyś wstawiłam pewien cytat na FB „Nie ma niczego, ani nikogo,
kto by za Ciebie rozwiązał Twoje problemy. Nikt i nic nie jest odpowiedzialne
za to, jak myślisz i robisz, po za Tobą samym”. Ja tylko mogę Wam pokazać jak
my sobie radzimy, jak nasze życie się zmienia, jak wychodzimy z długów, jak
szukamy rozwiązań. Nie mogę rozwiązać za Was problemów, które was nękają, nie
mogę brać na siebie Waszego trudu i zabrać Wam smutek i złość. Nie mogę Wam dać
ryby, mogę za to dać wędkę. Pokazuję Wam „narzędzie” sposoby jak sobie
poradzić, ale nie zrobię tego za Was. Dzielcie się swoimi konkretnymi
problemami, będę publikować na blogu je i dzięki temu inni mogą Wam pomóc, ale
w konkretnym przypadku, a nie w ogólniku „mam dość, nie chcę tak żyć, chce móc kupić,
co mam ochotę” itp. Podam Wam przykład jak mogą wyglądać kłopoty finansowe i
jeśli nie zna się drugie dna można oceniać to dwojako, bez poznania szczegółów.
Wszystko na świecie kręci się wkoło pieniędzy,
znika człowiek,
uczucia, tracimy cel,
że najważniejsze jest być, a nie mieć....
Pewna znajoma wpadła głupio w kłopoty finansowe. Zaszła w ciążę
i uznała, że to, co jej będzie płacił ZUS z jej składki to dla niej za mało. Zaproponowała swojemu pracodawcy, że zwolni
się od niego, otworzy własną firmę, a dla niego będzie świadczyć usługi i
jeszcze dla innej firmy. Ok, pracodawca ucieszył się, ona obiecała, że będzie
pracować tak długo jak się da, czuła się nie fer, bo poinformowała go w 4 miesiącu
ciąży, a zajmowała pojedyncze stanowisko, do którego trzeba minimum 2 miesiące
kogoś przyuczyć. Umowa wydawała się korzystna dla obydwu stron, gdy by nie
pewien problem. Jej zaczęło się, co raz mniej chcieć pracować, miał rozwalony
remont w domu, w pracy nowa dziewczyna w sumie zaczynała ogarniać temat, więc
postanowiła, że pójdzie na zwolnienie. Bum, poszła na zwolnienie, ale za
szybko, ZUS głupi nie jest kasy darmo nie rozdaje, więc wyczuł podstęp i
odmówił wypłaty chorobowego zasiłku, ona podała sprawę do sądu, ale została bez
kasy. Pracodawca, co prawda zaproponował jej prace zlecone, ale jakoś nie do
końca miała chęć, liczyła, że uda się z ZUS-em wygrać, nie udało się.
Pracodawca chcąc by wróciła ponownie po urodzeniu dziecka zaproponował pożyczkę
2 000 miesięcznie, jak wróci to odda pomalutku lub jak wygra sprawę z
ZUS-em. Ok dostała kasę przez 3 miesiące i uznała, że nie wróci do pracy tak
jak obiecała po 6 miesiącach od urodzenia dziecka, ale po roku, poczuła
instynkt macierzyński i chciała być z dzieckiem. Pracodawca na to, że w takim
układzie to on pięknie dziękuje i kończy wypłacanie kasy, bo po pierwsze dziewczyna,
która została rekomendowana przez nią i przyuczona zawaliła, musiał zatrudnić
kolejną do pomocy, a po drugie jemu się nie opłaca taki biznes i wylogował się.
Znajoma zostaje bez kasy, pracy i
świadczeń i co robi. Ano obraża się na cały świat. Mają kredyt, niemowlaka i
jedną pensję. Zamiast ogarnąć się i iść na układy z pracodawcą by może dał
jakieś zlecenia do domu, sprzedać samochód i spłacić kredyt (mają brykę na
stałe służbową męża), jednak wrócić do pracy po 6 miesiącach, zrezygnować z pewnych
wygód typu mając osiedlową kablówkę zrezygnować z cyfry, kupić wózek nie
firmowy zamiast chico, wyjechać na urlop na agroturystkę, a nie do dobrego
hotelu nad morze. Nie ona nie szuka rozwiązania, tylko namawia matkę by
zbluzgała pracodawcę. Wszystkim opowiada, że życie jest do kitu, że ma dość itd.
I jako można ocenić taki przypadek?? Spróbujecie sami J
Najgorsze, co możemy zrobić w chwili, gdy mamy kłopoty
finansowe to szukać winnych, a nie szukać rozwiązania. Każdy z nas sam składa
podpisy na umowach bankowych, sam wydaje zarobione pieniądze, sam podejmuje
decyzję…….. Jak już powstał problem, szkoda czasu na szukanie winnych, trzeba
się ogarnąć i starać się z całych sił zmieniać sytuację i rozwiązywać problemy.
Bardzo dobry tekst! A do tego przeważnie takie osoby, które dostrzegają winę wszędzie tylko nie w swoim zachowaniu, dodatkowo często są wampirami energetycznymi- "skoro ja mam źle to wszyscy muszą mieć źle" i działają na nerwy innym.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
To prawda. Tylko my odpowiadamy za miejsce, w którym jesteśmy, i kierunek, w którym pójdziemy... Samej chce mi się często śmiać z własnej naiwności, kiedy myślałam, że moje życie zmieni się chyba od samego czytania blogów o oszczędzaniu :)... Tanie przepisy, złote rady a w portfelu nie przybywało :) Dopiero kiedy na spokojnie wdrażałam pewne pomysły okazywało się, że coś rusza, że kieruję się do przodu. Drobne bo drobne, ale zaczynałam dostrzegać rezultaty działań, czasami wyrzeczeń, ale innym razem drobnych zmian, które może nie stawiały od razu na nogi ale bardzo pozytywnie wpływały na samopoczucie i dalszą chęć zmian. Często jesteśmy jak małe dzieci ciągle obwiniające wszystkich i wszystko wokół. Może to kwestia wychowania? Tym bardziej, że z takim podejściem (jak w opisanym przypadku) często ani 1000 ani 5000 nie zmienia sytuacji. Błędne jest samo podejście i to nam najtrudniej zrozumieć. Kiedyś spotkałam się z takim zdaniem " Jeżeli nie potrafisz zagospodarować 100 zł, i 1000 nie będziesz umiał" i muszę przyznać, że wiele w tym mądrości. Czekamy na wygraną w Toto... a jak wykazują statystyki, zazwyczaj 3 lata wystarczają aby zwycięzcy pozostali znów bez grosza :( Bywają ludzie dobrze zarabiający bez oszczędności i skromni emeryci z odkładanymi systematycznie groszami, są ludzie, którzy odłożą 10, 50 zł i tacy, którym nie opłaca się za 1200 pracować, wolą w domu być i narzekać, że państwo nie daje. Jeżeli w kryzysowej sytuacji nie ucinamy kosztów tylko liczymy, że jakoś to będzie i utyskujemy na wredny świat, tzn że po prostu możemy sobie na to pozwolić,,, bo mąż, bo rodzice, bo opieka, bo ktoś nam pomoże biednym żuczkom.... Uważam, że natrafienie na Pani blog było jedną z wazniejszych rzeczy w mojej sytuacji. Zwłaszcza pomocne mi były (o czym pisałam tu wielokrotnie już)jadłospisy z listą zakupów... wiem, że ceny różne są w róznych miejscach, ale ja rozpoczynając zmiany nie miałam pojęcia nawet ogólnego, co ile kosztuje???!!! Dorosła kobieta mając w dłoni 20, 50 zł kompletnie nie potrafiłam określić, czy wystarczy na zupę, na tydzień, czy jeden dzien!! Wstyd się przyznać, ale nie wiedziałam ile kosztuje u mnie chleb, mleko, masło.... i czy 9zł za pomidory to dużo, czy mało??!!! Wcześniej po prostu szło sie do sklepu i kupowało . Dopiero życiowe otrzeźwienie ustawiło mnie do pionu, a pani blog pozwolił nakreślić konkretne ścieżki zmian... Krok po kroku, powoli,mniej lub bardziej boleśnie... Na chwilę obecną, przy nadal jednym dochodzie, odkładamy 80 zł miesięcznie. Jeden powie nie warto, drugi powie za mało, a ja powiem, co mnie to obchodzi :)... Nam przybywa :) Dziekuję za to i dziękuję za zdjęcia umieszczane na blogu :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDokładnie tak:) Każdy jest odpowiedzialny za swoje życie, im wcześniej się to zrozumie tym lepiej. Ja "otrzeźwiałam" dopiero gdy mój partner stracił pracę i nasz budżet uszczuplił się o ponad 3 tys, myślałam, że będziemy przymierać głodem a okazało się, że przy racjonalnym gospodarowaniu pieniędzmi, jestem w stanie na koniec m-ca mieć oszczędności...dużo się nauczyłam, m.in z Twojego bloga. Teraz się śmiejemy z moim partnerem, że gdybyśmy kiedyś tak zarządzali kasą a mając dwie wypłaty to dziś bylibyśmy bardzo bogatymi ludźmi. Zrozumieliśmy, że oszczędne życie wcale nie oznacza życia w ascezie. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńKiedys zylam skromnie ale radosnie i spokojnie.Po latach tone w dlugach,chcialam miec wiecej i lepiej niz moi pijacy rodzice i pragnelam,aby moje dzieci mialy lepiej niz ja w ich wieku.Nie chcialo mi sie oszczedzac i czekac wiec byly zakupy na raty,pozyczki i kredyty...pycha,naiwnosc i brak pokory.Smutne ale prawdziwe.Synowie sa dorosli ,maja wlasne rodziny,zostala nam jeszcze nastoletnia corka.Postanowilam wrocic na wlasciwe tory,wybrac priorytety i pozbyc sie dlugow.Dodatkowym bonusem jest nauka oszczednego zycia,pelnego zdrowia i radosnego spokoju.Ten blog jest moja ogromna inspiracja,wzorem i wstyd mi,ze bylam taka ignorantka uzalajaca sie nad soba z powodu rodzicow alkoholikow a to nie Oni spowodowali moje dlugi...to uzalanie to jednoczesnie usprawiedliwianie sie.Nie ma usprawiedliwienia na dlugi,na spirale zadluzenia,nie ma co narzekac tylko madrze zabrac sie do pracy co juz uczynilam miesiac temu.Powoli,metoda malych krokow zmieniamy zycie i przyzwyczajenia.Wyjdziemy z tego,wierzymy w to tylko potrzeba bedzie mnostwa pracy,wyrzeczen i zrozumienia.Dzis wiemy,ze tego chcemy i damy rade.Dziekuje za tego bloga ...zycze mnostwa zdrowia dla rodziny i mnostwa pomyslow i checi na pisanie,pozdrawiam i podziwiam. :-)
OdpowiedzUsuń