Ostatnio spotyka nas sporo różnych awarii domowo-samochodowych. Wszystko zaczęło się w zeszłym roku. Najpierw urwała mi się wycieraczka w aucie, a tu akurat pora, gdy padał mokry, rozpływający się śnieg, a wycieraczka od strony kierowcy padła. Pojechałam do warsztatu, a tam zawołali ponad 1000 zł za wymianę - ratunku!!!! Co tu zrobić, ano zamówiliśmy przez internet część, wyszło dużo taniej plus montaż połowa ceny, uuf, ale wcale nie mało jak dla nas. Nie minął miesiąc, padło nam automatyczne otwieranie bramy. Można by powiedzieć, no trudno to luksus. Ale niestety nie było jak jej zamykać, musieliśmy zakupić łańcuch i kłódkę, stojąc w błocie po kostki, szarpaliśmy się z bramą, która stawia opór większy jak ma siłowniki niż zwykła brama. Po około półtora miesiąca psuje nam się zmywarka, fajnie, u nas czasem włączaliśmy dwie w ciągu dnia, ale w tym wypadku niestety naprawa ponad 500 zł, a już naprawiliśmy wycieraczkę, więc uznajemy zmywarkę za luksus i staje się ona eleganckim wypełnieniem kuchni. Ale na tym nie koniec, o nie, nie, za dobrze by było. Pada nam 7 letnia pralka, przestaje grzać wodę. Bardzo śmieszne!! Zaczynam prać ręcznie, płuczę i odwirowuję w pralce. Żyję tak 3 tygodnie. Uff, udaje się, mąż sam ją naprawia, huuuura!!!!! Myślimy sobie no to chyba wyczerpaliśmy sezon awarii, ha ha nie ma tak dobrze, sezon trwa dalej!! W styczniu tego roku zatyka nam się komin, mimo, że był 2 tygodnie wcześniej czyszczony. Zatyka się kompletnie i cały dym mam w domu, jakbyśmy ognisko rozpalili. Wszędzie dym, sadza, nie można oddychać. Mąż pół nocy walczy, za oknem -5, dach oblodzony, zaśnieżony. Czyszczenie odbywało się od dołu. Udało się, komin czysty. Generalne porządki w całym domu wraz z praniem zasłon, firanek, narzut. Śmierdzi w domu jak po spaleniu. Na osłodę mamy po wielu miesiącach naprawioną zmywarkę. Uzbieraliśmy pieniądze, mąż sam zawiózł ją do serwisu, bo przyjazd serwisanta do nas kosztował by dodatkowe 170 zł... Człowiek naiwnie myśli sobie, no dobrze, to już chyba starczy "atrakcji", eeetam, jaki koniec?! No i nagle pada nam bojler, jak nie kijem nas to.... Bojler zaczął grzać na maksa, mało, że prądu to, to zżera jak dzikie, to jeszcze poparzenia przy braniu prysznica, albo myciu rąk dochodzą. Nowa płytka sterująca - koszt 180 zł, wymiana elementów płytki - koszt około 5 zł, części zamówione, czekamy już dwa tygodnie. Ale trzeba było zaradzić problemowi, więc podłączamy sterownik czasowy, taki zwykły jak ludzie stosują do symulacji obecności w domu, mąż ustawia grzanie wody na czas, bywa różnie, raz mamy 70 stopni, a raz 30, no cóż, hartuj się, bo kto się hartuje........ Kilka dni temu psuje nam się wentylator do rozprowadzania ciepłego powietrza w domu (mamy dwa). Popsuł się ten który tłoczył ciepłe powietrze do pokoi dzieci. Wentylatory zostają zamienione, pół domu nie jest ogrzewane, a w drugiej połowie gorąco jak w tropikach. Nowy wentylator to koszt 500 zł. Mąż rozmontowuje go, ale nie daje rady do końca. Kolega z pracy proponuje mu pomoc (tak w sumie, to tato kolegi naprawia ten silnik), dwa dni później wraca do nas naprawiony silnik, bezpłatnie, są na tym świecie jeszcze porządni ludzie, dziękujemy ogromnie za to!!! W sobotę mąż zabrał się za zmontowanie w całość wentylatora, a tu okazuje się, że jest śruba, której za nic nie ruszy z miejsca, ale chłopina nie poddaje się, walczy i warczy, warczy i walczy. Po wielu godzinach, mamy naprawiony, złożony wentylator, co prawda wydaje dźwięk jak młocarka, ale co tam, ważne, że działa, a słychać go tylko w łazience, więc można przeżyć. Co prawda o relaksie i skupieniu w łazience, to raczej nie ma mowy, ale mamy za to ciepło w całym domu.
Jak mąż walczył z wentylatorem, to postanowiłam zająć się czymś konstruktywnym i reanimowałam swoje kapcie. Niestety mamy głęboką zapaść finansową, można by rzec, że jesteśmy w czarnej d....., więc nowe kapcie, to duży luksus w tym momencie. Wyszukałam resztki nogawek welurkowych córci (może kolor nie koniecznie mój ulubiony, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma) i do dzieła. Dłubałam, dłubałam i oto efekt mojej pracy.
Kapcie po reanimacji
Tak wyglądały przed reanimacją
Znowu mamy nadzieję, że chwilowo starczy awarii, nadzieję możemy mieć, ale czy się uda, czas pokaże!
Dziewczyno,Ty masz złote łapeczki,czego się nie dotkniesz,to wychodzi Ci świetne dzieło:)
OdpowiedzUsuńA katastrof,to życzę mniej i mniej aż do zera....
G
Bardzo, bardzo dziękuje!!!
OdpowiedzUsuńDawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń