czwartek, 17 lipca 2025

Co uczyły nasze prababki o zdrowiu? Lektura z 1912 roku, która zaskakuje aktualnością

 


 Jak już wiecie, uwielbiam zgłębiać historie kobiet żyjących wieki przede mną. Dużo czytam książek. Kiedyś chodziłam do biblioteki, gdzie pod nadzorem udostępniano mi starodruki. Nie był to czas cyfrowej fotografii – musiałam robić ręczne notatki, bo takich książek nie wolno było kserować z obawy o ich uszkodzenie. Niektóre przeglądałam wyłącznie w bawełnianych rękawiczkach. Tak powoli kiełkowała we mnie pasja do historii naszych przodkiń.

 Ostatnio, zwiedzając skansen przy Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, dostrzegłam na kuchennym kredensie książkę „Kobieta domowa lekarką” z 1912 roku. Zrobiłam zdjęcie, a po powrocie do domu zaczęłam zgłębiać jej historię. Ku mojej radości odnalazłam ją w zasobach strony polona.pl.


„Ćwiczenia ciężarkiem pięćdziesięcioletniej kobiety” – ilustracja z książki „Kobieta domowa lekarką” z 1912 roku. Już wtedy zachęcano kobiety do ruchu i dbałości o zdrowie. 

 Ta książka jest imponująco obszerna jak na tamte czasy, bogato ilustrowana i zawiera naprawdę solidną wiedzę medyczną. Są w niej ryciny narządów wewnętrznych, szkieletu, narządów płciowych, opisy dotyczące pokarmów, diety, problemów z wagą – zarówno niedożywienia, jak i otyłości. Autorka omawia skład chemiczny pokarmów, alkohol i jego nadużywanie, a także potępia nadmierne zasłanianie się przed słońcem, opisując zalety kąpieli słonecznych.

 Porusza również temat szkodliwości gorsetów, wpływu złego obuwia na stopy i kręgosłup, a także konieczności dbania o dobrą wentylację, szczególnie w sypialniach. Pisze o znaczeniu dobrej jakości materacy i pościeli. 

Bardzo spodobał mi się dział o ruchu i aktywności fizycznej, w którym autorka zauważa:  „Kobieta wykonująca rozmaite prace domowe, jako wycieranie posadzek, szorowanie stołów, czyszczenie okien, noszenie dzieci, dźwiganie wiader itp., natęża o tyle wszystkie mięśnie swojego ciała, że nie potrzebuje sztucznej gimnastyki, aby wytworzyć sobie pewnego rodzaju ruchy. Jednakże wszystkie te kobiety, które o ciężkiej pracy cielesnej nic, a nic nie wiedzą i których mięśnie z tej przyczyny słabemi są i niewprawnemi – dla tych gimnastyka wprost jest konieczna…”

Już w 1912 roku zwracano uwagę na potrzebę ruchu, a autorka podkreśla, że kobiety prowadzące lżejsze życie domowe powinny uprawiać sport, a osoby chore – ćwiczyć pod kontrolą lekarza.

 Ciekawostką jest opis leczenia dotykiem, gdzie autorka zastanawia się, czy działa tu promieniowanie cieplne, wyrównanie prądów magnetyczno-elektrycznych, czy może „nienamacalne promienie uczuciowe” wychodzące z kończyn człowieka, podkreślając, że z doświadczenia wie, iż można w ten sposób pomagać.

 W książce znajdują się również rozdziały o problemach z niepłodnością, masażu domowym, życiu płciowym oraz uświadamianiu młodzieży. Jest tam także obszerny dział, jak leczyć różne przypadłości, ułożony alfabetycznie.

 Jak na rok 1912, uważam tę książkę za bardzo postępową. Niektóre problemy opisane ponad sto lat temu są aktualne do dziś: dobór odpowiedniego obuwia i odzieży, dobra wentylacja mieszkań, znaczenie jakości materaca i wygody snu, a także prawidłowe odżywianie oparte na składzie, a nie tylko smaku czy „gustach pana domu”, jak pisze autorka.

 Patrząc na to wszystko, mam refleksję: problemy i brak dbałości o zdrowie są niezależne od czasu historycznego. Czy sto lat temu, czy dziś, wciąż mamy osoby wychudzone i bardzo otyłe, zaniedbujące higienę ciała i codzienne nawyki związane ze snem, ruchem i odżywianiem.

 Może powinniśmy się trochę zawstydzić, że mimo ogromnego postępu w medycynie, higienie i dostępności wiedzy nadal wiele tematów pozostaje zaniedbanych. Nadal są osoby, które uważają codzienną kąpiel za fanaberię, a higiena jamy ustnej to dla nich problematyczny temat. Bywają domy, gdzie pościel zmienia się raz na dwa miesiące, choć rekomenduje się robienie tego co tydzień lub dwa.

 Aktywność fizyczna dorosłych ma się lepiej niż dawniej, ale pogorszyła się wśród dzieci w wieku szkolnym, które zamiast spędzać czas na podwórku, siedzą przed ekranami. Jeździmy samochodem na siłownię, by pobiegać lub pojeździć na rowerze – co jest drobnym paradoksem współczesności.

Takie są moje spostrzeżenia po lekturze tej niezwykłej książki.

 A Wy co o tym myślicie? Czy również uważacie, że mimo postępu wciąż zapominamy o najprostszych zasadach dbania o zdrowie, które nasze prababki już dawno znały? Niekoniecznie stosowały się do nich, choć wówczas było o wiele trudniej niż dziś. 


Jeśli Ci się spodobało to co czytasz i masz ochotę mnie wesprzeć, to będzie mi bardzo miło gdy postawisz mi wirtualną kawę…


wtorek, 15 lipca 2025

Bardzo, bardzo dziękuję za Wasze wsparcie!

 


Dziękuję z całego serca. 

Każda postawiona kawa to dla mnie coś znacznie więcej niż tylko symboliczny gest. 

To znak, że to, co robię, ma dla Was wartość i że gdzieś po drugiej stronie ekranu jest ktoś, kto docenia moją pracę i czas, który w to wkładam. 

To daje mi siłę, aby dalej tworzyć, dzielić się i być tutaj w pełni sobą. 

Dziękuję, że wspieracie mnie w tej drodze. 

Kłaniam się nisko i jeszcze raz dziękuję za wsparcie!





Ekologia w naszych domach.....

 


Do napisania tego postu zainspirował mnie przeczytany ostatnio teks o wielorazowych produktach kosmetycznych – patyczkach, płatkach kosmetycznych, maszynkach na żyletki itp. Niby o ekologii dużo się ostatnio mówi, ale jednak mam wrażenie, że temat kuleje u nas W Polsce, owszem świadomość społeczna rośnie, ale ciągle jest wiele do zrobienia. Problemem jest prawidłowa segregacja śmieci, edukacja jest słaba, zaangażowanie społeczne ma wiele do życzenia. Ostatnio byłam z rodziną w Krakowie wynajęliśmy apartament na 3 noce, zero możliwości segregacji przygotowanej przez właścicieli apartamentu. Sami segregowaliśmy (układając w szafie w przedpokoju nasze własne torebki materiałowe na odpady) szkoło, plastik i papier, bio nie było gdzie wyrzucić na osiedlu. Nie jest to pierwsza taka sytuacja, więc już wozimy swoje pomoce w celu segregowania śmieci.




W domu segregujemy wszystko dokładnie, mamy nawet przed domem na krytym tarasie skrzynię ogrodową gdzie odkładamy pocięte kartony po przesyłkach, niektóre bardziej poręczne wykorzystujemy w domu. Po za tym staramy się używać jak najmniej plastiku, do sklepu chodzimy z woreczkami na warzywa i owoce, jak zapomnę to kupuję luzem i idę do kasy samoobsługowej i układam na wagę luzem jabłka, pomidory, no ziemniaków wtedy albo nie biorę, albo używam torbę z materiału w która normalnie pakuję zakupy. Używamy w domu wielorazowych płatków kosmetycznych, nie używamy jednorazowych maszynek do golenia, waham (na razie jestem na nie) się nad patyczkami higienicznymi wielorazowymi, na razie używam papierowych. Nie kupujemy napojów w butelkach plastikowych, ani wody. Wodę mamy własną z filtra z odwróconą osmozą i zabieramy ją ze sobą w opakowaniach wielorazowego użytku. Problemem są opakowania po jogurtach, serkach/serach tego jeszcze nie wymyśliłam jak obejść problem, kupuję duże opakowania i rozkładam np. dzieciom do pracy w szklane pojemniki, ale jednak zostaje kubeczek/wiadereczko po, próbowaliśmy wykorzystać w domu, ale za dużo tego jest, jednak pięć osób w domu tworzy ilość śmieci.  Używamy do kąpieli mydeł w kostce, mydła do rak niestety mydła w płynie kupuję w hurtowni w 5 litrowym opakowaniu i je wykorzystujemy potem w ogrodzie jako pojemniki do podlewania np. nawozem, łatwo wymieszać go.  Co robimy jeszcze tak eko, staramy się używać rowerów kiedy tylko możemy, no bo większe zakupy lub podróż z najstarszym synem odpadają rowerami. Mamy ogrzewanie elektryczne domu które zasilamy z własnych paneli fotowoltaicznych, jesteśmy samowystarczalni, opłaty mamy tylko tak zwane licznikowe. Staramy się najpierw przerabiać rzeczy które już mamy, a dopiero potem kupić jeśli nie ma innej opcji. Kupujemy również rzeczy i to nie tylko ubrania z drugiej ręki, np. mężowi zepsuł się czytnik do książek, więc kupił używany. Książek nie kupujemy, czytamy ebooki lub z biblioteki, ewentualnie pożyczone, a czasem jadąc koło książkodzielni coś znajdę dla siebie, sama tez tam wkładam coś od siebie. To tak w skrócie wygląda nasze podejście do eko życia, można zrobić więcej, ale natura ludzka i lenistwo czasem bierze górę.

Niestety mamy jako społeczeństwo wiele problemów z eko życiem, nadal brakuje edukacja ekologiczna w szkołach i społeczeństwie. Ceny produktów ekologicznych są bardzo wysokie, niedostępne są  punktów zbiórki odpadów w niektórych rejonach, czy brak odpowiedniej infrastruktury dla rowerzystów.

Czasem mam wrażenie, że mimo wszystko zwykły obywatel robi więcej niż ci którzy nakładają na nas przepisy. Powtarzam sobie, że kropla drąży kamień, ale czy to wystarczy?

A co Wy sądzicie o problemie zanieczyszczenia naszej planety?  Czy rozwiązaniem jest dieta wegetariańska i samochody elektryczne? A może porzucenie  lotów samolotem na urlop na rzecz pociągu/autokaru? Jakie jest Wasze zdanie w tym temacie?


Jeśli Ci się spodobało to co czytasz i masz ochotę mnie wesprzeć, to będzie mi bardzo miło gdy postawisz mi wirtualną kawę…