Tak często mówi się o braku tolerancji, a jak często ci,
którzy o niej mówią, rzeczywiście jej doświadczają? I jak często ci, którzy jej
doświadczają, cierpią w milczeniu?
Tolerancja zaczyna się tam, gdzie kończy się wygoda.
Mam drobne doświadczenie w tym temacie – nietolerancji wobec
naszej rodziny, wobec mnie.
Kiedy okazało się, że nasz syn urodził się niepełnosprawny i
potrzebuje innych warunków niż „zwyczajne” dzieci, znajomi zaczęli znikać. Nasz
syn nie był partnerem zabaw ich dzieci, a my wychodziliśmy wcześniej, bo młody
musiał zasypiać w określony sposób. Potem doszła jego odmienna dieta – bez
glutenu i laktozy – i w pewnym momencie zorientowaliśmy się z mężem, że nawet
część rodziny przestała nas zapraszać. Dlaczego?
Zapomnieliśmy o tym wszystkim. Ale temat powrócił.
Rozmawiałam niedawno z mamą kilkuletniego chłopca z autyzmem – opowiadała o tej
samej drodze, którą i my przeszliśmy: o braku tolerancji, o wytykaniu inności
jej syna. Uświadomiłam sobie, że nie byliśmy odosobnionym przypadkiem. Nasz syn
ma dziś 28 lat, a ja myślałam, że współcześnie coś się zmieniło – większa
wiedza na temat autyzmu, większa akceptacja. A tu niespodzianka – ciągle ta
sama wąska perspektywa. Czy nadejdzie kiedyś czas, gdy będziemy naprawdę
tolerancyjni wobec inności?
Kolejny przykład nietolerancji – moja alergia. Ktoś zapyta:
jak choroba, i to niezakaźna, może być problemem dla innych? A jednak jest – i
to ogromnym. Po kolejnym wstrząsie anafilaktycznym musiałam wprowadzić bardzo
restrykcyjną dietę i znowu okazało się, że zaczynamy być wykluczani społecznie.
Wielu znajomych przestało nas zapraszać. Ostatnio pominięto nas przy okazji
urodzin znajomego, którego znamy od 33 lat. Dlaczego? Z powodu mojej diety, tak mnie poinformowano.
Gdziekolwiek jestem zaproszona, zawsze zabieram coś do
jedzenia – w zależności od okazji. Zaproszona na kawę przynoszę domowe ciasto
dla wszystkich gości, na grilla sałatkę i często już gotowe, upieczone mięso,
żeby nie robić gospodarzom kłopotu z czyszczeniem grilla. Mimo to widać, że
jedzenie jest kwintesencją spotkań towarzyskich – a moja dieta wyklucza mnie z
tej sfery. Dodatkowo nie piję alkoholu. To też problem. Jak powiedział mi
ratownik na SOR-ze, śmiejąc się: „Jak to, pani nie pije? Przecież mieszka pani
w Polsce”. A potem dodał, że sam został abstynentem, odkąd tu pracuje, bo widzi
zbyt wiele. Niestety – towarzysko jestem spalona na dwa fronty: dieta i brak
alkoholu mnie wykluczają.
To naprawdę jest bolesne, bo moja alergia to choroba jak
wiele innych, ale jak widać nie dla wszystkich.
Dlatego wkurzają mnie te nadęte hasła o tolerancji, o
prawach człowieka. Bo wciąż są to tylko słowa. Tolerancja wybiórcza, dla
wybranych grup, a nie tolerancja przez duże T. Wiele osób głośno krzyczy o
tolerancji, a potem splunie na widok sąsiada, który sypia z kolegą, albo
wepchnie się przed niepełnosprawnego do autobusu, ewentualnie zajmie jego
miejsce na parkingu.
Wciąż wierzę, że kiedyś to się zmieni, ale na razie widzę,
że droga do tego jest jeszcze bardzo długa. Tolerancja zaczyna się od
codziennych drobiazgów – każdy z nas może ją wprowadzać w życie, bez
manifestacji i obalania rządów.
Musiałam to napisać, zbyt mocno mi to leżało na "wątrobie".
Dzielę się z Wami moim światem – od ogrodu, przez oszczędzanie i gotowanie, po szycie i urządzanie domu. Jeśli chcecie symbolicznie mnie wesprzeć, możecie postawić mi wirtualną kawę. To dla mnie piękny znak, że to, co robię, ma dla Was wartość.