środa, 21 lutego 2018

Risotto z tuńczykiem i zielonym groszkiem




Kolejne szybkie domowe danie na kolację, obiad wedle potrzeby. Trafiłam na nie wyrywając kolejną kartkę z kalendarza w zeszłym roku, zaciekawiło mnie, zrobiłam i mogę polecić. Jest bardzo proste w wykonaniu, nie wymaga umiejętności master, więc spokojnie każdy je zrobi.




Potrzebujemy:

  • puszkę tuńczyka (nie ważne czy to kawałki, czy cały)
  • puszkę groszku zielonego (ja używam mrożony, więc ugotowałam kubek mrożonego groszku)
  • cebulę
  • 2 szklanki ryżu
  • tłuszcz do smażenia (ja użyłam smalcu, można użyć oliwy, oleju)
  • 2 ząbki czosnku
  • pieprz, sól do smaku


Gotujemy ryż na sypko, cebulę siekamy na drobną kostkę, tuńczyka odsączamy z zalewy, groszek również, jeśli mamy mrożony to gotujemy nie za długo by się nie rozpadł potem w czasie smażenia, czosnek drobno siekamy. Na głębokiej patelni rozgrzewamy tłuszcz i szklimy cebule oraz czosnek dodajemy ryż, a następnie, gdy połączymy ryż z cebulą i czosnkiem dokładamy tuńczyka i groszek, wszystko dokładnie mieszamy i około 5 minut podsmażamy na średnim ogniu, przyprawiamy do smaku i gotowe. Ryz można ugotować sobie dzień wcześniej i po powrocie z pracy mamy w chwilę smaczne, pożywne i zdrowe danie. W sumie nie jest też to drogie danie mimo użycia tuńczyka. Moja rodzina polubiła to danie, nawet najstarszy syn, który ma do ryb bardzo zróżnicowany stosunek niż reszta rodziny to danie zjada ze smakiem.

piątek, 16 lutego 2018

A gdyby tak rok nie kupować ubrań, książek, gier i butów??




Dawno temu pisałam post o detoksie szafkowym, ale pomyślałam sobie, że ten detoks można rozszerzyć na więcej niż tylko żywność.  Czy to tak trudne, gdy wyznaczamy sobie cel powód oszczędzania zacząć ograniczać inne wydatki? Najwięcej zapytań dostaję o ograniczenie wydatków na żywność, ale przecież to nie jest nasze jedyne źródło upłynniania pieniędzy z budżetu.
A gdyby tak ograniczyć przez rok zupełnie kupowanie odzieży i obuwia, książek, kosmetyków, tak na próbę jak to jest można wyznaczyć sobie np. połowę tego okresu, oczywiście to nie oznacza, że zaraz po tym biegniemy do sklepu i zapychamy szafy.




Tak sobie myślę, że można podejść do takiego detoksu bardzo racjonalnie, nie chodzi o chodzenie jak bezdomny, ale tez nie łapanie każdej przeceny i okazji w sklepie.
Jeśli byśmy zaczęli kupować tylko w sytuacjach naprawdę awaryjnych, a nie dla zaspokojenia przyjemności z zakupów można by sporo zaoszczędzić przez taki rok.  Czyli gdy ulegnie zniszczeniu nasza para butów zastanawiamy się najpierw czy nie mamy czym jej zastąpić przeglądając czeluści naszych szaf, a gdy okaże się, że nie mamy czym zastąpić np. pary tenisówek bo nie mamy żadnego podobnego obuwia w szafie, możemy jeszcze żartobliwie zapytać kogoś czy mu nie zalega taka para tenisówek, bo przydały by się. Uwierzcie mi możecie być naprawdę zaskoczeni tym, że wiele osób trzyma rzeczy tak, bo są ok, ale ich zupełnie nie używa. Często są to rzeczy prawie nieużywane, a takie tenisówki można zwyczajnie wyprać i nic nam nie grozi.
Podobnie zróbmy z ubraniami, każdy z nas ma całkiem sensowna szafę ubrań w obecnych czasach, zatem gdy coś na się zniszczy nie biegnijmy od razu do sklepu tylko wykonajmy ten sam manewr, co z butami.
Kosmetyki, czasem kupujemy więcej zwłaszcza kosmetyków kolorowych, a gdy by tak zejść do pewnego zestawu, a potem tylko uzupełniać braki. Podobnie z szamponami, odzywkami itd. Nie obstawiajmy łazienki wieloma szamponami, jeśli nam z jakiś powodów nie pasuje szampon, to zapytajcie znajomych czy nie maja podobnego problemu z innym szamponem i wtedy może warto się zamienić, każdy poczuje ulgę i dostanie możliwość wykorzystania innego kosmetyku. Tylko musicie przyjąć zasadę, że nie patrzycie na cenę i nie oczekujecie wyrównania kosztów.
Książki, gry planszowe to świetny temat dla rynku wtórnego, przekazujemy sobie nawzajem np. gry, bo jak długo cieszy nas jedna gra, a potem zalega na półce, wiem, że są w niektórych miastach nawet spotkania z takimi wymianami, podobnie z odzieżą.
Myślę, że z takiego detoksu może wyniknąć wiele ciekawych i pożytecznych rzeczy np. poznamy nowych ludzi chcą się wymieniać grami, ubraniami. Na pewno powstaną duże oszczędności finansowe, może odnajdziemy w swych szafach zapomniane ubrania i skomponujemy nowe zestawy odzieżowe.
Myślę, że raz na jakiś czas nawet nie z powodu braku finansów, ale dla oczyszczenia przestrzeni warto podjąć takie wyzwanie.

Czasem kupujemy pod wpływem impulsu, a potem ta rzecz nam zalega, jest zbędna, można się wymienić z kimś innym lub mu podarować, czasem utknie w naszej szafie i zupełnie o niej zapomnimy. Oczyszczanie naszej przestrzeni powoduje wiele dobra dla naszej psychiki jak to gdzieś przeczytałam „chcesz odnieść sukces, zacznij od pościelenia łózka”, myślę, że chodzi tu o zrobienie porządków w swoim otoczeniu by móc zrobić porządki w swojej głowie, w samym sobie. 

środa, 14 lutego 2018

Nie żyjmy na pokaz!!! Żyjmy wedle własnego sumienia i potrzeb!!



Doświadczenia nas zmieniają. Jesteśmy sumą doświadczeń.


Dzięki temu, że ciągle się zmieniamy, dojrzewamy, uczymy się nowych rzeczy stajemy się inni, czasem ludzie wytykają, że się zmieniliśmy, ale na tym polega życie, że nie jesteśmy tacy jak kiedyś. Ale to jest właśnie życie i to jest wspaniałe. Nie będziemy całe życie dopasowywać się do oczekiwań innych ludzi, bo przez to zatracamy samych siebie, zapominamy, kim jesteśmy, kim chcieliśmy być, przestajemy podążać za marzeniami.
Rany ile ja lat uczyłam się asertywności, dziś nie zawsze jestem asertywna, wcześniej żyłam by przystosować się do spełniania oczekiwań i potrzeb innych, nie moich. Ile lat walczyłam z poczuciem winy wywołanym przez toksyczne relacje.
Podoba mi się tekst mojej teściowej - teraz to ja jestem najszczęśliwsza z całego życia, nie przejmuję się, co myślą o mnie inni, robię co chcę - gotuje, śpię, chodzę gdzie chcę, ubieram się w to co lubię, a nie to co innym się podoba.  Jestem nareszcie wolną osobą, wyzwoliłam się z pod despotyzmu męża i dopiero teraz to widzę ile straciłam w życiu.
Myślę, że warto zastanowić się nad naszymi relacjami z innymi, patrząc na nią, widząc jak chce przeżyć ten czas łapiąc każdą chwilkę jak nadrabia stracone lata.
Nie można odkładać życia na jutro. Nie można szukać wymówek i czekać na sprzyjające okoliczności, trzeba zadbać o "własny kawałek tortu".
Ja dopiero teraz krok po kroku realizuję swoje plany z przed lat, staram się być dobra dla siebie i o siebie dbać. Wcześniej żyłam z ciągłym poczuciem winy, z myślą, że nic mi się nie należ, na nic nie zasługuję. Niestety takie odczucia wywołuje tkwienie w toksycznych relacjach, z których warto się uwolnić. Czasem tkwimy w nich z poczucia obowiązku, z leku przed zmianami, obawą we własne siły i możliwości, strachu przed opinią innych. Ale nikt nie przeżyje życia za Was, a potem będzie żal, tak wielu rzeczy żałujemy z każdym rokiem, pamiętajcie nigdy nie jest za późno by to zmienić.
Ostatnio oglądałam dokument o kobiecie, która w wieku 57 lat zaczęła studiować i ukończyła studia w pełnym wymiarze 5 lat, zdobyła tytuł magistra. Ktoś powie, ale, po co jej to, przecież nic już z tym nie zrobi. Owszem, kariery nie pchnie i wysokich stanowisk nie zajmie dzięki tylko temu dyplomowi, ale zrealizowała swoje pragnienie, które miała w sobie od zawsze. Jak dla mnie nie istotne jest, że poświęciła 5 lat na zdobycie czegoś, co nie zmieni jej kariery, ja widzę kobietę, która zrealizowała swoje pragnienie, po prostu spełniła siebie.  
Gonimy za pieniędzmi by kupować nowe rzeczy, ale czy są to rzeczy, które my chcemy mieć, czy są to rzeczy, które wypada mieć? Jedziemy na wakacje w miejsca, w które inni jadą, ale czy zawsze chcemy tam jechać? Czy są to nasze pragnienia, czy w każdy urlop musimy wyjechać? Ja lubię czasem zamiast wydać pieniędzy na kwaterę wydać je w moim mieście na rozrywki, poczuć, że robię, co chce. A że nie będę się chwaliła zdjęciami z plaży na portalu społecznościowym, a co mnie to obchodzi, ludzie, którzy je obejrzą zapomną po 2 godzinach gdzie ja byłam na urlopie. Ja nie żyję na pokaz, ja żyje dla siebie i rodziny.
Na pewno każdy z Was widział w Internecie zdjęcia pokazujące fantastyczne wydarzenia z życia, ale również pokazujące drugą stronę medali, że bywają one fikcją stworzoną w celu zaimponowania innym. W jakim my świecie żyjemy? Czy tylko potrafimy żyć na pokaz? Czy nie ważniejsze są chwile, które przeżyję naprawdę i czy muszę się nimi dzielić z całym światem? Jak dla mnie zupełnie niezrozumiały pęd do fikcji i aplauzu, a nie do prawdziwej istoty życia. Skupiamy się na pokazywaniu naszego „idealnego” życia, a nie na samym życiu, gonimy za pieniędzmi by dorównać temu fikcyjnemu życiu widzianemu w Internecie, tv, gazetach, a nie skupiamy się na prawdziwym życiu, które uszczęśliwi nas, a nie innych. Czy fakt, że zamiast spędzić wieczór sobotni w modnym klubie wolę iść na spacer z mężem jest zły, pobiegać, czy poczytać jest złe. Niestety dla wielu mało medialne, więc odrzuca to, co chciałby robić i robi to, co jest godne pokazania. To takie w sumie plastikowe życie.
Pamiętajcie, że co jest ok dla jednych nie musi być ok dla innych. Jeden będzie czerpał z życia imprezując i to mu odpowiada, a inny pielęgnując zioła na parapecie i medytując będzie czuł się szczęśliwy. Trzeba podążać za własnymi pragnieniami, a nie za show dla innych.

Dziś przeczytałam takie zdanie w Internecie:

„W Internecie możesz być tym, kim zechcesz. Dziwne jest to, że większość ludzi wybiera bycie debilem”  

poniedziałek, 12 lutego 2018

Pączki owsiano - żytnie z ziemniakami



Dla tych osób, które ze swojej diety wykluczyły pszenice polecam pączki owsiano -żytnie, zrobiłam po raz pierwszy wyszło mi 23 sztuki i zostały pochłonięte w jeden wieczór przez 5 osób, zatem nie mam pojęcia czy można je przechowywać na drugi dzień, mrozić itd.  






Składniki:
  • 300 g mąki żytniej 720
  • 300 g mąki owsianej
  • 300 g ugotowanych i zmielonych ziemniaków
  • 60 ml mleka (może być dowolne)
  • 30 g drożdży świeżych
  • 5 łyżek cukru
  • 4 jajka
  • 100 g oleju lub rozpuszczonego masła/margaryny
  • 1 łyżka octu
  • marmolada/dżem/krem czekoladowy/masa korówkowa/toffi, (na co mamy chęć)
  • olej lub smalec do smażenia (ja smażyłam na smalcu, użyłam 2 paczek)
  • cukier puder do posypania



Drożdże rozprowadzamy z letnim mlekiem, dodajemy łyżkę cukru i łyżkę maki żytniej.  Dokładnie wszystko mieszamy i odstawiamy do rośnięcia w ciepłe miejsce. Gdy pojawi się piana na powierzchni rozczyn jest gotowy.  W przesiewamy mąki do miski, a następnie mieszamy wszystkie składniki razem. Zagniatamy dość gęste ciasto, nie powinno się rozlewać, ale również nie kruszyć. Jeśli jest zbyt płynne to dokładamy odrobinę mąki, jeśli zbyt gest dolewamy mleko. Odstawiamy ciasto na godzinkę w miejsce przykrytej ściereczką. Po tym czasie rozwałkowujemy ciasto i wycinamy szklanką krążki na jeden krążek nakładamy nadzienie, a drugim przykrywamy i zalepiamy boki dokładnie, by w czasie smażenia nie wypłynęło nam nadzienie.  Odstawiamy pączki do wyrośnięcia przez około 30 minut. Następnie rozgrzewamy tłuszcz i smażymy pączki, temperatura nie może być zbyt wysoka, bo pączki zaczną się szybko przypalać, a będą surowe wewnątrz, lepiej smażyć je odrobinę dłużej, ale mamy wtedy pewność, że nie będą surowe. Po wyjęciu z tłuszczu układamy na talerzu wyłożonym papierowym ręcznikiem w celu odsączenia tłuszczu, następnie przekładamy na talerz już bez ręcznika i posypujemy paczki cukrem pudrem. Smacznego!!!
Od lat nie kupujemy pączków gotowych ani chrustów, wolimy własne domowe wyroby o znanym nam składzie.