wtorek, 26 lipca 2016

Urlop z własnym wyżywieniem




Niedługo wyczekany urlop. Dzieci wróciły, a ja mam chwile pomiędzy pracą przygotować nas do wyjazdu urlopowego. Przygotuję flaki, gulasz i leczo do słoików, bo musze zapewnić rodzinie wyżywienie, by zmniejszyć koszt wyjazdu od kliku lat jeździmy z własnym prowiantem, wcześniej przygotowuje dania obiadowe, pasteryzuję w słoikach, a te prostsze typu makaron z sosem pomidorowym przygotowuję od ręki na miejscu. Zabieram domowe wędliny, część pieczywa, a pozostałe pieczywo zabieram w formie mieszanki gotowej – wcześniej w domu mieszam mąki, nasiona, sól, cukier i pakuję do pojemników, na miejscu dodaję drożdże i wodę, dzięki temu nie martwię się ważeniem i liczeniem. Chleb bezpszenny jest drogi, więc wolę upiec sama, po pierwsze cena, po drugie, jakość i smak.  Wypiekam też przed wyjazdem łakocie, kilka rodzajów ciastek, a dzień przed ciasto byśmy mieli i przyjemności. W tym przedsięwzięciu pomaga mi cała rodzina. Mamy owszem potem cały wypchany bagażnik i ciężko wszystko zapakować, ale za to, jaka oszczędność i smaczne jedzenie. Na miejscu kupuję nabiał, jajka, warzywa i owoce. Dzięki przygotowanym daniom nie stoję przy kuchni, rodzina pomaga mi przy obieraniu warzyw, gotowaniu makaronu, ryżu i kaszy. Kos takiego urlopu mocno możemy obniżyć, jeść zdrowo i nie martwić się alergiami i nietolerancjami. Dostęp do kuchni można znaleźć na agroturystyce, jeździliśmy przez lata na Kaszuby do jednego gospodarstwa gdzie mieliśmy kuchnię dostępną na 4 pokoje. Część osób żywiła się po za kwaterą, tylko dwie rodziny gotowały, więc daliśmy sobie radę.  Już nie mogę się doczekać urlopu, mam za sobą intensywny okres w pracy i potrzebuję oderwania od codzienności. A rodzinne pobyty w kuchni na urlopie to czysta przyjemność. 



Dla mnie wakacje pachną malinami :)

poniedziałek, 25 lipca 2016

Nic na siłę.....



Takie tam moje myśli nie uczesane, 
takie słowa "nadepnięte" przypadkiem w czasie buszowania w necie, 
ale jak bardzo prawdziwe. 



środa, 20 lipca 2016

Marnowanie jedzenia oczyma dziecka



Często poruszam temat marnowania jedzenia, tym razem pokaże to oczyma moich dzieci.

Córka wróciła z półkolonii ostatnio oburzona – mamusiu te dzieci ciągle grymaszą przy jedzeniu, ciągle im coś nie smakuje, a potem pani wyrzuca dużo jedzenia, tak nie wolno, rodzice za to zapłacili, a dzieci nie jedzą, ja zjadam wszystko, bo przecież będę głodna, a po za tym wyrzucanie jedzenia jest złe. Córka ma 11 lat i 8 miesięcy.

Syn dzwoni z obozu i opowiada – te dzieciaki to jakieś nienormalne są, biorą pięć kanapek, a potem większość leci do zlewek, przecież to jest złe. Mówię im, że to nie ekologiczne i nieetyczne, że nie wolno wyrzucać jedzenia, a one, że starzy zapłacili to należy im się, mogą z tym zrobić, co chcą, nawet wyrzucić. Wiesz, co nie mogę na to patrzeć, mam nadzieję, że choć świnie się najedzą tymi resztkami. Syn ma 13,5 lat.

Takie opowieści między innymi słyszę od moich dzieci, pierwszy rok będących na zorganizowanych wakacjach. Wcześniej spędzały wakacje tylko z nami lub z dziećmi naszych znajomych.  Całość zostawię bez komentarza, na pewno macie różne na ten temat opnie i podejście.

Ja zacytowałam tylko to, co opowiadaj mi dzieci i jak one to postrzegają.



Dla przypomnienia statystyki co i dlaczego marnujemy



sobota, 16 lipca 2016

Co nam ogród da...



Kolejne cuda do spiżarki trafią, dziś wyprodukowałam 24 słoiczki soku z wiśni. Jeszcze nigdy nie mieliśmy owoców z naszej wisienki, a w tym roku po raz pierwszy po 9 latach owocowała, dała nam prawie 10 kg owoców. Zrobiłam sok w sokowniku, dodałam resztkę zamrożonej aronii z zeszłego roku. Mogę zapełnić kolejną półkę w spiżarni. W tym roku zrobiliśmy już 70 słoików soku, a przed nami jeszcze zbiory aronii. W tygodniu zrobiłam jeszcze 4 słoiki dżemu z czarnej porzeczki, w zeszłym były tylko dwa, mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie więcej.  W tym roku opieram przetwory głównie na owocach i warzywach z naszego ogrodu. Zaczęliśmy zbiory fasolki szparagowej, ponad kg wczoraj mąż zerwał i sporo ogórków. Pomidorki zaczynają zmieniać nareszcie kolorek, córce się dziś udało zjeść jeden koktajlowy.  Super zbiera się własne plony, a dodatkowo mam świadomości, że nie są pryskane i czym nawożone. W tygodniu widziałam na ryneczki czerwoną porzeczkę po 10 zł za kg, przy 50 kg, jakie zebraliśmy niezłe oszczędności mamy. 






Dziś policzyliśmy mamy już 59 kostek brykiety z odzysku wyprodukowanego, a to jeszcze nie koniec. Sporo papieru czeka na przetworzenie, niestety w ostatnim tygodniu pogoda nas powstrzymała, ale dziś ruszyliśmy dalej, kolejny papier się moczy na brykiet. Cały czas dążymy do co raz większej samowystarczalności. 


czwartek, 14 lipca 2016

Przeceny, promocje, wyprzedaże!!




Nadszedł czas letnich wyprzedaży, oj dzieje się w sklepach i centrach handlowych. Zewsząd atakują nas informacje o wyprzedaży, promocji i zyskach, jakie możemy mieć dziś. Jak wiele osób daje się porwać tym przecenom, a jak wile osób zatraca się w tych wyprzedażach. Znalazłam nawet aplikację na telefon, która oblicza nam zysk z przeceny. Owszem i czasem kupię coś na takiej promocji, ostatnio nawet sama się złapałam na myśleniu o nowej zupełnie mi nie potrzebnej parze butów, – bo są w tak szalonej promocji. Stuknęłam się mocno w czoło i poszłam dalej przed siebie, a byłam bliska zakupu. 





Mam dużą słabość do zakupu książek, choć i tu staram się zachować rozsądek, ktoś mi już wytykał, że promuję minimalizm a kupuję książki. Mój minimalizm polega na tym, że nie kupuję i nie posiadam rzeczy, których nie używam, nie potrzebuję.  Pozbywam się ubrań, których nie nosze przez około rok – dwa, nie kupuję sprzętów tylko po to by pokrywał je kurz. Każdy zakup dokładnie analizuję, zastanawiam się nad tym jak bardzo jest mi niezbędny. Ubrania ostatnio doprowadziłam do podstawowego minimum, resztę oddałam innym osobą. Posiadam w domu obszerna bibliotekę, ale cała rodzina i znajomi korzystają z niej, niewiele książek tak naprawdę stoi zapomnianych. Choć książki również nigdy nie kupuję za ich pełną cenę rynkową, jak pojawia się nowość czekam cierpliwie na zejścia ceny w dół. Rzadko wydaję na książkę więcej niż 15 zł. Zanim zakupię książkę sprawdzam cenę w kilku księgarniach i potwierdzam fakt jej przeceny i korzyści dla mnie.


Wracając do promocji, wyprzedaży i przecen uważajcie na nie, często ceny są sztucznie podnoszone przed przeceną, byśmy potem cieszyli się z zysku. Nie poddawajmy się fali zakupowej, można sobie wyczyścić bardzo szybko konto i zaciągnąć kredyt. Pomyślmy dwa razy zanim coś zakupimy. Będzie to dobre dla naszej kieszeni i nie zapłacimy za to potem wyrzutami sumienia. Walczmy z pokusami. Czy potrzebujemy kolejnej pary butów, nową sukienkę, sweterek? Zastanówmy się, a potem podejmijmy świadomie decyzję, nie pod wpływem impulsu i radości z zysku. Pamiętajmy, że często takie promocje to pułapka na nas konsumentów. 

środa, 13 lipca 2016

Czas ogrodowy



Czas biegnie nieubłaganie, dzieci na wakacjach, a my dzielimy czas pomiędzy pracą zawodową, a pracą w ogrodzie i kuchni. Zbiory czerwonej porzeczki zakończone w tym roku to chyba rekordowa ilość około 50 kg zebraliśmy, w spiżarce stoją soki, a jadalni dwa pojemniki z nastawionym winem. W kolejce do zbiorów czekają czarne porzeczki i wiśnie, będą soki i dżemy. W ogródku wysyp fasolki i ogórków, pod folią masa pomidorów, niestety jeszcze niedojrzałych. Ogólnie w tym roku mamy urodzaj, w zeszłym roku czułam się jak by to to powiedziały nasze babki i prababki – ktoś mi urok rzucił, źle życzył, ale krzywym okiem patrzył, wszystko schło i zaraza różnego typu szalała po ogrodzie. Może coś w tym jest, że ktoś mi życzył jak najgorzej? Za to w tym roku przyroda daje podwójnie nam plonów.
Uwielbiam patrzeć jak wypełniają się półki spiżarni, naprawdę fakt, iż wróciłam do pracy zawodowej nie utrudnia mi znacząco wytwarzania przetworów.  Mąż bardzo dużo mi pomaga, w sumie soki i wino z czerwonej porzeczki on zrobił z moja maleńką, tycią pomocą. 
Kiedyś nie lubiłam robić przetworów, pracować w ogrodzie, może, dlatego, że to nakazywała mama, zabierała mój czas nastolatki, czas, który ja sobie chciałam planować. Dziś staram się nie zmuszać dzieci do pracy w ogrodzie, proszę ich czasem, jeśli nie chcą to nie zmuszam. Młodszy syn lubi kosić trawę i robi to sam, ot tak chętnie, córka nie lubi żadnych prac w ogrodzie po za zbiorem truskawek i malin to robi sama bez prośby. Więc odpuszczam, kiedyś sami może poczują to, mnie zajęło wiele lat przełamanie się, nawet początki mieszkania na wsi nie mobilizowały mnie, robiłam wszystko z musu, bo trzeba. Teraz robię, bo lubię. Odpręża mnie ta praca, myślę, że to przychodzi z wiekiem, mamy więcej cierpliwości, więcej pokory i potrzeby relaksu. Doceniamy chwilę i to, co daje nam natura. Trudno dzieci przymuszać do pracy przy pieleniu, no, bo jak zatrzymać pędzący pociąg. Dzieci są w ciągłym ruchu, fascynacji światem, a ta czynność jest zbyt monotonna. Na pewno są i dorośli, którzy nie ustoją w miejscu, a tym bardziej nie poddadzą się czynności pielęgnacji ogrodu.
Lubię kontakt z naturą, czuć ziemię na dłoniach, wiatr we włosach, radość z plonów, lubię patrzeć jak wszystko rośnie, pięknieje i zmienia się wraz z porami roku, nie chcę się spieszyć w ogrodzie, nie lubię tam patrzeć na zegarek, lubię się zatracić i poczuć jedność z naturą. 





Tak sobie pobajdurzyłam na temat pracy w ogrodzie. Czasem mnie tak nachodzi na pisanie o niczym…..

piątek, 8 lipca 2016

Cytat na dziś



Znalazłam w Internecie taką myśl……..


„Wymyśliliśmy górę potrzeb. Musimy kupować i wyrzucać. 
To jest nasze życie, które trwonimy. 
Różnica polega na tym, że życia nie kupimy. 
Ono niepostrzeżenie mija i straszne jest to, że je marnujemy.”




Pozwolę sobie wstawić fragment tekstu z "Wysokich obcasów"

"Możesz cieszyć z się z małych rzeczy, bez żadnego zbędnego bagażu, kiedy nosisz szczęście w sobie. Możesz też nie znaleźć szczęścia w niczym ani też nigdzie.

Nie jestem adwokatem ubóstwa. Jestem propagandzistą trzeźwego myślenia.

Od momentu, w którym stworzyliśmy sobie społeczeństwo nastawione na konsumpcję, gospodarka musi się nieustannie rozwijać. A kiedy się nie rozwija, mamy tragedię. Stworzyliśmy sobie potężną górę zbędnych potrzeb. Kup coś nowego z pogardą dla tego starego. W ten sposób właśnie marnujemy sobie życie!


Kiedy ja coś kupuję lub kiedy ty coś kupujesz, nie płacimy za to pieniędzmi! Płacisz godzinami swojego życia, które poświęciłeś, by na to zarobić

Różnica pomiędzy posiadaniem a życiem jest taka, że życie jest jedyną rzeczą, której nie możesz kupić za pieniądze. A twoje życie tylko się skraca. Żałosne jest marnować życie i wolność w taki sposób - powiedział Jose Mujica, były prezydent Urugwaju zwany najbiedniejszym prezydentem."


środa, 6 lipca 2016

Domowe wyroby tanie i zdrowe



Ostatnia niedziela upłynęła nam na produkcji domowych wyrobów. Z racji braku czasu w tygodniu robimy większa produkcję w soboty, ale w tą sobotę miałam urodziny i rodzina przygotowała dla mnie szereg atrakcji, więc nie zabrałam się z mężem za takie prace domowe. W tym roku jak zawsze przez ostatnie lata, szaleńczo obrodziły nam czerwone porzeczki. Mąż nastawił balon z winem, ale mamy jeszcze z zeszłego roku, więc w tym postanowiliśmy robić soki z sokownika.  Na razie wyprodukowaliśmy 46 słoików sok, produkcja jest błyskawiczna, porzeczki z krzaczka do mycia, z mycia do sokownika, przesypane cukrem, a z sokownika do słoika na gorąco i zakręcamy, słoik do góry dnem, a rano do spiżarni.  Po za tym wyprodukowaliśmy 3 bochenki chleba, 3 brytfanki pasztetu i 2 szynkowary z wędliną – mielonka z oliwkami raz mozaika (wymyślona na szybko) z mięsa drobiowego i wieprzowego.  Pomroziliśmy, co się dało, część do jedzonka od ręki i mamy znowu z głowy jakiś czas produkcji wędlin. Mimo nawału zajęć nie rezygnujemy z domowego jedzenia, po prostu musimy się lepiej zorganizować i tyle. Teraz w kolejce do sokownika czekają wiśnie, a do słoiczków czarna porzeczka. Pomidory za chwilkę masowo dojrzeją, więc i one zostaną przerobione.  Owoce, warzywa z własnego ogródka to skarb, bez sztucznych dodatków.




Oto nasza niedzielna produkcja domowa :) 
Na zdjęciu nie ma wszystkich słoiczków soku.