piątek, 30 listopada 2018

Pasta do kanapek z białej fasoli




Uwielbiam, mogę jeść łyżką, nie tylko na pieczywie, to mój kolejny hit dodatków do pieczywa bez mięsa. Ma dużo wartości odżywczych, jest proste w przygotowaniu, nie może nie wyjść. Pasta smakuje jak pasztet drobiowy.




Na zdjęciu pasta na chlebie domowym żytnio - orkiszowym  na zakwasie. 



Składniki:
Dowolna ilość fasoli białej suchej (ja robię z szklanki fasoli)
2 ząbki czosnku
Łyżka majeranku
½ łyżeczki pieprzu cayenne
5 łyżek oliwy
Sól do smaku

Moczymy na noc fasolę w ziemnej wodzie, zalewamy tak by było tak z 2 centymetry więcej niż fasoli. Fasola może się moczyć i dłużej, nie musimy natychmiast rano jej gotować, możemy tez zamoczyć rano przed wyjściem do pracy a gotować po powrocie. Wylewamy wodę, w której się moczyła fasola i płuczemy ja dokładnie. Następnie zalewamy zimną woda tak by było jej około 5 cm więcej nad fasolą i solimy odrobinę i zagotowujemy, potem gotujemy już na małym ogniu pod przykryciem uważając by woda się nie wygotowała. Jak fasola zaczyna być miękka to po wyjęciu na łyżkę, gdy podmuchamy zaczyna odwijać się skórka, wtedy możemy już spróbować czy taka miękkość nas zadowala, ja lubię odrobię bardziej rozgotować.  Po ugotowaniu wycedzamy fasolę można jak ziemniaki, dokładamy obrany czosnek, pieprz cayenne, majeranek, oliwę i mielimy wszystko na gładką masę, dosalamy do smaku i pasta gotowa, przechowujemy w lodówce do 5 dni.  Ja uwielbiam ja z ogórkiem kiszonym córka z keczupem, mąż samą na kanapce. Taką pastę można użyć, jako nadzienie do naleśników, pierogów, jeśli nam zostanie w lodówce nie ma problemu można wykorzystać inaczej.

czwartek, 29 listopada 2018

Co u nas słychać.....




Ostatnie lata były czasem wielu zmian u nas, zmian sposobu odżywiania, podróżowania, codziennego życia.

Mamy zupełnie inny stosunek do odżywiania, wiele zmieniliśmy np. zrezygnowaliśmy zupełnie z żywności przechowywanej/produkowanej w puszkach, kupujemy warzywa mrożone, suszone i je sami gotujemy lub przy potrzebie szybkiego podania w słoikach. Nie będę się tu rozwodzić nad szkodliwością konserw jest sporo info w necie, więc można spokojnie znaleźć, co nas interesuje.  Wiemy już, że nie zawsze coś w ekstra cenie jest dobre i warto po to sięgnąć, mięso takie w super promocji zazwyczaj jest mocno nafaszerowane płynem, potem w czasie smażenia są duże straty, a do tego nie mamy pojęcia, co zostało dołożone do masy mięsa. Bardzo rzadko kupujemy mięso gotowe mielone, zazwyczaj tylko wołowe, inne mielimy sami w domu. Nie używamy w kuchni przypraw uniwersalnych typu warzywko, kucharek, vegeta itd. Nie stosujemy do naszych dań maggi, ziarenek smaku itp ulepszaczy. Ograniczamy do minimum spożycie ziemniaków na rzecz różnych kasz, ryżu czasem makaronu. Od lat jemy tylko chleb domowego wypieku, epizody zjedzenia kupnego to wakacje, gdy braknie nam naszych domowych zapasów i nie ma możliwości upiec na miejscu. Nie kupujemy gotowych ciast i ciastek, wszystkie produkujemy sami w domu, wyjątkiem jest, gdy dzieci jada na obóz i chodzi o wygodę przechowywania.  Wędliny, pasty i pasztety tylko i wyłącznie domowe.  Dawno temu też zrezygnowaliśmy z oleju rzepakowego (o tym tez wiele można poczytać w necie). Obecnie jesteśmy na etapie zmniejszania ilości mięsa w naszej diecie i przyznam, że idzie nam całkiem nieźle, a rodzina jest zaskoczona bogactwem dań i możliwości. Do smarowania pieczywa używamy tylko masła. Nasza dieta nie zawiera pszenicy, jemy inne zboża, ale nie jemy pszenicy, nie jesteśmy na diecie bezglutenowej, ale na diecie bez pszennej. Czy tak będzie finalnie wyglądać nasza dieta, nie wiem, podążamy za naszymi potrzebami, organizmami i smakami. Uczymy się nowych rzeczy, nasza wiedza wciąż się poszerza. Robimy domowe przetwory, nie kupujemy butelkowanej wody, napojów kolorowych, gazowanych itp. Kisimy na zimę kapustę i ogórki, uprawiamy trochę warzyw w naszym ogródku i owoców, zima kiełki na parapecie, natkę pietruszki i szczypiorek. W sezonie mrożę warzywa typu cukinia, dynia, fasola szparagowa, włoszczyzna. Dodatkowo śliwki, rabarbar. Robię mus z jabłek do słoików, dżemy i powidła z owoców, sałatki warzywne, nawet mizerię. Zimą nie kupujemy ogórków, pomidorów i sałaty świeżej, nie ufamy, jakości tych warzyw.



Po zmianach w naszej diecie, sprowadzenia jej do w miarę zdrowej formy nasz miesięczny budżet na żywność wynosi statystycznie około 1000 zł, czyli stawka żywieniowa dobowa na osobę to około 7 zł. Mamy do wyżywienia pięć osób w wieku 50-14 lat – mąż i dwoje dzieci są bardzo aktywni fizycznie, ja i starszy syn mniej, ale nie siedzimy w fotelach. Wszystkie dzieci chodzą do szkoły, a my pracujemy zawodowo. Nasza dieta dostosowana jest do alergii na pszenicę, orzechy, krewetki, nietolerancję laktozy. Nikt z nas nie ma nadwagi, pozbyliśmy się sterydów, leków na zapalenie stawów, leków antyhistaminowych, nie stosujemy przewlekle żadnych leków po za okresowa suplementacją witaminy D3 i magnezu wraz z witamina B6. Nie mamy nadciśnienia, chorób wieńcowych. Z wizytą u alergologa byliśmy ostatni raz 3 lata temu, w planach ma kontrolną wizytę na testy z szesnastolatkiem dla diagnostyki, obecnie brak widocznych problemów. Codziennie jadamy 3 ciepłe posiłki, pilnujemy tego zwłaszcza w okresie jesień – zima, zima – wiosna. Nie wychładzamy organizmu rano. Stosujemy dużo rozgrzewających przypraw i potraw.
Ostatnio ktoś mnie zapytał a co z alkoholem u nas, odpowiadam pijemy widno domowej roboty z naszych owoców oraz nalewki również domowego wyrobu. Nie kupujemy słodyczy gotowych wyrabiamy je samodzielnie w domu, właśnie stałam się posiadaczką dwóch tomów Smakoterapii i jest tam sporo pomysłów na domowe słodkości.
Nie jadamy na mieście, staramy się zabierać domowe przekąski, napoje. Nie pijemy kawy na mieście, zainwestowaliśmy w ekspres ciśnieniowy i mamy kawiarnianą kawę w domu (koszt ekspresu szybko się zwraca). W temacie jedzenia po za domem zrobiliśmy ostatnio odstępstwo, wybraliśmy się na Festiwal Jedzenia Azjatyckiego i tam popróbowaliśmy po trochu różnych dań, dzięki temu możemy poszerzać o inne smaki nasza kuchnię, bo wiemy, co nam odpowiada. To pokrótce o naszych zmianach żywieniowych o kosztach i sposobie.  

środa, 28 listopada 2018

Zupa z dyni i soczewicy




Eksperymentuję na całego, ma być bez mięsa, ale i zdrowo, zatem robię, co mogę, dodatkowo nie chce by było drogo.
Ostatnio zrobiłam zupę z dyni (mam całą dużą szufladę zamrożonej i soczewicy czerwonej. Soczewica to jak dla mnie fajne rozwiązanie do zup, gulaszy, past, pasztetów bezmięsnych (białko soczewicy, zaraz po białku soi, jest najlepiej przyswajalnym przez organizm białkiem pochodzenia roślinnego (85 proc.), dla porównania - przyswajalność mięsa wynosi 96 proc)





Gotuję zupę raz na dwa dni dla 5 osób.

Składniki:
  • 1,5 kg obranej dyni
  • 2-3 cebule
  • 2 szklanki soczewicy czerwonej
  • ½ szklanki kaszy jaglanej
  • 1 litr soku/przecieru z pomidorów (można użyć jedna puszkę pomidorów, ale ja nie używam w kuchni produktów z konserw metalowych)
  • 1 – 2 łyżki koncentratu pomidorowego
  • 3 litry wody lub rosołu/bulionu
  • po jednej łyżeczce – papryki słodkiej, kuminu mielonego, papryki ostrej (zupa wychodzi super ostra)
  • ½ łyżeczki suszonej mięty (można rozciąć torebkę ekspresowej mięty, ja mam własna suszoną)
  • olej do smażenia
  • sól, pieprz do smaku


Cebulę i dynię kroimy w kostkę, a następnie smażymy na rozgrzanym oleju lub innym tłuszczu przez około 10 minut. W między czasie płuczemy dokładnie wodą soczewicę. Do dyni dodajemy przyprawy i jeszcze króciutko smażymy. Dodajemy wodę i soczewicę, lekko solimy, przykrywamy garnek i gotujemy całość na małym ogniu. Gdy warzywa się gotują zabieramy się za płukanie kaszy jaglanej, płuczemy kilkakrotnie a na koniec przelewamy wrzątkiem, odsączamy. Gdy soczewica jest już ugotowana, wlewamy sok z pomidorów, rozcieramy z odrobina wody przecier i dokładamy do zupy, a następnie na wrzącą zupę wsypujemy kasze jaglaną, zagotowujemy całość, przykrywamy pokrywka i odstawiamy całość na około 15 minut, po tym czasie wszystko blendujemy i doprawiamy do smaku, polecam na talerzu polać odrobiną oliwy, moi panowie polali sobie dodatkowo ostrą oliwą z chili \, uwielbiają ostre dania. Można zupę podać z pieczywem, grzankami, grillowanymi warzywami, cytryna, to już kwestia upodobań.

poniedziałek, 26 listopada 2018

Jakie błędy popełniamy....?




Co znaczy dla Was oszczędzanie?  Na czym oszczędzacie najczęściej? Do jakich wyrzeczeń jesteście zdolni, w jakich chwilach? Podzielcie się swoimi doświadczeniami.

Prowadzę ten blog od lat, czytam to, co piszecie, obserwuje otoczenie, czytam sporo książek o ekonomii, o oszczędnym życiu, o ekologicznym życiu itd. Staram się każdego dnia uczyć czegoś nowego, uczę się od Was, z wydawnictw, życia i od znajomych.  Każdego dnia chce wiedzieć więcej, każdego dnia staram się zmieniać. Czasem wychodzi, czasem nie, nie będę oceniać czy to dobrze, czy też źle, pewnie tak ma być i już.
Dochodzę do pewnych za to wniosków, każdy z nas popełnia błędy świadomie lub nie, ale tak i kropka. Nie ma, co się obrażać, ani zrażać, jeśli coś robimy to błędy się pojawiają, stojąc w miejscu i nie robiąc nic mamy tylko szansę na unikniecie ich, choć jak dla mnie błędem jest samo stanie w miejscu, ale nie mnie to oceniać, to indywidualny wybór.
Wymienię może te potknięcia, które widzę, o których czytam i które sama popełniam, nie będę się wywodzić na temat ich źródła, bo nie o to chodzi w szukaniu poprawy samego siebie.




Chcemy zaoszczędzić, mamy cel – spłaty długów, wakacje, remont, wykształcenie, operacja plastyczna, nowy samochód itd.

Jeździmy nadal wszędzie samochodem nawet na odległość 2-3 km, mimo, że mamy czas lub możliwość przesiąść się na rower.

Prasujemy wszystko, co posiadamy w domu łącznie ze skarpetami, slipkami i ręcznikami.
Regularnie kupujemy jedzenie, kawę na mieście.

Nie zmniejszamy używek papierosy, alkohol.

Kupujemy kolejne rzeczy pod wpływem impulsu.

Robimy zakupy bez listy zakupów i idziemy tam głodni w pośpiechu wracając z pracy.

Nie planujemy posiłków.

Wyrzucamy jedzenie do śmieci, nie wykorzystujemy resztek.

Nie rezygnujemy z rozrywek typu kino, kręgielnia, kawiarnia, restauracja, zakup czasopism.

Biblioteki uważamy za przybytek dla ubogich.

Nie prowadzimy budżetu domowego uważając tę czynność za upokarzającą, pracochłonną i bezsensowną.

Wyrzucamy przedmioty nie rozważając kosztów i możliwości ich naprawy.

Kupujemy przedmioty nie sprawdzając uprzednio czy nie mamy podobnego w domu.

Nie robimy remanentu żywności, kosmetyków oraz chemii gospodarczej następnie przeterminowane produkty wyrzucamy.

Nie zastanawiamy się nad zużyciem wody i energii elektrycznej – nie zakręcamy kranów przy myciu zębów, nie gasimy światła w pomieszczeniach gdzie nikt nie przebywa, mamy włączony telewizor, mimo, że nikt nie ogląda tv, przegrzewamy pomieszczenia, spuszczamy cała spłuczkę za każdym razem w WC.

I wiele wiele innych.

Naprawdę chcąc zmniejszyć wydatki i zaoszczędzić na wyznaczony cel lub zacząć dopinać domowy budżet musimy zastanowić się nad każdą dziedziną naszego życia. Przeanalizować dokładnie nasze wydatki i dochody, nie udawać przed dziećmi, że jesteście bogaczami i na wszystko Was stać, bo one będą oczekiwać tego od Was. Nie ma niczego wstydliwego w chęci życia bardziej ekonomicznego, ekologicznego i bardziej świadomego, nie musimy żyć ponad stan, bo tego oczekuje od nas otoczenie. Żyjmy według własnych potrzeb, a niewyimaginowanych i stworzonych przez media.
Warto mieć drobną rezerwę finansową, możliwość spełniania marzeń, a drobne ustępstwa nie sprawią że korona spadnie nam z głowy.

sobota, 24 listopada 2018

BLACK FRIDAY - okazja czy naciąganie....


BLACK Friday!!

Od dwóch tygodni dostaję reklamy z promocjami, jestem bombardowana ilością ofert, otwieram pocztę i kolejne wiadomości zawierające super oferty. Owszem są i całkiem korzystne, ale trzeba to wszystko dokładnie rozważyć, poddać wnikliwej analizie, nie popłynąć z prądem i poddać się fali zakupów.  Bardzo często dzieje się jednak tak, że kupujemy impulsywnie, bo może ktoś będzie pierwszy i nam zabraknie, chwytamy rzeczy i gnamy z nimi przed siebie, bo tani, bo zniżka, bo promocja!! Wracamy do domu i przychodzi zwątpienie, smutek i frustracja, po co mi to wszystko?!!
Ale stało się jesteśmy „szczęśliwymi” posiadaczami kolejnych rzeczy, mamy nowe zapychacze szaf, półek i naszej przestrzeni.  Jeszcze wszystko jest ok jak mamy, czym zapłacić zobowiązania, ale problem pojawia się, gdy na nie braknie i kolejny miesiąc „zęby w ścianę” i lęk przed wyjmowaniem poczty ze skrzynki. Czy było warto?  
Ja czasem korzystam z Black Friday, najczęściej kupuję wcześniej upatrzone pozycje książkowe. W tym roku kupiłam córce buty zimowe, bo się zeszłoroczne rozpadły, oraz kupiłam na próbę za 7 zł (cena regularna 29 zł, miałam chętkę na to od roku) miesiąc dostępu do Portalu Yogi. Nie planuje więcej zakupów, w tym roku też nie będą to książki, ubrania itp. Tylko te dwie rzeczy, które uznałam za przydatne lub korzystne.
Pędzimy za promocjami, słowo przecena działa hipnotyczne, ale po pozwólmy się mu ponieść, nawet, jeśli mamy luz finansowy, nie warto obkładać się zbędnymi przedmiotami, które wcześniej czy później wylądują w śmieciach lub będą przekładane z kąta w kąt.  Ktoś to musiał wyprodukować, zanieczyścić środowisko, potem zapełnimy wysypisko. Ani to ekologiczne ani ekonomiczne, zwyczajne marnotrawstwo naszych zarobionych pieniędzy.  
Powtórzę się – czy warto?
Spróbujcie wziąć głęboki oddech i zastanowić się, co tak naprawdę jest nam potrzebne, potem sprawdźcie czy cena w istocie jest korzystna czy przepadkiem nie jest wcześniej sztucznie zawyżona a potem zrobiono przecenę.  Mąż obserwuje od 2 lat jeden przedmiot w sklepie internetowym, który jest wyznacznikiem dla niego klasycznej manipulacji ceną. Kosztuje on 699 zł pojawiają się informację, że jest przeceniony z 899 zł na 699 zł, innym razem pojawia się chwilowa promocja tylko dziś 699 zł. Czyli sprzedawca za każdym razem sprzedaje ten przedmiot w tej samej niezmienionej cenie. Łatwo dać się złapać na takie „chwilowe promocje” i zapłacić pełna kwotę.
My obserwujemy interesujące nas rzeczy wcześniej a potem czekamy czy zmieni się ich cena, czy tylko zostaną sztucznie przecenione, czyli najpierw cena wzrasta, a następnie jest promocja.
Dodatkowa sprawa, że w takie szalone weekendy często sklepy pozbywają się towaru, który zalega magazyny i dzięki ogólnemu amokowi wszystko schodzi jak „ciepłe bułeczki”, tu też zalecam rozsadek.

Pamiętajcie jedną podstawową rzecz wszystko jest dla ludzi tylko trzeba zachować rozsądek i umiar!!!


poniedziałek, 19 listopada 2018

Jadłospis obiadowy na dwa tygodnie



Ostatnio z mężem postanowiliśmy ograniczyć spożycie mięsa w naszym jadłospisie. Uczymy się krok po kroku zastępować dania mięsne warzywnymi, nie jest to wbrew pozorom proste, gdy ma się zaspokoić apetyty nastolatków bardzo mięsożernych. Dodatkowo usunęliśmy nabiał z mleka krowiego z naszej diety. Jadłospis jest sumą naszych preferencji zdrowotnych i smakowych, nie jestem dietetyczką, więc nie jest wskaźnikiem diety. Taki zwyczajny nasz jadłospis stworzony przy udziale całej rodziny. Tworzenie jadłospisów, a następnie listy zakupów ułatwia nam codzienność i zaoszczędza naprawdę sporo pieniędzy i czasu - nie kupujemy pod wpływem impulsu, mamy kontrolę nad tym co posiadamy w domu, dzięki temu nie marnujemy żywności, co powoduje zwiększenie wydatków na nią. Możemy wcześniej przygotować danie na drugi dzień bo mamy wszystkie składniki pod ręką i wiemy co będziemy robić na obiad jutro. Naprawdę polecam poświęcić chwile czasu np. w niedziele i zrobić jadłospis oraz listę zakupów po przeglądzie naszych zapasów. 




Poniedziałek

Zupa ogórkowa z ziemniakami 
Schab w panierce, ziemniaki, surówka z kiszonej kapusty

  
Wtorek

Kapuśniak ze słodkiej kapusty z ziemniakami 
Ryż z zielonym groszkiem i tuńczykiem

  
Środa

Kapuśniak ze słodkiej kapusty z ziemniakami 
Naleśniki na mleku kokosowym ze szpinakiem.
  

Czwartek

Zupa z dyni i czerwonej soczewicy na ostro z kasza jaglaną 
Gulasz wieprzowy z maślakami, kasza gryczana, ogórek kiszony

  
Piątek

Zupa z dyni na ostro z kasza jaglaną 
Sos pomidorowy z brązową soczewica i papryka, ryż

  
Sobota

Zupa krem pieczarkowa 
Knedle ze śliwkami polane masłem i posypane cynamonem


Niedziela

Zupa pieczarkowa 
Pizza domowa


Poniedziałek

Zupa jarzynowa 
Placki ziemniaczane z kapusta kiszoną, sos czosnkowy
  

Wtorek

Zupa jarzynowa
Zapiekanka z kaszy jaglanej rodzynek i dyni.


Środa

Kapuśniak z kiszonej kapusty z kasza jęczmienną
Węgierski gulasz wołowy z warzywami, ryż
  

Czwartek

Kapuśniak z kiszonej kapusty z kasza jęczmienną
 Kluski śląskie, sos pieczarkowy, buraczki
  

Piątek

Zupa krem pomidorowa 
Ryż z warzywami i rybą


Sobota

Zupa krem pomidorowa
Warzywa grillowane, humus domowy
  

Niedziela

Zupa śliwkowa korzenna z domowym makaronem. 
Gulasz z indyka w sosie czosnkowym, kasza jaglana, surówka z kiszonej kapusty.  

Poniedziałek

Zupa cebulowa z grzankami 
czosnkowymi
Naleśniki na mleku kokosowym z musem jabłkowym



Syn młodszy nie przepada za warzywami, a tu rodzice atakuj go mocno nimi, trochę się buntuje, ale stwierdza, że jak są dobrze przyprawione i ciekawie podane można żyć z warzywami w zgodzie.
Na śniadania jemy jajecznice, owsiankę na wodzie, gofry, omlety, jaglankę, ryż z jabłkami lub rodzynkami. Do szkoły/pracy rodzina zabiera kanapki z domowego chleba z wędliną/pasta domową, owoce. Na podwieczorki dzieci jedzą domowe ciasto/ciasteczka, budyń, mleko czekoladowe owsiane, owocowe sałatki, kanapkę, jogurt. 
Co raz więcej dań wytwarzamy w domu, skład większości gotowych produktów nas nie zadowala. Choć by skład dostępnej w sklepach chałwy, 50% sezamu i syrop glukozowo -fruktozowy nie jest dla nas szczytem oczekiwań. Kupno śledzi ala'matias z dobrym składam graniczy z niemożliwym (kupujemy więc całe solone, moczymy je, a następnie filetujemy, tak jak to robiły gospodynie w XX wieku i wcześniej).
Kapustę kiszoną, ogórki i inne przetwory mamy własnej domowej produkcji, sporo zamrożonych w sezonie warzyw i owoców (choć by śliwki, dynia, cukinia, włoszczyzna itd.) 





środa, 14 listopada 2018

Minimalizm - moda czy sposób życia?


Czy wydawanie pieniędzy przychodzi Wam łatwo? 

Czy poddajecie się chwili refleksji zanim wyjmiecie pieniądze z portfela??

Czy czasem zatrzymujecie się przed kasa i szacujecie wielkość Waszych wydatków, czy ta kwota jest dla mnie znacząca, czy też niewielka? 

Jaka kwota jest dla Was trudna do zaakceptowania? Czy macie granice, za którą nie ma opcji nie wyjdziecie finansowo?

Ostatnio pomyślałam sobie, ile muszę poświęcić czasu by zarobić na dana rzecz, z która stoję przy kasie.  Czy ta rzecz jest warta tego mojego czasu pracy?  


Rozważmy przypadek czysto hipotetyczny, stoimy przy kasie z para butów w cenie 150 zł jest to kolejna para butów niezupełnie nam niezbędna, ale bardzo nas urzekła. Przyjmijmy stawkę godzinową 15 zł, czyli muszę na daną parę butów pracować 10 godzin.  Dobrze jest, jeśli to 150 zł nie jest kwotą, której mi zabraknie w bilansie miesiąca, ale czy chce naprawdę oddać 10 godzin mojego życia za kolejną parę butów?  A jeśli do tej pary butów dołożę sukienka za kolejne 150 zł, to już wyjdzie mi pół tygodnia mojej pracy, czyli 1/8 miesiąca. Czy ta hipotetyczna para butów uszczęśliwi mnie, da mi spełnienie, dowartościowanie?  Ja, jeśli ten wydatek zamienię na karnet na jogę i będę mogła dwa razy w tygodniu iść na zajęcia i się odprężyć, zadbać o swoje zdrowie czy to mi da więcej radości i korzyści? A może, co miesiąc odłożyć 200 zł i po roku wyjechać na tydzień np. do Grecji? Kupując codziennie np. puszkę piwa za 2,50 zł przepuszczamy całkiem spora sumkę coś około 900 zł, a jak by tak kupować, co drugi, albo, co trzeci dzień, a resztę kwoty dołożyć do tej za niekupione nowe ubranie lub buty.  Takich przykładów można mnożyć.  Impulsywne kupowanie kawy na mieście, koszt jednej kawy to godzina pracy, czy warto? A może lepiej iść do kina w tańszy dzień (u nas w środy jest taniej)? 
Im więcej mamy rzeczy tym trudniej nad nimi zapanować, zaczynamy tworzyć wokół nas chaos, jesteśmy również nie ekologiczni, nieekonomiczni. Co raz trudniej znaleźć dla nich miejsce, coraz mocniej nas przytłaczają.  Wspomnienia możemy za to gromadzić ile chcemy, zdjęcia obecnie też łatwo przechowywać bez zajmowania własnej przestrzeni.
Czy nie lepiej zadbać o siebie, o zdrowie, spokój, relaks niż gonić za dobrami materialnymi?

My właśnie zaczęliśmy z mężem zbierać na nasz wyjazd zagraniczny.
Chcemy teraz zacząć podróżować, organizując samodzielnie sobie wyjazdy, by zwiedzić jak najwięcej, ale wydać jak najmniej. 
Chcemy mając jeszcze pełnię sił i kondycję zbierać nasze wspomnienia, gdy przyjdzie czas na bujany fotel i grzanie się przed kominkiem.
Potrafimy już doskonale odmówić sobie kolejnej pary butów, sukienki czy pary spodni, na rzecz innych przyjemności. Mamy za sobą ostry trening i z uśmiechem poddamy się oszczędzaniu by móc podróżować.




Myślę, że doznania duchowe, chwile gdy chce nam się uśmiechać, lub czujemy się odprężeni i spokojni, kiedy czujemy spełnienie to są chwile dla których warto przystanąć przed kasą z kolejna para butów, sukienka, butelką wina i zastanowić się czy warto. 




piątek, 9 listopada 2018

Moja codzienna owsianka




Wielokrotnie prosiliście mnie o przepis na moją owsiankę, ciągle zapominałam zrobić zdjęcie rano mojej owsianki. Jem owsiankę codziennie rano zmieniam tylko dodatki, dzięki owsiance mogę zjeść rzeczy, które ciężko mi dołożyć do innych posiłków np. siemię, sezam.





Przepis na moja owsiankę:

Szklanka wody/mleka
  • 3 łyżki owsianki błyskawicznej, (jeśli używam zwykłej to te 3 łyżki zalewam wrzątkiem na noc)
  • opcjonalnie do wyboru: łyżka zmielonego siemienia (ja mielę bezpośrednio przed jedzeniem), łyżka sezamy, łyżka pestek słonecznika (oczywiście łuskane), 2 suszone śliwki/garść rodzynek/starte jabłko/powidła śliwkowe łyżka/morele/żurawina itp. Ja codziennie wybieram inny jeden dodatek, dzięki temu codziennie mam inny smak.
  • ¼ łyżeczki: cynamonu, imbiru, kurkumy

Wlewam szklankę wody do garnka, wrzucam suszone owoce, owsiankę, przyprawy i zagotowuję, (jeśli używamy świeżych owoców to dokładamy na końcu), dokładam mielone siemię lniane i wszystko mielę blenderem. Przekładam do miseczki i wsypuje sezam oraz słonecznik. Koniec, prawda, że proste? Nie dosładzam, bo wystarcza mi słodycz z owoców, jeśli nie mam chęci na owoce to wtedy dosładzam miodem. Możemy dołożyć odrobinę masła, oleju lnianego, ja zakładam, że siemię zawiera tłuszcze, więc już obecnie nic nie dokładam z tłuszczy. Kiedyś, gdy odchodziłam od owsianki na mleku dokładałam łyżeczkę masła, by dodać mleczny posmak, teraz już nie potrzebuję tego. Niektóre osoby robią owsiankę na soku np. jabłkowym lub pomarańczowym, ja wybrałam wersję na wodzie, oczywiście można ja zrobić na mleku roślinnym lub krowim. Ja z krowiego zrezygnowałam, więc pozostałam przy owsiance na wodzie.