piątek, 29 sierpnia 2014

Szklanka w połowie pełna!


Od dawna próbuję trzymać się zasady by widzieć świat z tej lepszej strony. Nie jest to łatwe przyznaję, ale za to upraszcza codzienność, chroni przed depresją i pesymistycznym widzeniem świata. Od dziecka byłam pesymistką ze wzlotami optymizmu, często miałam wrażenie, że cała rzeczywistość jest przeciw mnie. Męża mam entuzjastycznego optymistę. Choć mój wrodzony pesymizm lekko na niego zadziałał, ale na szczęście tylko w sytuacjach ciężkich poddawał się odrobinę czarnowidztwu. Po wielu latach pesymistycznego postrzegania świata postanowiłam, że koniec z tym, bo to nic nie daje. Mąż kiedyś podsunął mi wywiad z 80 letnim panem (wywiad w prasie komputerowej), człowiek osiągnął sukces i zapytany jak do tego doszedł od zera  powiedział - "walczyłam z tym co mogłem zmienić, martwiłem się tym na co miałem wpływ, zostawiałem w spokoju to z czym nic nie mogłem zrobić". Nosiłam tą myśl w sobie długi czas, ale dopiero po latach zakiełkowało sedno tej wypowiedzi we mnie. W końcu on miał już swoje lata, a ja musiałam do tego dojrzeć. Dotarło do mnie, że nie ma co szarpać się ze sprawami na które zupełnie nie mam wpływu, trzeba zacząć świat widzieć z perspektywy szklanki do połowy pełnej, a nie do połowy pustej! To naprawdę pomaga w chwili gdy mamy milion problemów i nie wiemy od czego zacząć. Zróbmy sobie wtedy bilans tego co mamy, tego co nie mamy i tego o czym marzymy. Uczepmy się części tego co mamy, kolejną cześć odłóżmy do szuflady, a z listy marzeń wybierzmy jedno. Karmy się radością z tego co posiadamy i małymi kroczkami realizujmy swoje marzenie. Pomyślcie jak wielu ludzi na świecie nie ma dachu nad głową, jak wielu nie codziennie zjada posiłek, jak wielu jest bitych i prześladowanych. Jeśli nie jesteśmy w żadnej z tych grup już jest nieźle. Do tego dołóżmy grupę ludzi śmiertelnie chorych, samotnych, żyjących bez dostępu do wody, żyjących w krajach owładniętych wojną. Jeśli nadal nie jesteśmy w żadnej z tych grup to możemy już uważać się za szczęściarzy. Zatem w wypadku gdy mamy dach nad głową, zjadamy choć jeden posiłek dziennie, możemy zasypiać bezpiecznie, a do tego ma kto nam rano powiedzieć dzień dobry to jest naprawdę super. Popatrzcie na swoje życie od strony szklanki pełnej. 

Jak urodził nam się niepełnosprawny syn, pomyśleliśmy, że niebo spadło nam na głowę, ale na naszej drodze znalazł się człowiek który puknął nas w czoło. Powiedział - macie syna który jest głuchy, upośledzony, ma autyzm, nietolerancję laktozy, alergię na pleśnie i grzyby owszem, macie dziecko z problemami. Ale z drugiej strony macie syna, który biega, nie jest śmiertelnie chory, będzie z wami na zawsze, nigdy was nie zdradzi i nie odejdzie. Jesteście zdrowi i silni by się nim zająć i tego się trzymajcie. Pożegnajcie swoje marzenie o synu który miał się urodzić i przyjmijcie na świat tego który się urodził. Nie żyjcie myśleniem jaki mógł by być, kim mógł by być, al tym co nowego umie, jak się zmienia i dorasta. To była właśnie propozycja spojrzenia na wszystko z perspektywy tej połowy szklanki pełnej. 

Wiele osób mówi nie mam - pięknego domu, super ciuchów, auta, nie jadę co roku na ekskluzywne wakacje, moi znajomi nie do końca akceptują mnie, mam najwięcej problemów, jakie życie jest ciężkie, żyję w biedzie ile tak można, nie jem w restauracjach, jem proste dania i jest mi z tym źle itd. 

Ale z drugiej strony, mam - dach nad głową, nie chodzę w oberwanych ciuchach, udaje mi się wyjechać na tydzień na agroturystykę w czasie wakacji, mam znajomych i mimo moich wad mnie znoszą, nie mam najwięcej problemów są ludzie co mają gorzej, nie chodzę głodny itd. 

Nauczymy się cieszyć drobiazgami - ciepłymi promieniami słońca po deszczowych dniach, tym że wstajemy rano i możemy sami wszystko zrobić, że mamy kogoś komu można się wyżalić, że ptak śpiewa za oknem itp. 

Ostatnio szłam na spacerze z psem, słońce ogrzewało mi plecy, ptaki ćwierkały, szłam i myślałam, ale mi dobrze, nie jestem głodna, jest mi ciepło, dookoła tak pięknie jest. Po co się martwić w tym momencie rachunkami, zakupami, przeglądem samochodu, potrzebą odnowienia komórki, zakupem drewna na zimę. To w tym momencie było nie ważne, byłam tylko ja, pies i przyroda mnie otaczająca. 

Postarajcie się nie skupiać na marudzeniu, rozkładaniu na kawałki trudów codzienności, cieszcie się tym co jest dobre w waszym życiu, uczepcie się tej myśli, tych radości. Róbcie swoje i posuwajcie się do przodu. By tych gorszych myśli było jak najmniej. 

Niech moc będzie z Wami!!!

czwartek, 28 sierpnia 2014

Zapiekanka ze wszystkiego :)


Każdy ma moment, że musi podać posiłek rodzinie i w sumie nie wie z czego i co. Ostatnio trafiło mi się właśnie takie wyzwanie. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam wyjmować z niej wszystko co nadawało się do słonego dania. 
Znalazłam w lodówce - garść oliwek zielonych, 3 pomidory, kawałek boczku, mały kabaczek, 4 cebule, 1/2 słoiczka koncentratu pomidorowego, skrawek przyschniętego, żółtego sera. W spiżarce miałam 6 ziemniaków. 
Obrałam ziemniaki i pokroiłam w plasterki, obgotowałam na pół twardo, odcedziłam. Cebulę posiekałam w pół plasterki i obsmażyłam na oleju, do tego dodałam boczek pokrojony w kostkę i kabaczek obrany, pozbawiony pestek i pokrojony w kostkę i oliwki posiekane drobno. Wszystko chwilkę przesmażyłam, dodałam do tego pomidory obrane ze skóry, pokrojone na drobne kawałki i koncentrat pomidorowy. 
Ułożyłam ziemniaki w naczyniu żaroodpornym (1/3 całości ziemniaków), następnie 1/2 tego co miałam na patelni i posypałam 1/2 startego żółtego sera, na to ułożyłam kolejną część ziemniaków, resztę tego co miałam na patelni, ponownie ziemniaki i posypałam całość resztą żółtego sera. Wszystko zapiekałam 30 minut w temperaturze 180 stopni. Takie zapiekanki można zrobić z resztek makaronu, ryżu, mięsa z obiadu, wędlin, warzyw. Nie bójcie się eksperymentować. Moja rodzina uznała, że to ciekawa mieszanka i chętnie by to zjedli raz jeszcze. Zapiekanki to super sprawa by nie marnować jedzenia. Można użyć różnych składników, dzięki temu nakarmimy porządnie rodzinę, nic się nie zmarnuje, a nasza kieszeń nie ucierpi. Gorąco polecam takie kulinarne eksperymenty. :) 

czwartek, 21 sierpnia 2014

Ogórkowe przetwory na zimę


Wcześniej pisałam, że zajęłam się przetworami. Owszem przerobiłam do słoików 30 kg ogórków. Zakupiłam je bezpośrednio u rolnika. Robię tak od kilku lat. W spiżarce wylądowało około 50 słoików z ogórkami - kiszonymi, konserwowymi, w musztardzie i piklami. Przyjemnie będzie zimą sięgać po ogórki z własnej produkcji. Gorąco polecam robienie przetworów domowych. :)


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Jak zmniejszyć kwotę na żywienie



Dłuższy czas nie pisałam. Poddałam się fali prac domowych i ogrodowych - mycie okien w całym domu, porządki w ogrodzie, a na koniec weekend tylko z mężem, we dwoje taki całkiem dla siebie. Rozmowy, spacery itd. Bardzo miło spędziliśmy we dwoje 3 dni, polecam takie oderwanie się od codzienności. Dziadkowie zajęli się naszą ferajną dzięki temu mogliśmy spójnie spędzić czas we dwoje. 



Wracając do tematu. Pisze wiele osób do mnie, że nie udaje im się zmniejszyć wydatków na żywność mimo usilnych starań. Niektóre osoby chcą osiągnąć nasz poziom, niektóre po prostu obniżyć koszt wyżywienia. 
Postanowiłam zatem wspomnieć kilka rad które już nie raz przytaczał na blogu, ale wiadomo, że w ilości postów mogę się zagubić i nie łatwo to zrozumieć. Więc wybaczcie mi, że się powtórzę i ponownie poruszę temat. 

Jeśli potrzebujemy lub chcemy zmniejszyć kwoty wydawane na jedzenie musimy podjęć kilka kroków. Jeden z nich to podstawa od której powinniśmy zacząć. 

Sumiennie spisujmy produkty które kupujemy - ilość, firmę, cenę. Po około 2 miesiącach dzięki temu możemy zaobserwować ile czego spożywamy. Dzięki temu mamy szansę na pełną analizę naszych potrzeb, zachcianek i nawyków. Dowiemy się ile zjadamy produktów nazwijmy to "zbędnych do przeżycia" słodycze, miód, smarowidła czekoladowe, orzechowe, chipsy, napoje itp. Dzięki temu możemy zdecydować z czego zrezygnujemy. Odpuszczenie sobie chipsów, zmniejszenie ilości słodyczy, napojów gazowanych wyjdzie nam na zdrowie i w kieszeni też odczujemy różnicę. 
Dzięki analizie marek zjadanych przez nas produktów też możemy poczuć różnicę w naszej kieszeni. Podam przykład - ostatnio mąż kupował śmietanę i w pierwszej chwili sięgnął po znaną markę, ale postanowił przeczytać skład i mocno się zdziwił, że to nie przypomina zupełnie śmietany. To produkt z dodatkiem śmietany, zawierający zagęstniki, barwniki i konserwanty. Wybrał produkt NN i przeczytał skład, a tam po prostu śmietana, owszem z dużo krótszym terminem ważności, ale zwyczajna śmietana i do tego tańsza o 3 zł na kg. Czyli zmiana produktów markowych na NN (oczywiście po przeczytaniu składu). 

Naprawdę możemy się zdziwić jak wiele oszczędności daje nam wyeliminowanie produktów "rozrywkowych" z naszych zakupów, zmiany markowych towarów na NN oraz ograniczeniu żywienia się gotowymi daniami i w restauracjach. Zabierając śniadanie do pracy z domu dodajemy kolejne oszczędności. Gdy ugotujemy za dużo można danie prawie zawsze zamrozić. Ja czasem celowo gotuję więcej by mieć rezerwę w zamrażarce na wypadek potrzeby szybkiego obiadu, nie muszę dzięki temu sięgać po gotowe dania w sklepie. 

Pytacie czy wliczam w koszt żywienia cenę nasion np. buraka, marchwi, pietruszki? Owszem, wliczam, ale są to kwoty w wysokości 5-10 zł za wszystkie nasiona, około 30 zł za sadzonki pomidorów (w zeszłym roku miałam koło 50 kg zbiorów). Pytacie czy wliczam koszt wody do podlewania warzyw. Nie nie wliczam, nie mam pojęcia ile mnie to kosztuje, na naszą 5 osobową rodzinę wraz z ogrodem, basenem dmuchanym zużywamy wodę w cenie około 40 zł miesięcznie. Trudno mi wycenić ile z tej kwoty pochłaniają warzywa. Ale z drugiej strony podlewając kwiatki w domu musiała bym uznać, że wyrzucam wodę, bo kwiatków nie zjem, więc taka dokładna kalkulacja chyba zaczyna trącić sknerstwem istotnie.

Kolejny problem to kwestia ile z zakupionej żywności ląduje w śmiechach?? U nas nawet czerstwe pieczywo przerabiamy na grzanki, tosty, zapiekanki. Generalnie do kompostu wrzucamy już tylko niejadalne części warzyw lub sprzątnięte z podłogi po wypadku z talerzem. Resztki ziemniaków, mięs, wędlin, serów są przerabiana na inne dania najczęściej lądują w zapiekankach i sosach. Jeśli sporo jedzenia ląduje w śmietniku to niestety lądują w nim nasze pieniądze, czyli można by uznać, że nie szanujemy własnej pracy dzięki której mamy pieniądze, które wydajemy na żywność. Dodatkowo jest to działania nie ekologiczne ( tym pisałam już szerzej). 

Podsumujmy zatem:
  • rezygnujemy z produktów "rozrywkowych"
  • zmieniamy produkty markowe na NN
  • dokładnie analizujemy ilość kupowanych produktów, nie wyrzucamy jedzenia
  • ograniczamy zakup dań gotowych i jedzenie na mieście
To są najważniejsze zasady przy zmniejszaniu wydatków na żywność. Myślę, że stosując się do tych zasad mamy naprawdę szanse na radykalne zmniejszenie wydatków na jedzenie. 

czwartek, 7 sierpnia 2014

Być niezależnym.....


Od lat myślę, że dobrze było by stać się jeszcze bardziej niezalanym od zakupów w sklepach. Marzy mi się własna koza i króliki, niestety nasz styl życia utrudnia nam posiadanie takich zwierząt których nie można zabrać ze sobą na wyjazd, a niestety nie mamy możliwości zlecić komuś karmienie przez tydzień zwierząt. Marzę również o posiadaniu pieca chlebowego, mgła bym być bardziej niezależna i nie martwić się o przerwy w dostawie prądu. Posiadamy na razie wędzarnię, ale w niej nie da się upiec chleba, ciasta, mięsa. Może kiedyś będę go miała, czemu nie. Obecnie staram się zebrać doświadczenie i wiedzę w warzywnictwie. Niestety jakość naszej ziemi jest kiepska, wymaga ciągłego nawożenia, produkujemy własny kompost i jesienią przywieźliśmy obornik od sąsiadów moich rodziców. w tym roku kapustę pekińską zjadły mi ślimaki, rzodkiewki mają piękne liście, ale zero korzenia, marchewki różnie są tycie i całkiem spore. Ładnie zapowiada się zbiór aronii, pomidorów zebrałam około 2,5 kg na razie (w tym roku dużo mniej niż rok temu). Za to ładnie rosną kabaczki i cukinie. Buraki bez szału, ale wystarczają na bieżące potrzeby. Musimy dokonać kilku zmian w uprawach i myślę, że zbiory będą większe. Na razie udaje nam się samodzielnie wytwarzać wędliny, pasztety, pieczywo, ciasta, jogurty, słodycze, dżemy, kiszoną kapustę, ogórki kiszone na zimę i sałatki warzywne w słoikach. Z moją mamą wymieniamy się sokami, ona robi z czarnego bzu, sosny, mięty. Ja robię z aronii, wiśni (w tym roku nie zrobiłam), czarnej porzeczki. Dzięki temu w zimie mamy napoje z własnej spiżarni. 
W tym roku zapakowałam w słoiki 30 kg ogórków, kupuję prosto do rolnika i cena jest niższa i wiem, czy są odpowiednio po opryskach. Od czasu jak kupuję u tego rolnika ogórki (około 6 lat) to co roku wychodzą mi kiszone bez problemu. 
Chciała bym jeszcze produkować sery i masło, mieć więcej własnych warzyw i owoców. Kiedyś czytałam, że teren o powierzchni 500 m2 wystarczy by wykarmić 4 osobową rodzinę. 
W przyszłym roku planuję workową uprawę ziemniaków. Mam nadzieję, że uda nam się zrealizować nasze plany i nic nie stanie nam na drodze do jak największej samowystarczalności. W sumie polubiliśmy z mężem to nasze produkowanie i uniezależnianie się. Daje nam to ogromną radość i satysfakcję. Zbliża nas do natury, bliskości z przyrodą, a jednocześnie sprawia, że wciąż jesteśmy w ruchu i na powietrzu. Nie mogę się przemóc do bycia zbieracze, córka uwielbia zbierać grzyby, jagody, jeżyny, maliny w lesie. Ja no nie mogę jakoś tego w sobie uruchomić. Nudzę się, złoszczą mnie pajęczyny, i robaki. Może jeszcze nie mój czas... Mogę iść zbierać szyszki proszę bardzo, ale nie grzyby... Córka idąc do lasu, zawsze coś przyniesie, pewnie ma to po moich rodzicach, oni są prawdziwymi zbieraczami, hodowcami i ogrodnikami. Mają kury, ogródek i są całkiem nieźle samowystarczalni. Na wsi mieszkają od kilku lat, obecnie mają 70 i 67 lat. W tym roku doczekali się wspaniałych zbiorów brzoskwini, jak sadzili drzewko to nasi znajomi zastanawiali się, czy doczekają się zbiorów. Najważniejsze to mieć wiarę i robić swoje. :) 

środa, 6 sierpnia 2014

Lecznicze głodówki


Postanowiliśmy z mężem spróbować jaki efekt dają lecznicze głodówki. Wybraliśmy wersję najprostszą, jeden dzień raz na tydzień. Głodówki krótkie są bardzo zachwalane, podkreśla się fakt, że układ trawiennym ma szansę na odpoczynek, a organizm na oczyszczenie z toksyn.  Mamy za sobą dopiero jedna taką głodówkę. Stosowaliśmy zero kalorii, tylko 3 litry wody wypiliśmy i nic po za tym przez 24 godziny. Ogólnie efekt jest taki, że na drugi dzień mogliśmy zjeść już dużo mniej niż normalnie, szybciej czuliśmy się syci. Na wadze oczywiście po jednodniowym głodowaniu nie straciliśmy, choć nie wiadomo jaki będzie miało to efekt za miesiąc. Czas pokaże, czy  tak zachwalane głodówki mają naprawdę sens. Noc po całym dniu bez jedzenia spaliśmy jak już dawno nie udało nam się, cała bez przebudzeń. Specjaliści wypowiadają się, że głodówki pomagają przy różnych schorzeniach: bezsenność, problemy ze skórą, problemy ze stawami, nadwaga, tłuszcz trzewny, zaparcia, zgagi itp. przypadłości. Postaram się podsumować i napisać więcej po miesiącu. :) 

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Jadłospis obiadowy na okres letni


Jadłospis układam zawsze według tego co posiadam w domu z ewentualnymi drobnymi zakupami. Obecnie trochę warzyw mam z własnego ogródka, więc i je uwzględniam przy układaniu jadłospisu. 


Poniedziałek
Kalafiorowa z ziemniakami
Jajko sadzone, ziemniaki, mizeria

Wtorek
Kalafiorowa z ziemniakami
Tortilla z papryką, boczkiem i cebulą, sałatka z pomidorów

Środa
Pomidorowa z ryżem
Leczo z kiełbasą, pieczywo

Czwartek
Pomidorowa z ryżem
Domowe frytki, filet z kurczaka z ziołami, sałatka (pomidory, liście buraków, sałata, cebula, rzodkiewka)

Piątek
Barszcz czerwony z ziemniakami
Knedle ze śliwkami

Sobota
Barszcz czerwony z ziemniakami
Pizza domowa z wędliną 

Niedziela
Zupa jarzynowa
Gulasz, ziemniaki, surówka z kapusty 


Jadłospis nie jest zaleceniem dietetycznym, pokazem zdrowej i zbilansowanej diety. Jest to jadłospis mojej rodziny, uwzględniający jej gusta, alergie i zasoby finansowe. 

piątek, 1 sierpnia 2014

Dary z własnego ogródka - sałatka


Wczoraj przygotowałam sałatkę z tego co znalazłam w swoim ogródku plus to co miałam w domu. 
Przyznam, że co raz bardziej podoba nam się posiadanie własnego kawałka ziemi, na której uprawiamy warzywa i owoce. Pod folią mamy pomidory, zaś w ogródku buraki, fasolę, szczypiorek, kabaczka, cukinię, marchewkę, pietruszkę, selera, pora, kapustę pekińską i czerwoną, rzodkiewkę, koperek, sałatę. Po za tym w ogrodzie rosną krzaki malin, porzeczek czerwonych, białych i czarnych oraz aronii i winogron, truskawki. Niestety drzewa owocowe u nas się nie sprawdziły. Wczoraj poszłam do ogródka zerwałam liście buraków, sałatę, szczypior i pomidory, w domu miałam cebule i ogórka zielonego. Pokroiłam pomidory, cebulę i ogórki w kostkę, sałatę i liście buraka porałam na kawałki, szczypiorek posiekałam drobno, wszystko zalałam sosem - 2 łyżki oleju rzepakowego, 2 łyki octu winnego, 1/2 łyżeczki ziół prowansalskich i odrobina czarnego pieprzu. Wymieszałam i pycha, cała rodzina wcinała, aż miło było patrzeć. Do tego były frytki domowe i pierś z kurczaka opiekana na patelni z przyprawami. Obiad niemal królewski :)  Myślę, że w przyszłym roku jeszcze z większym zapałem przystąpię do pracy w ogrodzie. Mam dzięki temu zdrowe warzywa bez dodatków chemicznych, nawozy stosuję naturalne i nie używam chemicznych oprysków. Daje mi to satysfakcję, oszczędza pieniądze i mogę się zrelaksować dłubiąc w ziemi. 
Kiedyś nie cierpiałam pracy w ogrodzie, ale jak widać na wszystko przyjdzie czas. Obecnie wiele rzeczy których nie lubiłam wcześniej robić sprawia mi frajdę, nawet zmywanie ręcznie naczyń potrafi mnie zrelaksować, a kiedyś dostawałam przy tej czynności szału. :) 
Dziś nareszcie pada wyczekiwany deszcz, trawnik w ogrodzie mocno został uszkodzony przez ostatnie upały. Udało nam się wczoraj ściąć lawendę i porobić bukieciki by zawisły w przyszłości w  szafach, więc niech dziś pada i leje, niech ziemia się śmieje........


Ostatnio spotkała nas katastrofa, padła nam 14 letnia zamrażarka, musimy niestety zakupić nową, czas zrobić zapasy na zimę, a tu nie ma gdzie ich pakować. Dzieci przypominają o wędlinach i pasztetach, a gdzie je zamrozić? No cóż, trzeba się będzie jakoś zorganizować....