środa, 28 października 2015

Układanie jadłospisów dla rodziny



Dziś chciałam Wam napisać coś zupełnie innego, ale nazbierało się kilka Waszych próśb o napisanie indywidualnego jadłospisu dla Waszej rodziny. W związku z tym Napisze dokładnie to, co napisałam na FB.



„Często prosicie mnie o ułożenie jadłospisów na różne problemy zdrowotne, materialne, rodzinne. Na ten moment nie jestem dietetykiem i nie mam prawa układać Wam takich specjalistycznych jadłospisów. Przepraszam, ale nie mogę spełnić Waszych próśb. Jadłospisy, które publikuje na blogu, są to projekty dla naszej rodziny, oparte tylko i wyłącznie na moim doświadczeniu niepoparte wiedzą i fachowym wykształceniem. Owszem waham się nad specjalizowaniem się w kierunku dietetycznym, ale muszę odłożyć troszkę pieniędzy by zacząć się profesjonalnie dokształcać. Pozdrawiam cieplutko Wszystkich i przepraszam.”




Z łatwością możecie taki jadłospis stworzyć sami, na blogu zamieściłam już chyba około 60 propozycji, więc myślę, że można z nich ułożyć dla własnej rodziny taki np. 10 dniowy. Nie ma wtedy powtórek, że zawsze w poniedziałek np. jest kotlet mielony. Sama zaczynałam podobnie, wyszukując różne jadłospisy czy w Internecie czy też w książkach.  Na początku zebrałam dania, które lubi moja rodzina – zupy i propozycje dań drugich. Następnie wydrukowałam je i komponowałam jadłospisy dla naszej rodziny sugerując się tym, co posiadam w domu, na co mnie stać i ile będę miała w dany dzień czasu.  Układanie jadłospisów to nie jest żadna magia, no chyba, że dodatkowo musimy uwzględnić jadłospis dietetyczny to zaczyna być już trudniejsze.

Jak zacznę mieć uprawnienia do pisania konkretnych jadłospisów ze wskazaniem na problemy zdrowotne, dam Wam na pewno znać. Obecnie są to zestawy dań, które lubi i może jadać moja rodzina. W tej chwili mam ułożony jadłospis na kolejne 15 dni. Wczoraj zrobiłam zakupy ważniejszych produktów, więc muszę tylko dokupować drobiazgi w ciągu tych dwóch tygodni. Dzięki temu łatwiej mi zaplanować finanse. Obecnie robię zakupy, co dwa tygodnie. Warzywa takie jak kapusta biała, buraki, marchewka, mogą spokojnie czekać na swoją kolej. Ogórki kiszone, kapusta kiszona są u mnie w spiżarce z własnego wyrobu, mam trochę zamrożonych warzyw wraz z włoszczyzną. Więc spokojnie mogę robić rzadziej zakupy. Jabłka również kupuję rzadziej, nie jadamy obecnie już pomidorów, świeżych ogórków, sałatę mam jeszcze pod folią, sklepowej już nie kupuję. Czosnek i cebula znalazły się w zapasach, które robiłam na zimę.  Polecam kolejny raz planowanie jadłospisów, dużo łatwiej się dzięki temu funkcjonuje, na co dzień.  Wieczorem zerkam na kartkę i wiem, że muszę rozmrozić mięso na obiad lub kupić biały ser. Nie tracę czasu, oszczędzam pieniądze na przemyślane zakupy. Mogę coś przygotować wieczorem i dzięki temu na pewno na drugi dzień jest ciepły posiłek dla rodziny. 

piątek, 23 października 2015

Brak czasu?



Czas, czas, czas!! Co znaczy dla nas pojęcie czasu? Cięgle mówimy, że go nam brakuje, że go nie mamy. Ale co dokładnie rozumiemy przez słowo czas? Czy widzimy tylko 24 godziny na dobę, czy tydzień pracy? Co mamy na myśli mówiąc – nie mam czasu? Czy potrafimy zarządzać sobą w czasie, czy wykorzystujemy całe 24 godziny na dobę, które mamy? Czas przepływa nam przez palce, ciągle na coś czekamy – na weekend, premię, wakacje, podwyżkę i ciągle odkładamy nasze plany. Myślimy mam czas!
Jutro zacznę biegać, za rok założę rodzinę, o dzieciach pomyślę jak się dorobię, poukładam swoje życie potem. Ciągłe odkładanie życia na potem. A przecież nikt z nas nie wie ile ma go przed sobą. Więc czemu wszystko ma być „jutro”. Ja w tym roku zrozumiałam, że „jutro” może być za rok, dwa albo już. Postanowiłam nie odkładać marzeń, pragnień. Koniec ze słowami „nie mam czasu” każdy ma! Posiadamy, co raz szybsze środki przemieszczania się, telefony, Internet, automaty wyręczające nas w pracach domowych, a mimo to ciągle brak nam czasu!

Kilka dni temu robiłam z córką zadanie z przyrody, robiąc je z nią dotarło do mnie, że takie zadanie powinien zrobić każdy z nas. Bez widowni i ocen, bez kontroli i opinii, tak dla siebie, dla własnego zrozumienia braku czasu.
Narysujcie koło i podzielcie je na 24 kawałki, a następnie zakreślcie – czas na sen, pracę (wraz z dojazdami), czas, jaki poświęcacie na obowiązki domowe, zajmowanie się dziećmi, czyli to, co robicie regularnie, co dzień. Ale zróbcie to uczciwie, tak dla siebie, by zrozumieć gdzie „tracicie” swój czas, gdzie go gubicie. Efekt końcowy może Was zaskoczyć. To naprawdę warte zrobienia ćwiczenie, dla własnego poczucia wykorzystania własnego życia.

Pamiętajmy, że nie żyjemy po to by zwiększać swoje dobra materialne, ale by, co dzień wieczorem kłaść się bogatszym o doświadczenia i wiedzę, niż wstaliśmy rano. Wzbogacajmy siebie, a nie nasze konto. Często oczekujemy czegoś od innych, a nie od siebie. Chcemy by mieli dla nas czas, by byli z nami, poświęcili coś dla nas. Nie czekajmy na akceptację naszych poczynań, na ułożenie planu, na wskazanie nam drogi. Nie trzymajmy się nawyków i stereotypów, bo tak trzeba, bo tak wypada. Żyjmy tak by nie było nam żal, że przez "nie mam czasu", "nie mam odwagi", "a mnie się nie chce" coś nam uciekło. By umierając można pomyśleć - fajnie było, ciekawe co teraz? 



To jest koło czasu zrobione przez córkę,
 jak widać z czterech godzin zupełnie nie umiała się wyliczyć :) 





Naprawdę polecam zrobić to ćwiczenie, warto czasem robić rachunek sumienia z samym sobą. 

Ja zrobiłam……….

wtorek, 20 października 2015

Zima idzie, rady na to nie ma........, ale można się przygotować




Gromadzenie zapasów na zimę jest u nas na ukończeniu. Zakisiliśmy 30 kg kapusty, kupiliśmy jabłka, ziemniaki i cebulę. Przetwory w słoikach pysznią się na półkach w spiżarni, czosnek w warkoczach zdobi półki. Opał na zimę ułożony i gotowy. Jeszcze suszymy resztki grzybów i udaje się znaleźć kanie, które smażymy w panierce jak schabowy. 




Dzieci zebrały te kanie na spacerze z babcią 


Ogródek gotowy na zimę, przekopany, nawieziony. Resztki szpinaku ścinamy łapiąc jeszcze witaminy (dziś był omlet na śniadanie ze szpinakiem i czosnkiem). Wczoraj zebrałam resztę marchwi z zagonków w tym roku ogródek dał nam ponad 10 kg. Wykopałam resztki rzodkiewek, oj pojedliśmy sobie ich solidnie.  Resztki koperku zamroziła przed tygodniem. Grządki mogą już wypoczywać. Pozostała tylko pietruszka i szpinak w ogródku. Pod folią będzie zbiór sałaty, przetrwała pierwsze przymrozki, więc jest nadzieja, że jeszcze ją zjemy. Ogród pomalutku szykuje się do snu zimowego, opadły liście z winogron, resztki pięknych czerwonych liści zdobią aroniowe krzaki. Wczoraj podcięłam hortensje, dereń i róże. Kolorów dodają nadal kwitnące wrzosy i czerwona irga błyszcząca. W tym roku starałam się dbać o nasz ogród. Udało nam się zebrać naprawdę sporo owoców i warzyw, niestety ogórki padły ofiara zrazy, a pomidory w tunelu foliowym nie wytrzymały gorąca i nie obrodziły obficie, ale zupełnie tragicznie nie było. W przyszłym roku mam nadzieję, że uda mi się powiększyć nasze zbiory warzyw i owoców. Chcemy dosadzić jeszcze kilka drzew owocowych, derenia jadalnego i rokitnik. Przygotowałam zagonek pod zioła, chcę lepiej zająć się tym tematem w przyszłym roku. Koniec prac ogrodowych, przygotowań do zimy, więc będę mogła więcej czasu poświęcić na przeróbki odzieży, prace na drutach i moje serwetkowe zabawy.   Czas zimowy też ma swoje zalety. Ciepło w domu, zapach ciasta i robótki ręczne/dobra książka (uzbieraliśmy trochę książek w lecie na wyprzedażach, więc będzie, co czytać w zimowe wieczory), czego chcieć więcej. Staramy się żyć godnie z rytmem natury, gdy mieszkaliśmy w mieście było to trudniejsze. Teraz bliskie obcowanie z naturą daje nam możliwość dostosowania się do tego naturalnego rytmu. Nasza dietę też zmieniamy wraz z porami roku. Więcej kiszonek, tłustszych dań, by organizm dał rade ze zmianami pogody i temperatur. Sami również czujemy, ze wraz z nadejściem pory jesiennej i zimowej zwalniamy i my również. Choć nie odpuszczamy sobie zupełnie aktywności ruchowej, basen (dzięki karcie dużej rodziny mamy bardzo tanie wejścia na basen), spacery, czasem biegamy. Zdrowa dieta, sen i ruch to recepta na przetrwanie jesieni i zimy w zdrowiu. Bardzo w tym okresie zwracamy uwagę na to by się wysypiać! To jedna z ważniejszych rzeczy dla zachowania zdrowia. 


Nasz zapas witamin na zimę, po za tym słoikiem mamy jeszcze kilka pudełek suszonych jabłek. Jabłka na razie są hitem jako przekąska, jeśli im się znudzi to mogę je użyć jako dodatek np. przy pieczeniu ciasta, zrobić kompot, dodać do pasztetu itp. 

piątek, 16 października 2015

Mielonka z oliwkami w szynkowarze



Prosicie mnie dość często o przepisy na wędlinę z szynkowaru, nie ma problemu już podaję. Całkiem niedawno robiłam mielonkę w szynkowarze, więc chętnie się podzielę przepisem, który wypróbowałam, rodzina wędlinę je i mówią, że smaczne. Pytacie czy nie nudzi się wędlina niewędzona? My jemy różnie, więc nie wiem. Raz mamy z szynkowaru, a innym razem boczek, kiełbasę, szynkę z naszego peklowania i wędzenia. Nie jestem, zatem w stanie odpowiedzieć na pytanie czy się nie nudzi wędlina gotowana. Na pewno jest zdrowsza i to nie podlega żadnej dyskusji, nie potrzeba mieć wędzarni, można ją robić nawet w maleńkim mieszkaniu. Zatem na pewno jest dostępna dla każdego, wędzenie to już więcej zachodu. A na koniec dochodzi kwestia gustu, a o gustach się nie dyskutuje.




Przepis na mielonkę z szynkowaru

1,5 kg mięsa (szynka, łopatka)
2 łyżeczki soli peklującej
Około 15 oliwek (nie koniecznie), można dodać paprykę świeżą pokrojoną w kostkę, grzyby, co kto lubi lub nic. Ja dodałam oliwki pokrojone w plasterki.
1 łyżeczkę słodkiej papryki
1 łyżeczkę majeranku
1 łyżeczkę pieprzu
¼ łyżeczki chili ( niekoniecznie, my lubimy wędliny o wyraźnym smaku)
2 łyżeczki żelatyny


Zmieliłam mięso na grubszych oczkach, ale myślę, że to nie ma większej różnicy, może wyjdzie nawet lepsza na mniejszych. Potem mieszamy wszystko razem – przyprawy, dodatki i ubijamy mięso w szynkowarze, zakręcamy go i odstawiamy np. na noc w lodówce. Następnie gotujemy około 2 godzin tak by temperatura mięsa osiągnęła 80 stopni. Zakupiłam do szynkowaru termometr i wkładam go w połowie gotowania by kontrolować temperaturę mięsa. Wiele przepisów podawanych jest na czas, ale wszystko zależy od mocy gazu lub innego źródła ogrzewania szynkowaru. Ja wstawiam na mały palnik z pełną mocą. Odstawiamy po ugotowaniu do ostygnięcia, a następnie do lodówki na około 12 godzin, czyli na całą noc. Następnie polewamy szynkowar gorąca woda (by łatwiej wędlina odeszła od garnka) i wyjmujemy mielonkę na talerz. 

wtorek, 13 października 2015

Żyjmy własnym życiem, a nie cudzym!



Wczoraj syn zadał mi pytanie – jak można by uratować ziemię by nie nastąpiły poważne zmiany klimatu?  Zaczęliśmy się zastanawiać i wyszło nam, że musiałyby to być drastyczne działania, a takich ludzie nie lubią. Jednym z nich, które przyniosłoby szybkie rezultaty było by zupełne zakazanie używania samochodów prywatnych osobowych.  Ale taki zakaz wywołałby ogromne oburzenie i bunt. Wiele osób zupełnie nie była by w stanie akceptować takiej sytuacji. Po pierwsze z powodu wygody (nawet osoby niemające środków finansowych nie rezygnują z posiadania samochodów, mimo że mieszkają w mieście), a co dopiero grupa ludzi, których na to stać. Po drugie nikt by tego zakazu nie ogłosił, jest to nie ekonomiczne i niepolityczne.  Po trzecie jesteśmy z natury leniwi. Mnożyć powodów, dlaczego nikt nie ogłosi takiego zakazu można by wiele. Podobnie było by z ogłoszeniem całkowitego zakazu palenia papierosów, jak często dostaje od Was prośby o pomoc jak wpłynąć na domowników by ograniczyli palenie, a mają je ograniczyć z powodów finansowych, a nie z powodu nakazu rządowego i to również nie jest motywacją. Generalnie kochamy wygodę, nie lubimy minimalizmu i prostego życia, nie lubimy z czegokolwiek rezygnować. Nawet nie potrafimy się zmobilizować do dokładnej segregacji śmieci, wielu woli wsadzić je do pieca i mieć w nosie przyszłość swoich wnuków, prawnuków, grunt, że ma ciepło i problem ze śmieciami z głowy. A sortowanie śmieci np. przy mieszkaniu w domku daje również oszczędności finansowe, bo opłata jest mniejsza, to również nie motywuje do sortowania, łatwiej i wygodniej woli większość z nas. A to nie wymaga od nas wyrzeczeń, poświęceń ot zwyczajne wrzucenie do odpowiedniego pojemnika/worka śmieci.






Ziemia, ekologia może się wydawać dla wielu abstrakcją, to nas nie dotyczy, to nie moja sprawa, jest to dla wielu zupełnie nie namacalny fakt.
No, ale własny budżet to chyba każdy potrafi dostrzec i policzyć. A mimo to wiele osób również minimalizm i proste życie w trudnej sytuacji ekonomicznej uważa, za idiotyzm. Wiele osób będących pod tak zwaną ścianą, nie chce z niczego rezygnować. Chce żyć na poziomie! Tylko ja ciągle nie mogę się dowiedzieć, co oznacza żyć na poziomie?? Na poziomie, czego, kogo, jaki jest wzorzec? Gdzie jest granica, że mamy dość, przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto ma więcej od nas. Kiedy możemy się odprężyć i pomyśleć – jest super, mam wszystko, co potrzeba, teraz mogę odpocząć? Pomyślcie, przecież nawet ludzie bardzo zamożni trafią na kogoś, kto ma więcej, więc, po co spoglądać w górę, może warto spojrzeć w dół. Znacie na pewno ludzi, którzy mają mniej od Was. Jest to naprawdę bardzo dobra metoda na nasze poczucie bycia gorszym. Kiedyś, gdy rozpaczałam nad niepełnosprawnością syna, fajna psycholog mi powiedziała mi bym się rozejrzała wkoło, na pewno zobaczę rodziców, którzy mają dzieci z większymi problemami niż mój syn. To naprawdę działa, jak człowiek czuje się zawstydzony, gdy marudzi, a nagle widzi, że inni mają o niebo gorzej. O rany jak mnie było głupio, gdy zobaczyłam mamę, która walczy o to by dziecko ją dostrzegło, a ja rozpaczam, że moje dziecko nie słyszy, jest upośledzone, ma autyzm, ale tuli się do mnie, komunikuje się przez piktogramy, jest samoobsługowy, a inna matka musi 30 latkowi zmieniać pieluchy. Ale się zawstydziłam. Trzeba nauczyć się czerpać z tego, co mamy, nie spoglądać tam gdzie według nas mają lepiej, to nas zatruwa. Nauczmy się spoglądać na tych, co mają lepie w sposób życzliwy, a nie z zazdrością. Pamiętajmy, że każdy z nas ma różne problemy i nie wiemy czy ten, co ma super auto, dom i kasę jest szczęśliwym człowiekiem.
Cieszmy się z wszystkiego tego, co mamy!! Nie zazdrośćmy innym, nie wiemy nic o ich życiu, wiemy tylko tyle ile chcą nam pokazać, a to jest tylko ułamek prawdy z ich życia, więc nie warto sobie tym zatruwać codzienności. Zacznijcie posiadać tyle ile Wam w rzeczywistości potrzeba, a nie tyle ile ma znajomy, sąsiad lub szef. Żyjmy własnym życiem, a nie cudzym! Nauczmy się nie marudzić, czerpać radość z życia, nie być leniwym, być otwartym na ludzi.

poniedziałek, 12 października 2015

Przyjęcie z okazji osiemnastych urodzin syna



Przygotowań była moc, ale wszystko się udało!
Impreza urodzinowa naszego osiemnastolatka wyszła super. Stresu było masę, ale mam w domu dzielną załogę, która mi pomogła pełną parą. Policzyliśmy, że robiąc wszystko sami w domu zamiast w lokalu zaoszczędziliśmy bardzo dużą kwotę, około 1000 zł. Wszystkich osób zaproszonych wraz z nami było 17.




Menu było takie

Na ciepło:
Zupa cebulowa z groszkiem ptysiowym i tartym, żółtym serem
Bigos
Kotlety mielone
Kurczak pieczony

Zimne zakąski:
Śledzie w oleju
Śledzie pikantne w pomidorach
Sałatka warzywna klasyczna
Sałatka z pieczarkami i żółtym serem
Sałatka gyros
Sałatka śledziowa
Sałatka z tuńczykiem
Wędlina
Pomidor, ogórek, papryka

Ciasta:
Tort
Pleśniak
Zebra

Napoje:
Kawa
Herbata
Soki
Dodatkowo owoce – banany, pomarańcze, winogrona

Wszystkie dania i ciasta wraz z tortem przygotowaliśmy sami w domu.  Sporo jedzenia zostało zamrożone, bo zostało, więc mamy całkiem porządny zapas na kolejne dni. Teściowa stwierdziła, że dało by się ze 30 osób spokojnie nakarmić. Więc małe wesele to dla nas pikuś  :) 
W domu sami wyprawialiśmy już chrzciny, przyjęcie po Pierwszej Komunii, okrągłe rocznice ślubu i urodzin oraz osiemnaste urodziny syna. Nasza największa uroczystość wyprawiona przez nas samych to 24 osoby zaproszone. Generalnie robimy wszystko sami, tylko w czasie przyjęcia pomaga nam ktoś na ochotnika z rodziny lub znajomy. W przyszłym roku czeka nas nasza 25 rocznica ślubu.

Dziękujemy wszystkim za przybycie i za wspaniale wspólnie spędzony czas, oraz oczywiście za masę suuuper prezentów.


czwartek, 8 października 2015

Czy chciałabym żyć 100 lat wstecz?




Często pytacie mnie – czy chciałabym żyć 100 lat wstecz, albo dalej? Odpowiem – Nie!  Nie chciałabym z wielu powodów, a to, że żyjemy życiem z innej epoki, nie oznacza, że chcielibyśmy całkowicie przenieść się do tych czasów. Po prostu odpowiada nam taki styl życia, nie chcemy powielać życia innych, chcemy żyć własnym życiem, spełniać własne marzenia, a nie cudze. Często oczekiwano od nas byśmy byli tacy jak chcą inni, ale to jest nasze życie, ci ludzie nie przeżyją go za nas i nie umrą za nas. Jesteśmy często postrzegani, jako dziwacy, ale czy dlatego, że robimy dziwne rzeczy, czy też, dlatego, że nie robimy tego, co większość, nasze działania są w istocie zwykłe i nie zbyt odjazdowe. Naszą decyzję o Edukacji Domowej otoczenie przyjmuje, jako nowoczesny, dziwny wynalazek, a ja się pytam – jak wyglądała pierwsza edukacja dzieci, od kiedy mamy obowiązek szkolny, jaki rozwój jest fizjologiczny i naturalny? My nie robimy nic nowoczesnego, my wróciliśmy do korzeni. Podobnie jest z naszym domowym wytwórstwem żywności, ludzie mówią – a po co się męczyć, mogę kupić, a mi się nie chce. No tak, ale po pierwsze nikt nie pyta czy mnie to męczy, a po drugie jak się ma, jakość moich wyrobów do ceny podobnych w sklepie, a przemysłowa żywność, no…nie pozostawię bez komentarza, przeczytajcie skład np. szynki czy baleronu w sklepie. Uprawa ogrodu, a po co, czy to się opłaca, a ta woda, praca, brudzić się! A czy opłaca się wydawać na siłownię, przecież nie mamy z tego namacalnych korzyści, a to pocenie, jazda, wydana kasa na karnet? Nie ma sensu, nie warto. A jednak warto i uprawiać ogródek i ćwiczyć. Tyle, że ja uprawiając ogródek nie płace za siłownie, mam ją, spędzam czas na powietrzu i do tego uciekam od pędu, stresu i pośpiechu. Następny fakt, który ludzie nazywają archaizmem to robótki ręczne. Po co przecież czapka kosztuje 10 zł, nie ma sensu tracić czasu. No i dochodzimy do pojęcia czasu. Jedna bardzo poukładana znajoma ostatnio zadała pytanie - To ja się zastanawiam, co to znaczy dla innych "czas". Co oni robią sami?  No właśnie, co dla innych znaczy czas? Co robią wtedy, gdy ja „tracę” czas przy robótkach ręcznych?






Wracając do tematu głównego, czy chciałabym żyć 100 lat wstecz? Nie, nie chciałabym, nie miałabym wyboru czy robić karierę czy zostać w domu dziś jest to mój świadomy wybór. Nie mogłabym korzystać z tak wielu wynalazków współczesnego przemysłu AGD, a nie ukrywam lubię moje sprzęty. Nie mogłabym decydować całkowicie o sobie sama, musiała bym jako kobieta poddawać się czyjemuś nadzorowi. Nie miałabym tak szerokiego dostępu do wzbogacania swojej wiedzy. Ogólnie nie chciałabym żyć 100 lat wstecz. A czy chciałabym żyć 50 lat wstecz, odpowiem, że również nie. Żywność była, co raz trudniej do zdobycia, pojawiły się kartki na żywność, władza mężczyzn jednak była wtedy mocno znacząca, kobiety generalnie powinny się podporządkować. 

Pisząc o tym wszystkim dotarło do mnie, że to nie zemną jest coś nie tak, że to nie my żyjemy dziwnie, to świat gdzieś pędzi. Spotykamy, co raz więcej ludzi podobnych do nas, żyjących w zgodzie z sobą i naturą. Produkują własną żywność, rezygnują z kariery, uciekają z miasta.

Czy zupka chińska na obiad to normalne, czy pasztet z puszki o zawartości 1,5% mięsa to normalne, czy udawanie życia pracując po 12 godzin jest normalne? Czy brak wspólnych posiłków rodzinnych to normalne? Wiem, wiem, brak czasu, pęd, szybkie życie! Ale, za czym gonimy?

Opowiem Wam o pewnej rodzinie i jej pogoni za czymś. 

Pewna nauczycielka języka obcego ma męża, syna w wieku 3 lat. Obydwoje pracują, on w zagranicznej firmie na stanowisku kierowniczym, ona w szkole oraz codziennie daje około 3 dzieciaków korepetycje. Syna wychowuje przedszkole i dziadkowie. Mają mieszkanie własnościowe, dwa samochody. Ona bierze dodatkowe godziny korepetycji, on nadgodziny w pracy, był moment, że pracował na dwa etaty. Na urlopie byli tydzień, bo wzięli zlecenia na resztę wakacji. A ja się zastanawiam, kiedy postanowią żyć. Mają po 35 lat, są zmęczeni, zaczynają dopadać ich różne problemy zdrowotne, żyją w biegu, odżywiają się marnie. Nawet w weekendy mają dodatkowe prace zarobkowe. Czy naprawdę potrzebują tyle pieniędzy? Pewnie tak, bo trzeba żyć na poziomie. Tak ostatnio słyszałam, że młodzi ludzie po to tyle i tak ciężko pracują by ŻYĆ na poziomie, ale kiedy oni żyją? Przecież ciągle pracują. 
Mając po 30 lat nie decydują się na dziecko, stały związek, bo muszą się dorobić. No fajnie, ale kiedy mieć dzieci, rodzinę po 50? Kiedyś szczytem marzeń była kawalerka spółdzielcza, ludzie zakładali rodziny nie mając nic. Sama wyszłam za mąż nie mając własnego mieszkania, mieszkaliśmy u rodziców, potem wynajęliśmy mieszkanie. Pobraliśmy się wcześnie, nie czekaliśmy, aż się dorobimy, we dwoje było nam łatwiej. Wiedzieliśmy, że i tak gwiazdka z nieba nam nie spadnie, nie dostaniemy spadku, nie wygramy znacznej sumy pieniędzy,więc, na co czekać. Nie rozumiem tego pędu za posiadaniem. Mój sąsiad nie jedzie na wakacje, ale kładzie kostkę w ogrodzie, ja wolałabym odwrotnie. 
Wolę gromadzić wspomnienia, a nie przedmioty. Przedmioty to tylko przedmioty, można mnie z nich okraść, niszczą się, tracą wartość. Więc w perspektywie pędu i dążenia do posiadania, nie pasuje do tej epoki. Wolę żyć oszczędnie, ale być z rodziną. 

środa, 7 października 2015

Zachwyt nad darami natury......



Wiem, wiem, nudzę już Was tematem ogrodu, ale nie potrafię sobie odmówić by się podzielić z Wami moją radością. Po pierwsze zdobyłam wszystkie główne publikacje B. Gałczyńskiego „Ogród warzywny na 200 metrach kwadratowych”, „Ogród owocowy na 300 metrach kwadratowych” oraz „Ogród kwiatowy na 100 metrach kwadratowych z roślin dwuletnich i rocznych”. 


Papryka i pomidory z tunelu foliowego zebrane dwa dni temu.


Korzystając z porad zawartych w książce o uprawie warzyw, co raz bardziej mogę się cieszyć własnymi warzywami i być, co raz mocniej samowystarczalna. W tym roku zebraliśmy z własnego ogrodu około 118 kg owoców (maliny, czerwona porzeczka, czarna porzeczka, truskawki, aronia i winogrono), od sąsiadów dostaliśmy dodatkowe 40 kg aronii (nie mogli zebrać w czasie suszy, więc zaproponowali nam).  W tym roku dosadziliśmy jeszcze 5 drzew owocowych, oraz 10 krzaczków borówki amerykańskiej (udało mi się zakupić w pobliskiej szkółce w cenie 6 zł za krzaczek).  Powiększyliśmy z własnej rozsady naszą winnicę, w tym roku jeszcze nie owocowały krzaki. Również czarna porzeczka dopiero pierwszy rok owocowała, więc w przyszłym zbiory mogą być większe już. Na wiosnę zamierzmy dosadzić jeszcze brzoskwinie i morele. Gałczyński nie zaleca sadzić tych drzew jesienią, bo są dość delikatne, jeśli chodzi o mróz. W przyszłym roku chcę też maksymalnie wykorzystać mój ogródek warzywny, idąc za wskazówkami autora wyżej wymienionych książek, mam już fajne efekty. Właśnie zaczęliśmy zbiór szpinaku, nasze dzieci uwielbiają szpinak na surowo, nie przepadają za duszonym. 


Wczoraj zebrałam pierwsze 100 g własnego szpinaku z ogródka.

Wczoraj córka zabrała na zajęcia rysunku szpinak posypany prażonym słonecznikiem i dzieci wyjadły jej całość, wiele z nich jadło surowy szpinak pierwszy raz w życiu. Poprzednio zabrała suszone w domu jabłka i również rozeszły się w chwilkę. Zbieramy świeżą rzodkiewkę, którą posiałam na koniec sierpnia, sałata pod folią będzie jeszcze jakiś czas nas cieszyć. W tym tygodniu muszę zabrać jeszcze koperek do mrożenia, całkiem fajny jeszcze wyrósł, również posiany na koniec sierpnia. Już teraz rozumiem, czemu powstała grupa wskrzeszenia książek B. Gałczyńskiego, rady w nich zawarte są bezcenne mimo że zostały wydane w początkach XX wieku.  Dzięki jego radą mogę się cieszyć świeżymi, zdrowymi warzywami i owocami, a dodatkowo oszczędzać pieniążki. Zakup ekologicznych warzyw i owoców to poważny wydatek. 


Jesienne rzodkiewki z ogródka, posiane na koniec sierpnia, jemy je od 2 tygodni. 

Dziś podałam na śniadanie mężowi omlet ze szpinakiem, posypałam świeżym szpinakiem omlet na patelni, następnie zawinęłam brzegi i gotowe. Do tego pomidorek posypany pieprzem i mamy super śniadanko :) 


Oczywiście nieustająco zbieram marchewkę, nawet wczoraj do obiadu zrobiłam marchewkę na ostro do klusek śląski z sosem pieczarkowym. 

poniedziałek, 5 października 2015

Śliwki, brzoskwinie w syropie, sok z aronii i inne przetwory



Napychanie spiżarki zapasami zbliża się ku końcowi, choć nigdy nie wiadomo, co mi strzeli do głowy.  W tym roku mam wyjątkowo nawet kompoty ze śliwek i kilka słoików z brzoskwiń.  Jak mam już myśl o skończeniu przetworów to trafia się okazja zakupu owoców lub warzyw w super cenie i znowu wpadam w prace przetworowe. Skończyłam produkcję soku z aronii, zostawiłam 2 kg w zamrażarce na ewentualną nalewkę lub inny pomysł (szczerze to zapomniałam o niej i dorobiłam teorię do sytuacji, bo sokownik umyty, osuszony i spakowany na strychu już wylądował).  W tym roku pobiłam rekord zapasów na zimę, skończyły mi się zupełnie słoiki, nawet zapas ze strychu został zniesiony. Sok z aronii wylądował również w 5 pół litrowych słoikach i 2 litrowe. Uwielbiam ten czas, gdy brakuje mi półek w spiżarni na ustawianie przetworów. Jeszcze została kapusta do zakiszenia, zakup ziemniaków, cebuli, czosnku (mojego własnego mamy kilka główek tylko, a my uwielbiamy czosnek) i jabłek na zimę.  To na pewno jeszcze musimy załatwić przed 1 listopada.  W między czasie zrobimy trochę wędlin, pasztetów do zamrażarki wrzucę oraz natopię smalcu i będziemy gotowi na przyjście zimy. Opał jest zgromadzony, brykiet papierowy produkowany. W ogrodzie jeszcze trwają jesienne zbiory i prace. A przed nami uroczystość z okazji osiemnastych urodzin najstarszego syna. Goście zaproszeni, sporo nas będzie, więc muszę zająć się rozsądnym przygotowaniem tego wydarzenia, ale o tym innym razem Wam napiszę.




Na zdjęciu widać mniejszą część zapasów, bo tylko kompoty ze śliwek, soki z aronii oraz mój rarytas tegoroczny suszone pomidory zalane olejem. Przepraszam, że moje słoiczki nie wyglądają tak perfekcyjnie, ale przy tej ilości, nie miałam już zapału do ściągnięcia wszystkich kartek pozostałych po innej, wcześniejszej zawartości słoików. Nie robię wymyślnych ozdób na nakrętki, u nas przetwory pełnią rolę praktyczną, a nie ozdobną. Robię takie zabiegi przy słoiczkach, które chce komuś ewentualnie podarować, a dla naszego użytku są jakie widać. 


Przepis na śliwki w słodkim syropie.

100 g cukru na każde 300 ml wody oraz 1 goździk. Ilość starcza na jeden litr kompotu. Zagotowujemy wodę z cukrem i goździkiem, w słoiku układamy umyte (polecam na ostatnie płukanie śliwek dodać łyżkę sody, następnie wypłukać czysta wodą) i wypestkowane śliwki. Zalewamy owoce gorącym syropem, zakręcamy słoiki i pasteryzujemy przez 30 minut litrowe słoiki, zaś pół litrowe przez 25 minut. Po pasteryzowaniu wyjmujemy dokręcamy nakrętki i odstawiamy do góry dnem, aż ostygną, następnie sprawdzamy czy denko nakrętki się wciągnęło i możemy odstawić słoiki do spiżarni. Ja zrobiłam 16 litrowych słoików, będą zimą, jako dodatek do deserów, ciasta lub jako samodzielna przekąska, z syropu można będzie zrobić kompot do obiadu dorzucając np. jabłka. Podobnie wykonałam brzoskwinie w syropie (są takie jak z puszki) tylko nie dodałam goździków i proporcje zmieniłam 150 g cukru na 300 ml wody. Obrałam brzoskwinie z włochatej skórki, pozbawiłam pestek i pokroiłam na ćwiartki, resztę dokładnie tak samo jak przy śliwkach wykonałam. 


piątek, 2 października 2015

Jesienne zbiory z ogrodu



U nas jesienne zbiory trwają, wczoraj z racji przymrozków u nas zebraliśmy z krzaków winogrona i aronię. W tym roku wspaniałe były zbiory aronii łącznie zebraliśmy 56 kg, zaś winogron 44 kg. Wszystkie owoce niepryskane uprawiane z dala od drogi szybkiego ruchu, pachnące słońcem.




Wczoraj po przejedzeniu się przez dzieci winogronem nastawiliśmy z pozostałej reszty wino, zaś z aronii produkuję sok, bo nalewka i wino już z pierwszej części nastawione. Obecnie mam około 50 słoików soku z aronii, a to jeszcze nie koniec produkcji, bo czeka do przerobienia jeszcze 12 kg. W ziemie dzieci piją głównie domowe soki rozcieńczone wodą, nie piją żadnych gotowych, sklepowych napojów, po za ewentualnie sokiem z pomarańczy. 





Gorący sok spływający z sokownika, po zlaniu soku dosładzam go do smaku zagotowuję i przelewam w słoiki, dla pewności pasteryzuję jeszcze około 15 minut wszystkie słoiki z sokiem. 


Spiżarka w tym roku zapełnia się nam pięknie, aż serducho rośnie, gdy się człowiek rozgląda po półeczkach. A w ogrodzie jeszcze do zebrania włoszczyzna, pomidory, papryka, rzodkiewki i szpinak.  Tyle witamin wygrzanych w słońcu. Wyhodowanych bez użycia chemicznych dodatków. Na parapecie pięknie rośnie bazylia, muszę jeszcze posadzić szczypior, pietruszkę, miętę, cząber i kilka smacznych ziółek. Zimą z ogródka w ogrodzie przejdę na ogródek domowy, wraz z ziołowym ogródkiem pojawią się kiełki, które całą zimę dostarczają nam witamin. Wspomagać nasz jadłospis będą zapasy ze spiżarki wraz z polskimi warzywami i owocami odstępnymi całą zimę – buraki, kapusta, jabłka, ziemniaki…….. Jeszcze pozostanie nam zakup ziemniaków, jabłek na zimę oraz zakiszenie kapusty. W tle cały czas suszą się jabłka i grzybki. Taką właśnie jesień uwielbiam.