czwartek, 31 października 2019

Zero Waste




Ostatnio silnie wkracza w naszą codzienność styl życia Zero Waste, w moim i mojej rodziny życiu jest od dawna, na początku był rozwiązaniem dla lepszej gospodarki zasobami posiadanymi by wydawać mniej pieniędzy, obecnie ma to oczywiście dużo szerszy wydźwięk niż tylko ekonomia domowa. 



Przykład przerabiania przedmiotów w domu, dla odświeżenia, 
posiadania czegoś nowego ze starego :) 
Chlebak drewniany oraz dozownik do płynu do naczyń plastikowy. 

A co myśli o tym Wikipedia?

1. Styl życia, zgodnie z którym człowiek stara się generować jak najmniej odpadów, a tym samym nie zanieczyszczać środowiska. To cel etyczny, ekonomiczny i wizjonerski, który pomaga ludziom naśladować zrównoważone naturalne cykle, w których wszystkie odrzucane materiały mają stać się zasobami.

2. Podejście polegające na stworzeniu gospodarki o obiegu zamkniętym, w którym używa się zasobów, zamiast tworzyć odpady.

Definicja przyjęta przez Zero Waste International Alliance to:
Zero Waste to ochrona wszystkich zasobów poprzez odpowiedzialną produkcję, konsumpcję, ponowne wykorzystanie i odzyskiwanie wszystkich produktów, opakowań i materiałów, bez ich spalania, oraz bez zrzutów do ziemi, wody lub powietrza, które zagrażają środowisku lub zdrowiu ludzkiemu.
Życie wedle idei Zero Waste sprowadza się do stosowania określonych zasad tzw.:

odmawiaj
ograniczaj
wykorzystaj ponownie
recyklinguj
kompostuj

Zatem jak to wygląda u nas w naszym mały domowym przedsiębiorstwie.
Mamy pierwszą najważniejszą ze wszystkich zasad:
Nie kupuj, najpierw sprawdź czy nie masz, czy możesz zrobić samemu, pożyczyć lub kupić używane w ostateczności. Polega ona na tym, że najpierw przeglądamy wszystkie nasze zasoby i sprawdzamy czy przypadkiem już nie posiadamy takiej rzeczy, potem, jeśli to możliwe staramy się ja wytworzyć, jeśli i to nie jest realne, to szukamy kogoś kto nam to pożyczy, jeśli potrzebujemy tego na chwilę, lub szukamy możliwości nabycia przedmiotu używanego.
Dzięki temu nie generujemy zbędnych rzeczy.
Kolejna zasada to:
Nie marnujemy żywności!!
Zmarnowana żywność to u nas ból, wstyd i porażka. Jeśli dochodzi do tego typu sytuacji to naprawdę źle się z tym czujemy. Dla wielu osób obserwując nas z boku może uznać, że to już obsesja, ale tak mamy i już. Jeśli zostają resztki to staramy się je maksymalnie wykorzystać na kolejne dania, zamrozić lub pasteryzować. Generalnie prawie wszystko podda się temu procesowi. Prosty przykład – gotujemy rosół, zostaje mięso z rosołu, ugotowane i co dalej? A pomysłów jest wiele, zapiekanka, sałatka, pasta do pieczywa, farsz do pierogów, dodatek do kapusty (bigosu), pasztetu, nadzienie do klusek ziemniaczanych, farsz do naleśników. Podobnie wygląda sprawa z włoszczyzną wyjęta z rosołu, sałatki, farsze, sosy, zapiekanki, można zblendować i zagęścić zupę/sos, dodać do pasztetu, pasty. Nic nie musi się zmarnować. Na pieczywo tez jest sporo opcji grzanki, zapiekanki, mielone, moczone do kotletów, pasztetów.  Zwiędłe owoce można poddusić i zrobić dżem, dodać do koktajlu, ugotować kompot, dodać do ciasta. Przykładów można mnożyć. Pozostała zupę z obiadu można zamrozić lub przelać do słoików i za pasteryzować, podobnie z sosami, kotletami, potrawkami, kluskami itd. Większość ciast też spokojnie można zamrozić, więc żadnego nadmiaru nie powinniśmy wyrzucić. Problemem jest przegapienie momentu przydatności produktu do spożycia, no nie zamrozimy spleśniałego chleba, owoców czy warzyw. Podstawą jest ciągła kontrola, świetnie sprawdza się tu szafkowy detoks, dzięki niemu opróżniamy szafki z pozostałości i nie marnujemy jedzenia.
Odzież, czy naprawdę musimy mieć nową sukienkę na każda imprezę, czy nie możemy mocniej wypastować butów by ukryć zarysowania, czy hańbą jest ogolenie swetra z pęczków i noszenie go dalej? U nas nie, naprawiamy, przerabiamy, golimy, pastujemy, polerujemy, odplamiamy, naszywamy aplikacje, łaty itd.  Kupujemy również odzież używaną, chętnie przyjmujemy dla dzieci ubrania po innych dzieciach, czasem trafi się i dla nas odzież po znajomych bo zmienili rozmiarówkę, podobnie i my oddajemy, czasem coś nam się zupełnie znudzi lub źle się w tym czujemy to proponuję znajomym którzy są chętni na dany ciuch. Ubrania, które są zniszczone często przerabiamy na ścierki, woreczki, poszewki, pościel przerabiam na bawełniane woreczki lub poszewki, czasem na obrus, bieżnik itd.
Idziemy z tematem dalej, kolejna zasada to wszystko co organiczne zostaje przerobione.
Co można kompostujemy, a co nie czasem ląduje w kominku po wysuszeniu np. łupinki po cebuli są u nas spalane po wysuszeniu, nie nadają się do kompostowania zatem są palone. Dzięki kompostowi możemy uprawiać warzywa i owoce bez sztucznych nawozów i nie musimy na nie wydawać pieniędzy, czyli kolejny przykład obiegu zamkniętego.
Nie pijemy napojów butelkowanych, soki robimy sami, wodę pijemy z filtra z odwrócona osmozą, zatem nie produkujemy plastikowych odpadów po napojach. Wychodząc z domu zabieramy własny napój, nawet idąc na trening robimy własne napoje izotoniczne które wlewamy do butelek wielorazowego użytku. Jogurty, mleko roślinne robimy sami w domu, zupy zabielamy jogurtem, czyli nie ma opakowań po tych produktach, bo przygotowywane są w szklanych pojemnikach które sa wielorazowego użytku.
Robimy dużo przetworów na zimę wkładając je w słoiki z odzysku po zakupionych np. majonezie, keczupie, musztardzie czy oliwkach.  
Dziś wystawiałam śmieci mieszane do odbioru i był tam jeden worek wypełniony do połowy 120 l. odbiór mamy co dwa tygodnie, zatem myślę, że jest nieźle.
Plastik u nas powstaje gównie z opakowań keczupu, makaronu, sera żółtego….. czyli niewiele. Więcej niestety jest papieru, najstarszy syn uwielbia ulotki papierowe ze sklepów i tu niestety nie jesteśmy w stanie mu odmówić kilku ulotek w tygodniu, które wnikliwie przegląda (autysta).
Uprawiamy własne warzywa, owoce, kiełki, zioła staramy się by było ich jak najwięcej, w sezonie robimy z nich przetwory, ale niestety nie wszystkie warzywa nam się udają, więc np. dynie musimy kupić, kapustę do kiszenia, ziemniaki brak takiego dużego terenu pod uprawę).
Wszystkie te pomysły nasze domowe są dobre dla naszego budżetu i mam nadzieję dla środowiska. Na pewno mogli byśmy robić więcej, obecnie oswajam się z zakupami we własne opakowania. Niestety często zapominam ich i kupuje coś w foli, na szczęście zazwyczaj kupuję duże ilości, hurtem więc tych opakowań jest stosunkowo mało.
A jak u Was wygląda życie Zero Waste?

wtorek, 29 października 2019

Szarlotka bez glutenu




Kolejny przerobiony przeze mnie przepis z wersji pszennej na bezglutenową. Tym razem ukochany przepis, na szarlotkę którego nie używałam chyba z 8 lat, po pierwsze moja alergia na jabłka była tak silna, że nie byłam w stanie nawet ich wymieszać z dodatkami, bo miałam obrzęk krtani, po drugie wycofaliśmy się z jedzenia pszenicy więc przepis sobie leżał. Przepis pochodzi z książeczki Biblioteczki Poradnika Domowego „Ciasta i ciasteczka domowe”, jest to Jabłecznik Elżbiety.  Obecnie spokojnie mogę wymieszać jabłka, wyłożyć na blachę (po za ich obraniem i ścieraniem), niestety nadal muszę zadowolić się tylko zapachem w domu szarlotki bez możliwości konsumpcji jej.






Składniki na ciasto:
  • 100 g mąki ziemniaczanej
  • 100 g gryczanej 
  • 100 g kukurydzianej
  • 200 g mąki ryżowej
  • 100 g cukru
  • 3 jajka
  • 200 g masła/margaryny
  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 cukier waniliowy


Składniki na nadzienie:
  • 1 kg jabłek
  • 100 g cukru
  • 30 g zmielonych migdałów (opcjonalnie, robiłam bez, ale fajnie migdały wiążą wilgoć z jabłek)
  • 100 g rodzynek
  • łyżeczka cynamonu
  • 2 opakowania cukru waniliowego


Masło/margarynę wykładamy wcześniej z lodówki do miski by było miękkie. Jabłka obieramy i ścieramy na grubej tarce. Włączamy piecyk nagrzewamy do 190 stopni (górna i dolna grzałka). Następnie łączymy wszystkie składniki ciasta i wyrabiamy gładką masę, ciasto jest odrobinkę luźniejsze niż pszenne, jeśli jest bardzo luźne możemy włożyć na 30 minut do lodówki.  Dzielimy ciasto na dwie części, blachę (ja używam takiej 37 x 26 cm) wykładamy papierem, podsypujemy pod ciasto mąkę ryżową i jedną cześć ciasta rozwałkowujemy na rozmiar blachy, przenosimy ciasto na wałku i wylepiamy dno blachy, następnie nakłuwamy całą powierzchnię widelcem by zapewnić lepszą cyrkulację ciepłego powietrza w masie ciasta. Starte jabłka mieszamy z migdałami, cynamonem, cukrem i rodzynkami, wykładamy całość masy na ciasto w blasze. Rozkładamy równo po całej powierzchni. Druga część ciasta tak jak pierwsza podsypujemy mąką i rozwałkowujemy na rozmiar blachy, możemy przeciąć na dwie części i przenieść na wałku, tak będzie łatwiej, ciasto bez glutenu jest bardziej kruche, nie ma co się denerwować, jak pęknie, po prostu wykładamy całość ciasta równomiernie na całej powierzchni blachy. Wierzch również warto delikatnie po nakłuwać widelcem. Wkładamy ciasto do nagrzanego piecyka, poziom zależy od tego która cześć mocniej nam dopieka piecyk, u mnie mocniej przypieka górna grzałka, więc wstawiam najniżej jak mogę do piecyka, pieczemy 50 minut w temperaturze 190 stopni, ja przez ostatnie 10 minut zmieniam na tylko dolna grzałkę i zmniejszam do 180 stopni temperaturę w piecyku by dokładnie dopiekł się spód ciasta. Ciasto powinno być rumiane na wierzchu wtedy jest ok. Po upieczeniu można posypać ciasto cukrem pudrem, ale nie jest to konieczne. U mnie taka blacha schodzi na dwa podejścia rodziny do stołu.




czwartek, 17 października 2019

Cebula i jej właściwości - kartka z kalendarza




Kartka z kalendarza:

Foto. z netu nie znam autora
  • Dlaczego warto jeść cebule?
  • Zwiększa odporność organizmu na choroby (jest bogata w siarkę)
  • Łagodnie obniża podwyższone ciśnienie krwi
  • Zawiera witaminy i mikroelementy, których wartość była doceniana przez wieki, (choć by przy leczeniu szkorbutu przez więźniów i marynarzy) 90mg% witaminy C, 1,3 - 5,9 mg% prowitaminy A, witaminy B1, B2, PP oraz fitocydy
  • Pobudza apetyt przyspiesza wydzielanie soków trawiennych
  • Zapobiega rozszerzaniu się procesów trawiennych i gnilnych w jelitach oraz eliminuje gazy i reguluje wypróżnienia
  • Zmniejsza zawartość cukru we krwi
  • Wzmacnia organizm, w tym serce (zwłaszcza sok)
  • Niszczy pasożyty, zwłaszcza owsiki
  • Ma korzystne działanie na zapalenie skóry, pomaga w leczeniu ran i oczyszcza je
  • Według amerykańskich badaczy jedzenie codziennie jednej cebuli surowej przez minimum dwa miesiące powoduje wzrost „dobrego” cholesterolu – HDL, a obniżenie „złego” – LDL

Takie informacje przeniosła mi dziś kartka zerwana z kalendarza. Myślę, że warto wykorzystywać to warzywo w kuchni, by zjadamy jej bardzo dużo, domyślam się, że jej własciwości prozdrowotne sa jeszcze większe, może warto sie zainteresować tak niepozorną, wywołująca u nas łyz cebulą :) 

wtorek, 15 października 2019

Czy mam chwile zwątpienia....



Ostatnio znajoma pyta mnie – jak ja to wszystko ogarniam, że to nie realne by tak dużo żywności robić samemu i do tego nie mieć sprzątaczki, nie oddawać ubrań do prasowania, prania itd. Czy ja mam, choć czasem chwile, gdy mi się nie chce?
Tak mam i to wcale nie tak czasem, ale dość często, gdy braknie w domu chleba a jest wieczór i musze iść do kuchni i go upiec, gdy skończy się wędlina i trzeba się zatroszczyć o dodatki do pieczywa, gdy nie mam czasu zrobić obiadu i musze na szybko cos zrobić. Wtedy przychodzą myśli a co tam pójdę i kupię gotowy chleb, niby proste, ale w naszym domu nie jada się pszenicy, zatem zakup chleba żytniego orkiszowego lub dla chłopaków bezglutenowego to jest poważny wydatek, niestety im lepszy skład takiego pieczywa tym większy koszt.  Zatem odpada, w takich sytuacjach rugam siebie w myślach i przywołuje do porządku by nie dopuścić do sytuacji, że nie mam nawet odrobiny zamrożonego pieczywa w chwili awarii.  Dodatki do pieczywa wyglądają podobnie, większość wędlin, gotowych past ma w składzie błonnik pszenny, zatem zakup gotowca jest niebezpieczny, gdy już znajdę z dobrym składem to tak jak przy pieczywie cena rzuca na kolana. Zatem i tu starać się musze o to by mieć słoiczki z pasta, mrożoną wędlinę lub choć by gotować jajka na twardo do kanapek. Gdy przychodzi dzień, że nie dałam rady czasowo z obiadem, a nie mam nic zamrożonego, ani za pasteryzowanego, przychodzi myśl, a może by tak mrożonka, no nie, bo skład tragiczny, to może zamówić do domu po ustaleniach składu, albo iść na miasto zjeść, ale tu wkracza czysta kalkulacja, pięć osób, licząc, choćby 15 zł za osobę to już mam 75 zł, kwota nie mała, sporo mogę zakupić składników na szybki obiad, choć by pierś z indyka, zmielić i zrobić na szybko sos pomidorowy do makaronu, albo podsmażyć z przyprawa kebab, ziemniaki i surówka, mam szybki i smaczny a zarazem dużo tańszy i zdrowy obiad.  Jak myślę o tym gdzie byliśmy 10 lat temu i jak szybko można znaleźć się w tym samym miejscu, bo niestety nadal nie mamy rezerwy większej na koncie tak na czarną godzinę to zaraz przechodzi mi zmęczenie, lenistwo i myśli o „pójściu na skróty”.



Jeśli chodzi o prace domowe i robienie wszystkiego samemu mam podobnie, mąż kiedyś zaproponował, że może by tak zatrudnić ktoś do mycia okien, jest ich trochę, więc?  Odmówiłam i poprosiłam wszystkich domowników o pomoc, jak rozdzieliliśmy na cztery osoby ilość okien to wyszło niewiele na każdego i nie było to większym problemem, a kwota, jaka została w kieszeni mogła być wykorzystana na rodzinną wycieczkę. Czysta i dokładna kalkulacja. Podobnie jest z praniem, prasowaniem, pracami w ogrodzie, naprawami, przeróbkami. Każda niewydana kwota może być spożytkowana na przyjemności, a tak nie ma rozrywek jest tylko wyręczenie nas w pracy.
To trochę jest jak z chodzeniem do pracy – czy codziennie mamy na to ochotę, czy kochamy wszyscy swoja prace? Nie, ale wiemy, że daje nam ona fundusze na nasze utrzymanie, dzięki niej płacimy rachunki, mamy, za co zakupić żywność, odzież itd.
Owszem w czasie urlopu zdarzy nam się raz może dwa wyjść na miasto coś zjeść, ale to jest urlop, czas odpoczynku, choć i tak nie stołujemy się na mieście, jeśli mamy możliwość samodzielnie przygotować posiłek. U nas tak już zapewne pozostanie na zawsze, że będziemy samodzielnie przygotowywać posiłki, naprawiać odzież, obuwie, sprzęty domowe, jeśli się tylko da.  Mamy za sobą zbyt ciężkie chwile, za dużo trosk by teraz podejść do wydawania pieniędzy nonszalancko bez zastanowienia i analizy. Jesteśmy małżeństwem od 28 lat, jadaliśmy chleb smarowany nożem, nie stać nas było na zakup leków, odzieży, ale jednej zasady trzymaliśmy się twardo – nigdy nie dopuścimy by zapukał do nas komornik, przez te wszystkie lata jak na razie udało nam się by nie mieć problemów z komornikiem, groźbami i zastraszaniem z powodu niespłaconych zobowiązań. Rezygnowaliśmy ze wszystkiego po to by nie bać się otworzyć drzwi listonoszowi.  Nie mieliśmy wezwań komorniczych, stawiania nas w stan natychmiastowej spłaty kredytów itp. Teraz żyje nam się łatwiej, możemy na więcej sobie pozwolić, ale mimo wszystko to nie jest jeszcze luz finansowy, sielanka i trzeba cały czas pamiętać gdzie byliśmy 10 lat temu.
Zatem podsumowując, owszem mam chwile lenia, niechcieja i zupełnej niemocy, ale wspomnienia ruszają mnie z kanapy i dodają energii do działania.