Zeszły rok był dla mnie pełen emocji i tych wspaniałych i
tych bardzo trudnych. Zrealizowałam pewne marzenia, postanowienia np.
wyjechałam do Grecji, o której marzyłam od lat, zaczęłam pracować nad swoja
sprawnością fizyczną a konkretnie nad siłą mięśni, podjęłam naukę języka
angielskiego, jakoś w okresie edukacji nie był mi dany ten język – rosyjski,
niemiecki i liźnięcie francuskiego, ale nie angielski. Pogłębiam swoje
zainteresowanie kulturą prasłowiańską i średniowieczną, takie były założenia i
postanowienia na 2019. Niestety były i trudne emocje, wiosną pobyt z
najstarszym synem w szpitalu, trafiliśmy tam z powodu ostrego bólu brzucha – podejrzenie
zapalenia wyrostka, a finałowo ostry zator jelit, potem w czerwcu padła diagnoza
wstępna nowotwór jąder, na szczęście nie to tylko wstępna diagnoza badania
wykluczyły, ale wyniki wskazywały na kolejny problem w 99% procentach guz
przysadki. Czekanie 3 miesiące na pełną diagnozę, rollercoaster emocjonalny,
młody rozchwiany do maksa hormonalnie, agresywny do granic możliwości, w czasie
powrotu z wakacji otwiera nam drzwi na autostradzie przy 140 km/h, wcześniej w
czasie jazdy samochodem podrapał mnie, połamał okulary i podarł bluzkę, były
już plany chemicznej lub fizycznej kastracji. Na szczęście mądry endokrynolog
zakasał rękawy i unormował sprawę, a pełna diagnostyka wykluczyła guz. Wydawało
nam się, że teraz to już z górki będzie dobrze, odetchnęliśmy, to musiała zaatakować
niespodziewanie moja alergia, która była tak często bagatelizowana i wyśmiewana
przez moją matkę i znajomych. Mąż był nie raz przy mnie jak miałam nasilenie alergii,
wiedział, że sytuacja nie jest błaha, ale tego co wydarzyło się w grudniu nie
przeżyłam nigdy i mam nadzieję, że nie gdy mnie to nie spotka. Obecnie mam do
noszenie zestaw ratunkowy z opisem do torebki, między innymi adrenalinę w
ilości dwie strzykawki, bo podobno u mnie jedna to może być mało, dodatkowo
inhalator do ust, nosa, dwa rodzaje tabletek. Po tym co się wydarzyło
nie mogę spożywać żadnych owoców pod żadną postacią, od razu mam nawrót alergii,
podobno tak będzie do 6 tygodni od wydarzenia. A tuż przed świętami, mąż miał uraz kolana, konsekwencje
zostaną już na zawsze, jak to lekarz powiedział dodatkowo dobija go PESEL, mam
nadzieję, że na jakiś czas wyczerpaliśmy limit smutnych wieści i trudnych
chwil. Ostatni bardzo ciężki rok mieliśmy 2013, wcześniej w 2008, więc może to
u nas jakaś prawidłowość, a może tak wyszło, mam nadzieję, że los nam pozwoli
odpocząć odrobinę.
Teraz liczę na odwilż i spokojne, nudne życie, bez wampirów
energetycznych, złego oka, złego słowa, złego losu, złej karmy, złego fatum itd.,
jak by to nie nazywać. Chcemy odpocząć, nabrać sił i wypatrywać pogodnego
jutra. W tym roku przed nami 18 urodziny drugiego syna, potem studniówka po
nowym roku, matura i…. Wcześniej egzamin ósmoklasistki i nowa szkoła, też sporo
zmian w tym rok, mam nadzieje na spokojne ich przejście i tylko radowanie się.
Ciężko by było przeżyć te chwile bez wzajemnego wsparcia,
maż jest dla mnie ostoją, podpora i nie mogła bym sobie wymarzyć lepszego
towarzysza życia. Od lat podnosiły siebie z kolan nawzajem, tak jest łatwiej,
tak można szybciej iść do przodu.