Jedna z czytelniczek bardzo się napracowała by przekazać Wam swoje pomysły na przetrwanie momentu gdy jedna osoba w związku traci prace i dochód się zmniejsza drastycznie. Uznałam, że warto zebrać je w jeden post by nie zagubiły się w całości blogu.
Witam
Napiszę troszkę rad opartych na własnym doświadczeniu, może
przyda się to komuś. Moim zdaniem na początku najważniejsze jest by uzmysłowić
sobie i rodzinie, czym się dysponuje. Najtrudniejsza jest zmiana sposobu
myślenia, szczególnie, gdy wcześniej starczało na wszystko i brak było wiedzy
ile np. kosztuje chleb:) Wszystko zależy ile zarabiała osoba która utraciła
pracę. Jeśli była głównym żywicielem rodziny (jak w moim przypadku) sytuacja
bywa naprawdę bolesna. Tym boleśniejsza im na lepszym poziomie dotychczas się
żyło. Po otrzymaniu wiadomości o utracie pracy, trzeba naprawdę szybciutko
otrzeć łzę i przygotować się na trzy rzeczy: po pierwsze bilans, po drugie
walne zebranie, po trzecie inwentaryzacja. Rodzina to też firma, tylko troszkę
mniejsza.
Dobra, przechodzimy do konkretów:
Etap pierwszy- bilans. Niezbędny jest zeszyt i długopis.
Jeżeli do tej pory spisywaliśmy dochody i wydatki to jesteśmy w domu:),
wystarczy w nie zerknąć. Jeśli nie- wybebeszamy szufladę z dokumentami oraz
wyciągami z konta i wypisujemy, co następuje:
Po pierwsze stan posiadania i dochody: ile nam zostało na
koncie, ile mamy w portfelach i skarbonkach ewentualnie papierach
wartościowych, złocie i walucie;), ile wyniesie odprawa i ekwiwalent za zaległy
urlop, kto i ile jest nam dłużny (utrata pracy to świetny powód by upomnieć się
o naszą nieoddaną kasę, nawet o 10 zł o które głupio nam było się upomnieć-
teraz każdy to zrozumie)- to wszystko nazwiemy
oszczędnościami- oraz orientujemy się jakich dochodów
(pensja, zasiłki, emerytura lub renta ew. jakieś dodatki lub alimenty) co
miesiąc możemy być pewni. Udokumentowany dochód dzielimy na ilość osób w
rodzinie, w wersji netto i brutto (czasem urzędy żądają tak, czasem tak), co
będzie podstawą do zorientowania się czy przysługuje nam jakaś pomoc od państwa
(dopłata do mieszkania, obiady dla dzieci, wyprawka szkolna itp.).
Po drugie- stan naszego zadłużenia w bankach (kredyty,
debety itp.), firmach (np. w kasach zapomogowo-pożyczkowych w pracy, raty w
sklepach, nie daj boże u lichwiarzy), u osób fizycznych (mechanik, niania!),
rodziny oraz dostawców mediów, spółdzielni i gminie (mam nadzieję, że na razie
ich nie ma).
Po trzecie- stan naszych zobowiązań, comiesięcznych
(wiadomo- czynsz, woda i ścieki, śmieci, gaz, prąd, TV, telefony, internet,
bilety komunikacji, czesne w szkole, opłaty za przedszkole czy żłobek, zajęcia
dodatkowe dzieci, obiady w szkole dzieci, składki w stowarzyszeniach
zawodowych, ubezpieczenia itd.) jak i rocznych ( opłaty za samochód, podatki
itp.- ich sumę dzielimy na 12 miesięcy i dodajemy do comiesięcznych
zobowiązań).
Teraz ćwiczymy matematykę:) i obliczamy analizując:
Po pierwsze, które z zadłużeń musimy spłacić natychmiast i
odejmujemy to z oszczędności. Robimy to następnego dnia- nie chcemy komornika u
drzwi, wiadomo:) Po drugie, które z zadłużeń możemy spłacać po trochu, co
miesiąc (i dodajemy je do zobowiązań comiesięcznych), których spłatę możemy
zawiesić (może Mama poczeka?) a które możemy zlikwidować (np.
sprzedając trzeci nabyty na raty telewizor i spłacając dług
w sklepie za jego kupno- a jeśli coś z tej transakcji nam zostanie- dodajemy do
oszczędności).Pamiętamy, iż rzeczy zakupione w ostatniej chwili możemy zwrócić
bez podania powodu (kiedyś było to 14 dni od zakupu, teraz nie wiem).
Po trzecie od comiesięcznych dochodów odejmujemy
comiesięczne zobowiązania. Tyle nam zostanie na tzw. życie. Warianty są dwa-
coś nam zostaje albo coś braknie, niestety, jeśli szaleliśmy rozpuszczeni
dobrobytem, może nie zostać nic. Co zrobić w tych dwóch ostatnich sytuacjach,
to odrębna kwestia.
Etap drugi- walne. Sytuacja życiowa nie jest problemem
jednej osoby określanej jako „trzymającej kasę’ to coś co dotyka całą rodzinę.
Siadamy więc przy stole całą rodziną, no może odejmując
dzieci poniżej
6 roku życia, kiepsko liczą;). Jasno i spokojnie przedstawiamy
sytuację. Bez paniki ale i bez zaprzeczania faktom. Przedstawiamy wyniki
naszych wcześniejszych obliczeń. Oświadczamy, iż w tym gospodarstwie domowym
inflacja galopuje do tyłu;) i 5zł to jest teraz DUŻO pieniędzy bo można za to
zrobić obiad dla całej rodziny. Prosimy o rady WSZYSTKICH członków rodziny,
również dzieci, jak oszczędzić i jak dorobić. Tworzymy zespół odpowiedzialny za
wspólny cel, pozytywnie motywujemy. Udział dzieci jest NIEZBĘDNY bo one również
ponosić będą skutki tych zmian i bez ich udziału będzie trudno. Dajemy noc na
przemyślenie sytuacji. Następnego dnia znów siadamy przy stole i pytamy kto z
czego zrezygnuje, do jakich poświęceń na rzecz rodziny jest gotów. Lepiej gdy
zaczynają rodzice, dzieciom wtedy jest łatwiej bo gdy widzą jak starają się
dorośli to np. samodzielnie zrezygnują z jakiś płatnych zajęć dodatkowych na
rzecz innych darmowych lub deklarują iż te parę przystanków do szkoły będą
chodzić piechotą a nie jeździć tramwajem itp.
Na koniec dwie rzeczy: spisujemy w naszym zeszycie cyrograf
poświęceń i zobowiązań z podpisami całej rodziny (niekoniecznie wykonanych
krwią;)) oraz na powrót liczymy nasze comiesięczne
zobowiązania, uwzględniając postulaty walnego, i odejmujemy je od dochodu
otrzymując ponownie kwotę pozostałą na życie (mamy nadzieję, iż znacząco
większą niż na początku:)) Walne zebranie powtarzamy w miarę potrzeb i
wyrabiania się w budżecie lub ewentualnie pojawiania się nowych pomysłów.
Etap trzeci- inwentaryzacja. Ma na celu rozeznanie się w
stanie posiadania oraz ewentualnej możliwości zwiększenia puli pt.
oszczędności. Przy okazji robimy generalne porządki, co też
ułatwia życie:). Dzielimy dom na rejony i przeglądamy każdy zakamarek,
wyposażeni w nasz zeszyt z etapu pierwszego, worek na śmieci i duży karton. W
kuchni przeglądamy zawartość lodówki, zamrażarki, szafek spisując wszystko co
nadaje się do jedzenia. (odkrywamy np. 15 opakowań różnych makaronów
pochowanych w dziwnych miejscach). Rzeczy znacząco przeterminowane wyrzucamy (
kisiel dwa dni po terminie nadaje się do spożycia- sprawdziłam:)) .
Zastanawiamy się czy wszystko co posiadamy jest nam niezbędne do życia. 250
różnych foremek do ciastek które pieczemy raz na dwa lata na ten przykład albo
ozdobny wazonik czy druga stolnica. To co uznamy za zbędne a jest w dobrym
stanie trafia do kartonu, to co zbędne i do niczego się nie nadaje trafia do
worka na śmieci. Takie porządki w pokoju dzieci robimy koniecznie z ich
udziałem. To one decydują które książki, płyty czy zabawki mogłyby oddać.
Robimy wielką rewię mody i oceniamy które ubrania są za małe.
Trafiają one odpowiednio do kartonu lub worka lub pokoju
młodszego rodzeństwa. To samo w łazience (po co nam karbownicy do włosów, kiedy
już dawno strzyżemy się na krótko?, albo trzy suszarki?), sypialni, bibliotece,
garderobie (po co mi tyle sukienek i 20 sznurów korali?), jadalni (jak często
używam sztućców do sardynek i zestawu do fondue?).
Każda szafa i każdy pawlacz bez wyjątku. Piwnica (spisujemy
przetwory i inne rzeczy do jedzenia w zeszycie- gąsiorek wina też;) i garaż
(zadanie dla męża- broń boże nie można wyrzucić żadnej śrubki bez jego
aprobaty). Przypominamy sobie czy trzymamy coś swojego poza domem- strych i
piwnica rodziców to pewnie będzie albo domek na działce. Tam też robimy
przegląd. Kończymy wtedy, gdy nic nam już nie przychodzi do głowy. Rzeczy z
worków wyrzucamy, pamiętając o obowiązku segregacji (można je jeszcze raz
ewentualnie przejrzeć pod kątem ewentualnego wykorzystania, jeśli mamy czas).
Surowce wtórne możliwe do sprzedania-
sprzedajemy- powiększamy pulę oszczędności. Rzeczy z
kartonów czyścimy, jeśli jest taka potrzeba i wystawiamy na allegro albo
sprzedajemy wśród znajomych- powiększamy pulę oszczędności. Jeżeli trafią się
rzeczy nowe, z metką lub w oryginalnych opakowaniach- warto ich nie sprzedawać
i zostawić na prezenty dla rodziny z różnych okazji.
podsumowanie: Robimy kawę i siadamy nad zeszytem. To co w
nim mamy to nasza aktualna sytuacja czarno na białym (lub niebiesko:) bez
zafałszowania- Już nie da się oszukiwać samego siebie. Sumujemy
jeszcze raz oszczędności. Mamy jasny obraz ile mamy co miesiąc dochodu i
rozchodu. Staramy się żyć tak by się sumowało na zero.
Oszczędności, jeśli są duże mogą posłużyć do niwelowania
ewentualnego niedoboru, jeśli są małe są NIENARUSZALNE, zapominamy o nich.
Zakopujemy w słoiku w ogrodzie;) To środki na ewentualną
chorobę lub awarię lub inne nieszczęścia losowe. Na bazie spisu produktów
żywnościowych tworzymy jadłospisy tak by jak najlepiej wykorzystać ich
potencjał (tzn. jak najmniej dokupywać). I żyjemy licząc na lepsze
dni:) wykorzystując mądre rady z tego bloga.
Uświadomiliśmy sobie właśnie najprawdopodobniej, siedząc nad
tym zeszytem, ze jesteśmy ubodzy. Albo bardzo ubodzy. Kolejną rzeczą jaką
musicie przyjąć do wiadomości to że to nie jest najczęściej nasza wina i nie
mamy czego się wstydzić. To życie w sytuacji gospodarczej naszego kraju po
prostu takie jest. I może znienacka dotknąć prawie każdego. Nie możemy udawać
przed światem, że nic się nie stało, bo wtedy świat nam nie pomoże. Z
podniesionym czołem informujemy rodzinę bliższą i dalszą, przyjaciół i
znajomych o naszej sytuacji. Wiem, to trudne, ale w Polsce pracę znajduje się
najczęściej z tzw. polecenia. Pytamy o pracę stałą albo dorywczą albo nawet na
czarno. Wykoszenie sąsiadowi ogródka nie przeszkodzi w poszukiwaniu pracy
godnej naszych aspiracji a na chwilę podreperuje nasz budżet. Wykorzystujemy
cały potencjał jaki ma w sobie rodzina, bez skrupułów bierzemy wszystko czym
może nas wesprzeć. Po to przecież ona jest:). Jak staniemy na nogi zrewanżujemy
się tym samym. I nie mam na myśli pomocy pieniężnej, bo często z kasą też mają
krucho. Ale może ciotka ma maszynę do szycia z której nie korzysta i może nam
pożyczyć. A wujek działkę której nie uprawia i może nam ją użyczyć. A rodzice
cały strych rupieci, których chcą się pozbyć a które my możemy wystawić na
allegro i ślicznie im ten strych uprzątnąć. A teściowa piwnicę przetworów
których nie może przejeść. Stryj gospodarstwo rolne ze stawem w którym bez
oporów możemy łowić karasie. Sąsiad w drodze do pracy podwiezie nam syna na wykłady,
a kuzyn przenocuje w obcym mieście. Kumpel pomoże naprawić samochód a
przyjaciółka pożyczy sukienkę na wesele. A rodzice przyjaciela syna zabiorą go
na weekend do swojego domku w górach. Tak, może będą nas żałować, może nawet
mówić- a nie mówiłam, albo za dobrze im było, nieważne chowamy dumę do
kieszeni. Bo jeśli zostało nam na życie (czyli na jedzenie, leki, paliwo,
chemię, ubrania, kosmetyki, i inne nieprzewidywane rzeczy) mniej niż 1000 zł a
mamy 4 os. rodzinę to po prostu nie przeżyjemy bez takiej pomocy. I najczęściej
mimo gderania to pomoc życzliwa jest. Ludzie lubią pomagać, jeśli się ich
poprosi a nie wymaga. Często sami zaoferują pomoc na jaką ich stać ale muszą
wiedzieć że jej potrzebujemy i nią nie wzgardzimy. Uśmiech i serdeczne-
dziękuję nie wiem co bym bez Pana zrobiła, też ma swoją wartość. Nie wstydźmy
się więc o nią poprosić, to normalna rzecz jest:)
Ale jest pomoc o którą nie musimy prosić, musimy tylko o nią
wystąpić. To pomoc od państwa. Płaciliśmy regularnie podatki z których część
szła na pomoc dla innych, teraz my takiej pomocy potrzebujemy. To nie jest
żebranie to zasada solidarności. Przepisy się zmieniają, maksymalne dochody do
jakich przysługują też bo są zależne od najniższej krajowej. Trzeba sprawdzić
na bieżąco. Mogą być to dodatki mieszkaniowe, stypendia dla dzieci, posiłki dla
dzieci i dorosłych, ubrania, paczki świąteczne, zasiłki celowe, wyprawka
szkolna. Czasami mopsy lub gopsy lub parafie czy inne stowarzyszenia organizują
darmowy wypoczynek dla dzieci, czasem są to nawet wycieczki zagraniczne. Warto
z tego wszystkiego korzystać jeśli spełniamy kryteria. Pamiętajmy również że
istnieje coś takiego jak dodatek rodzinny czy pielęgnacyjny. Mając dostęp do
internetu można spokojnie wszystko to sprawdzić nie wychodząc z domu. We właściwych
Starostwach prowadzone są wykazy stowarzyszeń działających na terenie powiatu
wraz z ich statutami, warto się z nimi zapoznać i w sytuacji podbramkowej
zwrócić się pisemnie np. o sfinansowanie kosztów zakupu leków dla dziecka. W
każdym zakładzie pracy jest fundusz socjalny z którego również możemy otrzymać
zapomogę celową np. na opał, zimowe buty dla dzieci lub inhalator. Możemy
również, powołując się na naszą sytuację materialną, zwrócić się do wójta,
burmistrza o obniżenie podatku od nieruchomości. Skoro mogą rolnicy to czemu
nie my? Jeśli nie wyrabiamy nawet z czynszem, możemy zwrócić się do
spółdzielni/wspólnoty o jego obniżenie w zamian za wykonanie pracy na rzecz
wszystkich lokatorów (sprzątanie, dbanie o zieleń, pomalowanie ogrodzenia
itp.).A nóż widelec się uda? Oczywiście to są sposoby na wyjątkowe sytuacje a
nie na radzenie sobie na co dzień, ale to już odrębna kwestia.
Kolejna sprawa, którą musimy sprawdzić w sytuacji utraty
pracy to ubezpieczenia. Bardzo często przy okazji zawierania różnych umów są
one nam oferowane w tzw. pakiecie. Często nawet nie zdajemy sobie z tego
sprawy. Teraz jest najlepszy czas by sprawdzić co zawiera w sobie ubezpieczenie
kredytu (może również utratę pracy czy pogorszenia warunków życiowych-
ubezpieczyciel przez pewien czas może za nas płacić raty- jaka to korzyść nawet
nie będę mówić), rachunku bankowego czy karty, samochodu (często jest to
ubezpieczenie OC rozszerzone a nie tylko szkód spowodowanych samochodem albo
zawiera ubezpieczenie na życie czy leczenie) czy domu lub mieszkania, telefonu
(o dziwo też się zdarza ubezpieczenie na wypadek kradzieży itp), grupowe
ubezpieczenie w szkole czy pracy. Ubezpieczenie grupowe może być zawarte nawet
w składkach na rzecz związków czy stowarzyszeń branżowych. Powiedźmy sobie
szczerze, kto o tym wszystkim pamięta, kto ma świadomość co mu przysługuje? A
przecież za to płacimy! Przeglądamy więc kolejną szufladę z umowami i szukamy
tej wiedzy. Najprawdopodobniej jej nie znajdujemy:) szczególnie jeśli chodzi o
ubezpieczenia grupowe. Zwracamy się więc do pracodawcy, banku czy związku
branżowego o podanie numeru polis i nazwy zakładu ubezpieczającego. I pisemnie
(koniecznie pisemnie bo inaczej nasz oleją- szczególnie w PZU, wiem z
doświadczenia) zwracamy się o przesłanie kopi umowy ubezpieczenia oraz
regulaminów i wszelkich warunków z nią związanych wraz z załącznikami w wersji
papierowej lub elektronicznie (często chcą na obciążyć za ksero więc ta druga
opcja jest lepsza). Nękamy dyrektora telefonami jeśli w ciągu miesiąca ich nie
otrzymamy. Dopiero mając wszystkie dokumenty w ręku wiemy czego możemy się
domagać i na co liczyć. Nam osobiście ubezpieczenie kredytu od utraty pracy
uratowało życie:) Staramy się też zapamiętać na przyszłość na co możemy liczyć
(np. 500 zł na leczenie męża po wypadku na rowerze z pakietu"all in
one" zawartego przy okazji obowiązkowego ubezpieczenia samochodu). To są
nasze pieniądze, nie możemy machać na nie ręką.
I jeszcze jedna sprawa- w przypadku otrzymywania alimentów
możemy zwrócić się do sądu o zwiększenie ich kwoty ze względu na znaczne
pogorszenie warunków życia. Jeżeli warunki materialne osoby alimentującej na to
pozwalają sądy zwykle się do tego przychylają. Nawet jeśli będzie to 100zł to
dla nas dużo, więc chyba warto. Pamiętamy, duma siedzi w kieszeni gdy grozi nam
kładzenie dzieci bez kolacji bo nic na nią nie mamy..
Istnieje jeszcze jedno, ostatnie jakie znam, źródło pomocy
finansowej. Celowej, co prawda ale zawsze polepszającej nasz budżet. To
obowiązki naszego pracodawcy w zakresie BHP. Jeżeli zakład pracy jest duży a
bhp-owiec podchodzący poważnie do pracy to najprawdopodobniej wszystko macie
już zapewnione. Ale w małych firmach albo nietypowej pracy bywa różnie.
Powszechnie wiadomym jest ze osobom pracującym przy komputerze, pracodawca
zobowiązany jest dofinansować zakup okularów. Warunkiem przyznania takiego
dofinansowania jest by lekarz w trakcie badania okresowego wpisał w papier
"konieczna praca w okularach". Warto tego przypilnować. Jeżeli ta
osoba pracująca przy biurku, od czasu do czasu, wychodzi w teren to przysługuje
mu odpowiednia odzież ochronna i obuwie (może będzie się nadawała do użytku
także poza pracą np. kurtka przeciwdeszczowa a jeśli ze względów estetycznych
raczej nie, to zawsze ochroni nasze prywatne ubranie przed zniszczeniem- to też
oszczędność). Konieczne jest tylko sprawdzenie czy bhp-owiec opracowując kartę
zagrożeń dla naszego stanowiska wziął pod uwagę fakt wychodzenia służbowego w
teren np. na plac budowy czy do lasu. Jeśli tego nie zrobił, domagajmy się
zmiany bo na tej podstawie przysługują nam te świadczenia. Dodatkowym świadczeniem
wynikającym z przepisów bhp są szczepienia ochronne np. przeciwko kleszczowemu
zapaleniu opon mózgowych czy grypie. Dlaczego nie skorzystać?
Analizując dalej kwestię możliwości powiększenia dochodu,
oprócz zewnętrznej pomocy opisanej wyżej, musimy przeanalizować możliwości
tkwiące w nas lub naszym mieniu. Oczywiście szukając cały czas „normalnej”
satysfakcjonującej nas pracy, co jest, wiadomo, priorytetem w sytuacji utraty
pracy. Ale musimy założyć, szczególnie jeśli mieszkamy w rejonie dużego
bezrobocia i mamy dość pospolity zawód, że może to trochę potrwać może nawet
rok ..albo nawet dłużej jeśli osoba poszukująca jest bliżej emerytury niż
dalej. A.. zapomniałam o drobnej radzie do wykorzystania zaraz na początku.
Przy etapie inwentaryzacji, przeglądamy naszą szafę i wybieramy komplet ciuchów
na rozmowy kwalifikacyjne, najbardziej elegancji, najdroższy, najlepiej
wyglądający. Kompletny strój, z butami i torebką, jeśli to kobieta szuka pracy.
Ten komplet zamykamy w pokrowcu i jest on zarezerwowany tylko do tego celu.
Nigdzie więcej go nie nosimy. Dlaczego? Bo nawet po roku czy dwóch musi
wyglądać nienagannie. Jeśli to kobieta szuka pracy to zaraz po bilansie
kupujemy z oszczędności 4 sztuki dobrych rajstop i ze 3 opakowania farby do
włosów (sprawdzić trzeba koniecznie datę ważności).Nigdy, przenigdy nie możemy
iść na rozmowę o pracę z 5cm siwymi odrostami! Niechlujny wygląd zmniejsza
szanse na znalezienie pracy o 50%, musimy wyglądać profesjonalnie! Dlaczego już
teraz robimy te zapasy? Odpowiedź jest prosta, po roku czy półtorej zaciskania
pasa po prostu możemy nie mieć już na to pieniędzy... A wracając do
wykorzystania posiadanego potencjału do okazyjnego zarobku. Dużo zależy od tego
gdzie mieszkamy. Może rozważymy wynajęcie garażu, nawet gdyby nasze kochane
autko miałoby stać pod chmurką? To ze 100zł żywej gotówki więcej. Możemy
mieszkając w domu zastanowić się czy nie da się np. parteru lub wysokiej
piwnicy przystosować do niezależnego mieszkania i wynająć je młodemu małżeństwu
lub studentom. A może na okres wakacji dzieci pomieszczą się razem na piętrze a
dół wynajmiemy letnikom? A może mamy bardzo dobrze utrzymany domek na działce
ogrodniczej, który możemy wykorzystać w tym samym celu? A może w garażu
poniewiera się spawarka, betoniarka lub inny nietypowy sprzęt budowlany który
można wynająć? Wystarczy tylko napisać ogłoszenie. Owszem jest ryzyko
zniszczenia ale żyć z czegoś trzeba no i zawsze można wziąć jakiś zastaw do
późniejszego zwrotu. Wuj kiedyś porozlepiał ogłoszenia na placach budów domków
jednorodzinnych, że postróżuje nocą. Nawet sporo zarobił, ludzie często zwożą
na budowę drogie rzeczy i giną im one zanim zostaną zainstalowane. Brał psa,
łóżko polowe i śpiwór, i zarabiał śpiąc poza domem.
Zastanówmy się też jakie umiejętności możemy sprzedać, swoje
i dzieci jeśli są nastolatkami. Może 6-lat nauki gry na instrumencie w Szkole
Muzycznej nie pójdzie na marne i dziecko, za zgodą proboszcza, wywiesi
ogłoszenie w kościele że uświetni ślub wykonaniem Ave Maryja czy Marsza
weselnego na flecie? Zarobi sobie na kosmetyki czy buty. Może również zarobić
na swoje potrzeby będąc wraz z koleżanką animatorem zabaw dla dzieci na
domowych urodzinach przedszkolaków. Wystarczy ogłoszenie w pobliżu przedszkola.
Zresztą przy okazji my możemy upiec fikuśny tort na te urodziny jeśli nieźle
nam to wychodzi. A może mąż lub syn wywieszą ogłoszenie że chętnie skoszą
trawnik, przekopią ogródek, wykarczują drzewo lub krzaki lub porąbią drewno do
kominka. Wystarczy wywiesić ogłoszenie w okolicznych ogródkach działkowych.
Istnieje też możliwość okazyjnej, sezonowej pracy w lasach Państwowych przy
okazji wykaszania plantacji czy zabezpieczania sadzonek przed sarnami. Trzeba
popytać w okolicznych leśniczówkach. O zbieraniu truskawek, ziemniaków czy
pieczarek nie wspomnę- najlepiej pytamy sołtysów okolicznych wsi. W mojej
okolicy większość mieszkańców wsi dorabia sobie zbierając latem grzyby, owoce i
zioła dla Herbapolu a wiosną winniczki. Sama nie próbowałam ale widzę iż dużo
osób to robi więc chyba się opłaca. Skądyś się musi wziąć ta lipa w
saszetkach:) Pewnie jeszcze coś można robić dodatkowo innego, zależnie gdzie
się mieszka. Syn np. zarabiał na jazdę konną czyszcząc stajnie. Musimy się
zastanowić, czytać ogłoszenia na słupach i płotach ale najlepiej samemu wyjść z
inicjatywą i porozlepiać ogłoszenia. Oczywiście kokosów z tego nie będzie ale
może uda się zaspokoić niektóre potrzeby na które aktualnie nie mamy kasy.
Właściwie o dochodach to już nie mam nic do napisania. Po
rozpatrzeniu wszystkich w/w kwestii, powinniśmy jeszcze raz usiąść do bilansu i
policzyć: oszczędności (czyli to co skapło nam jednorazowo), dochody (czyli to
czego jesteśmy pewni co miesiąc) oraz wydatki. To wszystko mogło się przecież
zmienić. Od dochodów odejmujemy wydatki i otrzymujemy kwotę na życie.
Domniemam, iż niezbyt dużą. Padło pytanie jak za to żyć. Muszę przyznać, że nie
jest łatwo. Ja, przyzwyczajona do zakupów i machania kartą bez spojrzenia na
cenę, po pierwszym miesiącu w akcie rozpaczy wszystkie je potraktowałam
nożyczkami. Nie rozumiałam jak, mimo liczenia kasy i zaciskania pasa, mogłam
zrobić debet na koncie! Postanowiłam przejść na babciną metodę o której gdzieś
kiedyś czytałam. Po otrzymaniu wypłaty na konto, internetowo robię przelewy
wszystkich miesięcznych zobowiązań, od pozostałej kwoty odejmuję przewidywalną
kwotę raty kredytu i wszelkich opłat bankowych które bank sam ściąga. Idę do
banku i wypłacam całą pozostała kwotę. W drodze z banku uiszczam wszelkie
miesięczne zobowiązania które nie mogę zrealizować przelewem. Wstępuję do Mamy
gdzie leży koperta do której wkładam 1/12 zobowiązań rocznych. Muszę tłumaczyć
czemu nie leży u mnie?:) W domu wykładam kasę na stół i wiem, że jest to
wszystko czym mogę dysponować na życie. Od tej kwoty trzeba od razu odliczyć
pieniądze na leki jeśli jakiś członek rodziny musi je przyjmować stale. To
nawet ważniejsze od jedzenia. Jeśli wszyscy są zdrowi ale mamy małe dzieci to
sprawdzamy czy mamy mamy w domu dostosowany do ich wieku środek
przeciwgorączkowy i przeciwbiegunkowy. (Przy okazji Wielkiej Inwentaryzacji;)
dobrze zrobić spis posiadanych w domu leków- spisujemy je kategoriami:
przeciwgorączkowe, wyksztuśne, przeciwzapalne itd., spisując nazwę, zawartość
środka leczniczego podanego najczęściej na 1ml lub 1 tab., datę ważności oraz
ilość jaką dysponujemy- taką kartkę mam zawsze w portfelu gdy idę do lekarza i
podsuwam mu pod nos, często dopisuje mi tylko np. 1 listek tabletek brakujący
do pełnej kuracji zamiast całego opakowania, które mi się potem przeterminuje w
apteczce. Trzeba czytać ulotkę, czasem datę ważności liczy się od chwili
otwarcia, więc zapisuję ją na opakowaniu leku. Przy okazji dowiemy się jak je
przechowywać- np. w lodówce). Kwotę na leki wkładamy do odpowiednio opisanej
koperty i najlepiej jak najszybciej je kupujemy. Odkładamy również od razu
kwotę jaką pozwalamy sobie wydać na paliwo, ewentualnie wręczamy mężowi:) To co
nam zostanie dzielimy na 4 równe części i wkładamy do słoików (widać jak kasy
ubywa:) Każda z nich to kwota na przeżycie jednego tygodnia. I choćby była
bardzo mała musi wystarczyć. Nie pożyczamy z następnego słoika, bo nie przeżyjemy
ostatniego tygodnia!
Jeżeli coś w słoiku nam zostało na koniec tygodnia, nie
przekładamy do następnego! Wkładamy do koperty, choćby to było 5zł, i
zaklejamy. Ja jeszcze wynoszę ją dla pewności do Mamy. Wszystkie te koperty
sumuję pod koniec miesiąca i są to pieniądze, które powiększają nasze
oszczędności. Sięgam do nich gdy trzeba zapłacić jakąś składkę w szkole albo
pęknie wężyk do pralki itp. nieprzewidywane rzeczy. Jeśli są to większe sumy to
może to być np. fundusz wakacyjny:) Marzenie;) A jeśli nie starczyło kasy i
brakuje na niedzielny obiad to idziemy w odwiedziny do Rodziców lub Teściów;) a
w poniedziałek otwieramy nowy słoik:) W niedzielę wieczorem robię przegląd
żywności jaką dysponuję, sprawdzam czy niezbędna chemia się nie kończy, środki
czystości i higieny osobistej również. Pytam dzieciaki czy do szkoły czegoś im
nie trzeba. Przy okazji W.I. do kartonu po papierze ksero wrzucałam zebrane w
całym domu, nawet w garażu, materiały biurowe (okazało się, że dysponujemy
między innymi 8 rozpoczętymi rolkami taśmy samoklejącej, 2 workami spinaczy,
całym mnóstwem długopisów i czystych kartek:) Szukam więc najpierw w tym
kartonie, jeśli nie ma wpisuję na listę zakupów. Na bazie posiadanego jedzenia
opracowuję jadłospis i sporządzam listę zakupów. Liczę czy mi starczy kasy.
Jeśli nie, kombinuję znów z jadłospisem albo postanawiam, iż w tym tygodniu
prać będziemy szarym mydłem ręcznie. Zależy na czym mi bardziej zależy.
Jeżeli jednak tydzień w tydzień nam nie starcza, trzeba
jeszcze raz zerknąć na nasze comiesięczne zobowiązania. Może są tam kwoty które
wydajemy niepotrzebnie, z których możemy zrezygnować powiększając tym samym
nasze środki w słoikach.
Z dnia 02.06 (dopinam do całości by nie umknęło w komentarzach)
Zobowiązań wynikających z zadłużenia nie zmienimy.
Pamiętamy, mam nadzieję, że wiele składowych czynszu oraz opłata za śmieci jest
zależna od ilości osób faktycznie zamieszkujących posesję, dlatego miesięczną
czy dłuższą nieobecność którejś z zameldowanych osób należy niezwłocznie
zgłosić spółdzielni/wspólnocie lub gminie. Media, czyli prąd, wodę, gaz należy
używać oszczędnie. Wiele rad jest na tym blogu lub w sieci, jak to zrobić. W
przypadku prądu przypominam tylko, iż jest obecnie na rynku paru dostawców oraz
że można wybrać różne taryfy odpowiednie do naszych potrzeb. W przypadku wody
pamiętamy o podliczniku na kranie ogrodowym lub garażowym byśmy nie płacili za
ścieki których nie wytwarzamy. Odbiór śmieci segregowanych jest tańszy. Mamy
też różnych dostawców sygnału TV, warto porównać oferty. Tak to niestety zwykle
bywa, że dla nowego klienta firma jest łaskawsza niż dla starego. Przelicza się
to na nasze finanse. Przedyskutujmy też na naszym rodzinnym walnym pakiet
kanałów za które płacimy, czy naprawdę to wszystko oglądamy? Czy nie wystarczy
nam pakiet najtańszy? Tak samo z telefonami. Dobrze pogadać z kimś kto się zna
i znaleźć najkorzystniejszy dla naszej rodziny układ, często są przecież to
trzy-cztery telefony. Nie warto rozdmuchiwać naszych abonamentów, skoro ich nie
wykorzystujemy. Co z tego że powiedzmy mamy teraz 800 darmowych minut a w
pakiecie 10zł tańszym mielibyśmy tylko 500, skoro wykorzystujemy max 200-250? A
może warto by tylko jedna osoba miała dużo minut w abonamencie a reszta była
tylko na minimum a kontaktowałaby się z nimi po tzw. sygnale. A może pakiet
wolnych minut do wybranych numerów? Nie trzymajmy się obecnej sieci, niestety
lojalność tutaj nie jest promowana. Najkorzystniejszą ofertę można wybrać tylko
mając przed nosem bilingi z wszystkich telefonów z ostatnich paru miesięcy oraz
ofert wszystkich operatorów. Parę wieczorów pewnie nam to zajmie, ale
oszczędności mogą być spore, więc chyba warto?:) A i naprawdę uważacie, że
posiadane telefony są nie do użytku po 2 latach? Na pewno?:) Warto płacić też 5
zł za granie na czekanie? Stać nas na to by umilać czas innym? Tak samo z
internetem. Jest on konieczny, ale czy wykorzystujemy wszystko za co płacimy?
Jeśli przekraczalibyśmy limit transferu tańszej opcji raz na kwartał to może
warto zapłacić w tym miesiącu dodatkowe złotówki, a w pozostałe miesiące płacić
mniej? Przeanalizuj to.
Opłaty za żłobek czy przedszkole nie zmienimy ale
może warto starszaka przenieść z przedszkola do zerówki szkolnej? Płacimy wtedy
tylko za obiad. Fakt, po 4-5 godz. zajęć dzieciak siedzi w świetlicy ale może w
naszej szkole nie jest ona taka zła? Za rok i tak tam trafi. O przeniesieniu ze
szkoły płatnej do publicznej chyba nie muszę mówić. Co prawda, jestem zdania ,
że warto poszukać sponsora (rodzina, chrześni?) który dofinansuje nam przez
pewien czas czesne tak by przeniesienie nie nastąpiło w czasie roku szkolnego.
Dziecko mniej boleśnie to odczuje. Warto też sprawdzić czy składki w
stowarzyszeniach branżowych czy ubezpieczenia nie można na jakiś czas zawiesić
bez większych konsekwencji, uzupełniając należne sumy po pewnym czasie. A może
z pewnych nieobowiązkowych ubezpieczeń jednak zgodzimy się zrezygnować? Gdzieś
trzeba niestety szukać tych środków na przeżycie. Dzieci powinny przejrzeć cała
ofertę darmowych zajęć w najbliższej okolicy. Może z jakiś płatnych jeszcze da
się zrezygnować, jeśli istnieją podobne darmowe. Jeśli płatne zajęcia naszych
dzieci prowadza kluby sportowe lub stowarzyszenia warto zajrzeć w ich statuty,
może zawierają zapis że w szczególnych sytuacjach dla osób szczególnie
utalentowanych przewidziane są stypendia lub zwolnienia od opłat? Sami musimy
się tego dowiedzieć lub np. przepytać trenera lub instruktora. Oszczędzić na
komunikacji jest trudno. Znów trzeba zajrzeć w regulaminy świadczącego usługi.
Może jesteśmy Honorowym dawcą krwi, a nasz MPK ma dla nich ulgi? Znów powtórzę-
trzeba czytać i pytać. Wiedza to ważna rzecz. Dla nas podstawowa:) bo przelicza
się na kasę. Warto popytać rodziców dzieci na wspólnych zajęciach, może jest im
po drodze i da się wozić dzieci na zmianę? Tak samo z dojazdami do pracy.
Razem=taniej:) No i nie oszukujmy się,do 5 km bez bagaży naprawdę da się
chodzić piechotą:) Potraktujmy to jako fitness, bezpłatny:) Planujmy wyjazdy,
tak by przy okazji załatwić jak najwięcej spraw przy jak najmniejszej
kilometrówce. Dobrze wybrać przedszkole, szkołę czy ośrodek zdrowia jak
najbliżej, najlepiej po drodze do pracy. Dziecko może wtedy jechać razem z nami
i poczekać na lekcje w świetlicy np. odrabiając w tym czasie lekcje. No i
trzeba to powiedzieć wprost, musimy być kierowcami idealnymi:) jeden, tylko
jeden mandat wystawiony przez policję lub straż miejską może nas pozbawić
środków na życie z co najmniej 2 słoików! Także uważajmy gdzie parkujemy:)
Trzeba też przejrzeć koszty prowadzania naszego rachunku bankowego, jeśli nie
jesteśmy z tym bankiem związani kredytem to może gdzieś znajdziemy korzystniejszą
ofertę? Warto też przejrzeć, jakie są składniki tej opłaty bankowej. Może można
zrezygnować z paru zbędnych nam teraz kart (przyznam się ze wstydem, iż ja
zasymulowałam ich kradzież, zgłosiłam to do banku i nie wystąpiłam z wnioskiem
o nowe) lub ich ubezpieczenia. Przy porównywaniu kosztów prowadzenia rachunku
trzeba też spojrzeć na koszty przelewów. Niektórzy oszczędzają na spłacaniu
kredytu walutowego poprzez wcześniejszy ich zakup w kantorach internetowych,
czy też korzystają z kredytu konsolidacyjnego. Nie wiem, nie korzystałam ale
może w waszym wypadku to dobre rozwiązanie. Przeanalizujcie to by sprawdzić.
Pamiętajmy każda złotówka tu zaoszczędzona, pojawia się w naszych słoikach
ułatwiając nam życie.