środa, 30 listopada 2016

Jak żyjemy



Dawno nie pisałam o tym ile wydajemy na żywność i jak sobie ogólnie radzimy z wydatkami. 
Moja rodzina obecnie wydaje na żywienie około 900 zł. Koszty wzrosły z powodu wzrostu cen oraz większej ilości pochłanianego jedzenia przez dzieci, żywię dwóch dorosłych facetów (mąż i dziewiętnastoletni syn), oraz dwoje nastolatków (14 i 12 lat) plus ja.  Chłopcy potrafią zjeść całkiem sporo, a i córka im nie ustępuje aż tak bardzo, bo intensywnie uprawia sport 4 razy w tygodniu.  Myślę, że kwota jest nie najgorsza, ale staram się większość produkować sama, robię mleko owsiane, sojowe, ryżowe i kokosowe, sama robię jogurty, tofu, wędliny, pasztety, pieczywo, ciasto i ciasteczka, nawet domową chałwę robię, majonez, pasty.  Kupuję produkty hurtowo (mąka, kasze, płatki, ryż, przyprawy – zioła itp.), mięso w ubojni, mleko od rolnika, warzywa i owoce mamy z ogrodu lub kupujemy bezpośrednio od rolnika, dzięki temu ostatnio za 15 kg ziemniaków zapłaciliśmy 3,5 zł, kg jabłek po 80 gr, cebuli po 30 gr. Robię przetwory na zimę w sezonie, mrożę włoszczyznę z ogrodu, w tym roku mroziła dodatkowo dynię, którą kupiłam po 80 gr za kg, mroziłam również malutkie marchewki do obiadu z ogrodu (nie zdążyły wyrosnąć), śliwki, grzyby, koperek, ostrą paprykę. Mam ponad 300 słoików przetworów warzywnych i owocowych razem.  Dzięki temu moja rodzina może jeść zdrowo i niedrogo. Obecnie zaczynam hodowlę kiełków, którą zajmuję się od kilku lat. Jemy różnorodnie, nie jadamy gotowych dań, nie używamy kostek rosołowych i smakowych, nie używamy przyprawy uniwersalnej do dań.  Owszem spędzam sporo czasu w kuchni, ale lubię to, więc nie narzekam.
Piorę w płynie z Lidla i płucze ubrania w occie (nie czuć żadnego zapachu octu), sprzątam zupełnie bez użycia chemii (zakupiłam ściereczki i mop, które nie wymagają detergentów), dzięki temu na chemię nie wydaję dużo. Kosmetyków też nie używam zbyt wiele, do mycia mydło powszechne cena za dużą kostkę 3 zł, do twarzy i ciała olej kokosowy, oliwa z oliwek, maść z witamina A lub nagietkową.  



Jeśli chodzi o rozrywki to czytamy dużo książek z biblioteki, tam również wypożyczamy czasopisma, zajmujemy się pracami ręcznymi, maż skleja model statku, ja robię na drutach, dzieci grają w gry i tak spędzamy wspólnie wieczór razem przy jednym stole.  Jeśli zapragniemy wielkomiejskich rozrywek wybieramy bezpłatne warsztaty dla dzieci lub dla dorosłych różne prelekcje (sporo ich jest u nas w miasteczku). W zimie raczej chętniej spędzamy czas w domu z kubkiem kakao przed kominkiem grając w gry niż wędrując do miasta.  Wiem, że dla wielu osób nasz styl życia może się wydać nudny, ale wydaje mi się, że pogoń za adrenaliną i wieloma podnietami nie zawsze nas wzbogaca. Dla nas wystarczą drwa trzaskające w kominku, dobra książka, wino domowe, muzyka, wspólne rozmowy. Czy tak naprawdę ciekawsze są centra handlowe, które wszystko padają jak przez matrycę powielone?
Tak sobie żyjemy prosto i zwyczajnie, dzieci chętnie opowiadają nam o sobie, nie jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi, którzy tylko ze sobą mieszkają. Po dniu pełnym pracy, nauki, przepychania się przez korki chętnie wracamy do naszego azylu i chętnie w nim pozostajemy. Dzieci wracając wieczorem do domu wcale nie biegną do komputerów i chętnie odkładają komórkę, cieszy nas to, bo widać, że jesteśmy, jako rodzina atrakcyjniejsi.  To naprawdę wspaniałe chwile, gdy w domu pachnie jedzeniem, jest ciepło i słychać rodzinne rozmowy, śmiech, opowieści. O godzinie 21 wyłączamy zupełnie telefony, od tej godziny to już zupełnie nasz prywatny czas, mój z mężem, dzieci w pokojach. Dom się wycisza, zasypia pomalutku.

Tak właśnie żyjemy i dobrze nam z tym, w lecie dzień trwa dłużej dla nas, więcej czasu spędzamy w ogrodzie, pracujemy tam, odpoczywamy, siedzimy przy ognisku. Żyjemy trochę staromodnie, ale czy gorzej? 

wtorek, 22 listopada 2016

Zamień problem na wyzwanie!!




Często piszę o tym, że najważniejsze jest nasze nastawienie do problemu. Zachęcałam Was by zrobić z niego wyzwanie, zmierzyć się ze samym sobą, nie podchodzić do problemu z pozycji przegranej. Ludzie stawiają sobie przeróżne wyzwania, przejrzyjcie FB, jak wiele jest tam dostępnych wyzwań – przeczytam 26/52 książki w rok, 30 brzuszków dziennie, 40 przysiadów, nie jem cukru przez 30 dni, nie jem mięsa przez 30 dni, nie oglądam tv przez pół roku, nie gram w gry, uśmiecham się do obcych itd. Więc skoro ludzi co dnia wymyślają sobie przeróżne wyzwania, czemu nie można sobie postawić takiego – zmniejszę wydatki o 1/3, zrezygnuję z płatnych rozrywek przez 6 miesięcy, nie kupie nowych ubrań przez x miesięcy, sprzedam niepotrzebne rzeczy, nie kupię kawy na mieście, dodatkowo zarobione pieniądze przeznaczę na spłatę długów itp. Dzięki takim postanowieniom możemy sporo zaoszczędzić pieniędzy i dzięki temu małymi kroczkami wychodzić z problemów finansowych.  Naprawdę pomyślcie jak możecie zmienić swoje problemy w wyzwanie i dzięki temu trenować Waszą silną wolę. Możecie wciągnąć w to wyzwanie całą rodzinę i codziennie omawiać jak sobie z tym radzicie, może to będzie pierwszy krok do wspólnych rozmów, może to Was zbliży do siebie. W codziennym biegu zapominamy o rozmowach z domownikami. Często ograniczamy się do rozmów „obowiązkowych”, – co w pracy, co w szkole?




Podam Wam przykład wyzwania i naszych rozmów o nich. Wiele lat temu postanowiliśmy z mężem przestać jeść słodycze. Wracaliśmy do domu i opowiadaliśmy sobie jak to nas kusiły wystawy sklepowe, zapach z cukierni. Opowiadaliśmy sobie o naszych załamaniach, jak nie daliśmy rady np. wracając z pracy przechodząc koło cukierni, odmówić częstowanego cukierka, jak ze smakiem zjadaliśmy ta zdobycz. Mieliśmy sporo śmiechu przy tym, rozmowy na dobrą godzinę, o naszych myślach na temat słodyczy….  Obecnie jemy niewiele słodyczy, raz w tygodniu ciasto domowe, suszone i świeże owoce i czasem czekolada, domowa chałwa.  Nie słodzimy kawy, herbaty, soki rozcieńczamy wodą.  Dziś z rozbawieniem wspominamy to nasze wyzwanie. Było naprawdę fajnie.
Spróbujcie problem przekuć w wyzwanie i sprawdzić samych siebie.

piątek, 18 listopada 2016

Racuchy bez mąki pszennej




Rodzina marzyła o racuchach, z racji, że nie jemy od prawie 2 lat pszenicy powstała zagadka – jak zrobić racuchy bez mąki pszennej. Pierwsze zrobiłam z mąki żytniej, następne już z mieszanki mąki żytniej i ryżowej. Rodzina uwielbia te racuchy, najchętniej jadaliby, co drugi dzień je, ale mnie się nie chce smażyć tak często ich. Jest to świetna przekąska, danie kolacyjne, śniadaniowe lub nawet drugie danie do treściwszej zupy.




Składniki:

3,5 szklanki mąki (może być dowolna, ja używam 2 szklanek ryżowej i 1,5 żytniej)
500 ml mleka (dowolne, choć rodzina twierdzi, że najlepsze są na owsianym – robię sama)
3 jajka
Szczypta soli
Smalec lub olej do smażenia (ja zrezygnowałam ze smażenia na oleju, używam tylko na zimno, więc smażę na smalcu)
40 g drożdży świeżych
1/2 łyżeczki cukru
Opcjonalnie - 2 jabłka obrane, starte na tarce i odsączone

Z 3 łyżek mąki żytniej, drożdży, 1/2 łyżeczki cukru i odrobiny mleka robię rozczyn, odstawiam by drożdże ruszyły, czyli zaczyna się tworzyć pianka na wierzchu.  Następnie łączę wszystkie składniki, odstawiam na 10 minut i zaczynam smażyć.  Pamiętajcie, że z jabłkami racuchy zrobią się delikatniejsze i trudniejsze do przewracania.  Smażymy z obydwu stron na rumiano, ja podaję z musem jabłkowym i nie dokładam jabłek do ciasta. Można je polać miodem, syropem klonowym, posypać cukrem pudrem, wedle uznania.  Z tej porcji najadamy się całą rodziną ( pięć osób).

Danie nie jest kosztowne, ani pracochłonne, można je zrobić po powrocie z pracy na ciepłą kolację. 

czwartek, 10 listopada 2016

Gdy nadejdzie czas gdy brak nam pieniędy



Przychodzi czasem taki moment w życiu, że kieszenią są puste, konto w banku również, a my bez perspektywy na poprawę tej sytuacji zaraz, teraz. Czujemy bezradność, panikę i strach. Pamiętajcie, że to nie koniec świata, sama wiele przeżyłam, mam również znajomych, którzy byli/są w takiej sytuacji.





 Jest dobrze, jeśli mamy zapasy żywnościowe w domu, wtedy przeglądamy dokładnie wszystkie produkty żywnościowe, które mamy w domu. Zaglądamy w każdy zakamarek i najlepiej spisujemy je na kartce, by potem było nam łatwiej planować.  Zastanawiamy się, co jesteśmy w stanie wyprodukować z dostępnych produktów. Możemy sobie pomóc Internetem, są strony kulinarne, na których wpisuje się, co mamy w "lodówce" i wyświetlają nam się propozycje dań. Następnie układamy jadłospis na cały tydzień, uwzględniając oczywiście nasze dostępne zasoby produktów i finansów. Jadłospis musimy ułożyć uwzględniając nie tylko obiady, ale i resztę posiłków. Robiąc kolejne jadłospisy nabierzecie wprawy w ich układaniu, potem opieracie się już na sprawdzonych daniach kryzysowych.
Kolejna sprawa to transport. Niestety w tym temacie najczęściej trudno zmienić nawyki i zrezygnować z wygody.  Mam znajomego, który gdzie się da chodzi pieszo o każdej porze roku. Chodzi po 20 – 30 km dziennie i cieszy się dobrym zdrowiem i optymizmem życiowym. W bardziej odległe miejsca dzieli podróż na etapy – pieszo i komunikacją by zaoszczędzić na cenie biletu i tu jest bardzo dokładny w wyliczeniach. Inny sposób to rower tak długo jak to umożliwia nam pogoda.  Możemy na rowerze przewozić dzieci w Holandii świetnie sobie radzą z tym, widziałam różne rozwiązania, dwoje dzieci wożono bez większego problemu, widziałam i czworo, ale ta grupa siedziała w przyczepce drewnianej z zamontowanymi pasami w kaskach i z daszkiem.  Widziałam jak przewożono lodówkę i pralkę rowerem, komodę, kwiaty, zakupy itp. Niestety rower ma ograniczenia w sezonie śnieżnym i mocno deszczowym (to już transport wtedy dla odpornych). Inny sposób to próbować znaleźć osoby jeżdżące w tym samym kierunku, co my i dokładać się do paliwa (myślę tu o dalszych podróżach).  Ja jestem wychowana w okresie, gdy samochód w rodzinie to był niezły luksus, wszędzie podróżowało się komunikacją lub pieszo, na wakacje nawet pod namiot jeździliśmy pociągiem. Pierwszy samochód pojawił się u nas, gdy miałam 13 lat, u męża nigdy.  Myślę, że całkiem dobrze wielu osobą zrobiłaby przesiadka na rower lub piesze „wycieczki”.  
W odległości około 1,5 km od nas mieszka kobieta w wieku 80+ codziennie chodzi o lasce wolniutko tą trasę w obie strony 3 razy dziennie, czyli jednorazowo przechodzi 3 km razy 3 to mamy 9 km dziennie w wieku 80+.  Jak zaczynała spacerować chodziła o kulach, raz dziennie, po roku używa tylko laski i robi ten spacer 3 razy dziennie, zatem jak widać chodzenie i wysiłek fizyczny bardzo dobrze służy zdrowi. Dodam, że kobieta chodzi bez względu na pogodę, kiedyś rozmawiałam z nią, że podziwiam jej samozaparcie, że chce jej się wyjść i chodzić, odpowiedziała, że w domu to ludzie się starzeją. Jak wyjdzie i popatrzy na innych, czasem porozmawia, codziennie idzie do kapliczki we wsi i sobie zmawia różaniec, nawet psy we wsi zaczęły jej towarzyszyć w tych spacerach.
Inne problemy przy braku finansów to płacenie rachunków, to spędza sen z oczy wszystkim, którzy popadają w kryzys finansowy, o tyle o ile można sobie odmówić przyjemności, nowych ubrań, jeść bardziej ubogo o tyle ciężko nie płacić rachunków. Pamiętam moment 7 lat wstecz, gdy byliśmy przyciśnięci do ściany, maż zaczął cierpieć na przewlekłą bezsenność, podupadł na zdrowi. Pewnego dnia wstał z łózka i stwierdził, że musimy bez względu na wszystko spłacać kredyt za dom i opłacać wodę. Jak przyjdzie komornik to trudno, ale na pewno domu nikt nam nie zabierze, bo to własność banku, jak odłącza nam prąd to trudno damy radę, byle woda była w kranie. Bardzo mu ta myśl pomogła, a dzięki odpuszczeniu skupił się na nowych źródłach dochodu, ja co raz mocniej wdrażałam plan oszczędzania codziennego i szliśmy do przodu. 
Inna opowieść o oszczędzaniu na rachunkach to historia naszej sąsiadki, gdy mieszkaliśmy w mieście. Kobieta mieszkała sama, główny dochód to renta.  Ona na początku miesiąca opłacała rachunki, potem opłacała wybraną kwotę za prąd, a co jej zostałao rozkładała na jedzenie dzieląc kwotę na tygodnie. Jak Jej zabrakło prądu, to mówiła trudno, mam świece, jedzenie za okno i tak nie miała większych zapasów. Kupowała sobie na początku miesiąca kilka biletów komunikacji, jak się skończyły to chodziła pieszo i dzięki tym pomysłom nigdy nie miała długów.
Oczywiście w sytuacji kryzysu finansowego musimy zrezygnować z rozrywek płatnych, książki czytać z biblioteki lub od znajomych, w bibliotekach są również czasopisma, więc i je można czytać bez ponoszenia kosztów.  Musimy ograniczyć zakupy odzieży, obuwia, kosmetyków, używek kupować tylko niezbędne rzeczy.  Niestety sytuacja pustych kieszeni żąda od nas wielu wyrzeczeń, bez tego będziemy się tylko pogrążać w długach.
Pamiętajcie informować dzieci o zmianie statusu finansowego, nie udawajcie przed nimi, że wszystko jest w porządku. Dzieci będą żądać życia na wcześniej ustalonym poziomie, a tego nie będziemy w stanie im zapewnić. Nie mówicie lakonicznie – nie kupię Ci, bo nie mam pieniędzy, jak powtórzycie to kolejny raz bez wyjaśnień dziecko uzna to za wymówkę, a nie problem finansowy.  W każdym wieku możemy dziecku wytłumaczyć brak pieniędzy, trzeba tylko pomyśleć nad metodą, może pokazać na klockach nasze zasoby dzielić na wydatki, a potem pokazać, że nic nie zostaje.  
Nie próbujcie udawać przed otoczeniem, że na wszystko Was stać, to nakręca długi. Może zamiast wypadu ze znajomymi do kina zróbcie spotkanie przy grze planszowej, niech każdy coś przyniesie do przekąszenia i może być bardzo ciekawy wieczór. Naprawdę udawanie nie prowadzi do niczego dobrego, może prowadzić do pogłębiania u Was stanu depresyjnego, bo co raz trudniej będzie Wam dorównać poziomem do innych.
Wiem jak bywa również trudno z rodziną, sami przeżyliśmy takie chwile, gdy mieszkający od nas ponad 50 km rodzice oczekiwali cotygodniowej wizyty, a nas nie było stać na paliwo.  Rodzinne uroczystości to też były trudne chwile, skąd wziąć na prezent jak nie mamy pieniędzy. Zaczęliśmy robić prezenty sami, lub zanosiliśmy domowe wyroby wino, nalewkę, chleb, soki itp. Nie unikaliśmy takich uroczystości, nie udawaliśmy, nie zapożyczaliśmy się. Dlaczego mamy odmówić udziału w jakieś uroczystości tylko, dlatego że brak nam pieniędzy. Niestety wiele osób tak niszczy kontakty rodzinne odmawiając zaproszenia, ale czy tak naprawdę wszyscy czekają tylko na prezent od nas? Żyje nadzieją, że nie. Mam nadzieję, że ważniejsze jest to, iż przyszliśmy z otwartym sercem, dobrym słowem i drobnym upominkiem w ramach pamięci. Ja szyłam na prezenty fartuszki, poszewki na poduszki, robiłam różne drobiazgi metodą decoupage. Kwiaty dla nauczycieli ścinałam z ogrodu, wiązałam kokardki i dzieci zanosiłyby nie iść z pustymi rękoma. Myślę, że często wystarczy odrobina pracy i kreatywności by mieć prezent dla kogoś.
Nie wstydźcie się swojej sytuacji, nie udawajcie, nie próbujcie dorównać do jakiegoś poziomu. To naprawdę nie ma sensu. Nie róbcie z siebie męczenników, którzy biadolą na wszystkie strony jak im źle. 
Mój ojciec chrzestny po zaproszeniu na nasze wesele powiedział, że go nie stać użył słów – jak się nie ma miedzi to się na tyłku siedzi. Bardzo było mi przykro, bo chciałam by był z nami w ten ważny dla mnie dzień. Niestety nie pomogły przekonywania, że ja nie czekam na prezent. Na naszym weselu pojawili się ludzie, którzy w prezencie przynieśli drobiazgi – obrus, ścierki kuchenne, niektóre mam do dziś po 25 latach i są dla mnie cennym wspomnieniem.  Nie chodzi o postaw się, a zastaw się, chodzi o serce, czas i zaangażowanie. "Nikomu nic się nie należy - Philip Zimbardo -  Mamy to, co sobie wypracujemy. Dobrymi uczynkami, współczuciem, pracą nad sobą. Bycie ofiarą lub bohaterem to wyłącznie kwestia świadomości, a nie okoliczności. To prawda, trudno pogodzić się z faktem, że przytrafiło nam się coś złego, że mamy pod górkę, a inni mają lepiej. Ale takie myślenie to trucizna. Zazdrość niszczy nas i nasze związki.  Nie ma co też się ciągle zamartwiać i szukać winnych. Uważajcie również na toksyczne osoby w swoim otoczeniu, często są to bliskie osoby które budują w nas ciągłe poczucie winy i zależność od nich. 
Aby zachować zdrowie psychiczne, nie marudź, rób to, co możesz, nie skupiaj się na negatywach, doceń to, co masz, mów dobrze o sobie i o innych, wstawaj w dobrych humorze. Żadna magia. Samo życie.

Być ubogim to nie wstyd, udawać kogoś kim się nie jest to……….

piątek, 4 listopada 2016

Mój dzisiejszy jadłospis jesienny




Ostatnio przytrafiło nam się kilka awarii domowych i samochodowych, więc znowu trzeba dokładnie analizować wydatki i wszystko planować.  Musze również bardzo dokładnie planować posiłki by w tym przejściowym okresie jesienno – zimowym nie zaniedbać rozsądnego odżywiania.




Jednodniowy jadłospis jesienny

I śniadanie: jajecznica z cebulą, pieczywo żytnie i bezglutenowe z masłem, herbata zielona

II śniadanie: chleb, masło, pasta ryba, ogórek kiszony, herbata owocowa, jabłko

Obiad: zupa dyniowa na ostro, kluski śląskie z cebulką i boczkiem, buraczki gotowane woda z sokiem z aronii

Kolacja: ciasto z dyni, czekoladowe mleko owsiane (wszystko domowego wyrobu)


Sama piekę wszystkie pieczywa, ciasta, robię pasty, kluski, boczek również jest przez nas peklowany i wędzony. Napój owsiany oczywiście domowej produkcji. Buraczki, ogórki kiszone to nie inaczej jak domowy produkt.