Do napisania tego postu zainspirowała mnie jedna z
czytelniczek. Podobnie jak ona mam często problem z akceptacją przez otoczenie
moich oszczędności, wiele osób uważa, że nie ma potrzeby się zastanawiać np.
nad ceną w sklepie, wrzucam do koszyka i już. Nie widzą też potrzeby
analizowania wydatków i dochodów. Jak dla mnie to luksus dla ludzi, którzy mają,
co miesiąc spory naddatek finansowy i nie chcą na nic odkładać, wszystko mają
itd. My tak naprawdę będąc prawie 24 lata małżeństwem może około 2 lat żyliśmy w
nieświadomości naszego budżetu, ale zaczęło nas dręczyć pytanie gdzie podziewają
się nasze pieniądze, zarabialiśmy we dwoje całkiem nie mało, nie mieliśmy
dzieci, a pieniędzy ciągle nie było. Dzięki prowadzeniu budżetu wszystko stało
się oczywiste, ta wiedza jest niezbędna według mnie w każdym domu, to tak jak
by prowadzić przedsiębiorstwo bez księgowości. Jak planować wydatki, wakacje,
większe zakupy skoro nie wiem jak rozkładają się moje wydatki i dochody. Druga
sprawa to zakupy, bardzo często tłumaczę znajomym, rodzinie, że są sklepy, w
których sprzedają znane marki w pomniejszonych opakowaniach, na pozór wydają się
tańsze, ale gdy sprawdzimy cenę do wagi/litra to mamy pełen obraz jak
"tanio" wychodzi ten produkt. Dla mnie to podstawa przy zakupach
(robię to zawsze, nawet jak znam produkt, bo producenci potrafią zmieniać
gramaturę, a cena jest ta sama), sprawdzanie nie ceny za opakowanie tylko za cały
kilogram lub litr. Ale niestety spore grono osób uważa takie działanie za
dziwactwo i zbędne. Oszczędzanie wody to też dla wielu psychoza maniakalna, a
dla mnie to ekologia i oszczędzanie pieniędzy. Syn oglądając "Mega
Sknery" widzi jak syn matce zaznacza linię, do której ma nalewać wody do
wanny, bo kąpie się w wannie codziennie, widząc to komentuje "o rany, a po
co jej więcej tej wody, tyle wystarczy, a jak chce popływać to niech idzie na
basen" No i w sumie ma rację, wylegiwanie się codziennie w pełnej wannie
wody, to ani zdrowe, ani ekologiczne, ani ekonomiczne. Podobnie jak zmywanie
pod bieżąca wodą w sytuacji, gdy mamy zmywarkę. Ciepła woda z kranu się lejąca
to nie jest 10 litrów wody na cały cykl zmywania fury naczyń w zmywarce. Jeśli
zmywam po za zmywarką to zakrywam zlew i zmywam w nalanej tam wodzie, a dopiero
potem płuczę w zimnej bieżącej. Czy przerobienie starych ubrań na coś nowego to
sknerstwo? Czy działania ekologiczne z oszczędzaniem w tle to sknerstwo? Ja
sortuję śmieci bardzo dokładnie, uważam, że sortowanie powinno być obowiązkowe
dla wszystkich. To też jest uznawane za dziwactwo. No cóż, jestem dziwna, ale
całkiem dobrze mi z tym.:)
Podobne odczucia ma autorka komentarza, pozwolę sobie w tym
miejscu zacytować.
"Od jakiegoś czasu czytam Pani blog i powiem tylko
tyle, że to, co Pani opisuje to zdrowy rozsądek. Pamiętam jak moje babcie też w
taki sposób prowadziły dom i nie wynikało to ze sknerstwa tylko raczej z doświadczeń
(wojna później ciężkie czasy powojenne) i zapobiegliwości. Myślę, że teraz
jesteśmy trochę zmanipulowani na konsumpcjonizm a jak braknie to są kredyty -
wiele sugerują nam reklamy. Zdrowy rozsądek jest wyśmiewany, jako sknerstwo i
bieda a to całkiem inne pojęcia. Zostałam tak wychowana, że nie marnuję
jedzenia, dużo przetworów robię sama, jeśli ktoś ma nadmiar warzyw czy owoców
przyjmuję w zamian coś gotowego lub coś innego, co sama nie wykorzystam. Od
jakiegoś czasu sama "produkuję" wędliny, piekę chleb. Nie gardzę
ubraniami z odzysku u mnie dzieci donaszają ubrania po sobie na po domu. To, co
Pani opisuje to prowadzenie domu z odpowiedzialnością za siebie i dzieci
(nauczanie w domu) -rezygnacja z pracy tak jak w moim przypadku postrzegana jest,
jako dziwactwo- ciężko zrozumieć, że przy dwójce dzieci i braku babci w domu
dwoje rodziców nie może pracować na 3 zmiany."
Ja też jestem postrzegana, jako dziwaczka, nie mam parcia na
karierę, przez wielu uważana za odmóżdżona kurę domową, bez ambicji. Czasem
zagorzałe feministki też mi dokuczają, że pozwoliłam się zamknąć w domu, wiele
osób nawet nie pyta czy to mój wybór, zakłada, że nakaz męża. A jak najchętniej
była bym samowystarczalna, odcięła się od tv, netu i radia. Często mam wrażenie,
że urodziłam się nie w tej epoce. Na okres Postu wyłączyłam się z przeglądania
FB prywatnego i tu też wiele osób dostrzega bezsensowne dziwactwo. W aucie nie
słucham radia, drażnią mnie reklamy, ostatnio byłam długo w szoku po usłyszeniu
reklamy tabletek na zmniejszenie łaknienia na słodycze u dzieci. Z mężem
przestaliśmy zupełnie słuchać radia w aucie, nie oglądamy wiadomości w tv, ogólnie
mało oglądamy programów w tv, jeśli już to raczej film od znajomych lub z Internetu,
konkretnie przez nas wybrany. Dla wielu osób moje chodzenie zamiast jazdy autem
też jest dziwactwem, ale efekt mam taki, że tankuję raz na 2 miesiące, więc całkiem
niezła suma zostaje mi w kieszeni, a do tego więcej się ruszam. Dzieci też
zmuszam do większego ruchu, bo mam wrażenie, że obecnie ludzie wręcz stronią od
ruchu, a co za tym idzie, coraz więcej jest chorób związanych z nadwagą, układem
kostnym, sercem itd.
Przepraszam, że ciągle wracam do tematu "oszczędny czy
skner", ale widzę jak bardzo dla wielu jest to nie do rozróżnienia.
Autorce komentarza gratuluję sukcesów i samozaparcia!!!!!! Życzę
wytrwałości w dążeniu do celu:)