wtorek, 31 maja 2016

Menu na jeden dzień



Dziś u mnie w menu:

Śniadanie I
Jajecznica ze szczypiorkiem (mam własny szczypiorek w ogródku), herbata/kawa

Śniadanie II
Kanapki z pastą rybną (domową) i ogórkiem kiszonym również z domowych przetworów.
Jabłko

Obiad
Krupnik z ziemniakami
Kapusta młoda, kasza jaglana, pulpety w sosie

Kolacja
Twarożek z rzodkiewką (własna z ogródka), pieczywo, pomidor, herbata

Pozdrawiam Wszystkich serdecznie w ten duszny po burzowy dzień :) 



poniedziałek, 30 maja 2016

Nie ma jak szpan...



Od wielu lat stało się domeną społeczną narzekanie na brak czasu, szybkie tempo życia, brak pieniędzy…. Ale czy nie zaczęliśmy narzekać dla samego narzekania? Czy zastanawiamy się, co jest przyczyną takiego widzenia naszych finansów, czasu? Ostatnio zdumiewa mnie rozdrażnienie, niecierpliwość, agresja społeczna. Tak wiele osób nawet na urlopie nie potrafi odpoczywać. Za nami kolejny długi weekend, wiele osób wyjechałoby naładować akumulatory, odreagować codzienne napięcie i pęd. Ale czy na pewno im się to udało?   A może lepiej iść do parku z rodziną i odpocząć - autentycznie niż koniecznie wyjechać, bo tak robią inni, szarpać się w korkach, na stacjach benzynowy, w kolejkach do atrakcji i dodatkowo pozbyć się gotówki z kieszeni.  Czy przypadkiem nie robimy czegoś, co powszechnie nazywane jest „owczym pędem”, chcemy mieć to, co inni, chcemy robić to, co inni, chcemy żyć jak inni. Często wybieramy mniej lub wcale nam nie potrzebną rzecz tylko po to by być jak inni lub lepsze! Bezustannie dopasowujemy się do innych. Nakręcaj nas reklamy, seriale, kolorowe czasopisma, kolega, sąsiad, znajomy…. 
Pędząc na oślep za tym poziomem zapominamy żyć i cieszyć się życiem. Wiele osób wspomina, jak to w czasie PRL-u było więcej czasu, żyło się towarzysko (owszem mniej uwagi poświęcało się dzieciom,  teraz za to są spore skrajności w tym temacie), ale dla towarzystwa a nie dla szpanu i posiadówek smartfonowych z oglądaniem zdjęć z wyjazdów, wypadów itd, spędzało się więcej czasu z rodziną, na świeżym powietrzu, dzieci biegały po podwórku, dookoła było słychać życie! Dziś wiele osób mówi, że wtedy były lepsze zarobki, pracowało się mniej, żyło się łatwiej. Ale czy na pewno żyło się łatwiej? Owszem, można tak powiedzieć, że żyło się łatwiej, bo miało się pieniądze, za które niewiele można było kupić, więc nie goniło się za tym „poziomem życia”, wszyscy mieli tyle samo i to samo, więc, po co było się szarpać, nie było sensu walczyć o więcej i więcej, bo nie było możliwości. Choć gonitwa za produktem była również z powodu jego braku... :)
Ktoś powie, że zarabiało się więcej. 
No nie do końca jest to prawda, znalazłam badanie, z którego wynika, że nie zarabiamy, co raz mnie. „W roku 2000 Polak, który zdecydowałby się przeznaczyć średnią krajową na kurs taksówką, przejechałby nią prawie 800 kilometrów, o ile oczywiście nie wytargowałby rabatów w stosunku do niedługich, miejskich kursów. W roku 1995 jego podróż byłaby znacząco krótsza (550 kilometrów). W 2012 mógłby zaś dojechać z Warszawy do Monachium (około 1100 kilometrów).” Oczywiście nie są to dane z lat 50-80, takich nie znalazłam niestety.
Mam wrażenie, że poddaliśmy się ogólnemu pędowi posiadania, że narzekamy na brak czasu, bo tak wszyscy narzekają. Zastanówmy się ile osób pracuje na więcej niż jeden etat i czy kiedyś wszyscy pracowali tylko na jeden etat, ja osobiście pamiętam jak byłam dzieckiem, mój tato dorabiał malując, mama sprzątając, więc to nie wymysł współczesnych czasów, a mimo to żyło się wolniej. Przemieszczamy się szybszymi środkami komunikacji niż kiedyś, mamy telefony, Internet, a ciągle brakuje nam czasu. 

Kiedyś w domu przy dobrych układach był jeden telefon stacjonarny, obecnie w większość rodzin każdy ma telefon komórkowy i często telefon stacjonarny, a każdy telefon do koszt. Kupujemy, co raz bardziej rozbudowane abonamenty tv, często nie mając czasu na oglądanie tego, bo ciągle nie mamy czasu. Obecnie taki wiele osób mówi „nie mam czasu”, że nie wypada powiedzieć „a ja mam dużo czasu”. No, bo jak to tak mieć czas i już?  Może warto pociągnąć za hamulec i się zatrzymać, zastanowić się gdzie pędzimy, na co zarabiamy pieniądze, o czym tak naprawdę marzymy, czego my pragniemy, a nie otoczenie? Ile tak naprawdę potrzebujemy pieniędzy. Co jest dla nas ważne. 
Wiele razy już o tym pisałam, ale natchnęła mnie do tego ponownie bardzo ciekawa rozmowa. Stwierdziłam, że może warto było by ograniczyć handel w niedzielę, by zmusić ludzi do zwolnienia i spędzenia czasu z rodziną, na co mój rozmówca stwierdził, – że nie można nikogo do niczego zmusić, to musi wypływać z jego potrzeby z jego serca, takie zmuszenie to do kitu, bo będzie sztuczne i na siłę.  Dała mi dużo do myślenia ta wypowiedź. Uwielbiam rozmowy które zachęcają mnie do analizowania, uczą mnie i poszerza punkt widzenia. Rozmówca mój miał rację, to my sami musimy poczuć potrzebę, zatrzymać się, zastanowić, a nie od górnie dostać polecenie – teraz odpoczywaj, zarabiaj mniej, nie potrzebujesz tylu rzeczy!

To są takie moje obserwacje, moje myśli potargane, moje widzenie rzeczywistości. Chciałam się nim z Wami podzielić. Może ktoś widzi to podobnie, może ktoś zechce pociągnąć za hamulec.

W sumie co ja wiem, nie oglądam tv, nie słucham radia, żyję na wsi…………… Dzieci, mąż, praca, dom, ogród.......





poniedziałek, 23 maja 2016

Zupa owocowa




Już dawno obiecałam przepis na zupę śliwkową. Jest to bardzo prosty przepis zwłaszcza dla osób, które nadal kompoty do obiadu.  Co prawda ta „sztuka” była przez ostatnie lata mocno wypierana z naszych domów, ale z tego, co widzę przezywa całkiem triumfalny powrót.

Składniki:

Śliwki mrożone lub inne owoce, świeże lub mrożone (ilość zależy od tego jak mocny smak chcemy uzyskać), tak z 1 kg na 2 - 3 l ja daję przeciętnie.
Cynamon, goździki (opcjonalnie, moja rodzina lubi korzenne smaki)
Cukier
Śmietana/jogurt
Mąka 1-2 łyżki
Makaron



Wrzucam owoce do garnka zalewam wodą, dokładam cynamon (około ½ łyżeczki), goździki (około 4-5 sztuka), zagotowuję całość, doprawiam do smaku cukrem. Jeśli owoce są mdłe, nie dają wyraźnego smaku np. jabłka możemy dodać sok z cytryny.  Zaprawiam jogurtem wymieszanym z mąką (do mieszaniny mąki z jogurtem dolewamy kilka łyżek gorącej zupy i mieszamy, czynność ta powtarzamy, aż płyn będzie ciepły, dopiero wtedy wlewamy do reszty zupy). Zagotowuję całość i podaję z ugotowanym makaronem. Możemy na wierzch posypać uprażone płatki migdałowe np. Smacznego!!  Zupą taką możemy ugotować z dowolnych owoców, najlepiej smakuje w ciepłe dni. Moja rodzina najbardziej lubi ze śliwek lub jabłek. Niektórzy robią zupę z wiśni, nie zaprawiają jej i powstaje owocowy czysty barszcz :) Oczywiście do takiego "barszczu" nie dodajemy już goździków. 

czwartek, 19 maja 2016

Myć czy nie myć często włosy?



Przypadek sprawił, że poddałam swoje włosy pewnemu eksperymentowi.  Jak już wcześniej pisałam farbuję włosy henną Khadi, której nie mogę w swojej okolicy zakupić w sklepie stacjonarnym. Nie chcę zmieniać firmy produkującej hennę, bo ta mi odpowiada jakościowo i cenowo. Jedno farbowanie włosów to dla mnie koszt 11 zł. Zamówiłam farbę prawie dwa tygodnie temu, sprzedawca wysłała na drugi dzień, więc wstrzymałam się z myciem włosów, będąc przekonana, że za chwilkę i tak będę je musiała umyć w celu nałożenia henny. Zatem cierpliwie czekałam. W dniu złożenia zamówienia moje włosy były niemyte około 4 dni. Niestety oczekiwanie zaczęło się przeciągać, a ja wierząc, że to już jutro otrzymam przesyłkę nie myłam włosów, tylko je dwa razy dziennie dokładnie szczotkowałam, szczotką z naturalnym włosiem. Mijały kolejne dni, a moje włosy po krótkim kryzysie w 7 dniu nie mycia zaczęły wyglądać, co raz lepiej, zrobiły się puszyste, co raz mniej było widać przetłuszczenie, a ja trwałam w codziennym dokładnym szczotkowaniu minimum 50 ruchów szczotki na jedno szczotkowanie. Rano i wieczorem dokładnie powtarzałam tę czynność. Oczywiście nadszedł ten dzień, gdy henna do mnie dotarła, ale było to już 14 dni, przez które moje włosy były niemyte, tylko i wyłącznie szczotkowane. Po za moim odczuciem, że tak długo nie myłam włosów (przeciętnie myje, co 5-7 dni), włosy wyglądały bardzo dobrze. W poradniku z lat 60, czytam, zalecanie mycia włosów normalnych, co 10 dni, zaś suchych, co 14. Wtedy pukałam się w czoło, zastanawiałam się jak można wyglądać przy tak długim niemyciu włosów. Zalecano w tej książce również ostrożne podejście do mycia włosów przetłuszczających się, autorzy twierdzą, że włosy szybko się przetłuszczają, gdy zbyt mocno wysuszamy skórę głowy, zalecano tam nieużywanie szponów wysuszających, ponieważ pogarszają stan skóry i włosy jeszcze bardziej się przetłuszczają. .  Oczywiście są odstępstwa przy zmianach hormonalnych, czy chorobach skóry głowy, ale ogólnie twierdzą, że również włosy przetłuszczające się nie powinniśmy myć za często. Opisują, że przyczyną tego stanu może być zła dieta, farbowanie oraz agresywne zabiegi fryzjerskie. Przyznam, że obecnie myje włosy tylko naturalnymi środkami, nie używam agresywnej chemii, może dzięki temu udało mi się tak komfortowo przetrwać te 14 dni.  Jako odzywki używam oleju kokosowego lub dyniowego, czasem do samych kocówek oliwy. Myje włosy żółtkiem lub 100 % naturalnym szamponem.  Płuczę włosy woda z octem. Kiedyś po nałożeniu henny miałam sztywne włosy, trudne do rozczesania, obecnie są miękkie i puszyste. Ścinałam regularnie końcówki, na których była jeszcze resztka farby chemicznej. Tak naprawdę nie wiem, co sprawiło, że włosy wyglądały dobrze mimo tak długiego ich nie mycia. Wielu specjalistów twierdzi, że to dzięki niezbyt częstemu myciu włosów nasze prababki miały je tak piękne, myślę, że również naturalne środki do ich pielęgnacji sprawiały, że nie były zniszczone i przesuszone. Nie jestem kosmetologiem, fryzjerem. Są to moje obserwacje i wnioski niepoparte wiedzą naukową. Jeśli nie będę miała potrzeby to nie powtórzę tych 14 dni, ale rozważę mycie włosów, co 7-10 dni. Może rzeczywiście zbyt szybko sięgamy po szampon, często są to bardzo agresywne dla skóry głowy środki. Może jednak warto poczytać skład i wybrać ten szampon z jak najkrótszym składem lub poszukać domowych preparatów do pielęgnacji włosów. 



poniedziałek, 16 maja 2016

Czy pusty portfel budzi w nas kreatywność?



Ostatnio pomyślałam sobie, że czasem zasobność portfela ogranicza nas. Może nawet pełna płynność finansowa powoduje spadek naszej kreatywności. Tworzyć zaczynamy w chwili, gdy potrzebujemy rozwiązań by przetrwać, jak wiele pomysłów powstało z powodu braku pieniędzy. Jak to mówią „potrzeba matką wynalazków”. Wiele osób rozleniwia się, gdy ma zasobny portfel, wiele poszukuje mocnych doznań by czuć, że żyją. No a człowiek, który ma puste kieszenie, na co dzień żyje tak ekstremalnie, ma tyle doznań i nieznane jutro, że staje się twórczy. Ja wiem, że duża ilość pieniędzy pozwala nam na więcej, ale czy tak naprawdę wtedy chce nam się… To trochę jak człowiek przejedzony staje się leniwy, mało ruchliwy, chętnie pada na kanapę i tam zostaje. Podobnie bywa przy zasobnym portfelu. 
Ostatnio głośno jest o ruchu zwanym Prepersi, wielu z nich ma zasobne portfele owszem, ale wielu nie. Oni po za różnymi umiejętnościami uczą się jak przetrwać bez pieniędzy, prądu, jedzenia, wody itd. Pomyślcie o tym jak mały jest odsetek społeczeństwa, który potrafiłby przetrwać bez prądu, pozyskać wodę, żywność, zbudować schronienie.
Dla wielu rozpalenie ogniska bez zapalniczki/zapałek to coś po za zasięgiem. 
Żyjemy mając nadzieję, że jutro będzie takie same jak dziś, albo lepsze.
A może warto uczyć się zaradności, wiele osób z niskim budżetem jest zmuszona do survivalowych wyczynów. Uczy się przetrwać produkując samodzielnie żywność, nie mając pieniędzy, ba czasem żyjąc bez prądu, bo odłączyli w chwili braku opłat za rachunki. Może warto jednak zbliżyć się do natury, pokazać dzieciom bardziej pierwotne życie, pojechać na biwak…
Może brak funduszy nie jest aż takim złem, może dzięki temu jesteśmy bardziej kreatywni, odpowiedzialni, przewidujący, zaradni……? Ja wolę tak na to patrzeć.  Nie próbuję obrażać ludzi zamożnych, nie to jest celem tego postu. 
Chcę wam pokazać, że ograniczony budżet i codzienna improwizacja to nie koniec świata, wstyd i najgorsze, co mogło nam się przytrafić. Wystarczy zmienić podejście, ludzie płaca niemałe kwoty za obozy przetrwania…. A my mamy, na co dzień swoje survivalowe życie.  Stawiamy sobie wyzwania, sprawdzamy siebie na ile damy radę, bo nikt z nas nie wie ile udźwignie, wiemy o sobie tyle na ile nas wypróbowano. Nie popadajmy w rozpacz, nie myślmy, że mamy najgorzej, to popycha do załamania nerwowego, depresji, zgorzknienia, zawiści. Potraktujmy naszą sytuację jak wyzwanie, jak próbę samego siebie!  To takie moje myśli nieuczesane......:) 





środa, 11 maja 2016

Drugie śniadanie - stanowcze nie gotowcom!



Wiele osób kupuje gotowe dania na śniadanie do pracy, są to dość kosztowne produkty i niestety często niskiej, jakości zawierające w składzie konserwanty, wzmacniacze smaku, tłuszcze utwardzone. Trudno znaleźć gotowy produkt na śniadanie, który by dostarczał do naszego organizmu dużej dawki wartości odżywczych.

Przykładowy skład gotowej sałatki na pozór zdrowej, bo z brokułami - kukurydza 25%, brokuły 20%, olej rzepakowy, jaja gotowane 17%, woda, jabłka 7,5%, cukier, GORCZYCA mielona, przyprawy (w tym SELER), ocet spirytusowy, żółtko jaja, skrobia modyfikowana, substancje zagęszczające (guma guar, guma ksantanowa), sól, regulatory kwasowości (octany sodu, kwas mlekowy), substancje konserwujące (sorbinian potasu, benzoesan sodu), wzmacniacze smaku (glutaminian monosodowy, rybonukleotydy disodowe).

Rozbierzmy sałatkę na elementy pierwsze:

W składzie mamy 45% warzyw, wodę, cukier, skrobie modyfikowaną, jaja i jabłka. Po za tym tak jak wspomniałam wcześniej konserwanty i wzmacniacze smaku. Zawartość soli 1,1 g z 5 g zalecanych przez WHO.

Guma gur - nadmiar może być przyczyną wzdęć, podobnie jak w przypadku innych niestrawionych polisacharydów, przetwarzanych przez florę bakteryjną jelit.
Octan sodu - może wywołać podrażnienia oczu i skóry. Jest umiarkowanie toksyczny przy połknięciu.
Skrobinian potasu - może wywołać takie same objawy jak kwas sorbowy, czyli: podrażnienia skóry, alergie, astmę, zapalenie skóry.
Benzoesan sodu - może być przyczyną nasilenia objawów u astmatyków i alergików oraz podrażnienia przewodu pokarmowego. Powinny unikać go osoby uczulone na aspirynę.
Glutaminian monosodowy - nadwrażliwość na glutaminian tzw. syndrom "chińskiej" restauracji, objawy: pieczenie w okolicach karku, mdłości, uczucie ucisku w klatce piersiowej, nadmierne pocenie się, zawroty głowy, bóle migrenowe, alergia, astma, osłabienia. Badania prowadzone w Północnej Karolinie wykazały, że u osób spożywających więcej żywności zwierającej glutaminian znacznie częściej występowała otyłość niż u osób, w których odżywianiu było go mniej.
Rybonukleotydy disodowe - może wywoływać astmę, nadpobudliwość i zmiany nastroju, ale także swędzące wysypki skórne. Powinny go unikać osoby uczulone na aspirynę, chorujące na dnę moczanową, mające problemy z nerkami. Niedozwolony w żywności dla noworodków i dzieci. Zakazana w niektórych krajach.

Koszt za 150 g około 3 zł
Nie wiem jak dla was, ale dla mnie ta propozycja śniadaniowa jest zupełnie nie do przyjęcia z powodu, jakości i ceny. Za kwotę około 9 zł będę miała kg takiej sałatki, jeśli zrobię ją sama w domu.
Skład domowej sałatki:
Opakowanie mrożonych brokułów 450 g – 3,5 zł
Jajka sztuk 4 – 2 zł
Puszka kukurydzy konserwowej – 3 zł
Jabłko sztuk 1- 40 gr
Przyprawy, olej lub majonez/jogurt
Koszt 150 g to około 1,40 zł - ocenicie sami

Wystarczy wieczorem przygotować taką sałatkę i rano przełożyć do pudełek domownikom by mogli zabrać drugie śniadanie ze sobą.

Kupując choć by dla dwojga domowników gotowe dania śniadaniowe to duże obciążenie dla budżetu zakładając, że w miesiącu pracujemy 20 dni, to wyjedzie nam na same sałatki bez pieczywa, owoców lub warzyw kwota około 120 zł . Dodajmy do tego rachunku słodkie bułki dla dzieci..... 
Oczywiście gotowe dania śniadaniowe to nie tylko sałatki, ale również kanapki kupowane na stacjach lub przez sprzedawców w pracy, zamawiane ciepłe dania na wynos itd. Przygotowanie poprzedniego dnia w domu dań do pracy na śniadanie lub lunch może nam zaoszczędzić zdrowie i pieniądze. Wystarczy tylko wszystko odpowiednio zaplanować i zorganizować. 




U nas jest zasada - rano wszyscy jedzą ciepłe śniadanie w domu, zabierają drugie śniadanie równie z domu, po powrocie z pracy/szkoły jedzą zupę, a na kolacje takie drugie danie, mamy dzięki temu codziennie ciepłe kolacje.  Dzieci po między posiłkami zjadają jogurt/owoce/ciasto. 


Jedząc jedzenie pełne substancji chemicznych często myślimy sobie - raz nie zawsze, niestety substancje chemiczne odkładają się w naszym organizmie i tak naprawdę nie ma badań potwierdzających brak reakcji chemicznych miedzy nimi. Nie wiemy czy to co zjedliśmy w wędlinie nie wjedzie w reakcję z tym co jest w gotowej pizzy, po za tym nie jesteśmy w stanie kontrolować kiedy przekraczamy dozwoloną dawkę danej substancji chemicznej, ponieważ zjadamy ją w różnych produktach.  Wiele osób uważa, że nic im nie jest mimo że jedzą gotowe dania, ale nie biorą pod uwagę, że to nie jest reakcja natychmiastowa, ale długotrwały proces nasycania naszych komórek szkodliwymi substancjami chemicznymi i jeśli to możliwe powinniśmy je ograniczać do maksimum. Oczywiście zupełne ich uniknięcie jest niemożliwe, ale im mniej ich wchłoniemy tym mamy szanse na dłuższe życie w zdrowiu i pełnej sprawności. 

poniedziałek, 9 maja 2016

Jadłospis dla rodziny na cały tydzień



Kolejny jadłospis naszej rodziny. Pojawiają się w nim rzodkiewki, które zbieram już z ogródka, jest mniej ziemniaków, bo jakość ich jest już zła, więc jemy mniej w tym okresie.  Nie ma w jadłospisie nowalijek, bo zwyczajnie ich nie jemy z dwóch powodów – ceny i jakości (są to sztucznie hodowane warzywa, zawierające wysoki poziom substancji chemicznych, jeśli jemy nowalijki to tylko z własnego ogrodu lub parapetu).



Poniedziałek
I śniadanie: owsianka z rodzynkami
II śniadanie: kanapki z domowym pasztetem, ogórek kiszony, jabłko
Obiad: Zupa owocowa z makaronem (zupa z mrożonych śliwek z cynamonem i goździkami), kotlet mielony, ziemniaki, surówka z kapusty kiszonej

Wtorek
I śniadanie: budyń jaglany z cynamonem i jabłkami
II śniadanie: kanapki z pastą z wędzonego śledzia, papryka konserwowa, suszone jabłka
Obiad: zupa owocowa z makaronem, naleśniki z pieczarkami

Środa
I śniadanie: omlet ze szczypiorkiem
II śniadanie: kanapki z pasztetem, rzodkiewki, kefir
Obiad: zupa pomidorowa z ryżem, mięso gotowane w sosie pieczarkowym, kluski śląskie, buraczki gotowane

Czwartek
I śniadanie: jajka sadzone na wędzonym boczku, chleb
II śniadanie: kanapki z wędliną, papryka konserwowa
Obiad: zupa pomidorowa z ryżem, makaron z pesto brokułowym

Piątek
I śniadanie: owsianka z jabłkami i cynamonem
II śniadanie: kanapki z pastą jajeczną, rzodkiewki
Obiad: barszcz czerwony z ziemniakami, ryba smażona, ziemniaki, surówka z marchwi na ostro

Sobota
Śniadanie: tosty francuskie z miodem
Obiad: barszcz czerwony z ziemniakami, pizza domowa
Podwieczorek: ciasto kukurydziano – cytrynowe

Niedziela
Śniadanie: jajecznica na maśle, chleb
Obiad: rosół z makaronem, karczek w sosie tymiankowym, kasza gryczana, ogórek kiszony
Kolacja: resztki pizzy z soboty

niedziela, 8 maja 2016

Godnie żyć bez dużej kasy!





Pisze Wam o tym jak żyć godnie nie posiadając odpowiednich zasobów finansowych. Mam wrażenie, że nam to całkiem dobrze wychodziło. Pamiętam jak zaczęłam pisać bloga i pokazałam go naszym znajomym. Po przeczytaniu stwierdzili, że nie mieli pojęcia o tym, w jakiej jesteśmy sytuacji, byli przekonani, że na wszystko nas stać, że nie mamy problemów z pieniędzmi, że nasze unikanie kosztowych wyjazdów wynikało z faktu, że dzieci mają alergię i ciężko zapewnić im wyżywienie. Czyli nie zadłużając się dalej, żyliśmy godnie.  Uczyliśmy się wielu nowych rzeczy, czasem nas przerażały, wątpiliśmy w powodzenie ich realizacji, ale nie poddawaliśmy się, szyliśmy na przód, nie zważając na porażki i upadki. Mąż nauczył się malować ściany w wymyślone wzory przez dzieci – fale, szablony, brokat, kilka kolorów itd. Sprawdziliśmy u fachowca, że usługa pomalowania córce pokoju tak jak to sobie wymarzyła kosztowałaby nas 700 – 1000 zł. To poważna kwota dla rodziny, która nie dysponuje dużymi zasobami finansowymi. Ale daliśmy radę, córka ma wymarzony pokój, a my nie wydaliśmy fortuny. Każdy z nas lubi mieć nowe przedmioty/meble w domu, my również, więc zabraliśmy się do renowacji starych lub ich wykonaniu samodzielnie. Podobnie z ubraniami, czasem wystarczą nowe guziki, koronka, aplikacja, kieszonka, skrócenie i już mamy nowe ubranie. Spodnie, spódniczki u nas są zazwyczaj przerabiane, gdy dzieci wyrastają na długość to albo ubranie skracam robiąc krótkie spodenki lub przedłużam spódniczki. Nie dość, że mamy nową odzież to nie wyrzuciliśmy starej, jesteśmy ekonomiczni i ekologiczni. W naszej rodzinie tylko mąż ma prawie same, nowe ubrania, nie wszystkie są nowe, czasem syn dostaje np. za tęgie spodnie, więc nosi je mąż. Młodsze dzieci i ja nosimy głównie używaną odzież, ale czy ona jest mniej atrakcyjna od nowej, jak dla nas nie – po pierwsze jest tańsza, po drugie zdrowsza, bo sprane zostały substancje toksyczne pozostałe po procesie produkcji, po trzecie jest to działanie ekologiczne, bo nie tworzymy gór odpadów odzieżowych. A nasz wizerunek wcale nie cierpi na tym, bo mamy całkiem sporo ubrań i otoczenie widzi nas w różnych zestawach, więc uważa, że stać nas ciągle na coś nowego. Nasze wakacje to również z pozoru bardzo kosztowne wyjazdy, nikt nie widzi, że nie biegamy od restauracji do kawiarni i lodziarni. Nikt nie widzi, że zabieramy żywność z domu, że gotujemy sami (mamy również maszynkę turystyczną). Korzystamy z uprzejmości innych ludzi, którzy oferują nam nocleg. Patrząc na nas z boku ludzie mogą pomyśleć, że my ciągle podróżujemy, a to nie mały wydatek na pięcioosobową rodzinę. Nikt nie dochodzi ile wydaliśmy, jak to zorganizowaliśmy. Widza wyjazd nad morze, zagranicę, w góry, ale nie widzą gdzie śpimy i gdzie się stołujemy. Ja nawet chleb i ciastka piekę w czasie naszych wypraw, jeśli nam zabraknie tych zabranych domu. Pomyślcie, jaką przygoda może być wyprawa rowerowa z namiotem na bagażniku. Ja w dzieciństwie podróżowałam z rodziną pociągiem z namiotem, a rodzice gotowali sami posiłki, często z tego, co zebraliśmy w lesie lub tato złowił. Spaliśmy w malutkich namiotach, pakując się do uszytych przez mamę śpiworów, bo nie było można ich kupić. Nasza dieta też z pozoru może wyglądać na drogą, jemy tofu, które ja robię sama, gdy pojawiają się znajomi na stole są wędliny, pasztety, domowy chleb, ciasto domowe, domowe wino. Wiele osób widzi pełen stół i myśli, że to nieźle kosztowało, ale nie widzi faktu, że mięso jest kupione w ubojni i z niego zrobione przez nas wyroby, chleb i ciasto upieczone w domu, wino zrobione z owoców, które mamy w ogrodzie i po raz kolejny oceniają nas na tych, co mają zasobne kieszenie. A tak nie jest, my po prostu chcemy godnie żyć za te pieniądze, które posiadamy, nie chcemy się umartwiać, chcemy korzystać z życia, smakować, doświadczać i przeżywać. Nie chcemy stać z boku i marudzić, użalać się nad sobą. To właśnie próbuję przekazać Wam od ponad 3 lat. Mam nadzieję, że są tu osoby, którym się to udało. 

piątek, 6 maja 2016

Pierwsze tegoroczne zbiory z ogródka



Pierwsze zbiory z ogródka!! Sezon na dobra natury uważam za otwarty!! Uwielbiam ten czas, gdy mogę podawać rodzinie plony z naszego ogrodu. Właśnie zebrałam pierwsze rzodkiewki w tym roku. Można już podcinać szczypior, mniam jajecznica ze świeżym szczypiorkiem. W sobotę będziemy sadzić krzaki pomidorów pod folię, a w gruncie mam 4 krzaczki pomidorków koktajlowych, mam nadzieję, że uda im się. W majówkę posadziliśmy jeżyny, agrest czerwony i róże pomarszczone (podobno 3 owoce róży zaspokoją zapotrzebowanie na witaminę C). W ogrodzie mamy głównie rośliny, które są jadalne, szkoda nam miejsca na tylko ozdobne. Owszem mam żywopłot z niedających nic po za osłoną roślin, ale i tak rosa przy ulicy, więc niechętnie jedlibyśmy z tych krzewów owoce. Mam pelargonie na parapetach, w tym roku wahałam się nad truskawkami pnącymi zamiast pelargonii. Ale pelargonie miałam z zeszłego roku, więc zostały i już. Mam sporo lawendy w ogrodzie, ale ją wykorzystuję do ochrony przed molami w szafach, więc jest i ozdobna i użytkowa. Ogólnie staramy się by nasz ogród był jak najbardziej jadalny. Nie mamy zbyt wiele czasu na prace ogrodowe, ale gdy już jest ten czas to bardziej relaks niż praca.  



środa, 4 maja 2016

Czas wycieczek



Nadszedł długo wyczekiwany czas wycieczek. Uwielbiamy podróże, zwiedzać, odkrywać i doświadczać nowego. Nasze wycieczki są różne, idziemy pieszo, jedziemy na rowerach, jedziemy samochodem, pociągiem lub autobusem. Pakujemy zapasy żywności, napoje, kurtki jakiś kocyk i ruszamy na wycieczkę. Opracowujemy oczywiście wcześniej plan naszej podróży i atrakcji, choć czasem atrakcje same nas znajdują – pojechaliśmy zwiedzać Łęczyce, usiedliśmy na rynku by się posilić i okazało się, że to miejsce zbiórki dla chętnych, którzy chcą zwiedzić więzienie w Łęczycy, potem przewodnik przeszedł z nami ulicami miasta i opowiedział ciekawe ich historie. Takie mamy czasem przygody w czasie naszych podróży. W tym roku w planach mamy Łowicz, Wrocław, ponownie Łęczycę – skansen, Arboretum w Rogowie, Nieborów, Arkadia są to wycieczki jednodniowe, oczywiście to nie wszystkie, jakie mamy zamiar odbyć, ale na ten moment te są zaplanowane.  Aby obniżyć koszty i nie mieć wpadek żywieniowych (alergie) zabieramy własny prowiant.

 



Przykładowy zestaw:
Dwa rodzaje ciastek – owsiane, kokosowe
Ciasto – babka marmurkowa
Kanapki z kotletami mięsnymi i warzywami
Coś na ciepło, jeśli jedziemy samochodem – bigos/flaki/leczo
Owoce
Woda – zabieramy własną z domu wlewamy wodę filtrowaną do butelek
Herbata w termosie
Kawa w termosie
Sok


Jeśli jedziemy samochodem zabieramy maszynkę turystyczną i naczynia, w trasie odgrzewamy danie. Wszystkie zapasy pakujemy w dwa plecaki i możemy ruszać w drogę. Planując rodzinny wypad dokładnie sprawdzamy ceny biletów wstępu, godziny otwarcia atrakcji dzięki temu możemy ocenić nasze możliwości finansowe i dokładnie zaplanować, z których atrakcji chcemy i możemy skorzystać. Polecam również zakup biletów przez Internet, bardzo często są one tańsze, a przede wszystkim nie tracimy czasu na ich zakup – stanie w kolejce. Czasem na rodzinne wycieczki wybieramy dni, gdy w danej miejscowości jest wstęp bezpłatny do muzeów. Mamy bardzo dobre doświadczenia z takimi wejściami np. w Koszalinie i w Łodzi oprowadzono nas bezpłatnie, indywidualnie i dodatkowo pokazano zasoby muzeum, które nie są pokazywane, na co dzień. Warto wcześniej wszystko dokładnie sprawdzić i zaplanować, jeśli mamy wątpliwości to zadzwonić i dopytać.  Często przed wycieczką gromadzę opisy i ciekawostki miejsc, które będziemy zwiedzać by posłużyć rodzinie za przewodnika. Dzieci naprawdę dużo zapamiętują, jeśli podamy im to w ciekawy i przystępny do wieku sposób.  Gdy tylko czas i pogoda nam pozwala na rodzinne podróże to dopasowujemy je do naszych możliwości i ruszamy w drogę zamiast tkwić przed tv lub komputerem. Takie wycieczki zbliżają nas, możemy budować zdrowe rodzinne relacje i dzięki nim mamy, co wspominać w długie zimowe wieczory. Zachęcam was do takich wypadów, nie muszą być drogie, do popularnych kurortów, nie muszą być z noclegiem, zabieramy prowiant, plan wycieczki i ruszamy w drogę.