poniedziałek, 30 lipca 2018

Kredyt to zobowiązanie, a nie chwilowy kaprys...




Jeśli nie masz zasobnego konta i zamożnych rodziców to nie raz Was spotkała sytuacja, w której rozważaliście zaciągnięcie kredytu.  Chcieliście zrobić większy remont, zakupić auto, mieszkanie, a nawet wyjechać na wymarzone wakacje. Niestety są to poważne kwoty i trzeba by odkładać długi okres czasu, a nie raz nie możemy sobie na to pozwolić.  Sama była w takiej sytuacji kilka razy, np. zdrowie syna wymagało wyjazdu i zmiany klimatu, dobrej diety, a w kieszeni na ten moment były pustki, rozbito mi samochód, nadawał się do kasacji, ale wartość z ubezpieczenia była za mała na zakup kolejnego, wykańczaliśmy dom i brakło funduszy, a już musieliśmy się wyprowadzić z wynajmowanego mieszkania itd. Sami najlepiej wiecie ile jest takich momentów w życiu, gdy stajemy przed decyzja zaciągnięcia kredytu.



Na pewno w takiej sytuacji trzeba podejść do sprawy bardzo racjonalnie i dokładnie przemyśleć decyzje. Po pierwsze trzeba przeanalizować naszą sytuację finansową, czy nasz budżet udźwignie ratę kredytu lub pożyczki. Jest to łatwiejsze, gdy prowadzi się comiesięczny budżet, łatwiej nam prześledzić wydatki i dochody.
Nie podejmujcie decyzji kredytowej pod wpływem impulsu, dziś w banku proponowano mi kredyt, zapewniano, że to świetna promocyjna oferta, lata doświadczeń z bankami nauczyły mnie mówić jak mantrę nie dziękuję, nawet, jeśli potrzebuję tego kredytu. Potem w domu na zimno przeanalizować ofertę i porównać z innymi. Niech Was nie zwodzi słowo korzystny, promocyjny, specjalnie dla Was, najlepsze warunki itp. O tym czy ten kredyt w istocie taki jest zdecydujcie sami przez porównanie innych ofert, porównajcie odsetki, dodatkowe możliwości np. zawieszenie na miesiąc spłaty kredytu, sprawdźcie wszystko, co jest napisane małym druczkiem przy gwiazdkach. Przy braniu kredytu nie powinno być nic spontanicznego i drogi na skróty. To ważna decyzja obojętnie, jaką kwotę obejmuje.
Czytajcie dokładnie umowę w chwili już zawierania jej, bo nie zawsze pokrywa się ona z zapewnieniami ustnymi osoby sprzedającej nam produkt bankowy.
Jeśli czegoś nie rozumiecie to proście tak długo o wyjaśnienie, aż będziecie pewni całej umowy i całkowicie świadomi zobowiązań.
Pamiętajcie, że każde zaciągnięcie pożyczki lub kredytu wiąże was z instytucja finansową na jakiś czas, to ważne by taka pożyczka była jak najbardziej dopasowana do Waszych możliwości.
Kredyt to nie nowa para butów, nie można mówić a jakoś to będzie, nie wyrzucimy jej, gdy będzie nas uwierać, musimy wytrwać do końca.
Ja osobiście obecnie staram się unikać kredytów, owszem zaszalałam ostatnio i wzięłam pożyczkę bez oprocentowania na równe 10 rat dofinansować wymianę mebli w kuchni, które miały już w swojej metryce 24 lata, zaczynały się rozpadać i naprawdę wyglądały nie ciekawie. Mimo, że jest to coś w rodzaju odkładania, czuje się jak niewolnik, cokolwiek będzie się działo musze oddać określoną kwotę. Niestety nie odłożyliśmy całej sumy na zakup nowych mebli do kuchni, a oferta była czasowa to podjęliśmy te decyzję z trudem, ale podjęliśmy.  

wtorek, 24 lipca 2018

Coś ze mną nie tak...





Lubię podróżować, lubię robić zdjęcia i filmować, ale czy to jest powód by dzielić się każdą chwila mojej podróży ze światem?
Czas wakacji otwieram FB i co widzę, znajoma na moście, znajomy w restauracji, kumpela nad woda, kumpel na plaży, zdjęcia obiadu, zdjęcie kawy, ciastka, klapek, nóg w wodzie, ręcznika na plaży zachodu słońca, padającego deszczu i oczywiście nie pisze o artystycznych zdjęciach wysokiej, jakości.  Mam wrażenie, że wstawiają wszystko, każdą chwile spędzona na urlopie, zdjęcie i na FB.  Przyznaje się – nie oglądam już tych zdjęć.  W tym roku postanowiłam, że nie będę zanudzać moich znajomych fotorelacja z mojego wyjazdu. Nie i koniec, to są moje przeżycia z moimi bliskimi, chętnie prześlę pozdrowienia i na tym koniec. No może wstawię, jako zdjęcie profilowe jakieś fajne wakacyjne lub w tle.  Powodem mojej decyzji nie jest fakt, że nie mam, czego pokazać, pomoczyłam stopy w morzu w tym roku, ale i po górach podreptałam, ale, po co mam wstawiać na publiczna ocenę mój obiad, kawę lub widok z okna?  Spotkam się ze znajomymi, rodzina to pooglądamy opowiemy jak było, co się działo, czy nam się podobało.
Z drugiej strony zastanawiam się jak mogą się czuć osoby, które nie maja możliwości wyjechać, powody mogą być różne – brak finansów, zdrowie, dzieci, praca, rodzina, inne obowiązki.  Przecież to dla wielu prosta droga do depresji. A jaki mają cel osoby zarzucające swój profil dziesiątkami zdjęć z wakacji?  Dowartościowanie, szpanowanie, karmienie ego? Kilka zdjęć jest ok, ale te ilości, które widzę to normalna relacja każdej godziny urlopu.



Ja wiem jestem dziwna, zacofana, nie technologiczna i ogólnie się nie znam.  Ale czy naprawdę wpisy typu – jestem w kinie, pizzerii, parku są naprawdę potrzebne? Co maja na celu? Pokazać jak bogate mamy i urozmaicone życie?  Nie mam pojęcia, co autorzy maja na myśli. Czy życie towarzyskie przeniosło się tylko do sieci, czy tam tylko mamy możliwość kontaktu współcześnie z drugim człowiekiem. Moja mama kobieta po 70 potrafiła się na mnie obrazić, że nie likuje jej zdjęć na FB, a czy ja mam na to czas?
Kolejny trend wśród młodzieży to wstawianie swojego zdjęcia i oznaczanie wszystkich znajomych, a potem odliczanie reakcji ich wszystkich. Spróbujcie wejść na profil ludzi w wieku 13+ i widzimy stosy takich zdjęć, które pakują się na nie dzięki oznaczeniu, jaki to ma cel??
Mnie bliżej do, 50 niż 40, więc wiele rzeczy mogę nie rozumieć, ale jedno wiem, że nic nie zastąpi kontaktu z żywmy człowiekiem, to on nas przytuli, poklepie, poda chusteczkę, to on będzie się z nami śmiał z komedii lub sytuacji, to on nam pomoże przestawić kanapę i zjeść pudełko lodów, nie zrobicie tego przez monitor.  
Idę przez park i widzę grupę młodzieży, siedzą razem niby, ale każdy z nosem w telefonie, w knajpkach podobne się widzi obrazki, co się dzieje, czy to już masowe uzależnienie? Czy wybieramy łatwiejsza drogę komunikacją dająca nam zachowanie własnej strefy komfortu?  
Ja uwielbiam rozmawiać z drugim człowiekiem i to nie przez telefon, lubię kontakt bezpośredni, chce widzieć reakcje, poprawiać niezrozumienie lub współczuć, słowo pisane może być różnie rozumiane, a mimika twarzy, ton głosu, mowa ciała to jest wspaniałe w kontakcie z drugim człowiekiem. Lubię uczyć się od innych, czerpać z ich doświadczenia, dla mnie największą kara było by odosobnienie, brak kontaktu z żywym człowiekiem. Komputer, telefon mi nie wystarcza, może dodatkowo tylko, ale nie zamiast.
Artykułowanie słów to też ważna umiejętność.

poniedziałek, 16 lipca 2018

Sentencja na dziś...



Tak, tak naprawdę się da, można, ba nawet nic się nie stanie i nikt tego nie zauważy, 
nikt nie wyśmieje, ot było minęło!!



Znalezione w sieci. 

niedziela, 15 lipca 2018

Przetwory 2018 w pełni :)





U nas sezon przetworów w pełni, półeczki w spiżarce zapełniają się słoiczkami, a do tego wszystko, co w nich ląduje jest z naszego ogrodu.  Wczoraj zrobiłam 14 słoików przetworów z ogórków, (z czego 3 są litrowe z ogórkami kiszonymi), ogórki jak w zeszłym roku obdarzają nas obfitymi plonami. Do spiżarni trafiło już 27 słoików soku z czerwonej porzeczki, 10 słoików soku z malin, 9 słoików soku z wiśni oraz 10 słoików dżemu z czarnej porzeczki oraz 11 słoików ogórków w pomidorach i sałatki ogórkowej.  Pomidory w tunelu pięknie dojrzewają i robimy się, co raz bardziej samowystarczalni.  Cukinie, rabarbar, włoszczyzna, bób, koper, szczypior to wszystko zjadamy z naszego ogródka. Niestety borówki zjadły nam szpaki, zostały na jednym krzaku, może uda nam się coś zjeść.
W tym roku zebraliśmy 47 kg czerwonej porzeczki, część wykorzystaliśmy na sok, a cześć, jak co roku na wrób wina domowego.  Jeśli nic się złego nie wydarzy będziemy mieli naprawdę dużo winogrona w tym roku oraz aronii. Czekamy na nektarynki, których jest naprawdę dużo na drzewie, ale niestety jeszcze nie są dojrzałe.
Nasz ogród jak już nie raz pisałam jest głównie jadalny, krzewy i drzewa tylko kwitnące stanowią u nas może 20% procent roślinności. Zbieramy wszystkie dary natury i staramy się je wykorzystać w jak najlepszy sposób. 




Czasem pytacie mnie czy mi się opłaca podlewać, pielić zamiast kupić w sklepie warzywa i owoce. Pomijając fakt, że nie pryskam niczym chemicznym roślin, nawożę tylko obornikiem i kompostem to zadam ja pytanie teraz Wam – a czy kwiatków, trawnika i ozdobnych roślinni nie trzeba podlewać, pielić, nawozić i kupować?  A ozdobne rośliny nie nakarmią mojej rodziny, nie dadzą im zdrowych witamin. Owszem wyglądają pięknie, ale tak samo wymagają pracy, jak jadalne.
Własne zbiory z ogrodu nie dość, że oszczędzają nasze pieniądze, dają satysfakcję, zdrowie to jeszcze motywują nas do spędzania czasu wolnego aktywnie. Polecam.


Obiecuję, że dodam przepisy :) 

czwartek, 12 lipca 2018

Wakacyjne żywienie





Długo nic nie pisałam, chyba zbyt wiele sobie postawiłam spraw na drodze, miałam zwątpienia, słabości, ale udało się wszystko poukładać. Nadszedł czas po tym wszystkim na wypoczynek, dzieci pojechały na obóz. Więc my z najstarszym synem w trójkę też postanowiliśmy wyjechać, na kilka dni, ale jednak. Pierwsze postanowienie było takie, że nic nie gotujemy wykupimy śniadania, zaś obiady jemy w barach, w sumie na troje nie jest to już aż tak duża kwota. Po przyjeździe na kwaterę (wybraliśmy agroturystykę) zapytaliśmy o śniadania, lekko nas zmroziło, kwota 60 zł, co rano to poważny wydatek, więc zrezygnowaliśmy zwłaszcza, że w pokoju był aneks kuchenny.  





Przyszła kolej na obiad niestety odwykliśmy od dań barowych i nasze żołądki ogłosiły protest, syn na drugi dzień stanowczo zażądał zakupów w sklepie i przygotowania obiadu w pokoju. Zatem coś szybkiego, pożywnego i łatwo dostępnego. Weszłam do sklepu owadziego i zakupiłam – dwie paczki makaronu bezglutenowego, opakowanie karczku, dwa słoiki sosu pomidorowego, siatkę cebuli, opakowanie pieczarek, śmietanę, sok pomarańczowy, przyprawę grillową, jogurt naturalny i butelkę oliwy z oliwek, zapłaciłam 67 zł.  Miałam produkty na dwa obiady, czyli kwota całkiem sensowna, w sklepie następnym nabyłam ponad pół kilograma porządnej swojskiej kiełbasy z małej masarni za kwotę 10 zł oraz w pobliskiej piekarni 2 bochenki chleba gryczanego bez pszennego za kwotę 8 zł.  W tym momencie byłam posiadaczką prowiantu na trzy obiady (oraz pieczywo na śniadanie) za 85 zł. Pierwszego dnia zrobiłam karczek duszony z pieczarkami i śmietaną podany z makaronem (z domu mieliśmy ogórki z ogrodu), więc zrobiłam mizerię, drugiego dnia użyłam sosu ze słoików i makarony, trzeciego zaś poddusiłam kiełbasę z cebula i zjedliśmy ja z pieczywem.  Nie spędziłam wielu godzin w kuchni, nie wydałam zbyt wiele również nie odchorowaliśmy posiłków przygotowanych w nieznany nam sposób.  Kolejnego dnia zdecydowaliśmy się pójść na obiad do baru, ale omówiliśmy posiłek z kucharzem, wydaliśmy 60 zł na naszą trójkę zjedliśmy naprawdę smaczny i pożywny obiad, czyli mieliśmy za sobą 5 obiadów, z czego 3 domowe 2 w barze. Jak widać można wyżywić się za niewielkie pieniądze, nie trzeba zaraz na urlopie szastać pieniędzmi. Nasza dieta oraz nawyki mimo wszystko kierują nas do domowego samodzielnie przygotowanego jedzenia.  Dzieci po powrocie z obozu również uznały, że odwykły już od żywienia zbiorowego i od dodawania do dań przyprawy uniwersalnej.  Syn skarżył się na biegunki, córka na bóle brzucha i tak to skończyła się nasza przygoda z jedzeniem po za domem.  A ja z radością powróciłam do swojej ukochanej kuchni i obserwowania jak moje „pisklaki” ze smakiem zjadają, co im podam, a córka przy kolacji pyta, co będzie dobrego na śniadanie – dziś była owsianka z cynamonem i jabłkami, wczoraj gofry bananowe. Naprawdę lubię gotować, piec i patrzeć jak im smakuje.