wtorek, 25 października 2016

Kolejne moje myśli nie uczesane...



Często spotykam się z zarzutem, że daję się zamknąć w kuchni, sprowadzić do roli garkotłuka.  Nie wiem, czemu emancypację utożsamia się z przejęciem roli męskiej. Dla mnie to wolność wyboru, równouprawnienie. Kocham swoją kobiecą role w życiu, pracuję zawodowo, ale uwielbiam być matką, gospodynią domową.  Kocham robótki ręczne, robienie przetworów na zimę, gotować, piec i prasować. Lubię być w kuchni i przez okno widzieć jak moi faceci np. rąbią drewno, a ja piekę dla nich ciasto. Nie chce być facetem, chce być kobietą w tych swoich spódnicach (bo chodzę tylko w spódnicach) i robić na drutach. Często mam wrażenie, że nie pasuję do tej epoki. Oczywiście chce męskiego szacunku i podziwu, ale nie udając faceta, ale będąc kobieta. Chce równości, ale nie na siłę wykonując męskie zawody. Jednak my kobiety mamy odrobinę odmienne postrzeganie świata z męskim, mamy predyspozycje do pewnej grupy zawodowej,  nie dlatego, że jesteśmy słabe, ale dla tego właśnie, że siła jest kobietą.  Ja nie chce być facetem, by pokazać, jaka jestem dzielna. Ja chce być dzielna, bo jestem kobieta. Piszę o tym, bo Wy często piszecie do mnie, że ciężko Wam walczyć o dom, rodzinę. Boję się pisać, że od wieków to kobieta chroniła domowe ognisko, to kobiety oszczędzały, zarządzały i dbały o dom. Obecnie wiele kobiet ucieka od tej roli, ale jednocześnie nie ma zamiany jej, mężczyzna nie przejmuje części gospodarowania zasobami, doglądaniem domowego ogniska, taki dom pozostaje w nieładzie i dzieje się źle. W każdej firmie musi być osoba zarządzająca, każda grupa wymaga planu, budżetu. Myślę, że wiele par powinno porozmawiać o tym, kto ma dbać o finanse w rodzinie, patrzenie jedno na drugie nie niesie za sobą korzyści dla rodziny. Zastanówcie się czy Waszych domach jest osoba, która kontroluje wydatki i dochody.  Najstarsze poradniki, do których dotarłam z XIX wieku nawołują do systematycznego prowadzenia budżetu domowego. Kolejne poradniki z lat powojennych również o tym nauczają, a i te z lat 70-80 też.  Każda firma ma księgowego, czy biuro rachunkowe, czemu nie ma mieć również każde gospodarstwo domowe osoby odpowiedzialnej za kontrolę przepływu finansów.  





To znowu moje filozofowanie.... 

P.S nic nikomu nie wytyka, nie mam na celu kogo urazić, tylko tak sobie marudzę :) 

czwartek, 13 października 2016

Ubrania - mniej znaczy więcej...



W oszczędnym życiu trzeba zwracać uwagę na wszystkie aspekty naszego funkcjonowania. Po za oszczędnym żywienie rodziny należy przemyśleć nasze szafy. Czy potrzebujemy tego wszystkiego, co w nich jest i czy na pewno potrzebny nam nowy ciuch. Październik to miesiąc oszczędności, więc może warto spróbować z przemyśleć zasoby i potrzeby odzieżowe, a przy okazji może i warto przeanalizować kosmetyczkę i potrzeby ilości nakładanego makijażu w stosunku do tego, co posiadamy.   
Z ubraniami polecam zrobić według zasad. Nie noszę tego od 2 lat, nie czuję się w tym dobrze, nie liczcie na drastyczne zmiany sylwetki.
Jeśli nie włożyliśmy jakiegoś ubrania przez dwa lata to jest jakiś powód, ja pozbywam się takich ubrań, zamieniam lub przerabiam, wyjątkiem są odkładane do pudła ubrania, które nadają się na przeróbkę do stworzenia kostiumów na karnawał. Nie trzymam tych ubrań wraz z całą resztą. Kiedyś trzymałam w szafie ubrania na wszelki wypadek, nie lubiłam ich, ale może jednak, bo są w dobrym rozmiarze, obecnie nie zachowuję takich ubrań, albo przerabia, sprzedaję lub oddaję, wymieniam się. Dawniej również w mojej szafie były ubrania o rozmiar dwa większe, a tak na wypadek jak bym przytyła. Ale, po co, przecież mam nie przytyć tylko zachować wagę, więc, po co trzymać je, zrobiłam z nimi podobnie jak wyżej przerobić, oddać/wymienić, sprzedać. Potem polecam popatrzeć czy dają się te ubrania, co nam zostały ze sobą łączyć, ja odłożyłam kilka rzeczy, które zupełnie nie pasowały do tego, co posiadam, musiała bym coś dokupić, a nie o to mi chodziło. Teraz dużo szybciej szykuję się do wyjścia, mam wszystko pod ręką, zawsze wyprasowane i gotowe do założenia, nie musiałam powiększyć ilości szaf, a w rezultacie okazało się, że mam całkiem sporo ubrań.



Kosmetyczka – warto ją przejrzeć i zastanowić się, co tak naprawdę używamy, czy wszystkie podkłady, pudry, róże, cienie itd. Są nam naprawdę potrzebne, czy kolejny lakier do paznokci to ważny zakup.  Ja posiadam dwa lakiery do paznokci, kupiłam droższe by były jak najmniej szkodliwe dla mnie i używam dwóch na zmianę lub je łącze przez malowanie najpierw jednej warstwy jednym kolorem potem drugiej drugim lub na odwrót, dzięki temu mam 4 kolory do użytku. Lakiery mam tej samej firmy, więc mogę je spokojnie łączyć, mogłabym jeszcze zrobić paski, kropki itp. I otrzymać więcej wariantów z tych dwóch kolorów. Jeden mam metalik drugi matowy, dzięki temu mam różne opcje, ubieram się w podobnej tonacji, więc te dwa lakiery są dobre do każdej. Na co dzień nie używam podkładu, pudru, cieni… Używam tuszu i błyszczyka, na większe wyjście mam próbki ulubionego podkładu, dzięki temu jest zawsze świeży, nie psuje się, puder kupuję raz do roku małe opakowanie, mam jeden błyszczyk, pomadkę oraz pomadkę ochronną. Cieni nie używam w ogóle. Nie lubię obciążać cery dużą ilością kosmetyków.
W mojej szafie i kosmetykach rządzi minimalizm. Lubię ten porządek i nie tęsknię to szafy pełnej ubrań, wystarcza mi moja, mam w niej rzeczy, które używam, lubię i są w moim rozmiarze.
Czasem mniej znaczy więcej.




czwartek, 6 października 2016

Spódniczka z odzysku



Czas na jesienne porządki w garderobie, a z nimi przeróbki odzieży. Córka wyrosła z dwóch ulubionych spódniczek, żal jej było się z nimi rozstać, więc zrobiłam jej z dwóch jedną. 



Z jednej odcięłam falbany dwie, zaś druga była tak zwaną bombką, więc odprułam podszewkę i odprasowałam dół, następnie naszyłam falbany z drugiej spódniczki i teraz córka ma wirującą sukienkę za kolana.  




Uwielbia taki odzieżowy recykling, nic nie zostało wyrzucone, nie zasiliło wysypiska, a córka ma nową - starą spódniczkę. 
Teraz olej na przerobienie ulubionej Jej sukienki na spódniczkę, potem pomyślimy o kolejnych przeróbkach.  Jesteśmy w trakcie odkładania letnich rzeczy i przeglądania jesienno-zimowych, wszystko zatem przed nami. :) 


środa, 5 października 2016

Domowy paprykarz z wędzonej makreli



Paprykarz domowy to tanie danie, a do tego zdrowe. Obecnie ciężko jest znaleźć w sklepie paprykarz o dobrym składzie. Paprykarz to dla nas z mężem wspomnienie młodzieńczych wypraw z plecakiem, lubimy paprykarz, ale niestety nie odpowiada nam obecnie jego skład. Zatem pomyślałam, że należy zrobić własny, domowy, jeśli przemysł spożywczy nie proponuje nam nas zadowalającego.



Składniki:
1 makrela wędzona (około 200 - 300 g) - 4 - 6 zł 
100 gram suchego ryżu lub 1 woreczek (ja nie używam ryżu w woreczkach) - 0,30 zł 
2 łyżki koncentratu pomidorowego
1 łyżeczka papryki słodkiej
½ łyżeczki papryki ostrej, (jeśli nie lubicie pikantnych potraw, zmniejszcie tą ilość)
4 łyżki oleju lub oliwy
1 cebula - 0.15 zł 
1 średnia marchew - 0.10 zł 
1 ząbek czosnku
3 ziarna ziela angielskiego
1 liść laurowy
Sól do smaku
150 ml wody

Ja ryż gotuje w dużej ilości wody jak makaron, następnie odcedzam na sicie i odstawiam do przestygnięcia. Cebulę siekam w drobna kostkę, marchewkę ścieram na grubszej tarce. Wlewam olej na patelnię i rozgrzewam następnie podduszam cebulę i dorzucam marchew, podlewam wodą, dokładam ziele, liść i przykrywam, dusze około 10 minut całość. Następnie dokładam przeciśnięty lub starty czosnek, koncentrat, papryki i sole do smaku, jeśli jest jeszcze zbyt dużo wody odparowuję chwilkę i odstawiam do ostygnięcia. Obieram dokładnie makrelę i dorzucam ją z ryżem do cebuli, wszystko dokładnie mieszam, przekładam do słoika i odstawiam do lodówki, najlepiej smakuje na drugi dzień.  Jest to naprawdę niedrogi i zdrowy dodatek do kanapek, jeśli położymy na kanapkę dodatkowo plasterek ogórki kiszonego to już czysta poezja smaku. Uwielbiamy wszyscy taki domowy paprykarz. 

Ogólnie koszt za 1/2 kg gotowego produktu 5-7 zł czyli kilogram 10-14 zł. Paprykarz gotowy kosztuje 9 - 13 zł.  Nie jestem w stanie obliczyć ceny 2 łyżek koncentratu, czy też 4 oleju, przypraw , czasu i naszych chęci. Skład, przechowywanie w puszce, zawartość ryby, sami oceńcie który się opłaca. Ja wybieram domowy skład produktu, nie godzę się na wypełniacze, wzmacniacze smaku i konserwanty. 

poniedziałek, 3 października 2016

Rady z XIX wieku.



Szybkie rady z XIX wieku.
Ostatnio czytam sporo publikacji z końca XIX i początku XX wieku, są to głównie poradniki z tamtego okresu. Czasem rozbawiają mnie, czasem dają pewne spostrzeżenia np. jak zmienia się sytuacja kobiety na przełomie wieków. Zapewne był to ważny okres dla kobiet żyjących w Polsce, na początku wieku otrzymały one prawo wyborcze (tak dla ścisłości to w USA kobiety otrzymały to prawo później niż polskie kobiety).  To taka dygresja historyczna.



Rady nie są konkretnie z tej książki. 


W poradnikach z przed 200 lat można znaleźć bardzo sensowne i przydatne dziś rady, postaram się Wam je przybliżać, ale tylko te, które osobiście zastosuję i się sprawdzą lub ostrzegę Was przed próbami.

Dziś dwie z nich:

Jeśli macie problem z łykiem w fasoli szparagowej lub długo się gotuje pozostając twarda, można dołożyć do garnka sodę oczyszczoną w ilości około szczypty. Podobnie można ratować inne produkty jak np. twarde mięso, ziemniaki. Sprawdziłam na własnej już mocno przerośniętej fasoli, wyszła mięciutka jak młoda fasolka.

Ja nie używam patelni teflonowych, ceramicznych itd. Stosuję w kuchni tylko patelnie stalowe, mogę je dowolnie szorować, nie martwię się zarysowaniami, ale mają wadę, wiele rzeczy przywiera do nich. Aby temu zapobiec polecam wrzucić na rozgrzaną patelnię ½ łyżeczki soli i chwilkę ją podprażyć, następnie wysypać sól i wytrzeć patelnię. Po tym zabiegu wszystko pięknie się smaży i nie przywiera.  Mogę na jednej patelni podpiekać ziemniaczki i smażyć placuszki.


Rady te dają oszczędność, pierwsza – nic nie marnujemy i nie wyrzucamy jedzenia, wszystko wykorzystamy w kuchni. Druga daje nam oszczędność patelni i ich ilości posiadania.