Ostatnio dość często
piszecie do mnie, że nie potraficie zapanować nad swoimi finansami mimo że
zarabiacie naprawdę sporo. Miesiąc w miesiąc ledwie starcza do tak zwanego
pierwszego. Macie spor dochody, a ciągle nie zamyka się Wam budżet, nie macie
kredytów, pożyczek u znajomych, wydaje się Wam, że nie żyjecie ponad stan, a
mimo to ciągle nie starcza.
Znam ten problem z autopsji, wiele lat temu w okresie gdy
nie mieliśmy dzieci, obydwoje nieźle zarabialiśmy, nie mieliśmy pożyczek ciągle
nam brakowało pieniędzy, w pewnym momencie maż wykurzył się i postanowił
prowadzić budżet domowy, by dowiedzieć się gdzie znikają nasze pieniądze.
Chcieliśmy coś odłożyć, ale nie było z czego, chcieliśmy kupić samochód ale jak
przecież nam nie starcza. Zaczęliśmy notować każdą wydaną złotówkę oraz każdą
zarobioną. Nie mamy osobnych kont, pieniędzy, wszystko wrzucamy do jednego „worka”
i tym rozporządzamy. Po miesiącu przeżyliśmy spory szok jak duże naprawdę mamy
dochody, a bo to mąż dał korepetycje, a bo to ja dostałam premię, a to mąż miał
dodatkowe szkolenia, ja nadgodziny i kwota rosła i rosła, a my wszystko pięknie
wydawaliśmy. Mąż wracając do domu z pracy kupował w cukierni przy naszym
mieszkaniu ciasto, ciastka. Ja wpadałam do spożywczego i robiłam napad na
słodycze. Wypad ze znajomymi do knajpki, na kręgle, pizza do domu, gotowe
danie, kino, teatr, nowe ciuchy, wypad weekendowy, wino, kawa na mieście. Nowa
torebka, buty, kosmetyki, narzędzia itd. Na początku przeżyliśmy co posiadamy w
domu, też niezły szok, o a co to za wkrętak, a ja mam nowe buty, o a co to za
skarpetki itp. Potem wprowadziliśmy co miesięczne odkładanie pewnej kwoty na
fundusz urlopowy, blokowaliśmy ja i już. Następnie słodycze co drugi dzień,
wypad na miasto raz w tygodniu i nagle oszczędności rosły.
Nie to nie był jeszcze nasz czas na wykorzystywanie resztek
by okazać szacunek dla własnej pracy i nie wyrzucać nie czego, to był tylko
maleńki kroczek w kierunku panowania nad finansami.
Mąż marzył o nurkowaniu, kosztowne hobby ale mieliśmy już
finanse na nie. Do dziś prowadzimy systematycznie nasz budżet domowy, nie
potrafimy już bez niego funkcjonować, ułatwia nam panowanie nad wydatkami i
dochodami. Czyli od 30 lat nasz pliczek Excel jest z nami na stałe.
Pamiętajcie by mieć pełną kontrolę nad własnymi pieniędzmi,
sprawdzajcie opłaty na kontach bankowych, wyciągi wraz z wydatkami. My
pilnujemy by nie ponosić opłat za używanie karty, opłat za konto, często w
bankach są warunki np. ilość lub kwota płatności kartą i dzięki temu opłaty się
zerują lub nawet dostajemy jakieś niewielkie kwoty od banku. Z racji, że mamy kilka kont bankowych dokładnie
sprawdzamy czy wyrobiliśmy limity by nie dokładać naszych pieniędzy bankowi,
czasem ktoś powie a co tam to tylko około 10 zł miesięcznie, no tak ale to już 120
rocznie za jedno konto przy naszych 4 kontach to już 480 zł , mnie nikt za
darmo nie daje 480 zł więc jeśli mogę zaoszczędzić bez wysiłku to czemu nie. Ja
to 480 zł wolę wydać na weekendowy wypad z dziećmi a nie oddać do banku.
Nie chodzi o umartwienie się, ale o szacunek dla własnej
pracy i pieniędzy, czemu je wydawać bez sensu i refleksji.
Ostatnio przeprowadziłem taką rozmowę. Osoba z bliskiego mi kręgu, skarżyła się, że mając dochody 3,5 tys. na osobę (2+2), nie kupuje kabanosów, bo drogie. Jednocześnie płaci za sklepowy dżem - 10 zł/słoiczek.
OdpowiedzUsuńDlaczego? Ponieważ nie planuje, tu nie zarobki są problemem. Działanie planowe, świadomość ile zarabiam, na co wydaję, co mogę przyciąć, a co zostawić, stanowi podstawę funkcjonowania w finansach.
Drugim fundamentem jest zasada "zrób to sam" czyli gotuj w domu, nie kupuj gotowego, naprawy wykonaj samodzielnie.
No i na koniec umiar w wydatkach.
Też tak uważam "Działanie planowe, świadomość ile zarabiam, na co wydaję, co mogę przyciąć, a co zostawić, stanowi podstawę funkcjonowania w finansach."
UsuńCzasami opłaca się jednak skorzystać z tego, że ktoś zrobi za nas. Jeśli naprawa danej rzeczy zajmuje za dużo czasu, a w tym samym czasie jestem w stanie więcej zarobić. Korepetytor mojego dziecka, po raz setny naprawia stare auto, rezygnuje z udzielenia lekcji w tym czasie, bo nie ma czasu. Nie jest mechanikiem, za chwilę pojawia się kolejna awaria. Mógłby w tym czasie v więcej zarobić, samochód oddać fachowcowi, który zrobi to szybciej, lepiej i bierze za to odpowiedzialność. Moim zdaniem, takie działanie jest pozorną oszczędnością.
OdpowiedzUsuń