poniedziałek, 1 września 2025

Moja noc na SOR. Kilka znaków zapytania, które we mnie pozostały

 


Kilka dni temu trafiłam na SOR z podejrzeniem zawału. 

Po podaniu mi leków wystąpiła ciężka reakcja anafilaktyczna – i to właśnie z tym musiał się mierzyć personel, ból w klatce był spowodowany nagłym nietypowym dla mnie skokiem ciśnienia i nie znane są do dziś przyczyny tego nagłego wzrostu ciśnienia. 

Serce po badaniach okazało się całkiem zdrowe.  Lekarka prowadząca stwierdziła, że to typowe dla niskociśnieniowców, że przy nagłym skoku ciśnienia "rozpadają" się. 



Ale to, co zobaczyłam wokół, dało mi do myślenia. Obok mnie siedziała pani z ostrym bólem brzucha, która przez wiele godzin domagała się badania sodu (chciała go zrobić, bo i tak musi robić co miesiąc, więc by miała z głowy)… a potem przyznała, że od wielu lat jest na diecie bezglutenowej, ale zrobiła sobie „wyskok” i zjadła dwie jagodzianki (ale lekarzowi się nie przyznała, stwierdziła - ach zapomniałam powiedzieć). Inna osoba zgłosiła utratę słuchu, winę zrzuciła na ciśnienie – a okazało się, że miała po prostu „korki” w uszach.

To pokazuje, że na SOR często trafiają osoby, które nie mówią lekarzom całej prawdy albo traktują to miejsce jak szybką ścieżkę do badań. A przecież SOR powinien służyć ratowaniu życia.

Nie potępiam tych ludzi – każdy ma swoje powody. Ale jeśli chcemy, by ten system działał, potrzebne są dwie rzeczy: uczciwość pacjentów i więcej personelu, który przy takiej liczbie chorych nie zawsze ma czas na długi wywiad.

I jeszcze jedno – system opieki zdrowotnej w Polsce wymaga reformy. Pacjent powinien mieć realny dostęp do diagnostyki w przychodniach i szpitalach planowych, by nie musiał uciekać się do takich desperackich, często bezsensownych podstępów na SOR.

SOR to nie jest miejsce do nadrabiania diagnostyki. To miejsce, w którym ktoś obok może właśnie walczyć o życie. 


Jeśli Ci się spodobało to co czytasz i masz ochotę mnie wesprzeć, to będzie mi bardzo miło gdy postawisz mi wirtualną kawę…