poniedziałek, 27 października 2025

Moja jesień - ogród i kuszące zapachy z kuchni :)

 


Ostatnio większość mojego czasu pochłaniają prace ogrodowe — przesadzałam sporo roślin, porządkując rabaty. Czekałam cierpliwie na pogodowe okienka, by nie działać w deszczu i uniknąć „przyjemności” kapania wody z kaptura.

Usuwanie opadłych liści też zajmuje sporo czasu, ale ma w sobie coś kojącego – rytm natury, który wycisza.

W tym tygodniu planuję posadzić 90 cebulek tulipanów w gruncie i 40 w donicach, które zimą będą czekały w szopie, by wiosną ozdobić ogród. Mam nadzieję posadzić jeszcze: sosnę bośniacką, dwie azalie i róża pnąca.



Kiedy ziemia będzie odpoczywać, ja zajmę się planowaniem – nowych nasadzeń, dwóch rabat warzywnych i jednej skrzyni.

Zastanawiam też, jakie drzewa mogłyby rosnąć w dużych donicach na podjeździe – decyzję zostawiam sobie na długie zimowe wieczory.

I tak właśnie mija mi jesień – pomiędzy codziennością a myślami krążącymi wokół ogrodu.

Powoli też zaczynam snuć plany domowe i rękodzielnicze:

– uszycie domowych sukienek,

– torba z jeansowych ścinków po skracaniu spodni,

– sweterek na drutach,

– obszycie koronką obrusów, które już od dwóch miesięcy czekają na swoją kolej.

Do tego mam ochotę wrócić do eksperymentów w kuchni i dań z mojego księgozbioru kulinarnego (kilka książek już znalazło nowych właścicieli).

Jak co roku po sezonie letnim planuję też prządki w garderobie – przegląd ubrań do przerobienia, odświeżenia, przygotowania na wiosnę. Lubię odnawiać rzeczy, które są w dobrym stanie – wymienić guziki, doszyć koronkę, zmienić kołnierzyk. Dzięki temu zyskują drugie życie, a ja mam „nowe” ubrania bez wyrzucania i zwiększania odpadów.


Pisząc ten post, otula mnie zapach korzennego ciasta z marchewką, które właśnie się piecze.

Życzę Wam spokojnej, otulającej jesieni – pełnej harmonii i ciepła, z miejscem na refleksję i przygotowania do zimy.

A jak u Was wygląda ten czas? Macie swoje jesienne rytuały, powtarzający się roczny cykl, czy może nic się nie zmienia i płyniecie z codziennością?


Dzielę się z Wami moim światem – od ogrodu, przez oszczędzanie i gotowanie, po szycie i urządzanie domu. Jeśli chcecie symbolicznie mnie wesprzeć, możecie postawić mi wirtualną kawę.  To dla mnie piękny znak, że to, co robię, ma dla Was wartość.

poniedziałek, 20 października 2025

Zanim ciało zacznie krzyczeć – posłuchaj szeptu

 


Czasem wydaje nam się, że znamy swoje ciało. Wiemy, co nam służy, co szkodzi, co lubimy i na co reagujemy dobrze. Do momentu, aż pewnego dnia wszystko się zmienia – i nagle okazuje się, że ten dobrze znany organizm zaczyna reagować inaczej.

Tak było ze mną. Przez wiele lat nie miałam żadnych alergii. Jadłam wszystko, żyłam spokojnie, zdrowo. Do 35. roku życia nie wiedziałam, co to znaczy bać się jedzenia czy leku. A potem przyszły reakcje, których nie da się zapomnieć – w tym cztery wstrząsy anafilaktyczne. Każdy z innego powodu: szczepienie, jedzenie, lek. Za każdym razem coś, co wcześniej nie stanowiło problemu.

Przeszłam pełen wachlarz badań, w tym test ALEX, który wykazał alergie, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Myślałam, że znam swoje ciało. Dziś wiem, że ciało potrafi zaskoczyć – zarówno swoją siłą, jak i kruchością.

Często słyszę od lekarzy: „alergia to nie choroba”. Może w sensie klinicznym to prawda, ale dla osób, które każdego dnia muszą uważać na każdy składnik jedzenia, kosmetyk czy lek – alergia staje się stylem życia. Noszę w torebce adrenalinę, leki antyhistaminowe i instrukcję postępowania w razie wstrząsu. W moim świecie nie ma miejsca na przypadkowość. Każdy produkt, który trafia do mojej kuchni czy kosmetyczki, przechodzi selekcję. To nie obsesja – to instynkt przetrwania.



 

Ciało zawsze wysyła sygnały. U mnie pierwszymi były bóle stawów, kręgosłupa, nadgarstka. Wtedy nie wiązałam ich z dietą. Dziś wiem, że to mogły być pierwsze alarmy – sposób, w jaki organizm próbował zwrócić moją uwagę.

Z czasem odkryłam, że wykluczenie pszenicy z diety przyniosło ogromną ulgę. Nie mam celiakii, ale mój organizm odetchnął. Białka pszenicy mogą działać jak katalizator – pobudzać układ immunologiczny, nasilać reakcje zapalne, a u niektórych osób, w połączeniu z wysiłkiem fizycznym, nawet wywołać wstrząs anafilaktyczny.

To pokazuje, jak skomplikowany jest nasz organizm. Czasem drobna zmiana, jak odstawienie jednego składnika, potrafi przynieść spokój, o którym nie mieliśmy pojęcia.

Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo codzienne wybory wpływają na zdrowie. Czasem pytają: „czy surowy kurczak jest bezglutenowy?” – i wtedy uświadamiam sobie, jak niewielka jest nasza wiedza o tym, co naprawdę jemy.

Każdy z nas może mieć w sobie coś uśpionego. Ciało daje znaki: zmęczenie, bóle, migreny, napięcia, wysypki, problemy z trawieniem. Nie zawsze to „stres” czy „wiek” – czasem to reakcja obronna organizmu na coś, co go przeciąża.

Nie zawsze możemy kontrolować wszystko. Ale możemy się nauczyć słuchać – naprawdę słuchać – tego, co mówi nasze ciało. Zamiast zagłuszać objawy tabletką, warto czasem zapytać: „dlaczego się tak czuję?” Może problem nie leży w wątrobie, ale w tym, co do niej trafia – w dodatkach chemicznych, kosmetykach, farbach, a nawet w emocjach. Bo stres to też chemia, tylko tworzona przez nasz własny organizm.

Nie trzeba być alergikiem, żeby żyć uważniej. Wystarczy zatrzymać się na chwilę i posłuchać siebie. Ciało zawsze wie pierwsze, kiedy coś jest nie tak – my tylko musimy nauczyć się je rozumieć.

Zadbaj o siebie zanim ciało zmusi Cię, byś się zatrzymała. Słuchaj szeptu swojego organizmu, zanim zacznie krzyczeć. Prawdziwe zdrowie zaczyna się nie w aptece, lecz w chwili, gdy zaczynasz naprawdę słuchać siebie.

Dzielę się z Wami moim światem – od ogrodu, przez oszczędzanie i gotowanie, po szycie i urządzanie domu. Jeśli chcecie symbolicznie mnie wesprzeć, możecie postawić mi wirtualną kawę.  To dla mnie piękny znak, że to, co robię, ma dla Was wartość.

czwartek, 16 października 2025

Tort nie tort — bez laktozy i glutenu

 

Tort nie tort — bez laktozy i glutenu, z kremem karpatkowym, bezami i kawowym nasączeniem

Chciałabym Wam polecić tort nie tort (można oczywiście użyć go jako tradycyjnego tortu),  może nazwijmy to ciastem niedzielnym albo świątecznym.

U nas w domu choć raz w tygodniu, najczęściej w weekend, pieczemy jakieś ciasto. 

Ostatnio naszło mnie na coś bardziej wymyślnego – i wyszło naprawdę super!

Nie spodziewałam się, że takie połączenie będzie tak dobre. Nawet chrupkość bezy na wierzchu ciekawie współgrała z delikatnym kremem.

Jasne, jest przy tym trochę pracy, trzeba spędzić w kuchni chwilę więcej niż przy zwykłym placku, ale efekt końcowy naprawdę jest tego wart.

 


Składniki

Biszkopt:

  • 5 jajek
  • 5 łyżek cukru
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia 
  • 5 łyżek mąki bezglutenowej (np. ryżowej) - dla osób bez nietolerancji – można użyć pszennej

 

Krem karpatkowy (bez laktozy i glutenu):

  • 500 ml mleka roślinnego – najlepiej ryżowego (oczywiście można tradycyjnie dodać mleko krowie)
  • 2 żółtka
  • 3 łyżki skrobi ziemniaczanej
  • 2 łyżki mąki ryżowej lub pszennej
  • 3 łyżki cukru
  • 1 opakowanie cukru waniliowego lub odrobina naturalnej wanilii
  • 150 g masła bez laktozy lub 3 łyżki rafinowanego oleju kokosowego (bez aromatu)

 Bezy:

  • 2 białka
  • ½ szklanki cukru pudru

Nasączenie kawowo-rumowe:

  • ½ szklanki mocnej, wystudzonej kawy
  • 1 łyżka cukru
  • 1 łyżka rumu lub aromatu rumowego

 

Przygotowanie

 Biszkopt:

Oddziel białka od żółtek. Ubij białka na sztywną pianę, stopniowo dodając cukier. Gdy piana będzie gęsta i błyszcząca, dodaj po jednym żółtku, delikatnie miksując. Wsyp przesianą mąkę i proszek do pieczenia – wymieszaj szpatułką. Wylej ciasto do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia. Piecz przez 30 minut w 180°C (góra–dół). Po upieczeniu nie wyjmuj od razu – uchyl lekko drzwiczki piekarnika i pozostaw biszkopt do przestudzenia. Gdy piekarnik ostygnie, wyjmij ciasto i odstaw do całkowitego wystudzenia.

 Krem karpatkowy:

Odlej ½ szklanki mleka roślinnego (lub krowiego jeśli tolerujesz), resztę zagotuj z cukrem i wanilią. W odlanej części wymieszaj żółtka, skrobię i mąkę na gładką masę. Wlej do gotującego się mleka, mieszając do uzyskania gęstego budyniu. Zdejmij z ognia, przykryj folią i odstaw do całkowitego wystudzenia. W temperaturze pokojowej utrzyj masło bez laktozy lub olej kokosowy na puch. Dodawaj po łyżce wystudzonego budyniu, aż powstanie gładki, puszysty krem.

 Bezy:

Ubij białka na sztywną pianę, stopniowo dodając cukier puder. Uformuj małe bezy na papierze do pieczenia (np. szprycą). Piecz ok. 1 godzinę w 140°C, aż będą suche i chrupiące.

 Nasączenie kawowo-rumowe:

Wymieszaj wystudzoną kawę z cukrem i rumem lub aromatem rumowym. Jeśli tort jedzą również dzieci – pomiń alkohol lub użyj kilku kropel aromatu. Nasączaj każdy blat pędzelkiem lub łyżką, delikatnie, aby nie przemoczyć biszkoptu.

 

Biszkopt przekrój na 2 lub 3 blaty. Każdy blat lekko nasącz przygotowanym płynem. Przełóż kremem karpatkowym, wierzch i boki również posmaruj kremem. Udekoruj bezami i ( jeśli chcesz)–świeżymi owocami. Wstaw tort do lodówki na kilka godzin, aby masa dobrze się ścięła.

Moja rodzina zażądała powtórki, myślę, że spróbuję jeszcze dodając 2 łyżki kakao do kremu i zrobię z kremem czekoladowym, można wtedy zetrzeć czekoladę na tarce i posypać na wierzchu tort zamiast bez lub i z nimi. Wszystko zależy od waszych chęci, smaków czy możliwości.

 

Dzielę się z Wami moim światem – od ogrodu, przez oszczędzanie i gotowanie, po szycie i urządzanie domu. Jeśli chcecie symbolicznie mnie wesprzeć, możecie postawić mi wirtualną kawę.  To dla mnie piękny znak, że to, co robię, ma dla Was wartość.

środa, 8 października 2025

Ogród w rytmie przemijania - powrót do natury

 


Zdjęcie ogrodu - jesień 2024 

Od osiemnastu lat mieszkam na wsi. Wcześniej całe życie spędziłam w dużym mieście, w samym centrum, gdzie pory roku były bardziej datą w kalendarzu niż prawdziwym doświadczeniem. No chyba, że musiałam „wydobyć” samochód spod śniegu.

Tam jesień oznaczała chłodniejsze poranki i grubszy płaszcz.

Tutaj, na wsi, jesień ma zapach ziemi, dymu i wilgotnych liści.

Z czasem zauważyłam, że odkąd żyję bliżej natury, inaczej postrzegam przemijanie.

Każda zmiana w ogrodzie — opadające liście, zasychające kwiaty, coraz krótsze dni — staje się częścią mojego rytmu.

Pracując w ogrodzie, grabiąc liście, siejąc i zbierając plony, uczę się, że wszystko ma swój czas.

Nie można niczego przyspieszyć ani zatrzymać — można tylko być w tym rytmie.

Przyroda decyduje za nas, co i kiedy się wydarzy. 

Dwa dni czekałam, aż pogoda pozwoli mi posadzić wrzosy. Dziś, tuż przed deszczem, udało mi się posadzić dwadzieścia z trzydziestu pięciu krzaczków.

I nic nie da, że będę się złościć czy tupać — deszcz nie przestanie padać, a słońce nie zaświeci na zawołanie.

Teraz, patrząc w niebo, zaczęłam dostrzegać fazy Księżyca, które dawniej były mi obojętne.

Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że mają jakikolwiek wpływ — na nas, na przyrodę, na rytm życia. 

A przecież kiedyś ludzie żyli w rytmie Księżyca. Zanim zaczęli mierzyć czas w dniach i miesiącach, obserwowali cykle nieba.

Rolnicy i zielarki od tysiącleci spoglądali na Księżyc, by wiedzieć, kiedy siać, sadzić i zbierać.

Nów – czas spoczynku ziemi, dobry na planowanie i przygotowanie narzędzi.

Przybywający Księżyc – najlepszy moment na sianie i sadzenie roślin, które rosną ku górze (zboża, zioła, drzewa owocowe).

Pełnia – moment obfitości i zbiorów, czas wzmożonej energii roślin.

Ubywający Księżyc – dobra pora na prace porządkowe, przycinanie, zwalczanie chwastów i odpoczynek natury.

W ten sposób ziemia, niebo i człowiek tworzyli jedność – praca była zgodna z naturalnym rytmem, a nie z kalendarzem na ścianie.

W wielu kulturach Księżyc uosabiał żeński pierwiastek, intuicję i odrodzenie.

Był symbolem cyklu życia — narodzin, wzrostu, dojrzewania i śmierci.

U Słowian nazywano go Miesiącem i czczono jako opiekuna płodności oraz rytmu natury.

W kulturze celtyckiej pełnia była czasem rytuałów wdzięczności i oczyszczania,

a w Japonii do dziś obchodzi się Tsukimi – święto podziwiania pełni.

W dawnych tradycjach kobiety gromadziły się w świetle pełni, by modlić się, dzielić zioła i doświadczenia — tworzyły wspólnotę w rytmie światła i cienia.

Dopiero urbanizacja, sztuczne oświetlenie i pośpiech oderwały nas od Księżyca.

W mieście jego blask ginie wśród neonów.

Teraz, mieszkając na wsi, nauczyłam się rozumieć, kiedy ziemia odpoczywa, a kiedy budzi się do działania.

Czasem wieczorem wychodzę do ogrodu i patrzę w gwiazdy — czuję wtedy, że człowiek w mieście utracił w dużej mierze kontakt z naturą.

Tu, na wsi, wszystko przypomina mi o cyklu życia.

Rytm dnia i nocy, światło, które zmienia kolor, dźwięk deszczu na dachu, zapach świeżo przekopanej ziemi czy skoszonej trawy.

W tym wszystkim odnajduję nie tylko ogród, ale i samą siebie w różnych porach roku.

Z czasem odkryłam, że ogród jest jak księżyc – ma swoje fazy. Czasem tętni życiem, innym razem milknie, by zebrać siły. Nie ma w tym nic złego, to po prostu rytm istnienia. Ucząc się natury, uczę się siebie – i w tym odnajduję spokój.


„Natura się nie spieszy, a mimo to wszystko zostaje dokonane.” — Laozi


Dzielę się z Wami moim światem – od ogrodu, przez oszczędzanie i gotowanie, po szycie i urządzanie domu. Jeśli chcecie symbolicznie mnie wesprzeć, możecie postawić mi wirtualną kawę.  To dla mnie piękny znak, że to, co robię, ma dla Was wartość.


 


czwartek, 2 października 2025

Urlop pełen spokoju… no, prawie

 


Nareszcie udało mi się w tym roku wyjechać na urlop!




Uwielbiamy jesienne wypady nad polskie morze – poza sezonem. Nie tylko dlatego, że jest wtedy znacznie taniej, ale przede wszystkim dlatego, że nie przepadamy za tłumami. Kochamy te spokojne, prawie puste plaże… choć w tym roku i tak spotkaliśmy sporo osób, które również korzystały z pięknej pogody. Przy okazji urlopu zaliczyłam też małą przygodę – drobny wypadek na rowerze sprawił, że teraz samo siedzenie to prawdziwy wyczyn.  Ale na szczęście poza tym było cudownie i wracam bogatsza o nowe wspomnienia.

Akumulatory podładowane, więc mogę wracać do ogrodowych zajęć. 

W planach na ten sezon jeszcze:

  • mąż zamierza ułożyć ścieżki z piaskowca,
  • ja posadzę kilka nowych roślin,
  • muszę też uporządkować róże, które w międzyczasie zmieniły swoje miejsce.

Powoli trzeba będzie myśleć o zabezpieczaniu ogrodu przed zimą.

Jesień potrafi być naprawdę piękna – złote liście, chłodniejsze poranki i długie wieczory z kubkiem herbaty. Lubię w jesieni ten spokój i kolory, które nigdy się nie nudzą.

A Wy – za co najbardziej lubicie jesień?


Dzielę się z Wami moim światem – od ogrodu, przez oszczędzanie i gotowanie, po szycie i urządzanie domu. Jeśli chcecie symbolicznie mnie wesprzeć, możecie postawić mi wirtualną kawę.  To dla mnie piękny znak, że to, co robię, ma dla Was wartość.