sobota, 28 czerwca 2025

Slow life..?

 


Ostatnio słyszymy ze wszech stron o slow life, Czy to moda, czy potrzeba współczesnych czasów?  pierwszy rzut oka slow life może wydawać się modą – stylowym lansem obecnym w mediach społecznościowych, zdjęciami kawy z mlekiem owsianym i lnianej pościeli. Jednak gdy zastanawiając się chwilę okazuje się, że slow life to głęboka odpowiedź na kryzysy, które niesie współczesność – ciągły pęd i brak czasu na „życie”




„Nie śpiesz się. Cudowne rzeczy potrzebują czasu.” - Dzisiaj niemal wszyscy chorujemy na brak czasu. Śpieszy nam się tak bardzo, że każda osoba i każda rzecz, która nas spowalnia, staje się naszym wrogiem. Takie są właśnie konsekwencje naszej obsesji szybkości i oszczędzania czasu - wściekłość na drodze, wściekłość w samolocie, wściekłość na zakupach, wściekłość w związku, wściekłość w biurze, wściekłość na wakacjach, wściekłość na siłowni. Szybkość sprawia, że żyjemy we wściekłych czasach…”Carl Honoré

Dla wielu osób wydaje się, że to tylko moda, dlaczego? Myślę, że przez popularność w mediach kojarzymy z modnym wizerunkiem. Wielu twórców internetowych promuje slow life jako część swojej marki osobistej, co nadaje mu wygląd trendu, a nie sposobu na życie. Lansowane ubrania z naturalnych tkanin, świece sojowe, domowe chleby – wszystko wygląda jak z katalogu. Dla mnie slow life to znacznie więcej niż ładne zdjęcia i forma lansowania siebie. Dla mnie to jednak potrzeba obecnych czasów. Widzę wiele zmęczonych osób, zmęczonych pośpiechem dorównywaniem innym, kariera itd. Cyfrowy świat wymaga ciągłej dostępności. Informacji jest zbyt wiele, tempo życia szybkie, oczekiwania – często nieludzkie. Coraz więcej ludzi doświadcza wypalenia, lęku, bezsenności. Slow life to dla mnie próba odzyskania równowagi i sensu. Pragnienie autentyczności! Konsumpcjonizm nie daje spełnienia. Życie w biegu choć bardzo efektywne – często pozbawia jego głębi. Slow life pomaga wrócić do tego, co prawdziwe: relacji, przyrody, zwyczajnych codziennych rytuałów. Potrzeba uważności i zdrowia psychicznego. W okresie pandemii wiele osób uświadomiła sobie, że potrzebujemy zwolnić, spojrzeć w głąb siebie, zadbać o dobrostan psychiczny. Slow life to dla mnie nie moda i fanaberia – to forma higieny emocjonalnej. Szybkie życie często oznacza szybkie zakupy, jedzenie na wynos, jednorazowość. Slow life idzie w parze z ekologiczną świadomością – wybieramy mniej, ale mądrzej. Niestety całą ideę niszczy poczucie, że to tylko moda chwilowa nie nisąca za sobą zmian życia, tylko kreowana sztucznie w mediach. Pamiętajmy jednak, że jednak slow life wynika z realnej potrzeby. Dla wielu osób to odpowiedź na kryzysy emocjonalne i społeczne. Moda przemija – ale potrzeba uważniejszego, spokojniejszego życia zostaje. I właśnie dlatego slow life ma sens – nie jako styl, ale jako sposób na życie.

Czym jest slow life?

Slow life to styl życia, który zachęca do zwolnienia tempa, docenienia codzienności i świadomych wyborów. Nie chodzi o lenistwo czy ucieczkę od obowiązków, lecz o życie w zgodzie ze sobą, własnymi wartościami i naturalnym rytmem. To sprzeciw wobec kultury „więcej, szybciej, lepiej” i powrót do prostoty – tej prawdziwej, która nie potrzebuje nadmiaru.

Nie wiele osób interesuje jak powstał slow life, a narodził się we Włoszech w latach 80., jako protest wobec otwarcia restauracji fast food w Rzymie. Wkrótce idea wolniejszego tempa życia rozprzestrzeniła się na inne dziedziny – modę, podróże, pracę, relacje i codzienność. Dziś slow life to  sposób myślenia – wybór, który można podejmować każdego dnia, niezależnie od miejsca zamieszkania czy zawodu.

Czym charakteryzuje się idea slow life:

Uważność – dostrzeganie drobnych rzeczy: zapachu porannej kawy, ciepła słońca na skórze, szelestu liści pod stopami. Slow life zachęca, by naprawdę przeżywać to, co tu i teraz.

Naturalność i prostota – unikanie nadmiaru, świadome zakupy, życie bliżej przyrody. Wybieranie jakości ponad ilość.

Dbanie o relacje – czas z bliskimi, rozmowy bez pośpiechu, obecność.

Odpoczynek bez poczucia winy – sen, cisza, nic nierobienie jako ważna część życia.

Kreatywność i rękodzieło – tworzenie czegoś własnymi rękami, nie dla zysku, ale dla przyjemności i wyrażenia siebie.

Zrównoważona codzienność – jedzenie lokalne, sezonowe; ograniczanie śmieci; życie bardziej ekologiczne.

Zapytacie czy warto wywracać swoje życie do góry nogami? Jak dla mnie warto. Slow life pomaga odzyskać spokój i poczucie sensu. Zamiast gonić za tym, co "trzeba", człowiek zaczyna pytać siebie: „Czego naprawdę chcę? Co daje mi radość?”. Zyskujemy przestrzeń – na myślenie, twórczość, obecność. Lepsze zdrowie, relacje, więcej czasu dla siebie i tych, których kochamy.

Może spróbujcie, przecież nie trzeba zmieniać całego życia. Wystarczy kilka drobnych kroków:

zacząć dzień bez telefonu,/ raz w tygodniu wyłączyć telefon

pić herbatę w ciszy – bez zagłuszania odgłosów otoczenia

wrócić do gotowania z prostych składników – choć by robienie na początek śniadania

codziennie wyjść na spacer

robić mniej – ale uważniej

zwolnij – czy spóźnienie 5 minut spowoduje katastrofę, a w jakim stanie będziemy pędząc z obłędem w oczach.

Slow life nie jest celem. To droga. Codzienna decyzja, by żyć w rytmie serca, a nie zegarka.

„Życie składa się z małych chwil. Nie pozwól, by przeszły niezauważone.”


Jeśli Ci się spodobało to co czytasz i masz ochotę mnie wesprzeć, to będzie mi bardzo miło gdy postawisz mi wirtualną kawę


wtorek, 24 czerwca 2025

Czy warto robić przetwory na zimę....?

 


Czy robicie domowe przetwory w sezonie letnim?

Ja robię, co prawda obecnie mniej niż kiedy dzieci były małe, ale robię nadal co roku kilka słoików dżemu truskawkowego, wiśniowego, jabłka na przecier, powidła śliwkowe, ogórki kiszone itp.

 

Zdjęcie z lat poprzednich :) 

Według mnie jest sporo zalet robienia domowych przetworów –  to trochę powrót do korzeni z nowoczesnym podejściem

W czasach, gdy półki sklepowe uginają się od gotowych produktów, wiedzę że sporo osób wraca do tradycji robienia domowych przetworów. I nie bez powodu! Ten dawny zwyczaj nie tylko pozwala lepiej gospodarować jedzeniem, ale również niesie ze sobą liczne korzyści zdrowotne, ekonomiczne i ekologiczne. Może warto się zastanowić nad słusznością robienia domowych przetworów.

Dla mnie podstawowa zaleto to znam skład. Domowe przetwory dają pełną kontrolę nad tym, co trafia do słoika. Bez sztucznych konserwantów, nadmiaru cukru, barwników czy wzmacniaczy smaku. Możemy dostosować ilość soli czy słodzika (cukier, miód) do własnych potrzeb, zrezygnować z alergenów czy wykorzystać ekologiczne składniki z własnego ogrodu.

Kolejna ważna rzecz to oszczędność pieniędzy. Choć na początku może się wydawać, że robienie przetworów to spory wydatek (słoiki, zakrętki, przyprawy), to w skali roku domowe konfitury, dżemy, kiszonki czy kompoty kosztują znacznie mniej niż gotowe produkty. Zwłaszcza jeśli wykorzystujemy nadwyżki z własnego ogrodu, działki, dostajemy od znajomych ich nadmiary lub kupujemy sezonowe warzywa i owoce w niższych cenach na bazarkach.

Mamy szansę na zmniejszenie marnowania jedzenia. Zbyt dojrzałe owoce, nadmiar (moja teściowa uwielbiała przynosić dzieciom owoce, ale dzieci ich w tej ilości nie zjadały, przesmażałam je z odrobiną cukru, przypraw o tworzyłam ciekawe zestawiania w stylu brzoskwinie, gruszki, jabłka),  zamiast wyrzucać, można je zamienić w coś trwałego. Robienie przetworów to świetny sposób na niemarnowanie żywności i przekształcanie jej w wartościowe zapasy na zimę.

 

Dzięki przetworom możemy wrócić do smaków dzieciństwa np. powrót do smaków znanych z kuchni babci – aromatyczne powidła śliwkowe, ogórki kiszone z czosnkiem i chrzanem, kompot z wiśni... To nie tylko kulinarna podróż w czasie, ale również pielęgnowanie rodzinnych tradycji i przekazywanie ich kolejnym pokoleniom.

Dla mnie robienie to duża satysfakcja z tworzenia. Robienie przetworów to coś więcej niż tylko sposób na przechowanie żywności, dla minie o chwile wyciszenia i prawdziwej satysfakcji z efektów własnej pracy. Nic nie smakuje lepiej niż własnoręcznie przygotowany dżem na kromce chleba (u nas z domowego wypieku).

Dodatkowy argument to ekologia i mniej plastiku. Kupując słoiki raz (ja pozyskuję po majonezie, oliwkach itp.), używamy ich używać przez wiele lat. Domowe przetwory eliminują potrzebę korzystania z jednorazowych opakowań plastikowych i zmniejszają ilość odpadów. To mały krok, który w skali roku robi wielką różnicę dla planety.

Moje przetwory, mrożonki to taki mały zapas w domowej spiżarni na zimę, często ratują sytuację jako dodatek do drugiego dania np. kiszony ogórek, sałatka warzywna, buraczki.

Domowe przetwory są świetnym prezentem, takim od serca dla naszych bliskich. Domowymi przetworami można się wymieniać, by mieć większą różnorodność w codziennym korzystaniu z nich.

Robienie przetworów to piękna forma troski – o siebie, bliskich i środowisko. Choć wymaga pracy i czasu, niesie za sobą korzyści zdrowotne, finansowe i emocjonalne to ten wysiłek jest tego wart. Niezależnie od tego, czy masz ogród, działkę, balkon z ziołami czy tylko dostęp do lokalnego targu – warto spróbować i odkryć radość płynącą z domowego przetwórstwa. Polecam, od lat robię domowe przetwory, najpierw pomagałam w rodzinnym domu, a potem od początku gdy już byłam panią domu we własnym gospodarstwie domowym. Nie trzeba robić 30 słoików z jednego rodzaju, ja ostatnio kupuję po 2-3 kg owoców, warzyw i je przetwarzam, czasem np. truskawki kupuję 5 kg.

Jeśli Ci się spodobało to co czytasz i masz ochotę mnie wesprzeć, to będzie mi bardzo miło gdy postawisz mi wirtualną kawę


sobota, 21 czerwca 2025

Szafa kapsułowa......??

 


Ostatnio sporo interesuję się założeniami szafy kapsułowej. Robię porządki, trochę zmieniam styl ubrań (cos się tam u mnie zmieniło w głowie) i dochodzę do wniosku, że czas uporządkować ilość według jakiegoś sensownego schematu, niby mam niewiele ubrań, ale np. na progu lata dotarło do mnie, że na sezon letni mam tylko dwie pary spodenek krótkich raczej w sportowym stylu (które nie nosze na co dzień, raczej na wycieczki w góry, rowerowe), kilka koszulek i jedną sukienkę. Przeglądam założenia szafy kapsułowej i widzę, że brakuje mi jednej spódnicy lub nawet dwóch, długich spodni letnich i może jeszcze jednej sukienki? Chyba czas na zakupy? 




Staram się kupować ubrania z dobrym składem, czasem coś z nimi muszę zrobić jak np. skrócić spodnie, albo doszywam jakiś detal. Moje ubrania nie musza być drogich marek, często z drugiej ręki są, ale zawsze pilnuję dobrego składu materiału, staram się by przeważały naturalne. Generalnie pomijając ubrania domowe, sportowe, piżamy/koszule nocne, bieliznę podobno powinniśmy mieć nie więcej niż 50 szt. odzieży, nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, tak podaje Internet mi. Staram się nie przesadzać z ilością, jak widać tym razem poszłam nie w tą stronę z ilością ubrań na lato. A jak u Was to wygląda, idziecie na żywioł z ubraniami, jesteście minimalistkami, obojętne Wam to zupełnie nie ruszacie ciuchów w szafie i nie analizujecie czy coś zalega?

"Termin "szafa kapsułowa" (ang. "capsule wardrobe") to koncepcja, która zakłada posiadanie niewielkiej, starannie dobranej kolekcji ubrań bazowych i sezonowych dodatków, które można łatwo ze sobą łączyć i tworzyć różne stylizacje, niezależnie od mody i pory roku. Zasadę tę stworzyła Susie Faux w latach 70. XX wieku, kiedy otworzyła swój londyński butik Wardrobe. Celem było pomóc kobietom w wyeliminowaniu zbędnych zakupów i stworzyć garderobę, która jest funkcjonalna, stylowa i ponadczasowa."

Znalezione w Internecie - ilościowy rozkład szafy kapsułowej na sezon letni dla kobiet.

Górne części:

  • 5-7 T-shirtów (w różnych kolorach i wzorach, np. gładkie, z nadrukiem)
  • 2-3 bluzki (lekko zwiewne, idealne na cieplejsze dni)
  • 1-2 topy (np. na ramiączkach lub bez rękawów)

Dół:

  • 2 pary spodni (np. lekkie jeansy i spodnie materiałowe)
  • 1-2 spódnice (krótka i długa, np. maxi)
  • 1 para szortów (na lato, wygodne i przewiewne)

Sukienki:

  • 2-3 sukienki (jedna casualowa, jedna na specjalne okazje)

Wierzchnie okrycia:

  • 1 lekka kurtka (np. jeansowa lub bomberka)
  • 1 kardigan lub narzutka (na chłodniejsze wieczory)

Obuwie:

  • 1 para sandałów (wygodne na co dzień)
  • 1 para eleganckich butów (np. na obcasie na specjalne okazje)
  • 1 para sportowych butów (do aktywności na świeżym powietrzu)

Dodatki:

  • 2-3 torebki (jedna codzienna, jedna na wyjścia)

Biżuteria (minimalistyczna, aby pasowała do różnych stylizacji)

Okulary przeciwsłoneczne (stylowe i praktyczne)




Jeśli Ci się spodobało to co czytasz i masz ochotę mnie wesprzeć, to będzie mi bardzo miło gdy postawisz mi wirtualną kawę 


czwartek, 19 czerwca 2025

Życie jest sumą doświadczeń.....

 


Jak zdążyliście zauważyć, pojawiają się drobne zmiany blogu. Wasze opinie, które są dla mnie bardzo cenne, rada męża oraz moje przemyślenia spowodowały, że blog zostaje i „żyje” nadal wraz z Wami i mną w tym miejscu. Każdego z nas życie i czas zmienia, więc rzeczywiście czemu nie miałoby być zmian w tym miejscu. Wiele w życiu przeszłam, wychowałam troje dzieci (28, 23 i 21 lat mają obecnie) w tym najstarszy syn jest całkowicie zależny od nas (nie słyszy, nie mówi, posługuje się piktogramami i gestami w stopniu ograniczonym, jego autyzm zaburza poważnie jego kontakt ze światem zewnętrznym, a brak słuchu to pogłębia). Przez nasze życie przeszło wiele burz, wiele razy padaliśmy na kolana, wiele razy myśleliśmy, że już nie damy rady i będziemy tak leżeć i koniec. Jestem mężatką od ponad 30 lat, męża poznałam w wieku lat 17, trwamy przy sobie choć bywa różnie, jak to w życiu raz jest burza, a innym razem jest sielsko „…bo po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój”. Najważniejsze, że nadal jest przyjaźń i miłość, wzajemnie zaufanie i troska. Od kilku lat szukam siebie, w momencie gdy pojawiła się niepełnosprawność najstarszego syna (27 lat temu), szybko zapomniałam o swoich marzeniach, pragnieniach i miłości do siebie, teraz krok za krokiem staram się zbierać okruszki i składać w całość.




„Życie jest sumą doświadczeń” więc mój blog też jest taką sumą ostatnich ponad 12 lat mojego życia i niech trwa dalej. Dziękuję Wam za opinie, rady i bycie ze mną od tak wielu lat.


poniedziałek, 16 czerwca 2025

Co dalej?

 


Ostatnio zauważyłam, że mój blog odbiega od wstępnego założenia, czyli skupienia całości swojej codzienności ku oszczędnemu życiu. Zamieniła się ogólnie tematyka moich postów, więc pojawia się tematów moich przemyśleń, organizacji domu/siebie niż pomysłów na oszczędne życie.

Zastanawiam się nad zmianami: założeniem osobnego miejsca dla osób które chcą tworzyć ciepły, pachnący ciastem i domowym obiadem dom i zakończeniem obecnego blog lub kontynuowanie tego blogu ale już w lekko odmiennej formie?




Moja codzienność obecnie płynie w rytmie oszczędnego, spokojnego z domową kuchnią w tle życia, przeróbkami odzieży i domowych tekstyliów, a w ramach medytacji często z drutami i włóczką lub jogą. Nadal żyję w duchu eko i oszczędnie, ale nie skupia się na tym moja codzienność, to już raczej wyuczone nawyki. Przerabiam to co da się wykorzystać, robię przetwory na zimę, planuję jadłospisy i nasz budżet, ale to wygląda z boku już bardziej jak „wiktoriańska” pani domu, niż szalona oszczędnicka/sknera. Staram się zachować umiar w wydatkach, rozsądek w zdrowym żywieniu, ale nie żyję licząc każdy grosik (jak to było wcześniej).

Macie w tym temacie jakieś sugestie i własne zdanie – co dalej począć?


sobota, 14 czerwca 2025

Jadłospis obiadowy na tydzień w zimny czerwiec :)

 


Kolejny jadłospis stworzony przez córkę. Tym razem nie przyłożyłam się zupełnie do jego powstania. Czasem wtrącę swoje „trzy grosze”, ale przy tym jadłospisie, to zupełnie nie moje dzieło. Zostawiam go tutaj, może się Wam coś przyda.

 


Poniedziałek

Krupnik

Gulasz z indyka z warzywami korzennymi i ryż

Wtorek

Krupnik

Ryba pieczona z ziemniakami i sałata z sosem winegret

Środa

Kapuśniak z białej kapusty

Kasza gryczana zapiekana z białym serem

Czwartek

Kapuśniak z białej kapusty

Pulpety z mięsa z udek kurczaka w sosie koperkowym, ziemniaki, gotowana marchewka

Piątek

Zupa jarzynowa z ryżem

Leczo warzywne, pieczywo

Sobota

Zupa jarzynowa z ryżem

Pieczony kurczak z warzywami, sałatka z ogórkiem, ziemniaki

Niedziela

Zupa z soczewicy z indyjską nutą

Ryż z pieczonym filetem z indyka z warzywami


Jeśli Ci się spodobało to co czytasz i masz ochotę mnie wesprzeć, to będzie mi bardzo miło gdy postawisz mi wirtualną kawę


środa, 11 czerwca 2025

Pech, złe oko, trudny czas?

 


Ten rok jak na razie jest taki dziwny, niby wszystko jest ok, ale nie do końca,  coś ciągle się „rozkracza”. W styczniu zmarła po chorobie teściowa, potem problemy z pomnikiem się zaczęły, najpierw zaginęła płyta z nagrobka, potem zainstalowali bez dopisania teściowej. Padła nam brama wezwaliśmy fachowca i albo nie może bo pada, albo nie odbiera telefonów, albo dziecko ma chore itp. Umawiamy się z fachowcem od ogrodu i podobnie się zaczyna, a to dziecko wymiotuje, a to żona na szkoleniu. Jak już brama niby oklej to psuje się coś innego w niej. Teraz zepsuło się zamykanie okna tarasowego. Wcześniej syn kupił sobie samochód nacieszył się nim dwa tygodnie i 1 maja jadąc ze znajomymi na wycieczkę wywalił mu tłok w silniku (silnik do wymiany), do dziś samochód w naprawie i koszty się piętrzą. Córka zdała egzamin na prawo jazdy, dostała samochód po dziadku, wyremontowaliśmy go jej, to ciągle akumulator pada, nie można znaleźć przyczyny, zepsuł się silnik od szyby, wymieniła, znowu się zepsuł. Mamy instalację fotowoltaiczną, jakimś dziwnym trafem 2-3 razy w tygodniu w najlepszy słoneczny czas znika jedna faza i koniec produkcji prądu. Wyłączenia prądu u nas we wsi to już jakaś plaga, co 2-3 dni nie ma prądu przez 3-5 godzin, wtedy też brak produkcji energii, bo cała instalacja automatycznie się wyłącza.




 Normalnie mam wrażenie jak to dawniej ludzie mawiali ktoś złym okien na nas spojrzał, albo zile nam życzy, urok rzucił czy coś w tym stylu. Ciągle jest tak jak potocznie się mówi – jak się polepszy, to się p….. Nie wiem już jakieś czary mary odczyniać, na mszę dać, księdza lub egzorcystę wzywać? Staram się myśleć pozytywnie, ale czasem trudno jak ciągle coś się dzieje mało pozytywnego.

 


niedziela, 8 czerwca 2025

Ogródeczek mój.......

 


Ale to ja miałam planów w zeszłym roku odnośnie mojego ogródka, ale jak to w życiu bywa plany sobie, a życie sobie. 

W okresie od jesieni do wczesnej wiosny w naszym ogrodzie naprawdę duże zniszczenia dokonał kret wespół z nornicą. Nie tylko trawnik oberwał, ale i rośliny rosnące na stałe w ogrodzie. Przyszła wiosna i zapadła decyzje o położeniu siatki w ogrodzie, a w miejscach gdzie nie możemy tego zrobić musimy zrobić zapory choć by dla kreta. 

Niestety proces nie jest ekspresowy, bo mąż po wypadku nie da rady z moją pomocą tego zrobić, więc trzeba zatrudnić fachowca do tej pracy, a jak już robić rewolucję to postanowiliśmy zautomatyzować nasz system podlewania. 

Takie decyzje niosą za sobą koszty, koszty, koszty. Trzeba więc odłożyć grosza i prace związane z ogrodem wstępnie zaplanowaliśmy na jesień. A na ten moment nasz ogród wygląda tak jak to córka skomentowała – skarbów w ogrodzie szukaliście i wykopki robiliście? No właśnie cały ogród tak wygląda, pełno śladów po kopaniu i kolejnych kopczyków. Wypróbowaliśmy chyba wszystkie dostępne w przekazie potocznym metody odstraszania kreta i nornicy z ogrodu, wszystkie skuteczne przez chwilę, chyba najlepiej działały kulki na mole, ale już nie działają. I tak się właśnie w tym roku poukładało, że nie mam żadnych ziół i warzyw w uprawie. 

Jeśli chodzi o owoce to na czereśni mamy zarazę, mszyce i nic z tego nie będzie. Borówki są zupełnie jeszcze zielone i tak zjadają je ptaki, może uda się porzeczka czerwona zrobię z niej sok, nie wiele jest porzeczek czarnych, na maliny poszła zaraza i musieliśmy je obciąć zupełnie więc z owocami się żegnamy w tym roku. Mróz zaszkodził winorośli, jabłek niewiele widać na drzewach. Jak widać ten rok nie sprzyja naszym uprawom. Na razie tylko aronia się dobrze zapowiada, ale jak będzie czas pokaże.



Oczywiście zdjęcie jest z zeszłego roku:)


A jak u Was wyglądają tego roczne uprawy ogrodowe/balkonowe/parapetowe?


środa, 4 czerwca 2025

Czym jest dla Was bezpieczna przystań po trudach dnia?

 




Kochacie swój dom/mieszkanie? 

Lubicie przebywać w swoim mieszkaniu/domu? 

Jak dużo czasu spędzacie w swoim mieszkaniu/domu codziennie? 

Czy jest to miejsce do którego chętnie wracacie, czy tylko jest to przechowalnia Waszych rzeczy i miejsce do spania? 

Te i wiele innych pytań powinniśmy sobie czasem zadać. 

Zapytacie dlaczego. 

Dlaczego? 

Bo to jest istotne dla Waszego budżetu, jeśli to tylko przechowalnia i spania to zastanówcie się czy chcecie to zmienić i czemu tak jest. 

Czy odpowiada Wam funkcja tego miejsca? Jeśli tak to może warto zmniejszyć metraż do zupełnego minimum i oszczędzić fundusze na czynszu, ogrzewaniu itd. Jeśli chcieli byście czuć się tam dobrze, spędzać więcej czasu, to było nie tylko z nazwy powrót do domu, ale i z uczuć Waszych. 

Trzeba zrobić remanent tego co posiadamy, zastanowić się czy te przedmioty lubimy, używamy, budzą w nas dobre uczucia. Czasem okaże się, że mniej rzeczy sprawi większą przytulność niż pełno tych które nam się nie podobają. Ja ostatnio robiąc porządki w domu, ogrodzie zastanowiłam się nad wieloma sprzętami i nie wiedziałam dlaczego je nadal mam, ani są ładne, ani przydatne, a to że dostałam od kogoś, no trudno, one mają być ze mną a nie z tym kimś. 

Warto przystanąć i zrobić przegląd tego co nas otacza to długi proces, bo warto to zrobić dokładnie. 

Jak byśmy robili spis wartości naszego majątku nie pod względem wartości finansowej, ale emocjonalnej. 

Czasem nawet mały drobiazg może powodować, że nie lubimy danego miejsca kolor światła, ścian, figurka na półce, szorstki koc na kanapie, nie taki zapach w pomieszczeniu. 

Wejdźcie do każdego pomieszczenia i się zastanowić co nas „otula” a co „wygania” z tego miejsca. 

Nie zawsze by mieszkanie/dom stało się przytulne i miłe potrzeba fortuny, czasem świeca, czasem kwiatek w doniczce i już coś się zmienia i chcemy tam być.

A może nie jesteście gotowi zwyczajnie na zmiany, może to nie Wasz czas? 

Najważniejsze by miejsce do którego wracacie po całym dniu było nie tylko przechowalnią, by to było Wasze miejsce, Wasz azyl. 


niedziela, 1 czerwca 2025

Szybki biszkopt bez ubijania białek (bez glutenu lub z glutenem)

 


W tygodniu mieliśmy chęć na ciasto(dieta bezglutenowa, do miasta z taką cukiernią około 15 km), ale nie bardzo chciało nam się spędzić dużo czasu w kuchni na jego przygotowaniu. Pomyślałam może biszkopt, hmm ale to ubijanie białek, ucieranie żółtek eee, nie. Ale w sumie może taki oszukany biszkopt? Hmm czemu nie, tylko jak go zrobić? 

Pokrążyłam po kuchni powrzucałam składniki i mamy biszkopt, wyszedł na tyle smaczny, że ledwie udało mi się kawałek sfotografować. Nie wymaga dużo pracy i czasu, a potem można go przełożyć czym chcemy dżemem/powidłami, kremem czekoladowym, masłem orzechowym z dżemem - to takie szybkie wersje smarowideł.

U nas pochłonięty został bez niczego, tak od ręki w 30 minut od wystygnięcia. Pięć osób usiadło i nie ma ciasta do tego kawa i po temacie.




Składniki:

  • 5 jajek
  • 200 g cukru
  • 150 g mąki ryżowej lub pszennej
  • 50 g mąki ziemniaczanej
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego
  • 2 łyżki oleju/oliwy lub rozpuszczonego masła
  • 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia

Ucieramy jajka całe z cukrem na puszystą masę, dokładamy resztę składników wylewamy do formy wyłożonej papierem lub wysmarowanej tłuszczem i wysypanej bułką tartą/mąką (ja użyłam małej formy żaroodpornej w kształcie niedużej tortownicy). Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 175 stopni i pieczemy około 40-45 minut do suchego patyczka. Możemy wyjąć zaraz po upieczeniu. Szybkie, smaczne ciasto na każdą porę.