Ostatnio pomyślałam sobie, że czasem zasobność portfela
ogranicza nas. Może nawet pełna płynność finansowa powoduje spadek naszej
kreatywności. Tworzyć zaczynamy w chwili, gdy potrzebujemy rozwiązań by przetrwać,
jak wiele pomysłów powstało z powodu braku pieniędzy. Jak to mówią „potrzeba
matką wynalazków”. Wiele osób rozleniwia się, gdy ma zasobny portfel, wiele
poszukuje mocnych doznań by czuć, że żyją. No a człowiek, który ma puste kieszenie,
na co dzień żyje tak ekstremalnie, ma tyle doznań i nieznane jutro, że staje
się twórczy. Ja wiem, że duża ilość pieniędzy pozwala nam na więcej, ale czy
tak naprawdę wtedy chce nam się… To trochę jak człowiek przejedzony staje się
leniwy, mało ruchliwy, chętnie pada na kanapę i tam zostaje. Podobnie bywa przy
zasobnym portfelu.
Ostatnio głośno jest o ruchu zwanym Prepersi, wielu z nich
ma zasobne portfele owszem, ale wielu nie. Oni po za różnymi umiejętnościami
uczą się jak przetrwać bez pieniędzy, prądu, jedzenia, wody itd. Pomyślcie o
tym jak mały jest odsetek społeczeństwa, który potrafiłby przetrwać bez prądu, pozyskać
wodę, żywność, zbudować schronienie.
Dla wielu rozpalenie ogniska bez
zapalniczki/zapałek to coś po za zasięgiem.
Żyjemy mając nadzieję, że jutro będzie
takie same jak dziś, albo lepsze.
A może warto uczyć się zaradności, wiele osób
z niskim budżetem jest zmuszona do survivalowych wyczynów. Uczy się przetrwać
produkując samodzielnie żywność, nie mając pieniędzy, ba czasem żyjąc bez prądu,
bo odłączyli w chwili braku opłat za rachunki. Może warto jednak zbliżyć się do
natury, pokazać dzieciom bardziej pierwotne życie, pojechać na biwak…
Może brak
funduszy nie jest aż takim złem, może dzięki temu jesteśmy bardziej kreatywni,
odpowiedzialni, przewidujący, zaradni……? Ja wolę tak na to patrzeć. Nie próbuję obrażać ludzi zamożnych, nie to
jest celem tego postu.
Chcę wam pokazać, że ograniczony budżet i codzienna
improwizacja to nie koniec świata, wstyd i najgorsze, co mogło nam się przytrafić.
Wystarczy zmienić podejście, ludzie płaca niemałe kwoty za obozy przetrwania….
A my mamy, na co dzień swoje survivalowe życie. Stawiamy sobie wyzwania, sprawdzamy siebie na
ile damy radę, bo nikt z nas nie wie ile udźwignie, wiemy o sobie tyle na ile
nas wypróbowano. Nie popadajmy w rozpacz, nie myślmy, że mamy najgorzej, to
popycha do załamania nerwowego, depresji, zgorzknienia, zawiści. Potraktujmy
naszą sytuację jak wyzwanie, jak próbę samego siebie! To takie moje myśli nieuczesane......:)
Jeśli interesuję Cię temat preppersów serdecznie zapraszam na: preppers-forum.pl
OdpowiedzUsuńfajne te myśli nieuczesane:) ja często biwakuję, normą się stało co najmniej raz do roku i mam takie spostrzeżenia, że nawet tam ludzie są leniwi, bo muszą mieć prąd, wodę i cały majdan swoich przytarganych z domu "wygód", kuriozum sytuacji polega na tym, że jadą odpocząć w ciszy, a włączają radio zagłuszając naturę;) niewielu jest tam takich, którzy potrafią znaleźć leśną miętę, nazbierać poziomek czy grzybów do jajeczniczki na śniadanko;)
OdpowiedzUsuńKreatywność - na pewno wyzwala. Wczoraj popatrzyłam na dywanik w kuchni. Taki z resztek materiału. Lubię go bo daje ciepło w kuchni, kiedy staję bosymi stopami, a jednocześnie mogę go szybko wytrzepać - lub wrzucić do pralki w stanie absolutnego zabrudzenia. I wracając do kreatywności. Na końcach w tymże dywaniku poprzecierał się materiał. Pierwszy pomysł...trzeba kupić nowy. Ale to jednak 200 zł . Szkoda. Drugi pomysł. Przeszyć końcówki nowym materiałem ze starych dżinsów, które są poprzecierane i ich nie lubię do noszenia. Do tego usiądę do maszyny i w 2-3 godziny będę miała dywanik na kolejne parę lat.
OdpowiedzUsuń