Często pytacie mnie – czy chciałabym żyć 100 lat wstecz,
albo dalej? Odpowiem – Nie! Nie
chciałabym z wielu powodów, a to, że żyjemy życiem z innej epoki, nie oznacza,
że chcielibyśmy całkowicie przenieść się do tych czasów. Po prostu odpowiada
nam taki styl życia, nie chcemy powielać życia innych, chcemy żyć własnym życiem,
spełniać własne marzenia, a nie cudze. Często oczekiwano od nas byśmy byli tacy
jak chcą inni, ale to jest nasze życie, ci ludzie nie przeżyją go za nas i nie
umrą za nas. Jesteśmy często postrzegani, jako dziwacy, ale czy dlatego, że
robimy dziwne rzeczy, czy też, dlatego, że nie robimy tego, co większość, nasze
działania są w istocie zwykłe i nie zbyt odjazdowe. Naszą decyzję o Edukacji
Domowej otoczenie przyjmuje, jako nowoczesny, dziwny wynalazek, a ja się pytam –
jak wyglądała pierwsza edukacja dzieci, od kiedy mamy obowiązek szkolny, jaki
rozwój jest fizjologiczny i naturalny? My nie robimy nic nowoczesnego, my
wróciliśmy do korzeni. Podobnie jest z naszym domowym wytwórstwem żywności,
ludzie mówią – a po co się męczyć, mogę kupić, a mi się nie chce. No tak, ale
po pierwsze nikt nie pyta czy mnie to męczy, a po drugie jak się ma, jakość
moich wyrobów do ceny podobnych w sklepie, a przemysłowa żywność, no…nie
pozostawię bez komentarza, przeczytajcie skład np. szynki czy baleronu w
sklepie. Uprawa ogrodu, a po co, czy to się opłaca, a ta woda, praca, brudzić
się! A czy opłaca się wydawać na siłownię, przecież nie mamy z tego namacalnych
korzyści, a to pocenie, jazda, wydana kasa na karnet? Nie ma sensu, nie warto.
A jednak warto i uprawiać ogródek i ćwiczyć. Tyle, że ja uprawiając ogródek nie
płace za siłownie, mam ją, spędzam czas na powietrzu i do tego uciekam od pędu,
stresu i pośpiechu. Następny fakt, który ludzie nazywają archaizmem to robótki
ręczne. Po co przecież czapka kosztuje 10 zł, nie ma sensu tracić czasu. No i
dochodzimy do pojęcia czasu. Jedna bardzo poukładana znajoma ostatnio zadała
pytanie - To ja się zastanawiam, co to znaczy dla innych "czas". Co
oni robią sami? No właśnie, co dla
innych znaczy czas? Co robią wtedy, gdy ja „tracę” czas przy robótkach
ręcznych?
Wracając do tematu głównego, czy chciałabym żyć 100 lat
wstecz? Nie, nie chciałabym, nie miałabym wyboru czy robić karierę czy zostać w
domu dziś jest to mój świadomy wybór. Nie mogłabym korzystać z tak wielu wynalazków
współczesnego przemysłu AGD, a nie ukrywam lubię moje sprzęty. Nie mogłabym
decydować całkowicie o sobie sama, musiała bym jako kobieta poddawać się czyjemuś nadzorowi. Nie miałabym tak szerokiego dostępu do wzbogacania swojej wiedzy.
Ogólnie nie chciałabym żyć 100 lat wstecz. A czy chciałabym żyć 50 lat wstecz,
odpowiem, że również nie. Żywność była, co raz trudniej do zdobycia, pojawiły się kartki na żywność, władza mężczyzn
jednak była wtedy mocno znacząca, kobiety generalnie powinny się podporządkować.
Pisząc o tym wszystkim dotarło do mnie, że to nie zemną jest coś nie tak, że to nie my żyjemy dziwnie,
to świat gdzieś pędzi. Spotykamy, co raz więcej ludzi podobnych do nas,
żyjących w zgodzie z sobą i naturą. Produkują własną żywność, rezygnują z kariery, uciekają z miasta.
Czy zupka chińska na obiad to normalne, czy
pasztet z puszki o zawartości 1,5% mięsa to normalne, czy udawanie życia pracując
po 12 godzin jest normalne? Czy brak wspólnych posiłków rodzinnych to normalne?
Wiem, wiem, brak czasu, pęd, szybkie życie! Ale, za czym gonimy?
Opowiem Wam o pewnej rodzinie i jej pogoni za czymś.
Pewna nauczycielka języka obcego ma męża, syna w wieku 3
lat. Obydwoje pracują, on w zagranicznej firmie na stanowisku kierowniczym, ona
w szkole oraz codziennie daje około 3 dzieciaków korepetycje. Syna wychowuje
przedszkole i dziadkowie. Mają mieszkanie własnościowe, dwa samochody. Ona bierze
dodatkowe godziny korepetycji, on nadgodziny w pracy, był moment, że pracował
na dwa etaty. Na urlopie byli tydzień, bo wzięli zlecenia na resztę wakacji. A
ja się zastanawiam, kiedy postanowią żyć. Mają po 35 lat, są zmęczeni,
zaczynają dopadać ich różne problemy zdrowotne, żyją w biegu, odżywiają się
marnie. Nawet w weekendy mają dodatkowe prace zarobkowe. Czy naprawdę
potrzebują tyle pieniędzy? Pewnie tak, bo trzeba żyć na poziomie. Tak ostatnio
słyszałam, że młodzi ludzie po to tyle i tak ciężko pracują by ŻYĆ na poziomie,
ale kiedy oni żyją? Przecież ciągle pracują.
Mając po 30 lat nie decydują się na
dziecko, stały związek, bo muszą się dorobić. No fajnie, ale kiedy mieć dzieci,
rodzinę po 50? Kiedyś szczytem marzeń była kawalerka spółdzielcza, ludzie
zakładali rodziny nie mając nic. Sama wyszłam za mąż nie mając własnego
mieszkania, mieszkaliśmy u rodziców, potem wynajęliśmy mieszkanie. Pobraliśmy
się wcześnie, nie czekaliśmy, aż się dorobimy, we dwoje było nam łatwiej.
Wiedzieliśmy, że i tak gwiazdka z nieba nam nie spadnie, nie dostaniemy spadku, nie wygramy znacznej sumy pieniędzy,więc,
na co czekać. Nie rozumiem tego pędu za posiadaniem. Mój sąsiad nie jedzie na
wakacje, ale kładzie kostkę w ogrodzie, ja wolałabym odwrotnie.
Wolę gromadzić
wspomnienia, a nie przedmioty. Przedmioty to tylko przedmioty, można mnie z nich okraść, niszczą się, tracą wartość. Więc w perspektywie pędu i dążenia do posiadania, nie pasuje do tej epoki. Wolę żyć
oszczędnie, ale być z rodziną.
Bardzo cenię Pani podejście do życia. Sama chyba nie zdecydowałabym się aż na takie zwolnienie tempa (no i kiepsko radzę sobie ze wszelkiego rodzaju "handmade" ;) ) ale czytałam Pani historię i rozumiem pobudki które skłoniły Was do podjęcia najlepszych dla Was decyzji. (Zdrowie, zdecydowanie lepsze dla córki nauczania domowe etc.). Ludzie przestali zadawać sobie pytanie "mieć czy być". Mówią że oni to wolą i mieć i być. Tylko będąc po 10-12 godzin w pracy to mogą co najwyżej pobyć w swoim supersamochodzie zanim padną na łóżko. Owszem, "być" bez dachu nad głową, albo "być" bez pralki to nic przyjemnego, ale gdzie jest granica posiadania, która zapewnia komfort bycia nie okradając nas jednocześnie z życia? Mam wrażenie, że nakręcony przez koncerny i "sąsiedzkie wyścigi" konsumpcjonizm okrada nas z przeżywania. Wolę być. Nie mam samochodu (mieszkam na obrzeżach sporego miasta z działającą w miarę sprawnie komunikacją miejską), nie otaczam się gadżetami które później w większości się kurzą, ale mam albumy pełne wspomnień. Odkąd urodziłam synka priorytetem jest nasz wspólny czas. Oszczędzamy "na wakacje". Staramy się spędzać aktywnie weekendy. A później siadujemy na kanapie i przeglądamy nasze ciekawe życie.
OdpowiedzUsuńBardzo pięknie napisane.
UsuńDawniej często zastanawiałem się, jakby to było żyć w innych czasach, np. w średniowieczu, albo na Polskiej wsi w XIX wieku. Dziś wiem, że najlepsze czasy są tu i teraz i nie ma sensu mówić, że "kiedyś było lepiej", albo że "najlepsze dopiero przed nami". Właśnie że TERAZ to najlepszy moment na realizowanie swoich marzeń i pragnień. Jako praktykujący minimalista zgadzam się w 100% ze stwierdzeniem, że warto gromadzić wspomnienia, a nie przedmioty.
OdpowiedzUsuńmasz rację,.....całkowicie się z tobą zgodzę nic dodać nic uijąć.....ale....te 20-30 lat temu rząd nas tak nie okradał. ludzie nie byli tacy podli zakłamani i materialiści... czasy się zmieniły podejści się zmieniło. kiedyś ludzie nie mieli nic nie mając nic zakładali rodziny i cenili siebie szanowali swoją rodzinę byli ardziej przyjacielscy otwarci ludzcy - mieli siebie, mieli wartości i szanowali je...
OdpowiedzUsuńdziś nie szanują nikogo i niczego. w pogoni często za i tak marnym groszem tracą siebie. gubią siebie i tracą wszystko co co najvenniejsze
masz racje. pieniądz, praca, rzeczy marterialne ba....nawet życie jest tylko tymczasowe. teleqwizora samochodów i pięknego domu za którym tak gonimy do grobu sobie nie zabierzemy...to co mamy nas nie definiuje. tylko te wartości sprawiają że jesteśmy cos warci....te tradycje szacunek i dbanie o rodzinę.
Dokładnie o to mi chodzi :) Dziękuję!
UsuńMyślę, że też kilkadziesiąt lat temu podobne rzeczy były, ale nikt o nich nie słyszał. Może faktycznie nie było tego wszystkiego aż tak dużo, ale jednak.
OdpowiedzUsuń