Wczoraj z mężem robiliśmy podsumowanie naszego zadłużenia
(akurat mieliśmy naszą małą rocznicę, 25 lat razem), jest, co raz lepiej,
spłacamy nasze kredyty, pozbyliśmy się debetów na kartach, niestety kredyt za
dom będzie ciągnął się jeszcze wiele lat za nami, niestety taki kredyt był
nieunikniony w chwili, gdy nie posiada się żadnego własnego mieszkania, oraz
wspomagającej finansowo rodziny.
Mieszkanie, w którym mieszkaliśmy wcześniej
było wynajmowane i do tego na poddaszu, (w którym mieszkaliśmy 13 lat) nie
można sprzedać i zasilić budowy domu. Decyzję
o budowie domu uważamy za najlepsza, jaką mogliśmy sobie wymyślić. Mimo
kłopotów finansowych nie żałujemy. Mieszkanie na poddaszu zalano nam przez
bezmyślność firmy robiącej remont dachu. Wyjechaliśmy w góry z chłopcami,
najstarszy syn miał wstępną diagnozę – białaczka, uciekliśmy od problemu, by
sobie wszystko poukładać, zmienić chłopcom klimat. Wróciliśmy i zastaliśmy w
mieszkaniu wodę po kostki, wykonawca zostawił niezabezpieczony dach na weekend.
Potem zaczęły się nasze kłopoty, walka z naprawą mieszkania (mieszkanie było w
prywatnej kamienicy, właściciel pokrył tylko wymianę kasetonów i malowanie,
wymiany okien już nie chciał, wykładziny dywanowe zostały wyprane, ale chyba w
jakiś domowy sposób, bo kleiły się do kapci). Mieszkanie było już później
zalewane systematycznie, u najstarszego syna powstawał lód na ścianie przy
oknach. Najstarszy syn ma silną alergię na grzyby i pleśnie, zaczął nam bardzo
chorować. Nie dość, że chłopak ma upośledzenie umysłowe, głęboki niedosłuch to
na dokładkę autyzm, wiotkość kostek, skoliozę, problemy metaboliczne i dołożyła
się alergia. Na szczęście poszerzona diagnostyka w kierunku białaczki wykazała
dziwną anomalie krwi w jego organizmie, ale nie białaczkę. Nie minęło wiele czasu
i mężowi zamyślony kierowca skasował samochód. Na szczęście po za zadrapaniami
mąż wyszedł z tego bez żadnych urazów. Był to bardzo trudny dla nas rok, zaczęliśmy
zastanawiać się nad rozwiązaniem. Męczył nas fakt, że nie mogliśmy nic zrobić,
gdy zalewało nam mieszkanie, nie mógł maż sam naprawić szkody na dachu, bo
administrator musiał wyrazić zgodę na wejście na dach i dać klucz do włazu, na
to się nie godził, a nas zalewało. Zaczęliśmy
badać ceny mieszkań dla naszej rodziny, najstarszy syn musi mieć osobny pokój, maż
pracuje również w domu i potrzebuje miejsca do pracy. Młodsze dzieci to
chłopiec i dziewczynka. Najstarszy syn na zawsze zostanie dzieckiem, więc fajnie,
gdy by miał podwórko i nikt go nie wytykał palcem, gdy buja się na huśtawce lub
zjeżdża na zjeżdżalni, a do tego miał swobodę, bo zdążały mu się ucieczki. Wyszło nam, że podobnie finansowo wyjdzie
wybudować dom dalej za miastem, niż kupić duże mieszkanie. No i stało się,
wybudowaliśmy dom w szczerym polu, nie było sąsiadów, drogi, tylko wszędzie
błoto, cisza i pustka. Na początku nie mieliśmy wody bieżącej, własnego
zasilania prądu, ale mieliśmy dom. Musieliśmy w nim zamieszkać, bo nie było nas
stać na płacenie czynszu w mieszkaniu, w którym mieszkaliśmy i dodatkowo
ogrzewać domu, oraz spłacać kredytu za budowę. Mimo tego byliśmy niesamowicie
szczęśliwi, brnąc w błocie w domu pośród niczego. Pierwsi sąsiedzi pojawili się
2 lata później. Sąsiada mieszkającego na stała przez płot mamy od roku. I tak
nam minęło w październiku 8 lat od ucieczki z miasta. Co dnia wszystko się
zmienia, zmienia się sytuacja finansowa, zawodowa, nasza ulica. Gdy
zamieszkaliśmy nie mieliśmy nawet nazwy ulicy, adresem były numery działek i
okręg geodezyjny. Mieliśmy trójkę jeszcze małych dzieci 3,5 i 10 lat
miały. W rocznicę zamieszkania na wsi
obejrzeliśmy zdjęcia z budowy, z naszych początków, bezradności i masy błędów,
jakie popełnialiśmy. Jak bardzo zmieniliśmy się przez te 8 lat, jak wzbogaciły
się nasze doświadczenia. Prawie nie chorujemy, no po za moim tegorocznym epizodem
bliskim z pożegnaniem się z tym światem, ale to był wypadek, a nie klasyczna
choroba. Udaje się nam radzić ze
wszystkim samodzielnie, nie mamy pomocy ze strony rodziny. Jak dzieci nam
chorowały nie mieliśmy je, z kim zostawić, czasem musiałam podziębione pakować
do auta by załatwić coś w urzędzie. Teraz mamy za sobą 25 lat bycia razem, ponad
24 lata małżeństwa, dorosłego syna,. Uczymy się, co dnia jak być szczęśliwym,
jasno stawiamy swoje potrzeby. Ciężki był dla nas również rok, w którym zaczęliśmy
naszą przygodę z ED, firma w której mąż pracował rozpadała się, groziły nam poważne kłopoty
finansowe łącznie z zajęciem domu, córka przeżyła traumatyczne chwile w szkole,
psychiatra po zdiagnozowaniu jej zaproponował antydepresanty. Najstarszy syn jak radar ściągnął nasze emocje
i odreagowywał w szkole na kolegach z klasy.
Córka trzeci rok uczy się w domu, a mimo to miewa czasem stany lękowe,
po tym jak zobaczy gdzieś byłą wychowawczynię lub jej się przyśni. Ma lęki związane
z kobietami, które mają z nią zajęcia dodatkowe. Obecnie pan, który prowadził
zajęcie rzeźby odchodzi i na jego miejsce pojawia się pani, córka oznajmiła
nam, że nie będzie chodzić na zajęcia, bo nie chce tej pani, już jej się boi.
Trudo jej zaufać innej kobiecie. Obiecaliśmy jej, że na początku będziemy czekać
pod salą, jak coś będzie nie tak może wyjść z zajęć. Postanowiła, że da szansę pani. Przeraża mnie
fakt, że minęło już sporo czasu, a w niej jest to tak emocjonalne jeszcze. Oj, ale mi się zebrało na wspominki, znowu
marudzę, miałam z tym skończyć. Przepraszam, ale tak rocznicowo mi się zebrało.
Mamy nadzieję i wiarę w dobre jutro, życie nauczyło nas wiele, zbieramy
doświadczenie do naszego bagażu życiowego. Ten rok jest czasem podsumowań, oraz zamykania
bolesnych, trudnych spraw. Ok, przestaję marudzić. Ostatnio zauważyłam, że nasze nastawienie do
jutra je definiuje. Zatem czas na pozywane i optymistyczne wizje jutra!!
Ależ siłę można czerpać z Twego wpisu.
OdpowiedzUsuńNiesamowite, jak mocną, nie do złamania kobietą jesteś!
Wszystkiego co najlepsze na następne 25 lat!
Dziękuję :) Moją siłą jest mąż i dzieci. Oni dają mi cel i motywację.....
UsuńPodziwiam.
OdpowiedzUsuńStaram sie uczyc od Ciebie
Pozdrawiam
Dziękuję!
UsuńGratuluję rocznicy i odważnych wyborów.
OdpowiedzUsuńLudzie tak często myślą o zmianie latami i nigdy nie wychodzi to poza etap rozmyślań.
My w tym roku 16 lat odkąd mieszkamy "na wsi" i 22 lata małżeństwa. A myślałam, że jesteśmy starsi od Was ;-)
Pozdrawiam i niech się Wam dalej dobrze wiedzie.
Dziękuję :)
UsuńRównież gratuluję! Wiele przeszliście, ale to uczyniło was silniejszymi i zaradniejszymi. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego i samych dobrych lat :)
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam.Też postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Kupiliśmy dom na wsi do kapitalnego remontu i z masą długów. Ale czuliśmy że to ten moment,bo on dłużej się zwleka tym gorzej.Mimo nie najlepszych warunków jest nam tu dobrze na tej naszej wichurze☺
OdpowiedzUsuńu mnie podobnie, też rzucilismy wszystko, kupiliśmy dom i urządzamy go sami. Jedynie przy dachu musiała nam pomóc firma zewnętrzna http://www.grupabiotop.pl/mycie-dachowki/ bo nie mieliśmy pojęcia ani sprzętu żeby go wyczyścic. A tak to wszystko we dójkę własnymi rękami robimy. na szczęście jesteśmy freelancerami, więc pracujemy w między czasie bez konieczności wizyt w mieście
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń